kategoria : / /
Drużyna Pięciu - Część 3 - On niszczyciel, on zagłada
a u t o r : Umbrella
Zaczęła padać seria pytanie-odpowiedź:
- Kim jesteś?
- Nazywam się Sequrel.
- Czym jesteś?
- Jestem Strażnikiem, jednym z Drużyny Pięciu.
- Strażnikiem czego?
- Po pierwsze, mieszkańców lasu. – Mówiąc to, Sequrel wskazał na małe istoty. – Po drugie, Aureloni, którą zwiemy również Gwiazdą Zaranną. – Jego dłoń wskazała punkcik na drzewie.
- Jak nazywają się oni, znaczy mieszkańcy lasu?
- Mamy dla nich różne nazwy, które powstały z różnych powodów: Duszki, ponieważ pojawiają się i znikają kiedy chcą, Zwierzołakami, ponieważ mogą w dowolnej chwili zmienić swą postać w dowolne zwierzę, i na odwrót. Istnieje jeszcze wiele innych nazw, ale o tym później.
- Dlaczego chronisz tę Aurelonię? I przed czym?
- Widzę, że nasza rozmowa szybko wkracza na właściwą ścieżkę. Dlatego cię tu sprowadziłem. Już od dłuższego czasu cię obserwowałem.
- Zaraz, co? – Filip dezorientował się.
- Tak, obserwowałem cię, jakie są twoje relacje z innymi, jaki jesteś, dlaczego taki jesteś. Przez przypadek dotknąłem też twoich uczuć do tej dziewczyny, Laury.
- COO?!! – Filip zaczął szybko tracić panowanie nad sobą. Nie wiedział, czy jeśli spróbuje zaatakować Strażnika, ten nie wyrzuci go z tego miejsca.
- Tak, wiem, nie powinienem, lecz z czystej ciekawości zobaczyłem, jaka ona jest, i zrozum co teraz powiem: Ona nie jest taka miła, jaka się wydaje.
- Dobra, niech ci będzie. Pomińmy ten temat. – Chłopak zaczął się uspokajać, mimo to był roztrzęsiony. – Teraz do rzeczy – dlaczego porwałeś mnie? Ja chciałem tylko pooglądać gwiazdy, to moje marzenie. Patrzeć w nie i je badać. Lecz nagle zjawiłeś się TY i wziąłeś mnie nie wiadomo gdzie i teraz gadamy ze sobą jakbyśmy się znali! Proszę wytłumacz mi to. – Pytanie było proste, tak proste, że Sequrel na chwilę zaniemówił.
- Chodzi o twoje umiejętności. – po chwili zielona postać odpowiedziała. – Widzisz, każdy następny Strażnik, Jasnowidz, Wojownik, Odkrywca i Bestia ma w sobie zdolność, której nie miał żaden poprzednik. Te umiejętności są w pewnym sensie „dziedziczne”. Ja na przykład… - Strażnik wyciągnął przed siebie prawą rękę. – …Mam zdolność kontrolowania i transformacji materii. – Powietrze wokół dłoni zafalowało, a po chwili w ręce pojawił się błyszczący, zielony, półtorametrowy miecz. Po chwili wbił go w ziemię. Ostrze wydało delikatny brzdęk, a po chwili znikło. – Każdy pozostały członek drużyny może się nauczyć zdolności każdego. Każdy wniósł coś od siebie. Ich zdolności można wymieniać godzinami, lecz my nie mamy tyle czasu.
- Dlaczego nie?
- Widzisz, nie doszliśmy jeszcze do sedna. Chronię Aurelonię i mieszkańców lasu przed Nim.
- Kim?
- Właściwie on nie ma żadnego imienia, a nawet jeśli miał, to nikt go nie pamięta.
- I ON, kimkolwiek jest, chce dostać Aurelonię?
- To nie do końca tak. On chce ją zniszczyć, jednak nie ma takiej mocy. Dokonać tego nie może żaden demon, ani stwór cienia.
- Dlaczego nie może on? I jak zamierza ją zniszczyć, skoro nie ma takiej potęgi? Ma jakieś zdolności telepatii? – Filip wiedział, że to nienormalny pomysł, jednak tego dnia nic nie było normalne.
- To sięga aż do początków istnienia Strażników, ale trzeba się streszczać. Kiedyś ci opowiem tę historię. A tak na marginesie: Nie ma zdolności telepatii. Gorzej. Potrafi omamić twój umysł.
- Aha, hipnoza. Ale dlaczego musimy się spieszyć? I co mam zrobić, gdy już przybędzie?
- Nie ma czasu na wyjaśnienia. On już tu jest.
Po chwili milczenia młodzik zapytał się:
- Co teraz zrobisz? – Filip musiał mieć tą odpowiedź; od niej zależało, co zrobi.
- Polecę i spróbuję go przegonić choć na chwilę.
Odpowiedź zadowalała go choć trochę; wiedział, że będzie bezpieczny. Sequrel powiedział do niego:
-Ty zostań tutaj i opiekuj się Duszkami. Boją się, lecz ponieważ ja tobie ufam, one też zaufają i mam nadzieję, że utrzymasz je w miejscu. – Wtedy dopiero młodzik zauważył, że las stał się całkiem cichy.
- Dlaczego?
- To później, po prostu dbaj o nie. – rzekł Strażnik i wystartował. Jego zielona postać szybko wznosiła się na nieboskłon.
Filip szybkim spojrzeniem znalazł wszystkie Zwierzołaki, z którymi się witał. Podszedł do nich i powiedział:
- Nie bójcie się, to ja. Sequrel powiedział mi, abym się wami zajął. Proszę chodźcie do mnie. – Usiadł i zaprosił je gestem dłoni. – Przybądźcie. – Słowo samo wydostało się z jego ust. Zielone istotki jak na rozkaz najpierw powoli, niespokojnie poruszały się w jego stronę, a po chwili przyspieszyły. W kilkanaście sekund były już przy nim. Nie minęła minuta, a Duszki bawiły, skakały i śmiały się wokół Filipa. Były znów spokojne i szczęśliwe. ponownie zabrzmiała przyjemna muzyka grana na wiolonczeli. Nagle chłopak poczuł się strasznie nieswojo. Ciepły blask Gwiazdy Zarannej znikł. Spojrzał na drzewo i przeraził się: Aurelonia zniknęła! Szybko wstał i nakazał małym istotom siedzieć w miejscu, gdzie wszystkie skuliły się, w ciszy oczekując tego, co się stanie. On sam nie wiedział, co może się stać, jednak bał się jedynie jednej opcji: Spotkania z Nim.
Pewnie Sequrel zabrał Aurelonię w bezpieczne miejsce – w taki sposób myślał przez chwilę. Jego rozmyślania na ten temat przewał cichy huk, jakby ktoś skoczył z dużej wysokości. Wiedział, że to nie Strażnik; on wylądował by bezszelestnie, a przed tym zaalarmowałby go. Odgłos rozległ się kilka metrów za Filipem. Odwrócił się powoli i ujrzał wysoką, chudą, zgarbioną postać, całą ubraną na czarno, wspierającą się laską. Wyglądał jak starzec: jego siwe włosy wystawały spod cylindra, a na jednym oku miał monokl. Miał mały nos, a całą twarz pokrywały zmarszczki. Wtedy zauważył też coś dziwnego, czego nie dało się przeoczyć pomimo słabej widoczności(Księżyc nie dawał bowiem wiele światła): drugie oko było przymrużone i całe czerwone. Chłopak szybko zrozumiał, że to On. Przełknął ślinę i po chwili zauważył, że przygarbiona istota grzebie w marynarce, którą miała na sobie. Po chwili poszukiwań postać wyciągnęła do niego rękę, w której błyszczała Gwiazda Zaranna. Była dosyć niewielkich rozmiarów: miała około ćwierć metra długości i szerokości, kształt rombu, i co najważniejsze, ona lewitowała! Zupełnie jak Strażnik – szybka myśl nawiedziła umysł Filipa; zrozumiał, dlaczego chroni on Aurelonię: Ona była ich źródłem mocy! Po chwili usłyszał łagodny, głęboki głos starca:
- Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy.
- Kim jesteś?
- Chciałbym ci odpowiedzieć, Filipie, jednak obawiam się, że nawet jeśli kiedyś miałem imię, to je zwyczajnie zapomniałem. Moje sługi zazwyczaj mówią mi Niszczyciel, czasami Zagłada.
- Skąd znasz moje imię? – Chłopak zrobił się niespokojny; co jeszcze mógł wiedzieć?
- Wiem o tobie całkiem sporo: Co lubisz, czego nienawidzisz, co kochasz, a także: dlaczego Strażnik cię wybrał.
- Do czego?
- To długa historia, lecz skupmy się na krótkim fragmencie. Posłuchaj: Sequrel cię zwodzi. On chce wykorzystać moc Gwiazdy przeciwko ludzkości, używając ciebie. – Niespodziewana odpowiedź tak szybko i płynnie wypłynęła z ust Jego, że Filip zaczął mu wierzyć. – Widzisz, dlatego cię wybrał: zmusi cię do zniszczenia wszystkiego, co znasz i kochasz. Dlatego chcę zaoferować ci pomoc.
- W jakim sensie „pomoc”?
- Chodzi o to, że ten głupiec nie potrafi jej odnaleźć, dlatego oferuję ci układ: Ja zatrzymam go na kilka godzin, a ty schowasz ją jak tylko najlepiej potrafisz, i nikomu nie powiesz, zgoda?
- A jeśli ją znajdzie? I co zrobi mi za to?
- Nie musisz się o to martwić. Strażnicy z natury nienawidzą krzywdzić innych. Co najwyżej wymaże ci pamięć, a następnie za karę umieści na wysokiej górze, lecz nie martw się, ja sprowadzę cię do domu.
Chłopak już miał się zgodzić, lecz przeszkodziło mu lekkie szarpanie nogawki. Spojrzał w dół i zobaczył Duszka, który przybył, najwyraźniej w prośbie o pomoc. Widać po nim było, że ledwo żyje: cała jego zieleń znikła, zastąpiona przez odcienie szarości, a on sam nie był w stanie już latać. Filip spojrzał na drzewo, na którym była Aurelonia: miało ponad dziesięć metrów wysokości. Mimo to czuł, że musi im pomóc, czuł się wewnętrznie poruszony ich stanem. Odwrócił się w stronę drzewa i postąpił jeden krok. Za nim następny. I kolejny. Nim pokonał jednak dziesięć metrów, starzec doskoczył do niego, chwycił za ramiona, i zaczął szeptać do ucha:
- Po prostu to sobie weź.
Sequrel wylądował opodal ich, po czym zorientował się w sytuacji. Wystartował jak najszybciej mógł.
- Nieograniczona moc… Spełnią się twoje pragnienia… Możesz być kim chcesz… Możesz sprawić, by Laura cię pokochała… - Ostatnie słowa obudziły w Filipie przytomną część umysłu. Natychmiast przypomniał sobie słowa Strażnika „Ona NIE jest taka, jaka się zdaje być.” Chciał się uwolnić z uścisku, lecz brakowało mu sił. Zupełnie jakby miał wypłynąć na powierzchnię oceanu, mając przywiązany do nogi kamień. Mimo to walczył. Skoro nie mógł przestać słuchać starca, postanowił, że uniemożliwi samemu sobie poruszenie się. Było to niełatwe zadanie, głównie ze względu na obietnice i ton głosu Jego, który budził zaufanie. Sequrel na szczęście był już w drodze. Leciał coraz szybciej. Dzieliło go od nich pięćdziesiąt metrów. Trzydzieści. Dwadzieścia.
- Zrób to. Zniszcz Aurelonię. – Chłopak nie mógł się powstrzymać. Trzymał w dłoniach Gwiazdę Zaranną, i nawet przytomna część jego myśli nie mogła go powstrzymać. Wtedy usłyszał głos Sequrela:
- NIE! – Strażnik wpadł między nich jak błyskawica, i w mgnieniu oka skoczył na Niego.
Filip otrząsnął się. Zrozumiał potęgę, jaką dysponował demon. Stał z boku i obserwował walkę. Zawładnęła nim bezsilność i żądza wygranej. Chciał widzieć Jego przegraną. Chciał, by jasność zwyciężyła ostatecznie nad ciemnością. Siła uderzenia odrzuciła starca kilka metrów od niego. Szybkim ruchem obrócił laskę, a z jej końca wysunęło się długie na kilkanaście centymetrów ostrze. Sequrel wyciągnął dłoń, a po chwili pojawiła się w niej dziwna broń, której Filip nie był w stanie zidentyfikować. Przypominała miecz: długa na półtora metra, lśniąca, lecz od zwykłej broni białej wyróżniała ją końcówka ostrza, ukształtowana w owalny kształt przypominający halabardę. Wtedy rozgorzała walka. Skoczyli ku sobie. Nastąpiła szybka wymiana ciosów. Mimo zdjęcia Aurelonii z drzewa Strażnik zdawał się walczyć w pełni sił. Widać było jednak jego zmęczenie. Większość ciosów niezgrabnie parował lub blokował, a ciosy zadane przez niego były znacznie wolniejsze od jego przeciwnika. Po kilku chwilach i dziesiątkach uderzeń klinka o klingę, trzon o trzon ich ostrza skrzyżowały się, i zaczęli się siłować.
Minęło trzydzieści sekund.
Minęło czterdzieści pięć sekund.
Minęła minuta. Sequrel padał ze zmęczenia. Chciał odpuścić i sparować cięcie, jednak to On wykonał ruch szybciej. Cofnął swoją laskę, a broń Strażnika z cichym brzdękiem wbiła się w ziemię. Zdziwienie zielonej istoty z nagłej zmiany sytuacji nie trwało długo. W mgnieniu oka w powietrzu rozległ się cichy świst i głuchy łomot: to Jego laska uderzyła z wielką siłą go tępą stroną.
Krzepa starca była zatrważająco duża: po uderzeniu Sequrel poleciał kilka metrów w tył, a jego broń zniknęła. Uśmiechnął się. Zdawał się oszaleć. Wtedy Filip usłyszał od niego tylko jedno słowo:
- Uciekaj.
Chwilę potem On doskoczył do bezbronnego Strażnika i wbił mu laskę pod brodę. Choć młodzik chciał przybiec mu na pomoc, wiedział, że Gwiazda jest ważniejsza. W duchu opłakując nowego przyjaciela, powoli zaczął poruszać się w stronę przeciwną do Niego. Po chwili już biegł z całych sił.