kategoria : / /
Drużyna Pięciu - Część 2 - Zieleń, czerń
a u t o r : Umbrella
w s t ę p :
...
u t w ó r :
Filip brnął przed siebie, pomimo zepsucia się sprzętu miał dobry humor. Dochodziła już północ. Chłopak wreszcie dostał się na skraj polany. Tam przystanął i patrzył w niebo przez jakiś czas. Ponieważ noc była wiosenna, nie było mu zimno. Czuł się jednak niespełniony. Na następną taką okazję zobaczenia Syriusza będzie musiał czekać przez kolejne lata. Teraz, rzeczona gwiazda mimo swego niebywale mocnego blasku i tak była tylko jednym z wielu malutkich punkcików zawieszonych na nieboskłonie. Wtedy zobaczył coś dziwnego. Jeden z punktów światła zaczął się poruszać i rosnąć. Może to asteroida? – pomyślał sobie. Czymkolwiek to było, trajektoria lotu tego obiektu była bardzo nieregularna. Żaden samolot nie byłby w stanie tak szybko zmieniać kierunku. Po chwili zorientował się, że to coś leci wprost na niego. Po tym, gdy zbliżyło się do urwiska, Filip zauważył, że to przypomina człowieka. Nie mógł ruszyć się z miejsca, czuł, że wręcz musi zostać.
Po chwili dziwna postać zbliżyła się do niego i ostro wyhamowała, mimo to nie było żadnej fali powietrza. Filip ze strachem i niepewnością uważnie przyglądał się przybyszowi. Był od niego trochę niższy, cały zielony, za wyjątkiem całkiem dużych, żółtych oczu, które bacznie go obserwowały. Jego dłonie aż do łokcia były grubsze, wyglądające jakby stwór nosił na rękach jakiś rodzaj kryształowych rękawic. Podobnie było z jego nogami do kolan. Jego głowa była przy tym całkiem normalna. Średnich rozmiarów, z ledwo widocznymi uszami i nosem. Włosy wyglądały jak zrobione z jakiegoś zielonego kryształu, przy czym delikatnie powiewały przy najdrobniejszych ruchach głową. Filip zauważył jednak jeszcze jedną, ważną rzecz: ta dziwna postać lewitowała nad ziemią! Wzajemne przypatrywanie się nie trwało jednak długo. Zielona istota szybko schyliła się do ziemi, a następnie przyłożyła dłoń do jego serca. Chłopak czuł zimny dotyk na klatce piersiowej, przy czym miał dziwne wrażenie, że nic mu się nie stanie. Po chwili postać się wyprostowała, chwyciła go za bluzkę, i zaczęła ciągnąć w stronę urwiska, lecąc tuż przy powierzchni ziemi. Nagła zmiana sytuacji uświadomiła młodzikowi, że nie wszystko jest w porządku. Zaparł się nogami, jednak to ani trochę nie spowolniło zbliżania się do przepaści. Na drodze stało mnóstwo drzew, a istota leciała obok nich, nie ocierając się nawet o nie.
Po chwili byli już nieopodal krawędzi skarpy. Filip szykował się na ostatnie chwile życia. Gdy wylecieli poza krawędź, był przerażony. Zielona postać nie chciała go jednak zabić. Po chwili spadania wystrzeliła z ogromną prędkością, unosząc się ponad drzewa. Gdy chłopak zorientował się, że nic mu nie grozi, zaczął się rozkoszować lotem. Podziwiał i chłonął wszechogarniające widoki. Widział kilka małych wsi i miasteczek, nad którymi przelatywali, stada bydła i owiec, wypuszczone na popas na noc, a także ogrom lasów. Cały, ogromny strach zniknął w jednej chwili. Lot trwał zaledwie kilkadziesiąt sekund. Wtedy zobaczył miejsce przeznaczenia: skalna półka umiejscowiona na zboczu góry, długa na około pięćdziesiąt metrów, szeroka na trzydzieści. Po chwili zauważył, że cała półka pokryta jest cienką warstwą ziemi, na której rosną drzewa. Większość była stosunkowo mała, jednak jedno odróżniało się od innych: było bardzo wysokie, ciemnozielone igły pokrywały jego powierzchnię, a na jego szczycie migotał żółtawy punkt światła, otoczony zieloną aurą. Filip zastanawiał się przez chwilę, co to mogło być, i do czego służyć.
Jego rozmyślania przerwało jednak lądowanie. Zielona istota gładko wyhamowała nieopodal drzewa, a następnie zniżyła się ku ziemi. Po postawieniu stopy na ziemi chłopak poczuł, że są obserwowani. Po chwili zza gałęzi wyskoczyło kilka zielonych istot, znacznie mniejszych od postaci, która go przyniosła na miejsce, jednak wciąż do niego podobne. Co prawda nie miały żadnych zgrubień na rękach ani nogach, ich głowy były całkiem duże w porównaniu do reszty ciała, a nad nimi migotały małe, zielone punkciki. Po za tymi szczegółami także były całe jasnozielone, a ich oczy były żółte. Dwa z nich podleciały do niego, jakby chcąc go chwycić. Filip miał pewne opory przed ich zamiarami, usłyszał jednak spokojny, łagodny, a zarazem niski głos:
- Nie wstydźcie się, przywitajcie go. On jest dobry.
Zorientował się, że to dziwna istota przemówiła. Nim zdążył się poruszyć, obie osobliwe postaci obleciały go dokoła, przyglądając się jego ciału. Po chwili pojawiła się trzecia, przygrywająca wesołą, skoczną melodię na małej wiolonczeli. Zaraz zjawiło się jeszcze kilka innych , każda z kolei witająca się z nim w ten sam sposób co dwie pierwsze. Filip usiadł i zaczął wyciągać do nich ręce, również chcąc się przywitać. Gdy wreszcie skończyli, mógł zauważyć, że każda z tych dziwnych istot miała nad głową inny kształt: jedna kwadrat, druga romb, trzecia kółko. Po niedługim czasie znowu usłyszał głos:
- Zdaje się, że masz mnóstwo pytań. Pytaj, a ja odpowiem.
Filip nie zamierzał tracić czasu.