kategoria : / /
Więzień Firefly -część 3
a u t o r : Obserwator
w s t ę p :
Trzecia część "Więźnia Firefly" inspirowana serialem "Firefly" i filmem "Serenity".
u t w ó r :
-Kaylee! -Mal nerwowo naciskał guzik interkomu -Przyjdź na mostek. Już! -huknął. Gdzie do cholery jest ta dziewczyna. Miała pojawić się rano na mostku, żeby omówić zakup nowych części do silnika. Tak długo go o nie męczyła, a kiedy się wreszcie się zgodził, nie raczyła się pojawić.
-Czy ona myśli, że nie mam nic ważniejszego do roboty? -mruknął gniewnie.
-Tak się składa, sir że pan nie ma -zauważył usłużnie Walsh, starając się powstrzymać śmiech. Kapitan nic nie odpowiedział, tylko posłał pilotowi ponure spojrzenie. -Pewnie śpi -dodał winowajca, starając się zachować powagę.
-Dziękuję Walsh, za tę jakże cenną uwagę -zakpił Malcolm i ruszył do wyjścia. Wygląda na to, że będzie musiał wyciągnąć dziewczynę z łóżka. Zniechęcony skierował się w stronę maszynowni. Nie miał ochoty wydawać pieniędzy, których nie mieli, a teraz jeszcze musi gonić za mechanikiem po pokładzie. Już żałował, że się zgodził.
Po drodze zamierzał zajrzeć do ładowni. Sam fakt obecności tego dziwnego więźnia go drażnił. Nie dość, że był zmuszony pomagać takim typom jak Łowca, to jeszcze ten gówniarz-morderca, z którym nie wiadomo jak postępować. Marzył tylko, żeby jak najszybciej ich wysadzić.
Przekraczając próg ładowni poczuł znajomy metaliczny zapach krwi. Odruchowo wyciągnął broń. Błędnie założył, że źródłem smrodu jest uwięziony chłopak, który powinien teraz leżeć z roztrzaskaną czaszką na trapie. Nie znalazł więźnia, tylko Łowcę z wyrazem zdziwienia w martwych oczach i fragmentem łyżki wystającym z zakrwawionej szyi. Ciemna kałuża poniżej świadczyła, że leży tu już jakiś czas.
Szybki rzutem oka otaksował pomieszczenie. Łowca nie miał broni, a ładownia zdawała się pusta. Uzbrojony więzień czaił się więc gdzieś na pokładzie. Podbiegł do interkomu.
-Uwaga! -Krzyknął do mikrofonu - Więzień jest na wolności i jest uzbrojony -mocno zaakcentował ostatnie słowo- Wszyscy na mostek!
............................ .............................. .............................. ....
-Wolałem go ostrzec, niż ryzykować życiem załogi -stwierdził Mal kwaśno, widząc potępiające spojrzenie Zoe. Dotarła pierwsza na mostek i od razu wyrzuciła mu, że komunikat przez interkom był mało rozsądny. Reynoldsowi zdarzało się być rozsądnym tyle, że nie za często. Nie zastanawiał się nad konsekwencjami jeśli w grę wchodziło bezpieczeństwo jego załogi.
W drzwiach pojawił się Simon Tam, ciągnąc za rękę siostrę.
-Kajuta Kaylee jest zamknięta od środka. Wołałem, ale nikt nie odpowiadał -wysapał.
-Nigdzie jej nie ma -za Simonem wszedł Jane niosąc w ręce swoją ulubioną zabawkę, zwaną pieszczotliwie Verą.
Malcolm i Zoe wymienili spojrzenia. Myśleli o tym samym.
-Chłopak zabił Łowcę mimo, że był poturbowany i skuty. Jest bardziej groźny niż przypuszczaliśmy -stwierdziła chłodno Zoe.
-Jak to, przecież nie miał broni? -zdziwił się Simon. Jako jedyny niedoinformowany, w ogóle nie wiedział co się dzieje. Od poprzedniego dnia ukrywał się w kajucie razem z siostrą.
-Łyżką -stwierdził obojętnie Malcolm.
-Nie mówisz poważnie -lekarz z niedowierzaniem pokręcił głową. Miał podejrzenie, że kapitan sobie z niego kpi. Nie byłby to pierwszy raz.
-Wbił mu ją w tętnicę.
-Skąd u licha wziął łyżkę? -nie dawał za wygraną lekarz.
Wszystkie spojrzenia powędrowały w stronę kapitana, który pozostał niewzruszony.
-Niewiarygodne -paplał dalej Simon nieświadomy napięcia, które zapanowało w sterowni -Musiał...
-Tak -przerwał mu twardo Mal. -Już wiemy, że jesteś zaskoczony, ale może lepiej skupmy się na tym, że mamy na pokładzie uzbrojonego zabójcę.
-Z zakładniczką -dorzuciła Zoe.
-O czym wy mówicie? -wtrącił się zniecierpliwiony Cobb - To zwykły gówniarz i to w kajdankach. Rozwalę drzwi moją Verą i po sprawie.
-Jest w kajucie Kaylee -przypomniał mu delikatnie Pasterz Book, który dotarł na mostek zaraz za Zoe.
-No i?- Jane powiódł wzrokiem po zebranych.
-Kaylee jest mechanikiem -wyjaśnił powoli -W kajucie ma pełno narzędzi, więc o kajdankach możemy zapomnieć.
-A, no tak...-zrozumienie zaświtało w mózgu najemnika.
-Powinien pan go wywołać, sir -zaproponowała Zoe -Nie ma dokąd uciec, więc musi pertraktować.
............................ .............................. .............................. .......
-Mówi kapitan Malcom Reynolds- zabrzmiało z głośnika przy drzwiach maszynowni. Kaylee leżała nieprzytomna w swojej kajucie na podłodze, a porywacz zwijał się z bólu w przeciwległym kącie. Na rękach wciąż miał kajdanki, a upuszczony pistolet nurzał się w kałuży jego własnej krwi
i wymiocin. Nawet gdyby chciał, nie byłby w stanie się ruszyć. Kolejne fale bólu przeszywały go z taką siłą, że chwilami nie mógł nawet oddychać. Z jednej strony bał się, że zaraz straci przytomność, z drugiej o niczym innym nie marzył. Chciał tylko by to wszystko się skończyło. Kolejna fala bólu uderzyła go ze zdwojoną siłą, zanim jeszcze zdążył otrząsnąć się z poprzedniej. Poczuł, że jego myśli się mącą. Nie potrafił zrozumieć o czym mówi głos dobiegający z interkomu. Wiedział, że odpływa, co przyjął z westchnieniem ulgi.
---------------------------- ------------------------------ -----------------
-Czemu do cholery nie odpowiada? -Jane niecierpliwie ściskał "armatę". Nienawidził czekania. Był człowiekiem czynu, nawet jeśli to oznaczało zwyczajne robienie rozróby. Wszczynanie burd było jego wrodzonym talentem, który bardzo sobie cenił. Nie zajmował się pertraktacjami, to było dobre dla mięczaków. On wchodził, rozwalał kilka łbów, zabierał łup i się zmywał. Życie Jane'a zawsze było bardzo proste. Było, do czasu, aż zwerbował go Reynolds. Czasem tego żałował. Właściwie to żałował tego cały czas.
-Może chce nas przeczekać -podpowiedział Walsh.
-Albo zabił rudą i nie wie co robić -rzucił bezmyślnie Cobb, za co zarobił pełne oburzenia spojrzenia od reszty załogi.
-Nie bądź taki wrażliwy, Cobb -sarknął Walsh. Najemnik tylko spojrzał tępo nie rozumiejąc ironii.
-Możecie przestać? -przerwał im ostro kapitan. -Mamy martwego Łowcę na pokładzie, niebezpiecznego, uzbrojonego zbiega i porwanego mechanika. Więc jak możecie, to się skupcie.