kategoria : / /
Wyspa
a u t o r : Nadia
w s t ę p :
Inspiracją dla tego opowiadania był dla mnie FILM Bridges of Madison County. To w zasadzie wszystko. To nie jest Fanfiction. Tekst jest w 100% oryginalny i oparty na prawdziwych wydarzeniach.
u t w ó r :
Rankiem, 10 lipca 2016 roku, Roberta C., zwana przez przyjaciół Bobby, zamknęła drzwi swojego starego domu i ruszyła do odrapanej, małej terenówki zaparkowanej na podjeździe. Dom, w którym mieszkała był bardzo duży i bardzo stary. Przypominał jedną z tych zapuszczonych ceglanych rezydencji z przed wojny, której nikt nigdy nie wyremontował. W rzeczywistości zawsze był taki. Po śmierci rodziców, dziewczyna wyrzuciła prawie wszystkie zniszczone meble, niemal całkowicie ogołacając wnętrza. Teraz łatwiej jej było utrzymać wszystko we względnej czystości.
Jako minimalistka, nie przywiązywała dużej wagi do przedmiotów. Uważała, że są potrzebne, albo piękne, ale poza tym ich znaczenie właściwie się kończyło. Nie miała w domu żadnych pamiątek. Wierzyła, że jedyne co warto kolekcjonować to wspomnienia. Miała za to sporo zdjęć nie tylko ze swoich wyjazdów, ale i lokalnej okolicy. Trudno nazwać je pamiątkami, miały raczej wartość artystyczną. Zdjęcia przypinała pinezkami do ściany dużej sypialni, która zarazem była jedynym używanym pokojem w całym domu.
Roberta nie miała żadnej bliższej rodziny, a jedynie kilkoro przyjaciół, z którymi utrzymywała sporadyczny kontakt. To jej wystarczało. Wracając do domu, nie szukała towarzystwa, a raczej schronienia i odpoczynku od otaczających ją ludzi.
Teraz objuczona dwiema torbami i wytartą walizką, znowu opuszczała dom na co najmniej miesiąc. Jako wolny strzelec, czy raczej "Wolny Duch"- jak lubiła o sobie myśleć - wykonywała zlecenia dla magazynów i prywatnych odbiorców. Było to głównie zbieranie materiałów: zdjęć i zapisków, z których później powstawały artykuły, wpisy na stronach internetowych czy też zwykłe prospekty reklamowe. Umowy podpisane z kilkoma wydawnictwami, zapewniały względnie stały, choć nieduży dochód, z którego musiała utrzymać dom i samochód. Ponieważ wychowała się w rodzinie, która nigdy nie miała pieniędzy, nie było to dla niej coś niezwykłego.
Zapakowawszy torby do samochodu, wygodnie usadowiła się za kierownicą. Zapach wnętrza auta wprawiał ją w ekscytację od czasu, gdy jako dziecko podróżowała z rodzicami po całym kraju. To był jej ulubiony moment, wszystko spakowane, drzwi zamknięte i tylko przekręcenie kluczyka dzieli ją od szerokiej drogi. Słońce zdążyło już przeniknąć przez reszki nocy, ale wciąż jeszcze było cicho i spokojnie na drogach. Tylko ptaki okupujące jej zarośnięty ogród, zakłócały ciszę. Zapach budzącej się przyrody i wilgotnej od rosy trawy był wyczuwalny nawet we wnętrzu samochodu. Przez chwilę siedziała nieruchomo, delektując się tym ekscytującym uczuciem.
-W drogę -uśmiechnęła się do swojego odbicia we wstecznym lusterku i przekręciła kluczyk w stacyjce. Samochód gładko zapalił. Choć był już stary i z wierzchu nie prezentował się najlepiej, Bobby bardzo pilnowała by silnik był w idealny stanie. Nie mogła sobie pozwolić na awarię na środku jakiegoś pustkowia. Minutę później wyjeżdżała już z podmiejskiej uliczki, kierując się w stronę centrum.
Nie zabrała ze sobą dużo rzeczy. Nie lubiła taszczenia ciężkich waliz dlatego zawsze starała się spakować do jednej walizki, zabierając wyłącznie to co najpotrzebniejsze. Pozostałe torby, które zabrała obciążone były sprzętem fotograficznym i elektroniką. Tu też nie pozwalał sobie na zbytek. Oprócz dwóch aparatów, statywów, kilku obiektywów i dodatkowego światłomierza zabrała tylko laptop, ładowarki i przeróżne kable pozwalające na łączenie tego wszystkiego w całość.
Jej ulubionym elementem wyposażanie był mały generator, ukryty na tyłach wozu. Kupiła go w czasie jednej z pierwszych wypraw i odtąd się z nim nie rozstawała. Inaczej rzecz się miała z biało-niebieską lodówką turystyczną. To był prezent. Najwyraźniej jeden z jej przyjaciół stwierdził, że to świetny pomysł i wręczył ją Bobby na urodziny.
W miejscowym klimacie, gdzie zima pożerała niemal pół roku, a lato liczyło tylko dwa miesiące, coś takiego nie miało za dużo zastosowań. Bobby nigdy nie piła schłodzonych napojów, miała zbyt delikatne gardło, a alkoholu, zwłaszcza piwa nie lubiła. Wypełniała więc lodówkę butelkowaną wodą, colą i napojami energetycznymi. Na wszelki wypadek zabierała też kilka butelek piwa. Bywały przydatne gdy trzeba było kogoś poczęstować, na przełamanie pierwszych lodów.
Mimo dość wczesnej pory słońce zaczęło już przygrzewać. Bobby cieszyła się, że ma na sobie tylko cienkie, dziurawe dżinsy i top na ramiączkach w kolorze khaki. Półdługie, kręcone włosy zwinęła w mały koczek nad karkiem, nie lubiła kiedy kosmyki pałętały się jej wokół twarzy. Samochód nie miał klimatyzacji, ale to nie był problem. Musiała tylko szybko przejechać przez miasto, a wtedy opuszczone szyby zastąpią nawiew.
W tej chwili kierowała się na północ, w stronę morza. Stamtąd promem miała przeprawić się na małą uroczą skandynawską wyspę gdzie dostała zlecenie na tekst i zdjęcia dotyczące tamtejszego parku rozrywki. Drugi osobny artykuł miała przygotować o samej wyspie. Dwie pieczenie przy jednym ogniu. Pierwszy tekst miał być krótki, pismo chyba nie doceniało umiejętności czytelniczych swoich klientek, bo zależało im głównie na zdjęciach.
Miała tydzień czasu na wszystko, co mimo zakorkowanej drogi w okresie letnim w zupełności powinno wystarczyć. Nie spieszyła się, uwielbiała zatrzymywać się po drodze, jeśli coś ją zaciekawiło czy po prostu spodobał się jej krajobraz. Spacerowała, robiła zdjęcia i poruszała się bocznymi ulicami, by uniknąć zakorkowanych głównych dróg. Najlepsze zdjęcia zatrzymywała z myślą, że kiedyś być może będzie mogła je wykorzystać.
Taką swobodę dawał tylko wolny zawód, taki jak jej. Lubiła swoją pracę, te wszystkie wyjazdy, zdjęcia i pisanie. Czuła się wolna. Ale choć była typem samotnika, czasem marzyła o towarzystwie. Nie chodziło o drugą osobę, w zupełności wystarczyłby jej jakiś zwierzak. Ktoś do kogo można by się było odezwać. Oczywistym wyborem powinien być pies, ale Bobby wolała koty, które niestety nie nadawały się do podróży. Raz widziała na YouTubie filmik pokazujący kota podróżnika. Jeździł ze swoim właścicielem po całym kraju. Spał pod tylną szybą i wylegiwał się na fotelu pasażera. Zamarzyła wtedy o takim właśnie towarzyszu. Miękkim, puszystym i mruczącym. Uśmiechnęła się do własnych myśli.
Nigdy natomiast nie rozważała męskiego towarzystwa. Wszystkie jej związki kończyły równie szybko jak się zaczynały. Nie nadawała się na żonę czy matkę. Nie tylko dlatego, że nie przepadała za dziećmi, ale przede wszystkim z powodu chronicznej nieobecności w domu. Już dawno przeszła nad tym do porządku dziennego.
Godzinę zajęło jej przejechanie miasta i teraz gnała prawie pustą drogą w stronę północy. Spuściła więc szyby i włączyła muzykę rozkoszując się krajobrazem przemykającym za oknami wozu. W czasie drogi kilkakrotnie się zatrzymywała. Czasem żeby coś zjeść czy skorzystać z toalety, a niekiedy tylko po to, żeby lepiej przyjrzeć się miejscu, które wpadło jej w oko. Na noc zatrzymała się w niewielkim uroczym miasteczku z kwadratowym rynkiem otoczonym pastelowymi kamienicami. Następnego dnia włóczyła się po nim bez konkretnego celu. Zjadła lody w zabytkowej cukierni na rogu głównej ulicy, zrobiła trochę zdjęć na rynku i ruszyła w dalszą drogę. Pod wieczór dotarła do nadmorskiego miasta. Wykupiwszy bilet na prom dla siebie i samochodu i udała się na zwiedzanie miasta. Nie miało znaczenia, że byłą już tu wielokrotnie. Za każdym razem znajdowała coś ciekawego, coś co się zmieniło. Miejsca żyją, zawsze w to wierzyła. Tak jak nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki, tak samo nie dało się odwiedzić dwa razy tego samego miasta, ono było już inne tak jak i my.
-Nigdzie nie da się powrócić -pomyślała fotografując wybrzeże jakby widziała je po raz pierwszy.