kategoria : / /
Gardevoir
a u t o r : bartek_121
w s t ę p :
Pierwsze fan fiction jakie kiedykolwiek napisałem. Mniej więcej bazowane na prawdziwych wydarzeniach.
u t w ó r :
1
To nie będzie dobry dzień
Pierwsze słowa, jakie Nigai zawsze wypowiadał po przebudzeniu. Mimo, że takie negatywne nastawienie mogłoby wydawać niepotrzebne dla kogoś innego, Nigai nie wierzył w takie bzdury.
Nie wierzył w to, że może być lepiej albo, że dzień nie będzie aż taki zły jak sobie wyobraża. Nigai nie wierzył w nic. Taki tok rozumowania pozwalał mu utrzymać komfort psychiczny w Hoenn. Otworzył oczy i spojrzał w sufit. Czy ja naprawde muszę wstawać ? - myśl, która wracała jak bumerang także dzisiaj nie dawała mu spokoju. Chcąc nie chcąc wstał, uprzednio przecierając oczy dłonią. Jaki dziś jest dzień ? Nie wiedział, każdy dzień w jego życiu wyglądał dokładnie tak samo, a przynajmniej od wyjazdu ojca do Kanto. Wspomnienia z jego udziałem traciły na wartości, szybko zostały zapomniane z upływem czasu. Nie pamiętał już, że to on wpoił mu to co sam wiedział. Nie pamiętał, że to on był dla niego wzorem. Nie pamiętał nawet jego twarzy. Nie da się wyrazić słowami jak bardzo chciał go poznać od nowa, ale ile to już minęło ? Czy on go w ogóle pamięta ? Kogo to obchodzi, to tylko wspomnienia. A przynajmniej tak uważał Nigai.
Rozejrzał się po pokoju, jak zwykle zapuszczonym. Książki walały się po podłodze, razem ze skrawkami papieru. W kącie prostokątnego pomieszczenia stało małe łóżko, w tej chwili padał na nie promień światła z okna umieszczonego dokładnie tak, żeby poświata lądowała na twarzy leżącego. Nie przeszkadzało mu to, dzięki temu zawsze wstawał na czas. Pokój był urządzony surowo, oprócz łóżka stało tam tylko kulawe biurko z krzesłem i regał z książkami, które go nie interesowały, ale dawały wrażenie, że ma jednak jakąś pasje. Tapeta w kolorze stali dawno zmatowiała i odchodziła ale nasz protagonista miał do tego taki stosunek, jak do tego, czy przeżyje do końca dnia, czyli żaden.
Nigai ruszył w strone łazienki. Po wejściu do niej spojrzał w lustro, zawsze to robił. Jego wygląd nie zmieniał się nagle w ciągu jednej nocy, ale mimo to lubił oglądać swoje odbicie. Lubił swoje długie, czarne włosy, zawsze spięte w kucyk i umyte. Lubił fioletowe oczy, mimo tego, że straciły część swojego blasku i swój nos, całkiem normalny. Zero śladów po oparzeniach lub bliznach po atakach Pokemonów także mu nie przeszkadzało, większość ludzi, którzy postanowili bawić się w trenerów przypominało surowy kawał mięsa z parą oczu. Nacieszywszy się swoim odbiciem i skończywszy proces mycia skierował swoje kroki do kuchni, gdzie siedziała jego matka, Buraia.
Jak zwykle próbowała go przekonać, że zostanie trenerem to jedyna opłacalna ścieżka kariery, jaką można pójść :
Będziesz wiódł życie pełne przygód, spotkasz nowych ludzi, przeżyjesz nowe doświadczenia, możliwe nawet, że zostaniesz mistrzem Pokemon !
Odpowiedz zawsze taka sama, powtarzana jak mantra każdego poranka
Nie zamierzam łazić po świecie i łapać zwierzęta w głupio wyglądające kulki, tylko po to, żeby móc pokonać z ich pomocą innych półmózgów, którym się wydaje, że mogą rozkazywać czemuś, co może spalić ich żywcem w 6 sekund i nawet tego nie zauważyć albo potrafi przenosić 300kg jedną ręką, i twierdzić, że ich życie będzie lepsze z nimi. Jasne, życie w kulce i przyjmowanie na siebie błyskawic i ognia tylko po to, żeby ucieszyć jakiegoś dzieciaka w czerwonej czapce jest znacznie lepsze niż wolność.
Buraia po tej odpowiedzi utwierdzała swoje przekonanie, że jej syn jest jakimś Pokeaktywistą albo czymś w tym rodzaju. Nic bardziej mylnego, Nigaia po prostu to nie obchodziło w najmniejszym stopniu. Zawsze twierdził, że skoro Pokemon jest wystarczająco głupi, żeby dać sie złapać to zasługuje na ból jaki przyjmuje. Nie zamierzał też organizować protestów przeciwko walkom, i tak by to nic nie dało. Po pośpiesznie zrobionym śniadaniu, na które przeważnie składały się tosty i kubek wody, Nigai ruszył do szkoły. Nie chciał tam iść, z prostego powodu. Pokemony. Wszystkie zajęcia obracały się wokół tych stworzeń, które miał głęboko w poważaniu. Jak złapać Pokemona w Pokeball, jakie pożywienie jest najlepsze dla nich, pierwsza pomoc dla chorego Pokemona, do wyboru do koloru. Uwielbiał za to drogę do szkoły, prosta i nieskomplikowana, pozwalała mu się wyłączyć na chwile. Jak zwykle, minął kilka par dzieciaków, które walczyły ze sobą. Nie byłoby to aż tak złe dla niego, gdyby ich Pokemony nie były takie brzydkie i głośne. Nigai zacisnął zęby, żeby nie powiedzieć czegoś nieprzyjemnego co przychodziło mu to zaskakująco łatwo. Szybko dotarł do szkoły i pośpieszył na zajęcia.
Nie obchodziły go, jednakże nie lubił się spóźniać bardziej od widoku niektórych ludzi z jego roku.
Subar w szczególności działał mu na nerwy. Wielki gieroj, gwiazda całej szkoły i naczelny łobuz.
O dziwo, większość ludzi go lubiła, prawdopodobnie przez jego wyczyny na polu walk. Nigai sam nie wiedział dlaczego on został pominięty podczas dręczenia innych przez Subara, kolejnej rzeczy, w której był dobry. Prawdopodobnie dlatego, że wyglądał tak marnie, że nawet najbardziej okrutny dręczyciel miałby wyrzuty sumienia wyrzucając mu kosz na głowe albo zamykając w damskiej ubikacji. Dzwonek przerwał fale wspomnień i przypomniał mu, że znajduje się w najgorszym miejscu w którym mógłby w tej chwili być. Drzwi do sali otwarły się, panna Kanja rozpoczęła kolejną nudną lekcje.
Tym razem poruszony był temat ewolucji. “Wolałbym wyrwać sobie oczy przez dupe niż tutaj siedzieć” - pomyślał Nigai. W tym czasie panna Kanja objaśniała dosyć głośnej klasie schemat ewolucji Eevee, zaś Subar usiłował poderwać Hareye, najładniejszą dziewczyne w klasie, która prawdopodobnie usiadła z nim tylko dlatego, że nie było innego miejsca. Nigai nie widział innego powodu dla którego miałaby z nim siedzieć, nie przypominali siebie w niczym. Hareya była miła, uprzejma i zawsze chętna do pomocy, Subar był społeczeństwu tak potrzebny jak Magikarp poza wodą i nie na talerzu. Poza tym, nawet taki dupek i pesymista jak Nigai doceniał jej wygląd, szczególnie podobały mu się w niej jej oczy, czarne z niebieskimi refleksami i złotą obwódką. Nigdy takich nie widział i wątpił czy kiedykolwiek jeszcze zobaczy. Pozostałe elementy wyglądu Hareyi także robiły wrażenie, miła owalna twarz, długie, proste włosy i figura gwiazdy telewizji sprawiały, że uganiali się za nią prawie wszyscy. Oprócz Nigaia.
W chwili, kiedy Subarowi wydawało się, że prawie ją uwiódł panna Kanja zaatakowała go pytaniem, na które nie umiał odpowiedzieć:
Subar, powiedz mi proszę jaki kamień wpływa na ewolucje Eeve w Vaporeona ? - zapytała z uśmiechem, jaki mógł sugerować, że tylko czekała na odpowiednią chwile, żeby go o to zapytać
Eeeee….. - zdołał wydostać z ust zanim jego nauczycielka wstawiła mu złą ocene ( z nieukrywaną satysfakcją)
Tak Subar, Eeve - odparła z szyderczym uśmiechem - brak rozwinięcia tego zdania świadczy dobitnie o tym, że nie wiesz nic o ewolucjach. W pełni zasłużyłeś na tą ocenę, jeszcze jedna taka i będziemy świętować jubileusz ! To będzie twoja 10 jedynka na naszej 10 lekcji, lepiej sie przygotuj dobrze, masz jak w banku to, że zostaniesz zapytany. Albo lepiej nie, tak mało mamy okazji do świętowania...
Panna Kanja znana była ze swoich sakrastycznych odpowiedzi, nie zawiodła i tym razem, jako że przez klasę przetoczyła sie krótka fala zduszonego śmiechu.
Subar nie przejął się tym za bardzo, wrócił do swoich nieudolnych teraz prób oczarowania Hareyi. Okazało się, cóż za niespodzianka, że nie lubi ona tępych mięśniaków. Lekcja trwała dalej:
- … Pokemony bardzo przywiązują się do swoich trenerów, dla swojego trenera zrobią wszystko…
W tej chwili stało się coś niespodziewanego. Nigai sam zgłosił się do odpowiedzi. Nawet sama Kanja była zaskoczona, zazwyczaj się nie odzywał, siedział sam, lecz gdy go zapytała zazwyczaj wiedział o co chodzi.
Jak to możliwe ? Większość Pokemonów posiada destrukcyjne moce, niektóre są dużo mądrzejsze od nas, jakim cudem chciałyby wiązać się z takimi słabymi istotami jak my ?
Słowo “trener” też nie jest na miejscu, przecież żeby złapać Pokemona musimy go brutalnie potraktować, tak, żeby nie miał siły na wydostanie się z Pokeballa. Jakoś nie widze takiej sytuacji : załóżmy, że sprawie, że zemdleje którekolwiek z was, następnie zamknę tego kogoś w klatce a potem rozkaże, żeby zrobiło coś dla mnie. Prawdopodobnie dostałbym po twarzy albo, wielka niespodzianka, nie udałoby mi sie zmusić tego kogoś do wykonania niczego. Przepraszam, jeżeli to pytanie było głupie, kompletnie nie znam sie na łapaniu Pokemonów i na tym jak działa Pokeball. Po prostu wydaje mi się to dziwne, że np. Kadabra z ilorazem inteligencji znacznie wyższym od naszego byłby zdolny słuchać rozkazów od Subara i je wykonywać bez najmniejszego słowa skargi.
Gdy ostatnie słowa przebrzmiały w klasie zapadła cisza. Kilku uczniów patrzyło na Nigaia, tak jakby powiedział coś strasznego. Panna Kanja po chwili namysłu odpowiedziała:
Nie potrafie odpowiedzieć ci na to pytanie, nie teraz. A teraz jeżeli nikt nie ma innych pytań, proszę wyjść na przerwę.
Nigai nie naciskał, nie otrzymał odpowiedzi za pierwszym razem, ponowne pytanie wydawało mu się bezsensowne. Nie minęło 10 minut od wyjścia z klasy, kiedy zaczepił go Subar:
Czy ty twierdzisz, że jestem głupi ? - zapytał z nieukrywanym rozdrażnieniem
Nigai rozejrzał się dyskretnie. Nie zauważył nikogo z jego gangu, a ponadto niedaleko stała jakaś nauczycielka. Potem zaś głosem pełnym obojętności co do jego osoby odpowiedział
Ależ oczywiście. Wiem więcej o tych pieprzonych stworkach niż ty, a w życiu nie miałem Pokeballa w ręce.
Twarz Subara poczerwieniała z gniewu, jego oczy zwęziły się. Dostrzegając szanse na dobicie go Nigai dodał:
Troche smutne, że taki lamus jak ja miałby większe szanse przy wyrywaniu Hareyi, co ? Dam ci radę: ogarnij troche temat inteligencji i spróbuj jeszcze raz, o ile oczywiście nie sprzątne ci jej z przed nosa przed następną epoką lodowcową.
Oczywiście nie zamierzał podrywać Hareyi, nie interesowała go ona, poza tym nie traktował jej tak przedmiotowo. Niemniej, jego słowa odniosły skutek - Subar zacisnął pięści i odszedł, prawdopodobnie dlatego, że zdał sobie sprawe, że wiele nie zdziała kiedy jest na oku nauczycielki. Zadowolony z siebie usiadł na pobliskiej ławce i zaczął patrzeć się w ściane. Nigdy nie rozmawiał z nikim, o ile ktoś się do niego nie odezwał. Nigdy nie pragnął czyjegokolwiek towarzystwa. Inni ludzie go rozpraszali. Dzisiaj stało się jednak coś, co nigdy wcześniej się nie wydarzyło - Hareya przysiadła się do niego, prawdopodobnie dlatego, że nie było innego miejsca.
Nigai był tym tak zaskoczony, że niemal całkowicie zapomniał o tym, że Subar jest w pobliżu. Otrząsnął się jednak dokładnie w porę i nie dał tego po sobie poznać.
Hej… - rozpoczęła nieśmiało rozmowe Hareya
Witaj - odpowiedział z tą samą, monotonną barwą głosu jakiej używał, kiedy rozmawiał z innymi
Czy to prawda, to co mówiłeś Subarowi ? - zapytała się, zaciskając ręce na swojej torbie
(więc o to jej chodzi, pewnie usłyszała naszą rozmowę, pomyślał Nigai)
Daj spokój, powiedziałem mu to tylko po to, żeby mu zrobić na złość - odpowiedział całkiem szczerze Nigai - nigdy nie miałem zamiaru do ciebie uderzać, nie dlatego, że nie jesteś urodziwa ( w tym momencie jego rozmówczyni uśmiechnęła się nieznacznie), ale dlatego, że ja sam nie jestem mistrzem podrywu i nie zamierzam się angażować w związki.
No cóż… - powiedziała Hareya troche zawiedziona z faktu, że ktoś nie okazuje jej takiej uwagi jak reszta - przynajmniej jesteś szczery - dokończyła po chwili uśmiechając się pogodnie.
Jedna z niewielu dobrych rzeczy, jakie można o mnie powiedzieć - uciął rozmowę Nigai, nie sądził, żeby ciągnęła się dalej po takim wyznaniu.
Częściowo miał racje, rozmowa przeistoczyła się w ciszę i dotrwała szczęśliwie w tym stanie aż do dzwonka. Po zakończonych lekcjach, z których każda była mniej interesująca od poprzedniej, w końcu Nigai wyszedł ze szkoły i skierowal swoje kroki do domu. Niespodziewanie miał towarzystwo, choć takie jakie otrzymał było tym, którego pragnął najmniej - Subar zwołał swój gang i czekał na Nigaia pod szkołą. Z chwilą kiedy ich zobaczył wiedział, że nie skończy się to na kilku niemiłych słowach. “Co mi tam, nie mam nic do stracenia” pomyślał i ruszył w kierunku swojego domu. Banda Subara zagrodziła mu jednak drogę, nie mogąc nigdzie przejść nasz protagonista stanął w miejscu i czekał na szefa. Ten nie kazał długo na siebie czekać:
I co teraz zrobisz frajerze ? Jesteśmy poza szkołą, możesz nam skoczyć
Wyraz jego twarzy wyrażał samozadowolenie, możliwość okazania swojej wyższości, coś co uwielbiał, coś w czym był naprawde dobry.
Nigai z obojętną miną wycedził przez zęby:
Co ja moge zrobić ? Jestem sam a ty i twoich pięciu małych koleżków specjalnie poczekaliście na to, żeby mnie odprowadzić do domu, jak milutko...
Stul pysk cioto - odpowiedział spokojnie Subar - zaczniemy powoli, dodał wyciągając Pokeballa z kieszeni
Nigai zrobił minę wyrażającą głęboką pogardę :
Pokemon ? Wielka gwiazda i inteligent chce użyć swojego Pokemona na takim śmieciu jak ja ? Czyżby nasz szkolny mistrz podrywu zapomniał jak macha się pięściami i musi wyręczać się innymi ? Zaiste, godny z ciebie przeciwnik, atakuje gnojka bez własnego Pokemona, ale z ciebie jest wzór odwagi… - powiedział kpiąco przez zaciśnięte zęby.
Najwidoczniej te słowa podziałały na Subara w specyficzny sposób, schował Pokeballa i przemówił podekscytowanym głosem:
Masz racje, nie mam zamiaru męczyć Pokemona na Ciebie… panowie !
Pięć chłopaków, każdy wyższy od Nigaia conajmniej o głowę, ruszyło w jego kierunku. On sam nie miał za bardzo ochoty na bycie workiem treningowym więc zaczął biec w przeciwną stronę. Nie trzeba dodawać, że daleko nie uciekł, brygada dopadła go i zaczęła okładać. Ból był nie do opisania, niektórzy mieli buty obite blachą. Nigai chciał wtedy tylko jednego: by zemdleć. Nikt by mu nie pomógł, napastnicy dobrze to zaplanowali, zagonili go w miejsce, które otaczają drzewa i gdzie nikt nie chodzi. Widziała to tylko jedna osoba, Hareya. Kiedy zobaczyła Subara bezlitośnie okładającego młodego po twarzy nie wiedziała jak zareagować, czy zadzwonić na policje czy próbować ich powstrzymać. Chwilę później zdała sobię sprawę, że jeden z oprychów bijących Nigaia to syn dyrektora. Strach przed konsekwencjami wziął górę, uciekła z miejsca zbrodni przeklinając się w duchu za własny strach. Jakieś 10 minut później wesoła kompania skończyła katować ofiarę, ograbiła go z wszystkiego co miał i zostawiła leżącego na ziemii.
Nigai udał, że stracił przytomność tylko po to, żeby go zostawili. Kiedy tylko upewnił się, że nikogo w pobliżu nie ma spróbował wstać. Na szczęście nie połamali mu nóg. Spróbował poruszyć palcami, bez skutku. O tyle dobrze, że mogę się ruszać; pomyślał. Ulga ustąpiła jednak miejsca gniewowi, a ten szybko uciekł przez pragnieniem zemsty, pierwotnym instynktem, który Nigai poczuł po raz pierwszy. Pragnął tylko jednego: zabić Subara, brutalnie i powoli. Obserwować jak cierpi i błaga o litość. Jednakże te cudowne plany musiały poczekać na realizacje, Nigai postanowił wrócić do domu i przemyśleć to jeszcze raz. Krótka droga minęła względnie szybko, marsz przerywany co jakiś czas, żeby upewnić się że żaden koleżka Subara nie czeka na niego za drzewem doprowadził go do domu w jakieś 10 minut. Cały czas powtarzał sobie, że nie mają już po co go bić, zabrali mu nieznaczną ilość pieniędzy jakie przy sobie miał, ale mimo to wolał się upewnić. W domu jak zwykle nie było nikogo. Buraie można było zobaczyć zazwyczaj wszędzie, tylko nie w domu, a przynajmniej po południu. Troche niefajnie, że częściej od matki widuje Subara, pomyślał zanim wszedł do łazienki, żeby obejrzeć swoje obrażenia. Widok jaki ujrzał w lustrze odrobine go przeraził - jego twarz w niczym nie przypominała poprzedniej, teraz była cała czerwona od krwi, kilka drobnych ran i siniaków zdobiło policzki a warga była rozcięta. Jego zaskoczenie nie trwało zbyt długo, to jak wyglądał było jedną z mniej ważnych rzeczy, przynajmniej dla niego. Zawsze ubrany w workowate ubrania nie przejmował się zgryźliwymi uwagami rówieśników. Postanowił pójść spać, w końcu jutro sobota, nie muszę wychodzić z domu. Jego ostatnia myśl przed spaniem zabrzmiała jak gong: kiedy w końcu zacznie być normalnie ?
2
Noc minęła wzlędnie spokojnie, Nigai wstał i odkrył, że panowie nie odwalili zbyt dobrej roboty, większość śladów jakie miał na twarzy wyraźnie zbadło. Pozostało z tego jedynie kilka drobnych blizn i rozcięta warga. Odrobine bardziej zadowolony z tego faktu zszedł na dół zjeść cokolwiek.
Wychodząc z pokoju usłyszał głos, który wzbudzał w nim niemiłe wspomnienia. Zamykając za sobą drzwi miał nadzieje, że się przesłyszał. Wchodząc do kuchni prawda uderzyła go mocniej niż musiała - matka siedziała przy stole razem ze swoim bratem - Satsu. Czarne oczy świdrowały spojrzeniem wszystko dookoła, wliczając Nigaia. Chcąc nie chcąc, usiadł obok niego. Ledwie mieścił się przy stole, Satsu był barczystym, wysokim brunetem, zazwyczaj zajmował cały bok kwadratowego stołu kiedy ich odwiedzał. Podobnie jak Subar, on też był lubiany przez większość ludzi i tak samo jak Subarem - Nigai gardził nim z całego serca. Nie wiadomo dlaczego zawsze wydawał mu się szalony, coś w jego ruchach sugerowało brak granic dla kreatywności jego umysłu. Satsu przetoczył wzrokiem po kuchni po raz ostatni, przełknął łyk wody i powiedział swoim szorstkim głosem :
Wszystkiego najlepszego Nigai - zdanie wypowiedziane bez emocji, sztywnie i oficjalnie, zupełnie jakby ktoś mu kazał to powiedzieć
Dziękuje - odpowiedział Nigai. “To ja mam dzisiaj urodziny ?” pomyślał od razu. Nigdy nie obchodził urodzin, nie wydawało mu się to ważne
Jako, że skończyłeś już 17 lat mam dla Ciebie coś specjalnego - Satsu sięgnął do kieszeni swojej kamizelki ze skóry i wyciągnął małą okrągłą paczkę
Dziękuje - powtórzył się solenizant całkowicie zbity z tropu. Wuj odwiedzał go rzadko i nigdy nie złożył mu nawet życzeń. Nie żeby mu to przeszkadzało, on sam o to nie dbał ale mimo wszystko poczuł się odrobine doceniony. Domyślał się co może być w tej paczce ale wolał odłożyć to na później.
Właśnie rozmawiałem z Buraią, powiedziała mi, że nie masz własnego Pokemona… - zaczął nieco cieplej rozmowę Satsu - złapałem ją niedawno ale kompletnie nie chce mnie słuchać, może pod twoją opieką będzie bardziej chętna do współpracy.
“Super, własny Pokemon” - pomyślał rozgoryczony Nigai. Nie lubił tych stworków i nie chciał mieć z nimi nic wspólnego, ale nie oddał Pokeballa z powrotem. Bezbłędnie odszyfrował spojrzenie swojej matki i żeby uniknąć dłuższej rozmowy schował go do kieszeni.
To ja może już sobie pójde… - oznajmił Nigai i nie czekając na odpowiedź wyszedł z kuchni.
Poszedł do swojego pokoju i rozwinął paczkę z brązowego papieru. W istocie był w niej Pokeball. Postanowił wypuścić to coś co w nim siedzi. Zajęło mu to chwilę ale w końcu udało mu się otworzyć kulę. Wyleciał z niej słup światła i przed nim zmaterializował się Pokemon.
Miała ona może 1,20m wzrostu, dziwna narośl na głowie przypominała kapelusz grzyba, jedyną różnicą był odstający czerwony róg na środku, pod nią chowały się duże niebieskie oczy. Małe rączki i nóżki upodabniały ją do małego dziecka, zielono-białego co prawda ale dziecka. Nigai w pierwszej chwili się wystraszył, wiedział jaką moc posiadają niektóre Pokemony, jednak ona raczej nie chciała zrobić mu krzywdy. Wydawała się wystraszona, jakby bała się, że to właśnie on zrobi jej krzywdę. Nigai uklęknął i spojrzał stworzeniu w oczy. Natychmiast uciekła, jak najdalej od człowieka. W tej chwili Nigai przypomniał sobie co trzeba zrobić w takiej sytuacji, po raz pierwszy wykorzystał w praktyce lekcje w szkole. Usiadł na podłodze i pokazał ręce, dał jej znać, że nic w nich nie ma i że nie chce jej zrobić krzywdy. Mała kapelusznica gdy to zobaczyła ostrożnie podeszła kilka kroków, cały czas nie spuszczając oczu z niego. Po chwili wykonała kilka kolejnych kroków i pokonała połowe dystansu dzielącego ją od człowieka. Nigai był z natury cierpliwy, więc nie przeszkadzało mu to, doskonale ją rozumiał, w końcu widzi go po raz pierwszy. Po jakiś 10 minutach stwór podszedł dostatecznie blisko Nigaia. Ten spojrzał się ze strachem w jej oczy i ku swemu zaskoczeniu, ujrzał to samo. “Co ten szaleniec ci zrobił ?” pomyślał natychmiast. Powiedział cicho ciągle patrząc w oczy Pokemonowi :
Czy umiesz mówić ? - nie oczekiwał odpowiedzi ale nie zaszkodziło zapytać
Niebieskie oczy Pokemona zalśniły i nagle poczuł straszny ból głowy, tak mocny, że aż upadł na ziemie. Na szczęście trwał on nie więcej niż 10 sekund. Ciągle z głową pulsującą z bólu podniósł się z podłogi, teraz jednak odczuł dotknięcie innej świadomości, obcej, coś czego nigdy wcześniej nie doznał. Rozejrzał się zdezorientowany ale natychmiast zrozumiał, że to Pokemon nawiązał z nim telepatyczny kontakt. Odkrył, że zamiast mowy posługuje się ona uczuciami, natychmiast odczuł od niej, że rozumie wszystko co mówi.
Jak nazywa się twój gatunek ? - zapytał niepewnie, natychmiast tego pożałował. Odczuł atak na psychike tak mocny, że z trudem powstrzymał krzyk. Pokemonica dała mu jasno do zrozumienia, że nie jest zwierzęciem i ma swoją godność.
Przepraszam Cię, nie wiedziałem, jesteś pierwszym Pokemonem z jakim mam doczynienia - odpowiedział całkiem szczerze Nigai. Poprzez myślową więź łączącą ich wyczuł wybaczenie mu tego głupiego błędu. Zaskoczyło go to, nie spodziewał się, że wybaczy mu taką obelge tak szybko.
Jak nazywają cię ludzie ? - zapytał nieśmiało oczekując kolejnego ataku. Szafirowe oczy zamigotały, jednak łagodniej niż wcześniej. Nigai poczuł, że jego ciało porusza się bez jego woli i szuka czegoś na podłodze. W jednym z jego podręczników znalazł obrazek przedstawiający Pokemona z podpisem Ralts.
Czy mogę tak na Ciebie mówić ? - zadał pytanie po raz trzeci, tym razem nie będąc pewnym reakcji. Na szczęście wyczuł aprobatę Ralts, więc rozluźnił się nieco.
Wstał więc z podłogi obserwując Pokemona. Ralts poruszyła się nieznacznie, dając do zrozumienia, że może uciec w każdej chwili.
Jeśli uciekniesz to nie masz się czego martwić, nie będę cię gonił. Zostałaś oddana mi przez mojego wuja, on cie pewnie nie traktował najlepiej, więc chociaż ja dam ci wybór.
Powiedziawszy to wyszedł z domu. Poszedł do sklepu z meblami, za pieniądze podebrane matce kupił małe łóżeczko, w sam raz na nią. Gdy wrócił do domu z nim Buraia nie mogła się powstrzymać od pytania
Po co ci to ?
Dla Ralts - odpowiedział wymijająco i wszedł do swojego pokoju.
O dziwo Ralts pozostała w miejscu. Nie zmieniła nawet pozycji, ciągle zapatrzona w ściane. Gdy zauważyła jego obecność spojrzała się na niego trzymającego łóżeczko, przez więź umysłu Nigai wyczuł zdziwienie i ciekawość.
Przecież nie będę cię trzymać w tej głupiej kulce - odpowiedział. Nie myślał, że Pokemony lubią siedzieć w tych kulkach.
Gdy postawił je na podłodze Ralts podeszła do niego i uważnie zbadała. Delikatnie dotknęła mały materac i wycofała się natychmiast, prawdopodobnie oczekując pułapki. Nigai spojrzał się na nią dziwnie i powiedział
To zwyczajne łóżko, może troche mniejsze od mojego, ale tylko na takie było mnie stać - powiedział do Ralts. Nie rozumiał o co chodziło Pokemonowi.
Jego podopieczna podreptała do niego i dała mu znak ręką, żeby się pochylił. Zrobił tak, niepewny co planuje. Kiedy ręka Ralts dotknęła jego czoła poczuł strumień jej wspomnień. Pojawiały się i znikały pojedyńczo, każdemu z nich towarzyszyły uczucia, Nigai odczuwał je tak samo jakby należały do niego. Poczuł samotność w Pokeballu, kiedy Ralts została złapana. Poczuł ból jaki odczuwała, kiedy Satsu zmuszał ją do walki z innymi Pokemonami. Poczuł bolesne pocałunki prądu,kiedy nie chciała go słuchać. Poczuł jej wściekłość, kiedy nie mogła mu nic zrobić z powodu jakieś dziwnej opaski, która blokowała jej moce i musiała patrzeć jak Satsu sie z niej śmieje napawając sie jej cierpieniem. Wszystko zniknęło tak szybko jak sie pojawiło i Nigai odkrył, że leży na ziemii i płacze. Ralts najwyraźniej nie spodziewała sie takiej reakcji, nie spodziewała się, że człowiek będzie jej współczuć. Chwile później Nigai otrząsnął się i spojrzał na Ralts. Teraz rozumiał dlaczego tak się go bała. Złapał za Pokeballa otrzymanego od wuja i wyrzucił go przez okno. Tylko tak mógł zadośćuczynić za to, co zrobił jego wuj. Gdy jego wzrok ponownie spoczął na Ralts zdołał tylko powiedzieć :
Przepraszam, nie wiedziałem. Możesz być pewna, że nie jestem taki jak mój wuj.
Ralts wiedziała, że mówi szczerze.
Tak więc… - zaczął Nigai - co chcesz robić ? Ja zazwyczaj siedze tutaj sam i nie rozmawiam z innymi więc nie mam pojęcia co można robić. Jeżeli chcesz to idź spać, ja sobie poradzę sam.
Przez chwile nie poczuł nic, potem nieśmiałe przebłyski nieznanej mu emocji a następnie ( chociaż to już odczuł fizycznie) odczuł, że Ralts wgramoliła mu się na kolana gdy siedział na łóżku. Nie wiedząc co robić, zamarł i czekał co planuje. Wyczuła jego niepokój i myślami uspokoiła go, chce tylko porozmawiać. Nigai zaskoczony tym aż otworzył usta. Dawno nie zdarzyło się żeby ktoś chciał z nim rozmawiać z czystej chęci rozmowy, zazwyczaj ludzie robili to tylko po to, żeby uniknąć niezręcznej ciszy. Ralts sięgnęła umysłem do niego i z trudem powiedziała:
Powiedz… mi… czym jesteś....
Więc zaczął opowiadać, sam nie wiedział dlaczego zdecydował się ujawnić tyle z siebie. Opowiedział jej o swoim dotychczasowym życiu, o tym jak bardzo nie dba o nic, opowiedział jej nawet jak wygląda jego ojciec. A ona słuchała, zapamiętywała wszystko. Rozumiała go, ją też oddzielono od rodziny zbyt wcześnie. W końcu Nigai zapytał się jej :
Ten róg na twojej głowie… czy on ma jakąś specjalną funkcje czy jest tylko dla ozdoby ?
Ralts wahała się z odpowiedzią, jednak chwile potem jego wzrok (znów bez jego udziału) padł na napis w podręczniku: Róg na głowie służy do wyczuwania emocji. Teraz wiedział dlaczego wybaczyla mu tak łatwo.
Czy chcesz zostać ze mną ? Pamiętaj, że jeżeli chcesz odejść na wolność to nie będę cie zatrzymywać - mówiąc to starał się zablokować swój umysł przed nią, nie chciał żeby jego emocje wpłynęły na jej wybór. O dziwo, chciał żeby została, odczuwał dziwny spokój gdy była obok niego.
Ralts wstała i spojrzała się na niego. Wyczuł, że chce zostać, mimo braku dostępu do jego myśli. Nie mógł powstrzymać ulgi jaka pojawiła się na jego twarzy, zaraz potem ustąpiła ona uśmiechowi. Po raz pierwszy od dawna był on naprawde szczęśliwy.
Po raz pierwszy od dawna cieszył się, że miał urodziny.
Nagle z Ralts zaczęło dziać się coś dziwnego. Twarz wykrzywił jej paskudny grymas a ona sama zwinęła się z bólu. Nigai natychmiast wstał i przerażony wziął ją na ręce. Ta umysłem przekazała mu, że wszystko w porządku. Na początku nie wiedział co się dzieje, jednak chwile później wszystko się wyjaśniło. Ralts ewoluowała ! Strumień oślepiającego światła otoczył ją i przez chwilę Nigai nie widział niczego. Upadł na podłogę i zasłonił oczy czekając na koniec. Jakieś 40 sekund później stała przed nim odmieniona Ralts. Czy jednak dalej można było ją tak nazwać ?
Znacznie urosła, pozbyła się też grzybopodobnej narośli na głowie, w zamian wyhodowała krótkie, zielone włosy grzywką po środku, idealnie odsłaniając pare szafirowych oczu. Miała także dwa czerwone rogi, które wyglądały jak uszy. Małe usta wygięte w uśmiechu pojawiły się pod niewielkim noskiem. Na dodatek posiadała teraz krótką sukienkę, nie wiadomo jak wyhodowaną. Nigai nie mógł uwierzyć, że tak szybko ewoluowała, wydawało mu się to niemożliwe. Nie miał zbyt dużo czasu na myślenie o tym, Kirlia po mistrzowsku zniszczyła półki i wywróciła biurko mocą swojej psychiki. Na szczęście Buraia zdążyła w tym czasie znowu wyjść więc udało im się uniknąć awantury. Gdy Kirlia uspokoiła się na tyle, żeby przestać niszczyć Nigai zapytał się jej:
Jakim cudem ewoluowałaś tak szybko ? - jego głos drżał ze szczęścia
Wraz z końcem pytania Kirlia przesłała całą game uczuć, zrozumiał z tego tylko tyle, że ewoluowała dlatego, że był szczęśliwy.
Nagle radość uleciała z niego jak powietrze z płuc. Kirlia wyczuła to i spojrzała na niego pytająco
Teraz, kiedy już poznałem jak to jest mieć przyjaciela będzie mi ciężko rozstać się z tobą kiedy będę chodził do szkoły - wyjaśnił
Kirlia także jakby oprzytomniała, usiedli razem na łóżku, jedynym meblu w całym pokoju, który został nienaruszony rozmyślając co dalej.
Kirlia ? - zaczął Nigai przyciągając jej uwage - może pójdziemy zrobić coś do jedzenia ?
Nie był za specjalnie głodny, chciał jednak odciągnąć jej myśli od ich rozstania.
Entuzjazm z jakim Kirlia zareagowała na to pytanie był zatrważający, omal nie zrzuciła go z łóżka kiedy wstała i pobiegła do kuchni. Nigai nie zostawił jej samej na długo, razem przygotowali Magikarpia i jagody dla Kirlii. Nigdy nie czuli się bardziej szczęśliwi niż ze sobą razem, nawet jednak przez myśl im nie przeszło, żeby brać udział w walkach, mimo, że dosłownie czytali sobie w myślach. Byli zadowoleni z tego jak jest i tylko to się dla nich liczyło. W końcu przybyła Buraia, aż zapłakała ze szczęścia, kiedy zobaczyła swojego jedynego syna uśmiechniętego, pierwszy raz od dawna. Mimo, że nie potrafiła pogodzić pracy i życia rodzinnego postanowiła od tej pory więcej czasu w domu.
3
Mijały dni, Kirlia stawała się coraz silniejsza. Ciężko było jej usiedzieć w domu podczas gdy Nigai był w szkole, więc sprzątała dom, z jej mocą psychiczną zajmowało jej to jakieś 15 minut. Jednak kiedy zauważyła, że jej jedyny przyjaciel wrócił do domu potrafiła rzucić wszystko, byle by tylko podbiec do niego i przytulić go na przywitanie. Nigai kompletnie się zmienił, z ponurego pesymisty zmienił się w kogoś, kim zawsze chciał być - szczęśliwego i z prawdziwą przyjaciółką u boku. Co prawda cięty język dalej przysparzał mu wielu kłopotów, no ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Ta ostatnia cecha starego Nigaia szczególnie spodobała się Kirlii, sarkastyczne odpowiedzi jakie czasami przekazywała za pomocą uczuć potrafiły sprawić, że nawet taki człowiek jak Nigai nie wiedział co powiedzieć. Nigdy nie były jednak aż tak obraźliwe. Wszystko wydawało się idealne, gdyby nie pewien incydent…
Pewnego dnia gdy Nigai przyszedł ze szkoły do domu zastał swoją matkę ściskającą jakiś list. Kałuża łez jaka zebrała się na podłodze sugerowała, że to nie mogła być szczęśliwa wiadomość. Kirlia stała obok niej z ręką na ramieniu. Ona także spuściła głowę i zachowała ciszę.
Jedyna wiadomość, która nie mogła być prawdą. Jedyna wiadomość, której nie chciał usłyszeć.
Jego ojciec umarł.
Wszystko to co przeżył do tej pory nie miało znaczenia, ostatnie lata zniknęły z jego pamięci. Liczyło się tylko to, że nigdy już nie pozna swojego ojca.
Dzwięki, barwy i zapachy straciły moc, stał się pustą skorupą, istniejącą tylko po to, żeby istnieć.
Tego dnia Nigai targnął się na własne życie.
Przygotował wszystko perfekcyjnie - stołek w garażu, lina zwisająca z sufitu i on, gotowy oddać swoje życie w wielką nieskończoność.
Wszystko szło dokładnie tak jak to sobie zaplanował - dwa kroki na stołku, lina na szyi, jeden ostatni skok, żeby rozpocząć największą przygode.
W ostatniej chwili wkroczyła Kirlia. Huknęło i pojawiła się znikąd w garażu. Błękitne oczy błyszczały furią. Kilka ruchów i Nigai był uwięziony w kuli energi, niezdolny do wykonania pojedyńczego ruchu.
Dlaczego mi to robisz ? - krzyczał - nie mam po co żyć ! Nigdy go nie poznam !
Wystarczyło jedno spojrzenie i kilka uczuć, by zrozumiał swój błąd. Nic by to nie zmieniło, jego ojciec pozostałby martwy. Chciał wydostać się z klatki, jednak Kirlia z jakiegoś powodu dalej ją utrzymywała. Odwróciła się do niego plecami i medytowała. Nigai poznał ją już na tyle dobrze, żeby wiedzieć że prędko się z tego nie uwolni, bardzo ją zawiódł. Postanowił cierpliwie poczekać aż odwoła klatke. 3 godziny później Kirlia wstała i brutalnie odwołała swój ruch, co skutkowało dość bolesnym upadkiem. Założyła ręce na biodrach i spojrzała na niego. Kiedy tylko wstał ich oczy się spotkały i wszystko stało się jasne. Błękit spotkał fiolet, harmonia powróciła, żadne z nich nie potrafiło gniewać się na drugie przez dłuższy okres czasu. Padli w swoje objęcia, opłakując śmierć tego, którego chcieli poznać lecz nigdy nie mieli okazji.
Minął miesiąc od tego momentu, Nigai pogodził w końcu się ze śmiercią ojca. Postanowił nigdy nie robić czegoś podobnego. Sytuacja wróciła do normy, szczęście powróciło do ich małej rodziny.
Przez dłuższy czas nie działo się nic interesującego, Nigai chodził do szkoły, Kirlia musiała zostać w domu, przynoszenie ze sobą Pokemonów do szkoły było zabronione. Przestrzegali tego wszyscy. Oprócz Subara. Potrafił popisywać się swoim Primeape’m przed dziewczynami wystarczająco głupimi, żeby im się to podobało. Nigaia nigdy to naprawde nie obchodziło, nie jego sprawa toteż się nie wtrącał. Pewnego dnia jednak na przerwie Subar czuł się wyjątkowo pewny siebie. Gdy wszyscy uczniowie wyszli na dwór ciesząc się ostatnim pogodnym dniem, Nigai jak zwykle usiadł sam. Nie dane było mu podelektować się spokojem tego dnia, Primeape Subara złapał go w pasie i rzucił w błoto, ku uciesze jego bandy i grupki dziewczyn. Podniósł się z kałuży, wytarł błoto z twarzy i krzyknął :
Wielki mi mistrzu ! Pokemony muszą cie wyręczać we wszystkim ? Boisz sie podejść sam, bez swojej bandy i swojego owłosionego jądra na dwóch nogach ? Czyżby walka Pokemonami osłabiła naszą gwiazde ?
Subar poczerwieniał, wystarczyło tylko, że skinął na Primeape’a a ten doszkoczył do Nigaia szybciej niż mógł zareagować i rzucił nim o drzewo.
Nigai prawie stracił przytomność z powodu tego uderzenia. Kilka osób wstrzymało oddech. Subar podszedł spokojnie do obolałego bohatera i wyszeptał :
Nie wychylaj sie, pamiętasz naszą ostatnią pogawędkę …. ? Jeśli tak to siedź cicho, albo będzie gorzej
Spokojnie odwrócił się od niego i odszedł, ku wielkiej uciesze większości uczniów. Nigai chciał w tej chwili tylko jednego - zabić go.
Następnie wydarzyło się wiele rzeczy na raz - wysoki Pokemon w zielonej sukni zmaterializował się na placu i zaatakował Subara i jego Pokemona. Primeape został nabity na wystający konar, na najwyższym drzewie. Krew skapywała na ziemie. Następnie dotknął ręką czoła Subara, każdy poczuł zniekształcenie w tym wymiarze, nie trwało to długo. Gdy Pokemon zdjął rękę z jego czoła Subar był jedynie skorupą, żył ale bez swoich wspomnień i myśli. Uczniowie zaczeli uciekać, pojedyńcze sztuki, które zostały szukały schronienia przez żądnym krwy potworem. Nigai już wiedział kto to jest, ale nie wiedział dlaczego znowu wygląda inaczej - bardziej smukła, wyższa i wyraźnie potężniejsza Gardevoir musiała usłyszeć jego myśli.
Uciekaj stąd ! - krzyknął do niej - Ratuj siebie, ja sobie poradze !
Szafirowe oczy przeszyły go spojrzeniem, żądza krwi jaką wtedy ujrzał przeraziła nawet jego. Poczuł, że zrozumiała. Szybko zdematerializowała się, akurat na czas przybycia dyrektora.
Co tu sie stało ?! - krzyknął przerażony, kiedy zobaczył martwego Pokemona przerobionego na kebab i Subara patrzącego się bezmyślnie w pustkę
To Pokemon Nigaia ! - krzyknął jego syn, patrząc się wrogo na bohatera
Czy to prawda ? - spojrzał się na niego
Tak, ale… - zaczął winny
Milczeć ! Do gabinetu - przerwał mu dyrektor w furii
2 minuty później znaleźli sie sam na sam w gabinecie
Jak to się stało ? - zapytał się dyrektor już spokojniej
Nigai więc zrelacjonował całe zdarzenie : zaczepki Subara, pojawienie się Gardevoir, następnie odwołanie jej.
Rozumiem - powiedział dyrektor po chwili namysłu - czy masz jakiś świadków ?
Połowa szkoły to widziała, może pan zapytać kogo pan chce - odpowiedział
Nagle do gabinetu wpadła Hareya, krzycząc
Panie dyrektorze, to nie jego wina ! Subar zaczął to wszystko…
Dyrektor przerwał jej skinieniem ręki
Dziękuje, tylko tyle mi wystarczyło. Nigai, jesteś wolny, nie spotkają cię konsekwencje za to co się wydarzyło, nie miałeś nad tym żadnej kontroli.
Po wyjściu z gabinetu Nigai podszedł do Hareyi :
Dziękuje
Odszedł zanim zdążyła odpowiedzieć.
EPILOG
Buraia złożyła kwiaty na grobie syna. Minęło już 5 lat od śmierci jego i Gardevoir. Nie mogąc pogodzić się z cierpieniem, jakie niechcący spowodowali popełnili samobójstwo. Wiedziała, że nigdy nie zapomni tego widoku - Nigai i Gardevoir leżący na podłodze, obok butelka po truciźnie. Umarli trzymając się za ręce. Pojedyńcza łza spłynęła z policzka na podwójny grób, smutek po ich śmierci rosnął z każdym dniem. Nikt inny nie odwiedzał ich grobów, jedna samotna osoba nad grobem dwojga najlepszych przyjaciół opłakująca strate, która nikogo nie obchodziła.