kategoria : / /
I/ Narodziny
a u t o r : Bellan
Acherus, Hebanowa ostoja unosiła się ponuro nad miastem Nowy Avalon. Hebanowa Ostoja była siedzibą Krόla Lisz. Jego mroczni rycerze, uzbrojeni po zęby patrolowali ciemne korytarze latającej fortecy. Nie było słychać żadnych rozmów, nic poza hałasem kroków zbrojnych po kamiennej posadzce. Rycerze byli przedstawicielami każdej rasy i płci, a podzielenie na Hordę i Aliancjię nie istniało.
Nagle, wszyscy skierowali się do serca fortecy, gdy głos rogu zaalarmował przybycie nowych rekrutów. Na początku przybywali dziesiątkami codziennie, lecz ostatnio tylko pięciu tygodniowo. Darion Mograine pospieszył ku teleportowi. Jeden po drugim pojawili się nowi rycerze, ledwo trzymający się na nogach. Troll, błękitny, o okrągłych plecach, wyglądał najlepiej z całęj czwórki. Kobieta dranei próbowała wstać, po kilu próbach udało jej się, choć wciąż kołysała się na kopytach. Elf o czarnych włosach trzymał się za szyję, pomiędzy palcami można było zobaczyć ślad sznura. Ostatni był człowiek, biały jak śnieg, stał obok kolumny.
-Gdzie jest piąty rekrut?– krzyknął dowódca, obracając się i szukając wzrokiem, czy może nie wylądował w innym miejscu. Nie było jednak nikogo.– Trudno. Do areny z nimi!
Inni rycerze krzykneli zadowoleni, że mogli oglądnąć walkę nowych rekrutów. Było to ostatnio rzadkie, a bardzo rozrywkowe.
Czwórka stanęła niepewnie w arenie, każdy z mniej lub bardziej przestraszonym wzrokiem. Ich powrót to życia był szybki, tuż po bolesnej śmierci, a żaden z nich nie chciał wrócić do nicości. Mograine wstazał ręką ryczerzy, którzy mieli z nimi walczyć. Lord Thorval, Lady Alistra i Siouxsie usiedli na balkonie nad areną, aby widzieć jak najlepiej walkę. Thassarian i Koltira Deathweaver stanęli tuż na krańcy areny.
Dowódca rzucił cztery miecze do areny, choć wiedział, że walka skończy się szybko, zwłaszcza dla człowieka i elfa. Miał jak zwykle rację. Człowiek nie przeżył pierwszej minuty, prędko nabił się na miecz przeciwnika. Elf miał najwidoczniej więcej doświadczenia, próbował walczyć, był szybszy i zwinniejszy od swojego przeciwnika, który miał na sobie ciężką płytową zbroję. Trzech pozostałych rekrutów próbowało przeżyć jak tylko mogli, wymachując ciężką bronią. Hałas uderzających kling przebił głos rogu. Wszyscy zdziwieni zatrzymali się. Mógł to być jedynie nowy, brakujący rekrut.
Siouxsie podeszła do teleportu. Na ziemi leżała elfka, wyglądająca na Quel’dorei.
-Tutaj jest nowy rekrut, Mograine!– zasyczała banshee, podniosła ją za miedziane włosy i pociągnęła ku arenie. Elfka próbowała się wyzwolić z uścisku, lecz ręka w rękawicy trzymała ją mocno.
Ze zgodą dowódcy rekruci wyszli z areny, do krórej Siouxsie wrzuciła elfkę, śmiejąc się. Jej śmiech dawał ciarki wszystkim rycerzom. Mograine dał głową znak. Dwóch rycerzy, nocny elf i tauren, wskoczyli na arenę w pełnych płytowych zbrojach.
-Ona nie ma miecza.– zaznaczył Koltira dowódcy.
-Gdyby była na czas to by miała miecz. No zaczynajcie!– nakazał Mograine, rycerze rzucili się na rekruta leżącego dalej na ziemi.
Ułamek sekundy przed uderzeniem, elfka podniosła glowę i odskoczyła w bok. Instynkt przeżycia wybudził się w niej. Omiotła wzrokiem rycerzy, ktόrzy przyglądali się walce, w poszukiwaniu broni. Elf o białych włosach dyskretnie odblokował swόj miecz i kiwnął prawie niewidzialnie głową, ruch, ktory dostrzegłyby tylko oczy bardzo uważnego elfa. Dziewczyna rzuciła się w jego stronę, chwyciła za miecz i odbiła się kopniakiem od taurena, zaskoczonego szybkością rekruta.
-Eh! Mόj miecz!- krzyknął elf, człowiek o fioletowyh tatuażach na oczach stojący obok niego rzucił mu srogie spojrzenie.
Niewidzialny uścisk chwycił elfkę w pasie i rzucił o mur areny. To jej nie zatrzymało. Podniosła się i w piruecie przecięła gardło taurena, który upadł ciężko, trzymając się za ranę.
-Koniec tej zabawy.- nocny elf skrzywił się.– Zaraz pożałujesz, że tu się znalazłaś.
Ruch palców. Dzieczyna upadła na kolana, jej mόzg zamarzał, jej ciało pokrywało się kryształkami lodu.
-Koniec!– głos kapitana obił się o kamienne ściany fortecy.– Chyba pokazała czego jest warta. Zabrać ją razem z resztą i dać im broń, zbroję.
Dwie Valkyrie podniosły krwawiącego dranei i zaprowadziły go do lecznicy. Biały elf wszedł do areny i bez słowa podniόsł swόj miecz. Dziewczyna spojrzała na niego, chcąc podziękować, lecz on odszedł szybko, razem z człowiekiem o purpurowych tatuażach na oczach.