kategoria : / /
Dead Grace can't say no
a u t o r : deadgrace
w s t ę p :
Chciałam na poczatek dodac, że opowaidanie zaczęlam pisać bardzo dawno temu, kiedy ogromnie podziwiałam Guns N Roses. Co prawda, okres psychofanki mi minął, ale ciągle piszę, bo bardzo lubię, poza tym nei jest to typowy funfic, gdzie wszystko kręci się wokół jednej gwiazdy. Główna bohaterka jest tutaj o wiele wazniejsza, a zespół przeplata się tylko w niektórych momentach.
u t w ó r :
1.
Był letni, upalny poranek, jak to zwykle bywało w Los Angeles i to o każdej porze roku. Wstałam nieco wcześniej niż zwykle, czekało mnie bowiem rozpoczęcie roku na nowej uczelni. Nie czułam się zestresowana, być może dlatego, że nie otaczali mnie żadni panikujący ludzie. Byłam tu tylko ja i moja współlokatorka – Maggie, która pracowała i nigdy nie skończyła żadnych studiów. Uważała, że przy jej zawodzie nie jest to potrzebne. Miała rację, po co striptizerce wykształcenie? To co robi przestało mnie szokować po nudnych wakacjach spędzonych z nią. Właściwie to byłam trochę egoistką; cieszyłam się, że mam dach nad głową, że ojciec mnie nie szuka. Miałam pieniądze. Mało mnie obchodziło z kim mieszkam. Żałuję teraz, że wtedy to zlekceważyłam.
Maggie miała też wielu kolegów, którzy często u niej bywali – większość nie dłużej niż na jedną noc. Warto podkreślić, że miała swojego stałego wybranka, ale nie dbała o to – on wręcz przeciwnie. Na imię było mu John i zawsze starał się jak mógł. Nie był jednak stąd co sprawiało, że u mojej współlokatorki zjawiał się rzadko. Maggie nie ukrywała radości. Nie mam pojęcia po co z nim była, nigdy o to nie pytałam…
Kilku jej kolegów zachowywało się normalnie i nie oczekiwali nic w związku z wizytą. Żadnego nie lubiłam, chociaż mogłam cieszyć się powodzeniem z ich strony. Nie obchodziło mnie to. Nie obchodziło mnie nic prócz własnego nosa.
Na rozpoczęciu było na tyle nudno i potwornie gorąco, że chciałam jak najszybciej się stamtąd wyrwać. Nie zauważyłam nic szczególnego co mogłoby mnie zainteresować; masa wystraszonych, młodych, ambitnych i ułożonych ludzi siedzących w rządku, słuchających głupot. „Cieszymy się, że możemy przyjąć do naszego grona nowych wartościowych ludzi…”
Udało mi się uciec nieco wcześniej – skoczyłam więc do sklepu, kupiłam między innymi wodę gazowaną i papierosy. Zapaliłam przed samym wyjazdem.
Kiedy dojechałam zauważyłam, że ktoś zajął mi moje miejsce na parkingu. Zdenerwowana zaparkowałam tam, gdzie nie powinnam i szybkim krokiem skierowałam się do drzwi. W połowie drogi usłyszałam krzyki. Był to wyraźnie głos mojej współlokatorki. Zgadłam, że jest u niej John i zrobiło mi się go szkoda.
-Miałeś to kurwa kupić!!! Wczoraj!! – krzyczała jak opętana. Prawdopodobnie słyszeli ją sąsiedzi. Weszłam szybko, rzuciłam zakupy na podłogę i ruszyłam do salonu.
-Maggie, czy ty aby kurwa nie przesadzasz? – zapytałam wprost. John podniósł głowę zaskoczony. W jego oczach można było dostrzec wdzięczność.
-Nie wkurwiaj mnie!!! ON jest skończonym kretynem! KRETYNEM!! Boże z kim ja jestem?!- przyłożyła dłoń do czoła rozpaczliwie patrząc w sufit. Mężczyzna spojrzał w bok i milczał.
-W dupie mam kim on jest, z kim się spotykasz i co się stało, ale mogłabyś zamknąć mordę, bo znów Barrymore zadzwonią po policję. Licz się z tym. – odwróciłam się na pięcie i poszłam po zakupy. Rozpakowując jej w kuchni przypomniałam sobie naszą jakże miłą sąsiadkę, o której wspomniałam wyżej. Cóż, była do nas wyraźnie uprzedzona. Poza tym była już w podeszłym wieku. Jedyne co zatrzymywało mnie przed wygarnięciem jej to właśnie to, że pewnych rzeczy już nie rozumiała. Żyła w swoim świecie takim, jaki był 20 lat temu.
-Jebie mnie to!! – usłyszałam dźwięki spadających przedmiotów i szept Johna próbującego uspokoić swoją wybrankę. Nie chcąc się narażać na utratę dachu nad głową, usunęłam się z pomieszczenia. I tak salon nie należał do najmilszych; był urządzony totalnie bez wyczucia stylu. Kolory gryzły się ze sobą, natomiast meble były stare i zapuszczone.
wiecej: http://berrydream.pinger.pl/p/ 1