kategoria : / /
Bezsenność
a u t o r : Remjo
Znów się budzę. Spoglądam na zegar pełen nadziei, że minęła choćby godzinka, jednak to byłoby zbyt piękne. Przespałem zaledwie 40 minut, to niestety nie pierwszy raz. Bezsenność katuje mnie od dawna. Zaczęło się dwa lata temu. Od czasu gdy przeprowadziłem się do tego wstrętnego miasta, nieważne jak bardzo bym się starał, nie potrafiłem zasnąć. Próbowałem już wszystkiego. Chodziłem na terapię, faszerowałem się wszelkiej maści tabletkami. Lekarze, znachorzy czy wszelacy hipnotyzerzy, psycholodzy byli w moim przypadku bezradni. Co chwile zastanawiam się, dlaczego to właśnie ze mnie Morfeusz postanowił zadrwić…
Po południu rutynowo udaję się do biblioteki. Nie idę tam jednak czytać. Zabieram ze sobą plik kartek, długopis i zaczynam pisać. Jest to jedyne miejsce, gdzie odnajduje natchnienie. Wśród tych dwudziestoletnich regałów, zapchanych książkami znalazłem swój azyl. Oglądając ludzi odchodzących do nieograniczonego świata ludzkiej wyobraźni, mogę wreszcie odpocząć, wyciszyć się i przestać myśleć o tysiącach niepotrzebnych rzeczy na raz i skupić się na najważniejszych. Wers, za wersem, zapisuję kolejne strony, uwielbiam to. Mogę wykreować świat, jaki tylko chcę i robić tam to czego w prawdziwym świecie się nie da. W rok zdążyłem napisać już 40 opowiadań i 109 wierszy.
Gdy wychodzę z biblioteki, dopada mnie głód. Kieruję się do mojego ulubionego baru „U Brzęczyszczykiewiczów”. Zabawne jest to, że właściciel lokalu nazywa się zwyczajnie Nowak, a nazwa lokalu jest zwykłym psikusem. Za każdym razem uśmiech pojawia się na twarzy Adama, gdy słyszy, plączących sobie języki klientów. Adam jest właścicielem pubu i moim najlepszym przyjacielem. Każdego dnia widzę jego twarz. Lekko zarumieniona o nieco dziewczęcych rysach, z wyraźnymi kośćmi policzkowymi. Jego zielone oczy i sięgające do ramion rude włosy, były często obiektem drwin. Z dziewczęcą twarzą, kontrastowała prawdziwie męska budowa ciała. Wysoki, masywnie zbudowany, o szerokich ramionach i wyraźnie nakreślonych mięśniach. Był zupełnym przeciwieństwem mej cherlawej osoby.
-Cześć Adam!
- Siemasz. To co dzisiaj ci zgotować?
- A co polecasz?
-Hmmm… Jest kebab, jeszcze świeży i frytki trochę starsze, ale jadalne… Eee, to znaczy bardzo dobre.
-Wezmę kebab i Pepsi.
-To będzie 9 złotych i 10 groszy.
-Proszę bardzo.
Adam to człowiek, który nigdy nie bierze, nic na poważnie. Wiecznie uśmiechnięty, z gotowym żartem na każdą okazję. Jest facetem o gołębim sercu. Czuły na ludzką krzywdę, pełen empatii, po prostu chodzący ideał mężczyzny.
-Danie gotowe, pyszne i zdrowe! Bon apetite.
-Dziękuje.
-Słyszałeś o zwłokach które znaleziono w „domku”?
-Jakie zwłoki?! O czym ty bredzisz.
-To ty nic nie wiesz?! Nie oglądasz telewizji? Nie czytasz gazet? Wszędzie o tym trąbią. Rozkładówki dzienników, będą zajęte, przez najbliższy tydzień. No, dobra powiem ci w takim razie, co i jak. W „domku” znaleziono zwłoki kobiety. Znaleźli je jacyś młodzieniaszkowie. Ciało było w tak okropnym stanie, że policja nie była pewna, czy to szczątki ludzkie.
-Niesamowite. Chyba musze już iść. Do zobaczenia.
-Na razie.
„Domek” zawsze był dla mnie wielką tajemnicą. Mały budynek stylizowany na Goty, wyróżniał się wśród nowoczesnych wieżowców. Dziwię się jakim cudem udało mu się uniknąć spotkania, ze szczękami buldożera. Bez okien, z podupadającymi fundamentami, cuchnący stęchlizną, nawet z daleka. Przetrwał tyle lat.
Ruch na drogach został zatrzymany. Wokół starej rezydencji zebrało się tysiące gapiów i fotoreporterów, bezskutecznie przesuwanych przez policje.
Znów się budzę. Minął miesiąc od morderstwa. Śledczy zdołali zidentyfikować zwłoki ofiary. Zamordowana kobieta nazywała się Sara Łowicka. Nie ważne. Nadal nie mogę spać, dlatego zadręczam się takimi myślami jak te. Myslę o rzeczach, które mnie nie dotyczą i „przeciętnego szarego kowalskiego”, by nie zainteresowały. To nie jest pierwsze morderstwo w historii, jest o wiele więcej zła na świecie, ale to ta sprawa nie wylatuje mi z głowy. Zrzucam z siebie ciepłą kołdrę, wstaję, ubieram się i wychodzę z mieszkania. Przemierzam w świetle lamp, puste ulice, aż w końcu docieram do celu. Miejsce zbrodni chroni tylko żółta taśma. Temat już się zmęczył, żaden reporter tu nie przyjdzie. To smutne jak bardzo ludzie poszukują sensacji, byle tylko choć na chwilę móc odbiec od własnych problemów. W przeciwieństwie do pierwszego dnia, gdy budynek oświecały blaski fleszy, tak teraz nie dociera w to miejsce żadne światło. Wchodzę do budynku i zaczynam się rozglądać. To dziwne uczucie wreszcie zobaczyć, jak wygląda wnętrze tego miejsca. Telefonem próbuję oświetlić sobie drogę. Nagle słyszę jakieś dziwne dźwięki. Wytężam słuch, ale szmery ustają. Po chwili słyszę czyjeś kroki, wiem, że to nie skończy się dobrze. Biegnę po schodach na piętro. Docieram do końca holu. Me serce bije dziesięć razy szybciej, tętno skacze, ręce drgają. Pierwszy raz w życiu poczułem co to strach. Zamieram, gdy słyszę kroki na schodach. Spodziewam się najgorszego, w pośpiechu odmawiam modlitwę i przepraszam, że dałem się zaślepić ciekawości. Zauważam stare lustro, przecieram je i widzę, że ktoś za mną jest. Czołem rozbijam lustro, popchnięty przez napastnika. Obrywam kilka ciosów w brzuch. Oprawca nagle przestaje i ucieka. Kątem oka rejestruję jego sylwetkę. Leżę na ziemi ból jest niesamowicie silny, zaraz stracę przytomność, ale cieszę się, że będę mógł wreszcie zasnąć.
Budzę się. Jest szósta rano, udało mi się przespać kolejną noc. Minęło pięć lat od tamtego zdarzenia. Wyjechałem z miasta i znalazłem dom na wsi. Tu poznałem kobietę, którą kocham i z którą wychowuję dwóch wspaniałych synów. Udało mi się opublikować kilka książek. Wreszcie przestałem być pionkiem do bicia w grze zwanej życiem. Ubieram się i szykuję do wyjścia do piekarni. Tomek uwielbia świeże bułki, Jacek woli jednak pałaszować drożdżówki. Naglę słyszę pukanie do drzwi. Otwieram je i widzę przed sobą dwóch mundurowych. Przyszli mnie poinformować, że zdołali złapać mordercę. Tożsamość zwyrodnialca jest dla mnie szokiem…
Największe zło, przybiera niewinna postać.