kategoria : / /
„Krok Huncwota, czyli psota” - Prolog
a u t o r : freya
w s t ę p :
Witam. To opowiadanie jest moim pierwszym, jakie napisałam o Huncwotach. Właściwie jest też pierwszym, które udało mi się doprowadzić do końca. Zostało najpierw opublikowane na moim blogu, ale wiem, iż tam miało sporo błędów i szczerze mówiąc - za dużo rozdziałów. Tutaj zamierzam uszczuplić je znacznie w wydarzenia, by jakoś się prezentowało ;)
Mam nadzieję, że nie jest aż tak bardzo złe. :)
u t w ó r :
Zakapturzona postać szybkimi krokami przemierzała las. Za każdym razem, gdy jakieś stworzenie poruszyło się, wydając przy tym odgłosy, odwracała się gwałtownie, by przekonać się, iż nie jest przez nikogo śledzona. Zagłębiała się w czeluści bez jakiegokolwiek strachu, mimo iż Zakazany Las nie cieszył się dobrą opinią. Wręcz przeciwnie - wszyscy czarodzieje wiedzieli o czającym się w jego wnętrzu złu. Każdy, kto tylko mógł, unikał szerokim łukiem tego miejsca. Tylko nieliczni odważni albo głupcy wkraczali do niego, w poszukiwaniu przygód, co niestety w większości przypadków kończyło się śmiercią.
Głośny szelest liści, który dobiegł do uszu nieznajomej od prawej strony, całkowicie pochłonął jej uwagę. Zwróciła się gwałtownie w tamtą stronę, wyciągając spod peleryny wykonaną z drewna orzecha włoskiego różdżkę, o rdzeniu z włókna smoczego serca. Machinalnie skierowała ją w stronę nieproszonego gościa i krzyknęła: - Crucio!
Zza krzaków wzbił się w powietrze głośny krzyk, przepełniony bólem. Osoba trafiona zaklęciem torturującym upadła na ziemię z charakterystycznym odgłosem. Czarownica nie musiała długo zastanawiać się, co zrobić. Podeszła żwawym krokiem do swej ofiary i stanęła nad nią. Wykrzywiła usta w samozadowoleniu i położyła brudnego od gliny buta na piersi leżącego w liściach młodego chłopaka. Miał może siedemnaście lat. W jego oczach malowało się cierpienie i ogromny strach. Gdy spojrzał w czarne tęczówki kobiety, przeraził się jeszcze bardziej. Wyrażały one potworną satysfakcję z tego, co właśnie zrobiła.
- Draculos Grey - szepnęła, ale jej głos przesączony był jadem. - Pożegnaj się, mój drogi. - Zaśmiała się głośno w taki sposób, że krew zmroziła się w ciele chłopaka. Chciał uciec, próbował wyrwać się spod jej uścisku, ale była zbyt silna, zwłaszcza, że organizm młodzieńca osłabiony był niedawno zadanym mu cierpieniem. - Avada kadavra!
Z różdżki czarownicy wystrzeliło zielone światło, które rozjaśniło okolicę. Gdy tylko uderzyło w ciało ofiary, wszystkie czynności życiowe zostały zatrzymane. Rozwarte oczy przepełniało przerażenie. Dziewczyna nachyliła się nad martwym i zaśmiała mu się prosto w twarz, po czym splunęła na nią.
- Nie musiałaś go zabijać. Mógł dostarczyć nam ważnych informacji. - Do uszu dziewczyny doleciał ostry głos. Na jego dźwięk odwróciła się do tyłu i skłoniła nisko.
- Panie mój! - krzyknęła, a na jej twarz wstąpił podziw.
- Masz go ze sobą?
- Oczywiście - powiedziała i wyciągnęła z kieszeni mały zwitek papieru z czymś schowanym w środku.
- Mój Panie, czy to jest dobry pomysł, by go tutaj zostawiać? Przecież może wpaść w ręce kogoś, kto nie będzie umiał się nim posługiwać. - Nie spoglądała prosto w twarz rozmawiającego z nią mężczyzny, mimo że wielbiła go ponad wszystko i wiedziała, iż jej nie zabije.
- Nie kwestionuj moich decyzji! - wybuchnął mężczyzna. - Lord Voldemort, wie co robi. Nie musisz go pouczać.
- Wybacz, Panie - szepnęła ze szczerą skruchą i odeszła krok do tyłu, by przepuścić idącego przed siebie czarnoksiężnika.
- To właśnie jest mój cel, Bello. Ktoś ma go znaleźć i wprowadzić w mury zamku. - W jego głosie usłyszała nutkę dzikiej radości.
Lord Voldemort podszedł do miejsca, w którym stało kilkanaście kamieni i uniósł różdżkę do góry. Pokierował nią tak, by znajdujący się w jego drugiej dłoni pakunek uniósł się w powietrze, a następnie zniknął w jednej z dziur pomiędzy głazami. Z uśmiechem satysfakcji spojrzał przed siebie, na oświetlony jasnymi światłami zamek.
- W tym roku Hogwart będzie mój. - Zacisnął złowrogo pięść, a Bellatrix zaśmiała się złowieszczo.