kategoria : / /
Pierwsza pomoc
a u t o r : exi494
w s t ę p :
Fandom: Dark Angel.
Pod koniec II sezonu.
u t w ó r :
- Alec! - wściekły głos Max przedarł się przez harmider panujący w Jam Pony.
- Szukasz swojego chłopaka? - zapytała Cindy.
- On nie jest moim chłopakiem – powiedziała przez zaciśnięte zęby. - Jest trupem.
- Co znów zrobił? - O.C. przewróciła oczami.
- Wystarczająco dużo, żeby już zakończyć swój nędzny żywot – odpowiedziała, rozglądając się za chłopakiem. - Wiesz, gdzie on może być? - spytała, spoglądając na przyjaciółkę.
Original Cindy spojrzała wymownie na drzwi damskiej toalety, uśmiechając się pod nosem z zadowoleniem.
- Nie myślisz, chyba że...? - Max spojrzała zdziwiona na dziewczynę, która tylko przytaknęła głową unosząc w górę brwi. - Już nie żyje, transgeniczna glizda – mruknęła pod nosem.
Pchnęła z impetem drzwi łazienki i stanęła jak wryta. Na blacie przy umywalce siedział półnagi Alec, a nad nim pochylała się Cece, blond X-5 z Terminal City, która pracowała z nimi od niedawna.
- Co wy u diab... - urwała, bo dziewczyna odwróciła się, słysząc jej głos i przy okazji odsłoniła to, co do tej pory zasłaniała swoim ciałem
- Cześć, Max – rzucił Alec, krzywiąc się z bólu.
Dopiero teraz zobaczyła leżącą na podłodze zakrwawioną kurtkę. Spojrzała na niego uważniej. Był blady, a z rany na ramieniu sączyła się krew, którą Cece usiłowała zatamować jego własną koszulką.
- Coś ty znowu zmalował? - zapytała.
- To moja wina – wtrąciła się blondynka, zanim zdążył odpowiedzieć. - Zagapiłam się... - spuściła zażenowana głowę. - Alec uratował mi życie - dodała.
- Pokaż – Max odepchnęła dziewczynę, oglądając ranę. - Trzeba wyjąć kulę – zdecydowała. - Cece, stań przy drzwiach i pilnuj, żeby tu nikt nie zaglądał.
- Nie zostawiaj mnie z tą sadystką – wyjęczał Alec, puszczając do wychodzącej X-5 oko. - Jeszcze mi amputuje ramię.
- Jak się nie zamkniesz, dorzucę jeszcze wiwisekcję gratis – rzuciła Max, podchodząc do wiszącej na ścianie apteczki. Szybko przejrzała jej zawartość i wyjęła z niej małe nożyczki i jakiś środek do dezynfekcji ran, ze zdartą etykietą.
- Ej, to gówno jest pewnie przeterminowane... - zaprotestował.
- I co z tego? - wzruszyła ramionami. - Nie umrzesz – spojrzała na niego, uśmiechając się złośliwie.
- Nieczuła suka.
- Uważaj, co mówisz, bo ta nieczuła suka, będzie ci zaraz grzebać w ranie – odpowiedziała, mrużąc oczy i podchodząc do niego bliżej. Uważnie przyjrzała się się krwi wypływającej z rany. - Odwróć się – dodała stanowczo.
- Nie.
- Jak chcesz.
Otworzyła buteleczkę z płynem i polała nią nożyczki i ranę. Alec zasyczał. Max złapała go silnym chwytem za bark.
- Nie ruszaj się – ostrzegła i zdecydowanym ruchem włożyła nożyczki w ranę.
Alec zacisnął szczęki. Odruchowo przysunęła się do niego bliżej, przyciskając go swoim ciałem do ściany. Wyraźnie czuła, jak jego mięśnie się napinają,
- Zgnieciesz mnie – wysyczał z bólu.
- Muszę cię przytrzymać, żebyś się nie ruszył – mówiła do niego, jednocześnie próbując wyjąć kulę z ramienia.
Odpowiedział jej głośny jęk.
- Hej, jeszcze nawet nie zaczęłam.
- Tak? To kto mi dłubie w ranie?
- Staram się ...
- Staraj się bardziej.
- Zamknij się – syknęła. - Teraz zaboli jak cholera, bo kula tkwi częściowo w kości. Na trzy zaciśnij zęby – spojrzała na niego łagodniej.
- Na twoim ramieniu? - zielone oczy spojrzały z politowaniem, a na ustach pojawił się złośliwy uśmiech.
- Spróbuj tylko. Raz, trzy! – sprawnie podważyła kulę nożyczkami.
- A gdzie dwa? - wyjęczał.
- Nie ważne. Wytrzymaj jeszcze chwilę – powiedziała łagodniej, wciąż grzebiąc mu w ranie.
Nagle poczuła jak osuwa się na nią. Przycisnęła go mocniej do ściany, a jego głowa bezwładnie opadła na jej ramię.
- Już kończę, dzieciaku – powiedziała cicho i w tym samym momencie wyciągnęła kulę. - Szkoda, że nie możesz tego zobaczyć – powiedziała, patrząc z dumą na dokonane dzieło.
Odłożyła nożyczki i kulę na blat. Ostrożnie zsunęła go na podłogę i oparła plecami o ścianę. Dokładnie zdezynfekowała ranę i sprawnie założyła opatrunek. Kiedy skończyła spojrzała na jego bladą twarz, na której wyraźnie odcinały się złote piegi. Uśmiechnęła się i klepnęła go dość silnie w policzek. Natychmiast otworzył oczy.
- Sadystka – wyjęczał, pocierając twarz.
- Dasz radę dojść do domu, mięczaku? - zapytała.
- Mam nadzieję, że się nie wykrwawię – spojrzał, krzywiąc się, na przesiąkającą przez bandaże krew. – Gdzieś ty się uczyła opatrunki robić?
- To prowizorka, w tej apteczce nie znajdziesz zbyt dużo. Ciesz się, że był jakiś bandaż. No, zbieraj się. Idziemy – podniosła jego kurtkę z podłogi. - To ci musi wystarczyć – mruknęła rzucając mu ją.
- Auć – zawył, próbując ją złapać. - Pieprzona sadystka.
- Nie marudź. Ubieraj się szybciej.
- Cholerna, pieprzona sadystka – powtórzył, zakładając z trudem kurtkę. - Mogłabyś mi pomóc – rzucił zdenerwowany, nie mogąc sobie poradzić z zamkiem.
Podeszła do niego i szybko zapięła suwak.
- W porządku? – skinął głową. - To ruszaj dupsko, niedojdo.