FanFiction.pl wiersze poezja serwis poetycko - literacki

u t w ó r


kategoria : / /



Spełnione marzenie

a u t o r :    exi494


w s t ę p :   

Fandom: Dark Angel.
Gdzieś w nieokreślonym czasie.

Alec jest moją zdecydowanie najukochańszą postacią, która wciąż siedzi mi w głowie. Nic dziwnego, że stał się bohaterem niniejszego ficu :)



u t w ó r :

Te oczy. Niesamowite. Duże, zielone, otoczone firaną rzęs. Jak u dziewczyny.
Było w nich coś nieludzkiego. Coś... kociego? Zdecydowanie kryły w sobie tajemnicę. Tylko jaką? Miałam ogromną ochotę ją zgłębić. Tu i teraz, ale zamiast rzucić mu wyzywające spojrzenie, wbiłam je w stojący przede mną pełen złocistego napoju kufel.
Cholera, jego wzrok - przenikający mnie prawie na wylot - sprawiał, że robiło mi się gorąco i zimno na przemian. Poruszyłam się na krześle zmieniając pozycję. Miałam wrażenie, że wyglądało to bardzo niezgrabnie i wszyscy zauważyli, że nie robię tego bezwiednie. Usiadłam bokiem i oparłam łokieć na blacie, jednocześnie zasłaniając dłonią część twarzy. Teraz mogłam zerkać na niego dyskretniej, a bardzo chciałam mu się przyjrzeć.
Był niesamowity. Wysoki, szczupły, wysportowany. Idealna sylwetka, boskie ciało. Twarz anioła. Gładka, jasna cera. Lekko zadarty, zgrabny nos. Pełne, stworzone do pocałunków usta i te oczy... Chciałam tego faceta. Miałam na niego ochotę. Cholerną ochotę.
O matko, co się ze mną działo? Chcę iść do łóżka z pierwszym lepszym chłopakiem, który spojrzał na mnie w barze? Rany, ale jak spojrzał. Miałam ochotę odstawić kufel z piwem i podejść do niego. Z trudem powstrzymywałam się, żeby tego nie zrobić. A on wciąż tam stał, oparty nonszalancko o blat i patrzył na mnie tymi zielonymi ślepiami. Dziewczyno, opanuj się! Gdzie ta zimna i wyrachowana suka, cięta na męski ród jak osa? Nie ma! Przepadła! Zniknęła! I wcale mi jej nie brakowało. Cholera jasna!
Niech on się już tak na mnie nie gapi, bo nie nie ręczę za siebie. Nie wytrzymam i podejdę. Nie, nie podejdę. Rzucę się na niego, jak jakaś dziwka. Wpiję w te niesamowite, pełne usta...
Rany, nigdy w życiu nie pomyślałabym, że w tak obskurnym barze można spotykać takiego faceta. Znów zatopiłam oczy w kuflu, pozwalając palcom bezwiednie głaskać zimne szkło. Po chwili zanurzyłam w nim wargi. Skrzywiłam się. Siki, ale przynajmniej mogłam zwilżyć wysychające mi z wrażenia usta. Głupio bym się czuła, oblizując je pod obstrzałem tych niesamowitych, zielonych oczu.
Wciąż czułam na sobie ten świdrujący wzrok. Przenikał moje ciało do szpiku kości. Sprawiał, że straciłam całą pewność siebie. Cholera, nie po to tu przyszłam, żeby czuć się niepewnie. Wręcz przeciwnie. Wybrałam tą knajpę dla idiotów tylko po to, żeby poczekać na okazję nawrzucania jakiemuś burakowi. Od czasu rozstania z moim ostatnim chłopakiem byłam na wojennej ścieżce z całym męskim rodem. A po dzisiejszej awanturze z szefem, miałam ochotę wyżyć się na jakimś palancie, stąd moja obecna, godna pożałowania sytuacja. Westchnęłam głęboko i pociągnęłam solidny łyk piwa.
- Mogę się przysiąść? - niski głos zawibrował gdzieś nade mną.

Zdrętwiałam. A nawet na krótką chwilę sparaliżowało mnie. Poczułam przyjemny dreszczyk przebiegający po moim kręgosłupie. Wiedziałam, że to on.

- Jasne – rzuciłam odważnie i odwróciłam się, zatapiając spojrzenie w zielonych źrenicach faceta z moich najskrytszych marzeń.
Szmaragdowe oczy przyciągały mnie jak magnes. A on tak po prostu stał, z tajemniczym uśmieszkiem na ustach, ze szklaneczką whisky w ręku, bezczelnie mi się przyglądając. W końcu usiadł naprzeciwko i upił małego łyczka. Nie mogłam oderwać wzroku od jego warg zanurzających się w słomkowym płynie. Prawie jęknęłam z zachwytu, kiedy odsunął od nich naczynie, leniwie oblizując je językiem. Chwilę pobawił się szklaneczką, po czym spojrzał na mnie z dziwnym blaskiem w tych swoich niesamowitych oczach.

- Co taka dziewczyna robi w takiej obskurnej knajpie? - zapytał głosem, który sprawił, że moje serce nagle zaczęło szybciej bić.
- Może szuka takiego faceta, jak ty? - odpowiedziałam bez zastanowienia.

Uśmiechnął się, znów zaglądając do swojej szklaneczki. Przez chwilę sprawiał wrażenie, jakby zastanawiał się nad tym, czy się napić czy nie. Patrzyłam na niego z wyczekiwaniem. Odstawił alkohol na stolik i ponownie na mnie spojrzał. W tym momencie poczułam, że albo wyląduję z nim w łóżku albo jasny szlag mnie trafi. Wszystko inne przestało się liczyć. Tylko on, jego oczy, usta i ten zgrabny, pokryty złotymi piegami nosek. Miałam ochotę wgryźć się w to jego niesamowite ciało.

- To świetnie się składa, – odpowiedział w końcu – bo właśnie szukam kogoś takiego jak ty – uśmiechnął się, a jego oczy rozbłysły figlarnie.
- Tak? - w moim głosie wyraźnie zabrzmiało wyczekiwanie.
- Mam zamiar spędzić z tobą dzisiejszą noc. Co ty na to? - zapytał bez ogródek.

Z wrażenia mnie prawie zatkało. Rany, pewnie że tak, pomyślałam. Z takim facetem mogłabym pójść na koniec świata, ale postanowiłam trochę przeciągnąć zabawę.

- To zależy ... - zaczęłam niepewnie.
- Od czego? - pochylił się nad stolikiem, zbliżając się do mnie. Pewny siebie uśmieszek błąkał mu się w kącikach ust. U innego faceta by mnie zdenerwował, ale nie u niego. Miałam ochotę zlizać go z tych boskich warg.
- Od tego, co masz do zaoferowania? – palnęłam bez zastanowienia, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, jak to zabrzmiało.
- Sporo – uśmiechnął się. Podniósł szklankę do ust i szybko ją opróżnił. - Chodźmy - rzucił nagle wstając.
- Dokąd? - zapytałam, choć miałam ochotę poderwać się i pobiec za nim nawet do piekła.
- Do mnie – odpowiedział z lekkim zdziwieniem. - To niedaleko, – dodał - poza tym mam tu motor.

Wymiękłam. Miał mnie. Nic mnie teraz nie mogło powstrzymać. Odstawiłam kufel z niedopitym piwem i wstałam. Uśmiechnął się i objął mnie ramieniem w pasie, a jego dotyk sparaliżował mnie, sprawiając, że ledwie mogłam utrzymać równowagę.

- Jak masz na imię? - wyszeptał mi do ucha.
- Nieważne – wyjąkałam, próbując zapanować nad drżeniem mojego ciała. - I tak zapomnisz - wymruczałam, bo wyglądał mi na takiego, dla którego imię nie ma znaczenia. Roześmiał się.
- Mam dobrą pamięć.
- A ty?
- Alec – w zielonych oczach zatańczyły figlarne chochliki.
- Pasuje do ciebie – uśmiechnęłam się. - Przyjaciele mówią na mnie Exi – rzuciłam.
- Sexy Exi – roześmiał się radośnie. - Pasuje do ciebie – dodał poważniej.
Wyszliśmy na parking. Szczerze mówiąc, nie wiem w jaki sposób pokonaliśmy tę drogę. Byłam zbyt oszołomiona i tak zauroczona Aleciem, że nie widziałam, gdzie stawiam kroki. Kiedy podeszliśmy  do zielonej yamahy Duke, wypuścił mnie z objęć, a ja stałam jak kołek w płocie, nie mogąc się ruszyć bez jego pomocy. Uśmiechnął się do mnie zachęcająco. Cholera, wciąż się uśmiechał błyskając białymi zębami, doprowadzając mnie tym na skraj szaleństwa.

- Wsiadaj – rzucił, lokując się siedzeniu.
- Za dużo miejsca tu nie ma – stwierdziłam, patrząc na niewielkie i twarde siedzisko, nagle tracąc rezon.
- O to chodzi – uśmiechnął się łobuzersko, puszczając jednocześnie do mnie oczko. - Będziesz bliżej mnie – wyjaśnił .

Zawahałam się. Nie lubiłam jeździć na motorze jako pasażer. Zdecydowanie wolałabym być kierowcą i mieć władzę nad tą ponad pięćdziesiątką koni mechanicznych. Nie miałam zaufania do innych kierujących dwukołowymi rumakami.

- No wsiadaj – rzucił niecierpliwie.

Z pewnym ociąganiem usiadłam za nim, obejmując go nieśmiało w pasie.

- Trzymaj się mocniej – krzyknął, odpalając motor i gwałtownie ruszając z miejsca.

Chcąc nie chcąc, przylgnęłam do niego. Ryk silnika, pęd wiatru i zawrotna prędkość, z jaką jechał, sprawiły, że zamknęłam oczy i wtuliłam twarz w jego plecy, wdychając zapach jego dżinsowej kurtki. Niepewność gdzieś uciekła. Już się nie bałam. Było w nim coś, co sprawiało, że mu ufałam. Okazał się świetnym kierowcą. Miałam wrażenie, że on i motor to jedno. Chciałam tak przejechać z nim cały świat. Niestety wkrótce jazda się skończyła, bo po paru zaledwie minutach zatrzymał się. Rzeczywiście mieszkał blisko. Z żalem oderwałam się od niego i zeszłam z motoru. Alec wziął mnie za rękę i lekko pociągnął w stronę domu.

- Zapraszam w moje skromne progi – rzucił beztrosko.

I znów poczułam się niepewnie. Ruszyłam za nim z mieszanymi uczuciami. Coś mnie przyciągało i jednocześnie odpychało od niego. Zdawałam sobie sprawę, że Alec to chłopak na jeden raz. Nie na dłużej. Takiego faceta nie można mieć na stałe. O tym mogłam zapomnieć. Ale przecież nie chciałam się teraz z nikim wiązać. Zatem chrzanić to. Olać wszystko. To tylko jeden wyskok. Chwila zapomnienia. Odmiana. Odskocznia od codziennej rutyny, od tych przewidywalnych dni, tak podobnych jeden do drugiego. Ruszyłam pewniej. Raz się żyje. Nie chcę przez całe życie żałować, że zmarnowałam taką okazję. Nie, tego nie mogłam odpuścić. Nie takiego faceta.
Weszliśmy do jego mieszkania. Tak naprawdę to niewiele mnie ono interesowało. Przeleciałam szybko wzrokiem wnętrze, rejestrując jedynie mało wygodną kanapę, stojącą na środku pokoju i drzwi, najpewniej prowadzące do sypialni. Nic więcej nie przykuło mojej uwagi, oprócz oczywiście właściciela mieszkania, który właśnie niedbale rzucił na fotel swoją dżinsową kurtkę i ruszył w kierunku aneksu kuchennego. Nie mogłam oderwać oczu od jego umięśnionego torsu i ramion, opiętych czarnym t-shirtem. Patrzyłam zafascynowana jak podchodzi do szafki i wyciąga z niej szklaneczki. Postawił je na blacie i spojrzał na mnie uważnie. Znów zatonęłam w głębi jego hipnotyzującego spojrzenia.

- Chcesz drinka? – zapytał.
- Chcę ciebie – wyszeptałam prawie bezgłośnie.

Usłyszał. Uśmiechnął się tym niesamowitym, pewnym siebie uśmiechem. Odstawił butelkę i podszedł do mnie. Objął mnie w pół i z błyskiem w oczach powiedział.

- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, Exi – moje imię wymruczał mi już do ucha.

Chwilę później znalazłam się na jego rękach. Nie protestowałam. Zarzuciłam mu swoje na szyję i pozwoliłam się zanieść do sypialni. Delikatnie położył mnie na łóżku. Poczułam uginający się pode mną materac i delikatnie mnie przygniatające męskie ciało. Tak bardzo chciałam na niego patrzeć, ale oczy bezwolnie zamykały się same. Chłonęłam więc innymi zmysłami jego zapach, dotyk, ciepło. Zamarłam w oczekiwaniu na dotyk jego warg. Nie trwało to długo, bo wkrótce poczułam je na swoich. Delikatne i miękkie, ledwie musnęły moje spierzchnięte usta. Zaskoczyło mnie to, bo spodziewałam się, że będą bardziej natarczywe i władcze. W napięciu czekałam na więcej, ale on najwyraźniej nie miał zamiaru sprostać mojemu milczącemu pragnieniu. Smakował mnie ostrożnie, jakby bał się pocałować mocniej. Oddawałam mu pocałunki z dużo większą siłą, ale on łagodnie odsuwał się ode mnie, wciąż jedynie tylko muskając moje usta. Objęłam go za szyję próbując przyciągnąć do siebie, ale wciąż utrzymywał dystans, a ja ledwie znosiłam te tortury. W końcu jęk zniecierpliwienia i zawodu wyrwał się z głębi mojego gardła. Roześmiał się cicho i dźwięcznie tuż przy mojej twarzy. Z wysiłkiem otworzyłam oczy i ujrzałam błyszczące złotą zielenią oczy. Uniosłam brwi w niemym pytaniu.

- Dlaczego? - wyjęczałam
- Co dlaczego? - zapytał z figlarnym błyskiem w oczach.
- Dlaczego się ze mną drażnisz? Pragnę cię – nie wierzyłam w to, co mówię.

Spoważniał.

- Nie drażnię się z tobą. Chcę cię smakować … długo smakować... poznać każdy zakamarek twojego ciała .... Nie chcę się śpieszyć....nie z tobą - zapewnił mnie żarliwie.

Usiadłam i spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Myślałam, że poderwał mnie tylko po to, żeby mnie przelecieć i po wszystkim po prostu zapomnieć. Zresztą nie oczekiwałam niczego więcej. Nie chciałam. Moje ciało wyrywało się do niego, cała byłam gotowa mu się oddać, zatracić się w chwili. Nie! Ja nie chciałam smakować. Pragnęłam go zachłannie i łapczywie. I znów jęk zawodu wyrwał się z mojego gardła.

- Alec – wyszeptałam. - Chcę cię. Teraz... Proszę...

Na szczęście nie musiałam dłużej błagać.






o c e ń     u t w ó r

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.

s t a t y s t y k a

śr. ocen : 0.00
il. ocen : 0
il. odsłon : 1436
il. komentarzy : 0
linii : 86
słów : 2266
znaków : 11790
data dodania : 2013-05-04

k o m e n t a r z e

Brak komentarzy.

d o d a j    k o m e n t a r z

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.



p o l e c a m y

o    s e r w i s i e