kategoria : / /
"Każda zbrodnia ma swój cel"
a u t o r : Paula1234455
w s t ę p :
Każda zbrodnia ma swój cel...
u t w ó r :
Młoda Michelle wraz ze swoim partnerem Conor'em, wiedli szczęśliwe życie w Londynie. Ludzie mogli jej zazdrościć, miała dobrze płatną pracę jako prawniczka, oraz przystojnego narzeczonego, o którym nie jedna pewnie marzyła. Michelle Wayne, była wysoka, zgrabna, co powodowało większe branie u mężczyzn. Do tego posiadała piękną urodę; kruczoczarne włosy, brązowe oczy i ten skromny, a zarazem bardzo przyjacielski uśmiech. Była wręcz idealna. Z Conorem znali się ze studiów, to właśnie tam ich miłość rozkwitła. Nie mogli odstępować siebie na krok, w końcu zdecydowali się, że już na zawsze będą razem póki śmierć ich nie rozdzieli. Był początek nowego tygodnia, gdy Michelle wracała z pracy po godzinach. Zastała pod drzwiami swojego domu dwóch policjantów. Zaskoczył ją ten widok, bo raczej nie miała problemów z prawem. Jeden z nich był jej dobrym przyjacielem. To był Matt Grey, kolega ze studiów, w którym kiedyś się podkochiwała, póki nie poznała Conor'a na jego imprezie. Był on strasznie wysoki i miał wysportowane ciało. Ciemnobrązowe włosy oraz zielone oczy.
-Witaj Michelle, mamy dla ciebie złą wiadomość – usłyszała na dzień dobry.
-O co chodzi, Matt?
Otworzyła drzwi i weszli do środka, od razu wraz z komisarzami poszli do salonu gdzie usiadła na skórzanej kanapie.
-No więc, o co chodzi, powiedz co się stało! - rozkazała przejętym głosem.
Patrzyła na nich próbując sama się coś dowiedzieć. Lecz w końcu zaczęli mówić.
-Dzisiaj o dziewiątej Conor...
Widać było, że przeczuwała najgorsze, jednak tkwiła w niej mała iskra nadziei.
-Co z nim?!
-Został znaleziony w lesie,wisiał na gałęzi, wszystko wskazuje na to, że popełnił samobójstwo, tak mi przykro Mich.
W tej chwili jej świat rozsypał się na milion drobnych kawałków, których nie dało się poskładać. W drzwiach nagle stanęła jej najlepsze przyjaciółka Alex, również znała się z nią ze studiów, tam w sumie poznała wszystkich jej obecnych przyjaciół. Była ona średniego wzrostu, miała wcięcia w tali i blond, długie włosy. Jej oczy były koloru niebieskiego, mimo wszystko w urodzie nigdy nie dorównywała Michelle. Jednak to nigdy nie wpływało źle na ich przyjaźń.
-Mich! Wiem już, tak mi przykro
Podeszła do niej i usiadłszy przy niej objęła ją, ta następnie położyła delikatnie głowę na jej ramieniu próbując się opanować. Matt odsłonił swoją kurtkę i wyciągnął z niej paczkę chusteczek. Następnie otworzył ją i podał swojej koleżance. Ta skinęła głową w celu podziękowania i otarła łzy.
Jej przyjaciel wraz z partnerem dobrze wiedzieli, że to nie odpowiedni czas aby opuścić jej dom, dlatego usiedli naprzeciwko niej.
-Znalazł go myśliwy, tyle na razie wiemy.
-Ale, ale mój Conor nie mógł tego zrobić, nie rozumiesz?! Za kilka dni mieliśmy się pobrać, już prawie wszystko było gotowe. Nawet suknia ślubna wisi już w naszej sypialni, on tego nie zrobił, jestem tego pewna. To on! Ten myśliwy! Musiał go zabić! Zatrzymaliście go prawda?
-Michelle spokojnie, myśliwy to Tom Dolton, spokojny człowiek, który służy w obronie przyrody, nie mógł tego zrobić. W dodatku gdyby to był on nie zadzwoniłby do nas. Zrozum, że jak na razie wszystko wskazuje, że Conor popełnił samobójstwo...
-Ale co z tym Doltonem?! Zatrzymaliście go?! Proszę, powiedz, że tak! - wtrąciła się załamana.
-Tak, został zatrzymany, ale nie mamy dowodów. Zostaw nam tą sprawę...
W tej chwili zadzwonił telefon jego partnera, jego dzwonek był tak donośny, że aż podskoczył ze strachu. Wstał i poszedł ku wyjściu po czym dopiero wtedy odebrał. Długo ta rozmowa nie trwała, wrócił do salonu i schylił się do Matta, mówiąc mu coś szeptem, ten od razu wstał.
-Michelle musimy już iść, sprawy zawodowe wzywają, będziemy w kontakcie.
Objął ją na pożegnanie i skierował się do wyjścia, wcześniej jednak uspokoił ją po raz kolejny zamknęli za sobą drzwi, Mich szybko wstała i spojrzała na Alex, która tak samo jak ona była załamana.
-Ale ty mi wierzysz, prawda?! - spojrzała na nią oczekując poprawnej odpowiedzi.
-Michelle, kto mógłby go zabić, a później powiesić na drzewie, by wyglądało to na samobójstwo?
Zmierzyła ją surowym wzrokiem, ponieważ nie na taką odpowiedź liczyła. Ta od razu dostrzegła rozczarowanie przyjaciółki i szybko dodała.
-Albo może jednak znalazł się ktoś taki....
Czuła, że w tej sprawie może liczyć tylko i wyłącznie na siebie. W każdym razie nie zamierzała tego tak zostawić. Chciała odkryć prawdę. Po niecałym kwadransie Alex dostała pilny telefon z pracy, była wzywana, bo jej koleżanka zachorowała i nie miał jej kto zastąpić, a że była ona świetnym pracownikiem, na którym zawsze można było polegać od razu, bez wahania się zgodziła. Pożegnała się więc z przyjaciółką i wyszła z domu, ta poszła odprowadzić ją do samochodu, zaczekała aż odjedzie i po chwili wróciła do domu. Ponownie usiadła w tym samym miejscu. Myślała, co mogło się wydarzyć, czy on faktycznie popełnił samobójstwo, to pytanie najbardziej chodziło jej po głowie. Przypomniała sobie, że Conor zapomniał wziąć dzisiaj telefon, bo próbowała się do niego dodzwonić gdy była w pracy i za pewne jest on w jego pracowni, gdzie spędzał sporo czasu. Zapomniałam wspomnieć, że jej narzeczony- Conor Black był bardzo dobrym architektem. Zarabiał miesięcznie dosyć dużo pieniędzy, także wraz z Michelle mogli sobie pozwolić na wszystko. Wracając do Mich, zerwała się z kanapy i szybkim tępem udała się na górę po krętych, drewnianych schodach. Zbliżyła się do drzwi, za którymi znajdowała się pracownia jej ukochanego. Delikatnie ujęła klamkę w dłoni i nacisnęła ją po czym popchnęła otwierając tym samym drzwi. Poczuła jego zapach perfum i automatycznie w jej oczach pojawiły się łzy. Powoli zbliżyła się do biurka i usiadła na fotelu, następnie zaczęła otwierać po kolei wszystkie szafki. Jedna przykuła jej uwagę, znajdowało się w niej kilka listów. Początkowo wahała się, lecz ostatecznie wyjęła je i zaczęła czytać. Minęło być może pięć minut, gdy przeczytała jeden list, od razu wybuchła płaczem. Szybko wyjęła telefon z kieszeni i wybrała numer do swojej przyjaciółki.
-Alex?! On miał kochankę – powiedziała na skraju załamania.
-Ale kto?
-Conor!
-Wiesz, powinnaś się z tym liczyć. Conor był dobrą partią, każda chciałaby być jego.
Jej słowa trochę wytrąciły ją z równowagi, bez słowa rozłączyła się. Zaczęła dalej przeszukiwać to pomieszczenie, jednak nic więcej nie znalazła. Wzięła głęboki oddech próbując tym samym opanować swoje myśli. Długo siedziała i rozmyślała czy to mogła być prawda.
-Przecież to nie możliwe, kochaliśmy się – mówiła do siebie.
Nastała chwila milczenia, którą przerwał dzwonek do drzwi. Wyszła z gabinetu narzeczonego i zeszła powoli po schodach. Ponownie ktoś nacisnął dzwonek, otworzyła w tej samej chwili drzwi i zastała w nich Matt'a.
-Mogę? - spytał uprzejmie.
-Tak, wchodź... - wpuściła go do środka.
Zamknęła drzwi i spojrzała na niego
-Co się stało?
-Chyba miałaś rację, ale niczego nie jestem pewien.
-Nie rozumiem?
-No, że Conor nie popełnił samobójstwa
-Czyli...nie! - krzyknęła wybuchając kolejny raz płaczem.
Zbliżył się do niej i objął ją, następnie dłonią zaczął przeczesywać jej długie czarne włosy.
-Spokojnie Michelle
Powoli uniosła wzrok spoglądając mu tym samym prosto w oczy.
-Ale to nie wszystko, chodź! - oznajmiła prowadząc go do salonu.
Szybkim krokiem ruszyła na górę po listy, jeszcze szybciej wróciła i podała mu je. Patrzyła na niego ze skupieniem gdy on czytał jeden z listów. Nie ukrywał zdziwienia.
-Ale Conor? To nie podobne do niego, przecież on cię kochał. Nie mógł cię zdradzać. - uspokajał ją.
-Sam dobrze widzisz co tu pisze „ Kocham cię i mam nadzieję, że znowu się zobaczymy, strasznie tęsknię” przecież wszystko na to wskazuje.
-Nie, Mich on na pewno cię nie zdradzał.
-Więc o co tu chodzi?! Może ty coś wiesz?
-Przykro mi, ale jestem pewien, że nigdy w życiu by cię nie zdradził. Wiesz co, wezmę ten list i spróbuję odnaleźć tę kobietę. Wtedy wszystkiego się dowiemy.
W duchu cieszyła się, że mogła liczyć chociaż na niego. Była mu niezmiernie wdzięczna za wszystko co robił do tej pory.
Matt usiadł na kanapie, tuż obok niego Michelle, która szybko zerwała się z miejsca i spojrzała na niego.
-Może czegoś się napijesz? - zaproponowała ocierając subtelnie łzy.
-Nie będę zawracał ci głowy.
-Nie, proszę. Muszę się czymś zająć, żeby chociaż na chwilę zapomnieć o tym wszystkim.
-W tak razie poproszę kawę.
Udała się do kuchni, która znajdowała się tuż obok salonu. Po pięciu minutach wróciła z kawą. Usiadła ponownie obok niego.
-Ja wiem jak w tych czasach można liczyć na policję, Matt. Nie będę czekać, chcę sama zająć się tą sprawą i bardzo cię proszę o pomoc, bo jednak mógłbyś mi się bardzo przydać w śledztwie, w dodatku masz wprawę.
Nie owijała w bawełnę, zawsze była szczera i uparta to były jej dwie główne zalety według Conora. Widać było, że Matt nie był zaskoczony tą prośbą, chyba wręcz się jej spodziewał, bez długiego namysłu zgodził się co jeszcze bardziej ucieszyło ją.
-Nie masz pojęcia jak bardzo jestem ci wdzięczna – oznajmiła.
-W porządku, dobrze wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć – uśmiechnął się.
W dość specyficzny sposób patrzył na nią, zawsze jego oczy radowały się na jej widok, jednak był bardzo skrytym człowiekiem. Uśmiechnął się do niej i upił łyk kawy, zrobił tak kilka razy po czym odłożył kubek na stół.
-Nie czekajmy więc, musimy się czegoś dowiedzieć. - powiedziała zdecydowanie. - Więc, co już wiemy? - dodała po chwili.
-Więc tak, na miejsce przybyliśmy o dziewiątej, znalazł go niejaki Tom Dolton, z zawodu myśliwy, który już długo służy w tym zawodzie. Niestety nie wiemy nic więcej, najpóźniej jutro dowiemy się czegoś więcej po wszystkich tych badaniach. Ustalono jeszcze, że Conor nie żył od trzech godzin.
-Czyli, że wisiał on na tym drzewie trzy godziny?
Ponownie się załamała, bardzo go kochała i nie wyobrażała sobie życia bez niego. Nabrała więc powietrza w płuca i po chwili odetchnęła. Podeszła do stolika, z którego wyciągnęła zeszyt oraz czarny długopis. Usiadła i zaczęła notować to co wiedzieli na chwilę obecną. Gdy skończyła patrzyła na to ze szczególnym skupieniem, próbowała coś wywnioskować. Po chwili jednak odłożyła zeszyt i spojrzała na mężczyznę.
-Matt, mógłbyś mnie zawieźć do tego lasu? - poprosiła.
-No dobrze.
Nie bardzo rozumiał dlaczego właśnie tam chce pojechać, jednak zgodził się. Oboje założyli kurtki, gdyż było bardzo zimno na dworze po czym wyszli z domu. Matt posiadał czerwony, sportowy samochód, pewnie tak chciał się przypodobać kobietom. Wsiedli i odjechali. Michelle pilnie przyglądała się okolicy przez którą przejeżdżali. Po trzydziestu minutach byli na miejscu, jeszcze nigdy dotąd nie była tutaj i była pewna, że Conor również. W dodatku do jego biura jechało się w drugą stronę. Rozejrzała się dookoła i pomyślała, że pewnie jechał do tej swojej kochanki. Czuła potworne obrzydzenie, jednak mimo wszystko nadal go kochała. Szła za Matt'em aż po chwili on stanął wskazując na drzewo tuż obok nich.
-To tutaj – powiedział.
Uniosła wzrok do góry. Była to dosyć stara sosna, to właśnie tu jej narzeczony popełnił samobójstwo.
-Matt, coś mi tutaj nie pasuje.
-Co się stało? - spojrzał na nią zdziwiony
-Przyjechaliście tutaj o dziewiątej, nie żył on już od około trzech godzin. Zazwyczaj do pracy jedzie o ósmej pięćdziesiąt, bo ma blisko, sam dobrze o tym wiesz. A w dodatku do jego biura jedzie się w drugą stronę. A poza tym Conor nigdy nie wstawał tak wcześnie, zazwyczaj budził się o ósmej. I jak dzisiaj wychodziłam z domu to on jeszcze spał, a była wtedy piąta trzydzieści. Pół godziny później on już nie żył... On nie mógł tak szybko się ogarnąć i gdzieś jechać. Zresztą jego samochód był w domu jak wróciłam!
Matt zaczął poważnie zastanawiać się nad tym co powiedziała Mich. Pokiwał kilka razy głową i po chwili w końcu coś powiedział.
-Masz rację, w dodatku gdy przyjechaliśmy na miejsce, nie był on ubrany jak do pracy. Miał na sobie biały t-shirt i czarne spodenki.
Michelle nie wierzyła w to co właśnie usłyszała.
-On w tym zawsze spał.
Powoli wszystko zaczynało się układać w całość. Jednak coś nadal im nie pasowało.
-Myślisz, że ktoś włamał się do naszego domu? - spojrzała na niego
-To bardzo prawdopodobne, wszystko zresztą na to wskazuje.
Spuściła głowę w dół czuła, że za chwilę znowu się rozpłacze. Matt spojrzał na nią i dobrze wiedział co zaraz się stanie, podszedł do niej i objął ją.
-Dowiemy się prawdy,Mich obiecuję.
Poczuła się o wiele lepiej, wyobrażała sobie, że przytula się do Conor'a, że jest on tutaj i wszystko jest dobrze. Miała ona przez cały ten czas zamknięte oczy. Próbowała wtedy też pozbierać myśli w jedną całość. Po chwili usłyszeli oni szelest dobiegający zza krzaków.
-Słyszałeś? - spojrzała przerażona na Matt'a
Ten wyjął broń i kazał jej zostać tu gdzie stoi, ona jednak nie posłuchała go i poszła powoli za nim. Mężczyzna przyśpieszył i gdy zbliżył się do krzaków ktoś wybiegł z nich i biegł przed siebie. Matt bez wahania nacisnął za spust i postrzelił go w prawe ramię, ten jednak biegł dalej. Oboje ruszyli za podejrzanym, lecz gdy już prawie go dogonili ten wsiadł do samochodu i z piskiem opon odjechał. Było to czarne BMW.
-Cholera! - krzyknął Matt. - Zdążyłaś przeczytać co pisało na rejestracji?
-Nie – odpowiedziała załamana.
Patrzyła w miejsce gdzie stał samochód, po chwili podeszła do przyjaciela i zwróciła się do niego.
-Wydaje mi się, że ten samochód jechał cały czas za nami, widziałam go pod moim domem. - powiedziała przejęta.
-Jak to? Dlaczego nic nie mówiłaś?
-Nie przypuszczałam, że ktoś mógłby nas śledzić, to mógłby być morderca Conor'a! - krzyknęła.
-Michelle, wydaje mi się, że jesteś w niebezpieczeństwie.