kategoria : / /
Nocny Requiem (Final Fantasy VII)
a u t o r : Shadica1stClass
w s t ę p :
Ucieczka Zacka i Clouda z Nibelheim. Za nimi oddziały ShinRy. Potrzeba więcej słów? Wiemy jak się kończy, ale te historia nie opowiada jedynie o samej ucieczce. Jest to krótki epizod, opowiedziany z zupełnie innej perspektywy. Czyjej? Zapraszam do lektury.
Ostrzeżenia - angst.
u t w ó r :
Noc późna już była. Księżyc w pełni stał wysoko na rozgwieżdżonym niebie. Liczne gwiazdy oświetlały swym delikatnym blaskiem liście drzew. Mały strumyk cichutko szemrał, nie przejmując się pijącym wodę jeleniem. Gdzieś w oddali zahukała sowa i zaraz zamilkła, a z nią na krótką chwilę świat, który zdawał się łapać oddech zanim drapieżcy przypomną o swojej obecności, gotowej by zabić. Las żył nocą, niebezpieczną, groźną, ale i tajemniczą. Na małej polance stary dzik sennie rył ziemię w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia. Czuł, że niewiele w nim życia pozostało, mimo to rył nadal. Przygłuchy, nawet nie spostrzegł, kiedy wilki dopadły go do gardła. Krew trysnęła na trawę i dzik padł, nie próbując walczyć.
Wilki. Jakże inne zwierzęta. Zdolne zabijać, sprytne i silne. Idealne, mocne zęby z łatwością rozszarpujące ciało. Te, wykorzystując słabość ofiary, miały tej nocy prawdziwą ucztę jakiej nie zaznały już od dawna. Jadły świeże mięso, gryzły kości, nie szczędząc niczego.
Nagle rozległ się pewien odgłos, jakże nieznany w tym zapomnianym lesie. Odgłos twardych butów ze skóry, miarowo uderzających o ziemię. Wilki, spłoszone, uciekły. Nie, został jeden, młody bez doświadczenia. Nie znał tego szurania, ciężkiego oddechu i dziwnego zapachu. Powoli, zapominając o towarzyszach, ukrył się wśród gęstych krzaków. Patrzył nieruchomo w ciemność, w razie ataku gotów użyć swych ostrych jak brzytwa kłów, by przeżyć. Czekał.
Najpierw ujrzał koślawą sylwetkę, rosnącą coraz bardziej i bardziej. To byli ludzie, jego wrogowie. Wilk zamarł, niepewny co robić – uciekać czy zostać. Czekał.
Było ich dwóch. Pierwszy z czarnymi włosami ciągnął ze sobą drugiego, pozbawionego przytomności. Jasne kosmyki opadały mu na twarz, nieco skrywając jej bladość. Jego bezwładne ciało było całkowicie zdane na łaskę przyjaciela, który wytrwale je chronił nawet na moment nie tracąc czujności. Na chwilę przystanął.
- Przepraszam. Wiem, że powinieneś odpocząć, ale wytrzymaj jeszcze trochę, ok?
Nie dostał odpowiedzi.
Wilk coś poczuł. Jakoś wiedział, że z ich strony nic mu nie grozi. Niebezpieczeństwo dopiero nadchodziło. Słysząc liczne trzaski łamanych gałęzi, skulił się i zjeżył sierść. Wiele niebezpieczeństw. Takich, co mordują bez litości, odbierając wszystko z czystej żądzy. Prawdziwi ludzie. Podkradali się coraz bliżej, okrążając tych dwóch.
- Brać ich!
Zaraz zginą i to będzie koniec ich ucieczki. Kuląc się jeszcze bardziej, wilk ze strachu zamknął oczy, nieświadom przebiegu całej walki. Dla człowieka trwałoby to kilka sekund, ale dla przerażonego zwierzęcia to były lata. Nie wiedział, czy ktoś go w końcu zauważy, czy da radę czmychnąć za swym stadem. Wiedział jedynie, że w pewnym momencie opuścił kryjówkę i krok po kroku, pchany czystą ciekawością, podszedł do pobojowiska.
Do jego nozdrzy dotarł zapach słodkiej krwi. Zaledwie parę metrów od niego leżeli ludzie, żywi, choć ciężko ranni. Wysunął język, smakując powietrze. Ludzkie mięso.
- Chodź, spadamy stąd.
Jakże cicho zabrzmiał głos czarnowłosego w tym lesie. Przez kilka chwil wilk słyszał jeszcze to uderzanie butów o ziemię, potem świat zamilkł. Na krótko.
Nawet nie zdążył odwrócić głowy.
Wystarczył jeden celny strzał.
Wilk potoczył się ciężko po trawie, z coraz większym trudem łapiąc oddech. Stracił czujność i zapłacił za to najwyższą cenę. Jak przez mgłę widział podnoszących się ludzi. Jeden trzymał coś długiego, błyszczącego. Znów czuł krew. Swoją krew.
- Głupie bydlę. Rzuciłoby się na nas!
- Daj spokój, lepiej zamelduję, że cele nam uciekły.
Dalej nic już nie usłyszał. Z wielkiego łowcy stał się ofiarą. Zamykając oczy, odszedł w cień.
٭٭٭٭ ٭
- Idźmy dalej, dobrze? – Zack mocniej ścisnął rękojeść miecza.