kategoria : / /
Severus
a u t o r : severus
w s t ę p :
Rozdział czwarty - Wymowne milczenie
u t w ó r :
„PRAWDZIWY PRZYJACIEL TO TAKI, KTÓRY, JAK ZŁAMIESZ MU PRAWĄ RĘKĘ, LEWĄ PODA CI NA ZGODĘ.”
„Zanim się kogoś zgani, należy zawsze wpierw zbadać, czy nie należałoby wybaczyć.”
„Prawdziwy przyjaciel może zranić tylko w jeden sposób : odchodząc bezpowrotnie”
„Prawdziwy przyjaciel będzie cie kochał zawsze, nawet, albo i szczególnie wtedy gdy wszyscy pozostali cie znienawidzą.”
4. Wymowne milczenie
Trzy tygodnie później. Północ.
Okropny, przeraźliwy krzyk wypełniał salon dworu Riddle'ów. Severus Snape siedział obok Toma Riddle'a przy kominku przyglądając się jak kilku śmierciożerców torturuje Avery'ego. Zerknął na Czarnego Pana, ale ten wydawał się jakby nie dostrzegać całego przedstawienia. Czytał właśnie Proroka Codziennego nie okazując żadnych emocji. Może to wydać się dziwne, jednak nie czerpał on przyjemności z zadawania przemocy. Bardzo rzadko zabijał osobiście. Całą tę pracę zostawiał swoim poplecznikom. Po godzinie uniósł wzrok, spojrzał z politowaniem na Avery'ego, który ledwo dyszał.
-Dosyć, zabierzcie go stąd.- powiedział zimnym tonem. Gdy wyszli, zwrócił się do Snape'a. - A więc Severusie...masz może mi do powiedzenia coś na temat Sauvage'a?
-Dumbledore napisał do niego z prośbą o pomoc, on wie że to ty za tym wszystkim stoisz.- rzekł przełykając ślinę. Nie rozumiał dlaczego, ale nagle poczuł się źle, jakby sumienie podpowiadało mu że nie powinien mówić Voldemortowi o tym co robi Daniel.
-To doprawdy zabawne. Jak zamierza mu pomóc? - zapytał uśmiechając się kpiąco.
-Nie zamierza. Nie chce w ogóle się wtrącać. - powiedział z lekką nadzieją w głosie, za co chwilę później bardzo żałował.
-Severusie, czyżbym słyszał prośbę w twoim głosie? Nie chcesz żeby umierał? - zaśmiał się. Nie był to jednak radosny śmiech starożytnego Mistrza Eliksirów. Ten był lodowaty i pełen pogardy.
-Ależ skąd. - odparł , nawet nie musiał się silić na obojętny ton.- Dzisiaj wyjeżdżam z nim i jego znajomym do Grenoble, w zamku Archibalda ma się obyć zjazd Mistrzowski.
-To bardzo przydatna informacja...- powiedział sarkastycznie Voldemort, wstał i zaczął przechadzać się po pokoju rozmyślając.
-Pojawił się pewien problem...- Riddle uniósł brwi. - Isere, który tymczasowo u niego mieszka domyśla się kim jestem.
-A Sauvage? - zapytał nie odwracając się do Snape'a a wpatrując się w Nagini, która wiła się u jego stóp.
-Wyśmiewa te przypuszczenia..obawiam się, że w końcu jednak mu uwierzy. - stwierdził beznamiętnie.
-To tylko kolejny powód by pozbyć się Sauvage'a jak najszybciej. - odwrócił się spojrzał na Snape'a znacząco. - Teraz odejdź.
-Tak jest.- odpowiedział patrząc prosto w zimne, niebieskie oczy.
Deportował się z powrotem do Paryża. Miał już gotowy plan. Myszkując w bibliotece Daniela znalazł bardzo stary, zakurzony pergamin, który zawierał przepis na truciznę, jednak brakowało składnika , który sprawiłby że zaczęłaby działaś z parogodzinnym opóźnieniem. Snape czuł się jednak niewyraźnie. W ciągu tego miesiąca Daniel był dla niego bardzo miły, przyjazny, nauczył go więcej niż Slughorn przez siedem lat, mimo to Severus starał się odrzucić myśl jak wiele mógłby wynieść z trzyletniej współpracy z Mistrzem Eliksirów, teraz nie miał już wyjścia. Gdy wszedł do domu, spostrzegł Olivera, który wydawał się na niego czekać. Severus przyzwyczaił się już do niechęci Irlandczyka, chociaż nie miał zbyt wiele kontaktu z nim, od świtu do zmierzchu przebywał z Sauvage'm w pracowni przygotowując eliksiry.
-No proszę, kogo ja widzę. - odezwał się rudy, wykrzywiając usta.- Kolejna nocna eskapada?
-Pardon? - Sev uniósł brwi w udawanym zdziwieniu.
-Dan jest zbyt oczarowany twoimi umiejętnościami by widzieć wszystko tak wyraźnie jak ja, nie myśl sobie że nie wiem kim jesteś. - powiedział agresywnie, wpatrując się w chłopaka.
-Czyżby?- zapytał brunet lekko rozbawionym tonem. - Kim?
-Śmierciożercą! - krzyknął – Mordercą! To ty zabiłeś Weronicę Wolf, Roberta Turpina i pewnie wielu innych! Znajdę sposób by to udowodnić, a wtedy czeka cię tylko słodki pocałunek z dementorem!
Severus nie dał się wytrącić z równowagi. Jak to jest możliwe by ten człowiek tak łatwo go przejrzał? Oliver krzyczał na tyle głośno, że zaniepokojony Daniel w piżamie ( żółta koszulka, niebieskie szorty w zielone kociołki) zszedł do salonu z podniesioną różdżką.
-Co tu się dzieje? Kłócicie się? Zrobił ci coś? - zwrócił się z troską do Snape'a.
-Nie pozwoliłbym sobie. - powiedział i uśmiechnął się kpiąco.
-Prędzej ten śmierciożerca zrobi coś tobie Daniel! A ty jeszcze się o niego martwisz! - Isere wytrzeszczał oczy na Dana.
-Przeproś! - krzyknął Sauvage celując różdżką w rudowłosego.
-Co takiego?! Nie będę przepraszał tego mordercy! Popatrz na niego! Nawet nie zaprzecza! - odkrzyknął wskazując na Snape'a i tupiąc nogą.
-Nie życzę sobie żebyś się tak do niego zwracał! Mam po kokardę twoich idiotycznych teorii! Znajdź sobie lepiej kobietę, bo od niezaspokojonego popędu tracisz rozum!
-Jaką kokardę? - zdumiał się Oliver. - Ale przekonajmy się! Poproś go żeby Ci pokazał swoje lewe ramię. Wtedy przeproszę. - oznajmił i uśmiechnął się chytrze.
Cisza. Snape stał spokojnie, chociaż w duchu panikował, Isere patrzył wyczekująco na Daniela, który opuścił różdżkę, zerknął na swojego ucznia wpatrzonego w tamtej chwili w swoje buty, usiadł na sofie i ukrył twarz w dłoniach.
-Oliverze Isere po zjeździe nie chcę Cie widzieć przez następne sto lat, słyszysz? A teraz proszę idźmy wszyscy spać, zanim najdzie mnie ochota by wykopać cię stąd już teraz.
-A-ale... Dan....jesteśmy przecież przyjaciółmi! - Irlandczyk był w szoku, starał się Sauvage'owi przemówić do rozumu a odniósł tylko odwrotny skutek. - A on nawet nie udowodni ci że nie ma Mrocznego Znaku!
-Przyjaciele nie zachowują się w ten sposób, Isere. - powiedział ze smutkiem, ale stanowczo- A Severus nie musi mi niczego udowadniać.
-Ale..- Oliver nie odpuszczał.
-Dosyć. - powiedział ostrym tonem, jakiego jeszcze Sev u niego nie słyszał. Najstarszy mężczyzna wstał, oczy lśniły mu od gniewu a twarz wyrażała jakąś dziwną zaciętość. Machnął kilkukrotnie różdżką, tak że rzeczy Olivera pojawiły się w salonie. - Zabieraj to wszystko i wynoś się z mojego domu. - dodał spokojnie.
-T-ty...wyrzucasz mnie?! - zdziwiony Isere opuścił różdżkę wlepiając oczy w Daniela, który milczał. Mierzyli się przez chwilę wzrokiem, rudy wypowiedział cicho zaklęcie, które sprawiło, że jego rzeczy spakowały się same do walizki i skierował się do wyjścia.- Jakby co...- zerknął na Snape'a - ...ostrzegałem. - dodał i wyszedł.
-Wybacz, zupełnie nie rozumiem co się z nim dzieje. - powiedział do Severusa, ale ten wzruszył tylko ramionami i udał się do swojej sypialni.
9 rano.
Daniel właśnie pukał do pokoju Severusa, minęła już dziewiąta, a na wpół do dziesiątej był umówiony z Archibaldem w jego zamku. Zdecydował że użyją świstoklika, nie chciał ciągać chłopaka pociągiem tylko dlatego, że sam nie lubił teleportacji. Zerknął na torbę, spakował 10 antycznych win, miał nadzieje, że tyle wystarczy.
- Musiałem coś jeszcze zrobić.- powiedział Sev wychodząc z pokoju. W rzeczywistości sprawdzał, jak się miewa jego trucizna, zastanawiał się też czy na tym spotkaniu dowie się jakiego składnika potrzebuje.
-Użyjemy świstoklika, dobrze? Bardzo źle czuje się po teleportacji, a sam mógłbyś nie trafić. - Snape skinął głową, więc Sauvage wyjął z kieszeni pustą fiolkę i skierował na nią różdżką – Portus! - szepnął. - No to na trzy. Raz, dwa... - Snape położył rękę na wyciągniętej dłoni Daniela i oboje poczuli mocne szarpnięcie w okolicy pępka. Wylądowali na jakiejś polanie, Dan chciał podać rękę Snape'owi by pomóc mu wstać, ale ten udawał, że tego nie zauważył.
-Musimy przejść około kilometra – powiedział wskazując ciemną budowlę .
Szli w milczeniu, chłopak wydawał się Sauvage'owi dziwnie zamyślony, chociaż mogło to być złe wrażenie, uczeń rzadko kiedy odzywał się niepytany, a i odpowiadał oszczędnie, sprawiał wrażenie permanentnie skoncentrowanego. Daniel uśmiechnął się na myśl, że Sev pewnie spodziewa się po grupie Mistrzów jakichś dysput naukowych, a tu niespodzianka, impreza z hazardem w tle. Nie chciał go jednak o tym uprzedzać, miło będzie zobaczyć zaskoczenie na jego twarzy. Drzwi zamku otworzył im lokaj z listą gości w dłoni.
-Pan Sauvage i pan...? - odznaczył nazwisko na liście i uniósł brwi na widok Snape'a, spojrzał pytająco na Dana.
-Snape, on jest ze mną. - odpowiedział wesoło.
-Rozumiem – powiedział przeciągle – proszę do środka. Czy mogę wziąć panów szaty wierzchnie? - Daniel podał mu swoją, tak że został tylko w czarnej koszuli i spodniach od garnituru, Severus oddał jedynie pelerynę. - Pan Archibald jest w sali balowej, przybyła już część gości.
Tak jak cały zamek, sala balowa była bogato wystrojona, na ścianach wisiały piękne obrazy, prawie wszystkie meble były pozłacane. Na środku stał bardzo duży, okrągły stół, a na nim kieliszki, czarki, butelki, karty i wiele innych. Siedziało tam już kilka osób, a w najbardziej ozdobnym krześle, czarodziej około czterdziestoletni, ubrany w fioletową szatę, wstał i podszedł do nich gdy tylko weszli.
-Daniel! - uścisnął mocno Sauvage'a.- Jakaż rozkosz widzieć cie, jeszcze większa twoje wino. - powiedział zacierając ręce. - A twój młody przyjaciel to kto? - zapytał ledwie spoglądając na Snape'a.
-Severus Snape, mój uczeń.- Archibald wytrzeszczył lekko oczy i przyjrzał się brunetowi, po chwili podając mu dłoń.
-Ah, bardzo się cieszę że zaszczycił nas pan swoją obecnością. - rzekł ironicznym tonem, Sev jedynie skinął lekko głową. - Zapraszam do stołu, oh, są już pozostali, cudownie. - dodał widząc czarodziejów właśnie wchodzących do środka.
Snape i Sauvage zajęli miejsca obok siebie, Dan wyjął z torby wszystkie butelki stawiając je na stole ku uciesze i aplauzie pozostałych. Gdy wszyscy siedzieli już na miejscach, Paul Archibald kilkoma ruchami różdżki zasłonił kotary w oknach sprawiając tym, że w pokoju zapanował półmrok, lokaj nalał każdemu z gości po lampce wina. Paul uniósł swój kieliszek do toastu i przemówił:
-Jako tegoroczny wodzirej witam was drodzy przyjaciele Mistrzowie, witam przyszłego Mistrza – tu wszystkie spojrzenia spoczęły na Snape'ie, kilka osób mierzyło go krytycznie, kilka, w tym Daniel, uśmiechało się , a Oliver patrzył na niego z nienawiścią, nawet nie podnosząc kieliszka.- w moim zamku! Tak, Dan , posprzątałem, nie martw się. - salwa śmiechu - Rozpoczynamy kolejny zjazd! - brawa – Więc pijmy na zdrowie! - wszyscy, oprócz Isere, unieśli kieliszki i wypili. - Jako że, nasz młody gość jest z nami po raz pierwszy, pozwólcie, że przypomnę zasady. Gramy w pokera no limit, każdy kto wygra rozdanie zgarnia pulę i musi opowiedzieć jakąś historię ze swojego życia, kto przegra największą ilość rozdań za rok organizuje zjazd u siebie. Wszystko jasne? - zerknął na Snape'a który uśmiechnął się tylko kpiąco.- Pierre, rozdawaj. - wrócił się do lokaja, który najwyraźniej pełnił też rolę krupiera.
Daniel rzucił pod stołem Severusowi na kolana sakiewkę z galeonami, a gdy chłopak spojrzał na niego zdziwiony on jedynie uśmiechnął się . Pierwsze rozdanie, Severus zerknął na swoje karty, miał dwie pary (damy i dziewiątki) i piątkę. Paul przesunął na środek około piętnastu galeonów, wszyscy po kolei podobną ilość, Daniel jedynie pięć, więc Sev również tyle samo co Sauvage.
-Parka dyszek. - mruknął Archibald.
-Pas.- powiedziało kilka osób.
-Para szóstek – powiedział wesoło Dan.
-Dwie pary, damy i dziewiątki. - oznajmił Sev, wiele głów zwróciło się ku niemu z ciekawością.
-Strit – szepnęła czarownica w niebieskiej sukni, siedząca obok Snape'a, była ostatnia, rozległy się głośne brawa.
-Anne, w takim razie słuchamy.- zwrócił się do niej gospodarz, wypijając kolejny kieliszek wina.
Gra trwała bardzo długo, ani Snape ani Sauvage nie wygrali jeszcze ani jednego rozdania. Chociaż im dłużej grali, tym czarodzieje byli coraz bardziej weseli, i każdy wygrany opowiadał ciekawe sytuacje, to Snape nie usłyszał nic, co pomogłoby mu w pracy nad trucizną. Do czasu. William Wist opisał historię, która okazała się być interesująca jedynie dla najmłodszego spośród zgromadzonych, kiedy to po jednym z takich zjazdów następnego dnia Will miał ogromne bóle głowy, próbował uwarzyć eliksir, który by je zniwelował, jednak musiał cierpieć jeszcze przez kilka godzin po wypiciu, gdyż dodał zbyt wiele dymptamu. Severus drgnął lekko.'No jasne!', nikt tego jednak nie zauważył.
-Drodzy państwo - powiedział i czknął Paul – ostatnia runda, zwycięzca zgarnia wszystko.- przesunął na środek wszystkie swoje galeony, wiele osób uczyniło podobnie, w tym Daniel.
Gdy Snape spojrzał na swoje ostatnie karty, zirytował się, miał asa, króla, damę, waleta i dziesiątkę karo. 'I co ja niby mam powiedzieć?' zamyślił się.
-Wysoka karta. - rzekł wesoło Sauvage.
-Poker – westchnął Snape odkładając karty na stół. Zapanowała cisza, potem gromkie brawa.
-Gratuluję, panie Snape – odezwał się gospodarz. - Cała pula pańska. - machnął różdżką i wszystkie galeony przesunęły się do chłopaka. - Słuchamy.
Sev przygryzł lekko wargę, ma im opowiedzieć jak to jest być śmierciożercą? Jak w jego pokoju przygotowywał truciznę, którą zamierzał potem otruć siedzącego obok niego mężczyznę? Jak ojciec pił i bił jego i matkę? Jak przez kilka lat był prześladowany przez Pottera i spółkę? Miał dopiero osiemnaście lat i tak naprawdę tylko jedno wydarzenie wydawało się adekwatne do przedstawienia parusetletnim magom.
- Ja...parę miesięcy temu zacząłem pracę nad eliksirem, który byłby przeznaczony dla wilkołaków, tak ,że podczas pełni zachowaliby oni świadomość, opisałem składniki, co dałby każdy z nich, spodziewany efekt, nie miałem jednak jak tego wypróbować. Napisałem do Jamesa Yale'a, redaktora naczelnego „Eliksirów” z prośbą o poradę, on jednak bardzo chciał opublikować moją pracę w najbliższym numerze, więc zgodziłem się. - Severus mówił dziwnym tonem, cicho, jakby lekceważąco, nie patrząc na nikogo. Rozległy się głośne brawa.
-Tak mi się właśnie wydawało, że już gdzieś się spotkałam z twoim nazwiskiem. - powiedziała przyjaźnie czarownica siedząca obok chłopaka. Kilku magów wstało by uścisnąć mu rękę. Tylko Isere obserwował go z wrogością.
- Może opowiesz nam o innych swoich poczynaniach? - spytał tendencyjnie rudy.
-Drodzy państwo! Mam niespodziankę! - powiedział nagle Dan wstając i wyjmując z torby stary pergamin – To przepis z dziesiątego wieku, zapisany szyfrem, którego nie udało mi się jeszcze odczytać. Kto chętny do pomocy? - wszyscy zgromadzeni rzucili się, oprócz Archibalda i Olivera, by móc zbadać tajemniczy rękopis.
-Severusie! Dan ma niesamowite szczęście że może z tobą współpracować, każdy z nas by chciał. - zagadał Snape'a Paul.
- Cóż, myślę, że ja też je mam. - odrzekł beznamiętnie, nalewając sobie jeszcze wina.
-Zdecydowanie, Sauvage jest najlepszy. - skomentował gospodarz, patrząc na Daniela z nieukrywaną zazdrością.
-Chociaż bywa zaślepiony. - wtrącił się Oliver.
- Hmm? - Paul uniósł brwi w zdziwieniu, ale rudy już nic nie powiedział.
Przyjęcie trwało jeszcze długo, czarownicy rozprawiali nad tym ile powinna wynosić najlepsza grubość denek kociołków i nad innymi mniej lub bardziej istotnymi sprawami, Severus z samego słuchania ich dowiedział się wielu przydatnych rzeczy, w pewnym momencie poczuł ból w lewym ramieniu, odruchowo lekko je potarł, przestał, gdy zauważył że Isere cały czas go obserwuje. Wiedział, co go czeka jeżeli to zrobi, ale musiał zignorować wezwanie. Parę godzin później zgodnie z Daniel uznali, że pora wracać, tym razem teleportacją. Gdy pojawili się z powrotem na Mist Street, Sauvage upadł na kolana, kuląc się.
- Co się dzieje? - spytał Severus niewzruszonym tonem.
- Nie przejmuj się, zawsze tak mam po teleportacji, to chyba przez ten podeszły wiek – zachichotał. - Lepiej od razu się położę.
Severus gdy tylko wszedł do swojego pokoju, wyszukał dyptam i dodał go do niedokończonej mikstury. Wywar buchnął czarną parą i stał się zupełnie przezroczysty, z satysfakcją przelał go do fiolki. Następnie deportował się do Little Hangleton, gdzie czekał na niego Voldemort.
-Zignorowałeś wezwanie, Snape. - powiedział lodowatym głosem.
-Panie, ja...
-Crucio! - syknął Riddle. Severus upadł, zamknął oczy z bólu i zacisnął zęby, żeby nie krzyczeć. Przez kilkanaście minut, czuł jakby każda komórka jego ciała była rozrywana na strzępy, myślał już tylko o tym żeby zemdleć, umrzeć, żeby to się skończyło. Gdy, Tom cofnął zaklęcie, chłopak jeszcze przez chwilę nie otwierał oczu.
- Wstań, Severusie. - śmierciożerca posłusznie to uczynił, chociaż ledwo mógł stać, z zakrwawionej szaty kapała krew. - A więc? Masz mi coś do powiedzenia? - szepnął Czarny Pan.
- Zdemaskowałbym się gdybym wtedy wyszedł. - Voldemort nie zareagował. - Ukończyłem truciznę.
- Podaj ją jeszcze dzisiaj, Sauvage może sobie mówić, że nie chce się wtrącać, ale i tak stanowi zbyt duże zagrożenie, a teraz odejdź. - powiedział i rzucił w sługę zaklęciem, które wyrzuciło go z salonu.
Południe.
Daniel i Severus pracowali właśnie nad wyjątkowo trudnym eliksirem, który oboje warzyli po raz pierwszy zgodnie z odszyfrowanym tego dnia przepisem.
- Na pewno aż dwa korzenie rzepy tybetańskiej? Są bardzo silne. - spytał młodszy.
-Daj półtora. - powiedział z powagą starszy . Wywar zasyczał i zmienił barwę na ciemnogranatową. - Jeszcze parę składników i będzie musiał stać na ogniu przez dwie godziny, czy mógłbyś go wtedy „popilnować”? Chciałbym wyjść na chwilę.
- Oczywiście, może przyniosę nam coś do picia? - zapytał Severus nie patrząc na Sauvage'a.
- Świetny pomysł. - stwierdził dolewając do kociołka trochę z alg Morza Północnego.
Snape zszedłszy do kuchni, starał się nie analizować tego co właśnie robił. Nalał do dwóch kubków herbaty, a do lewego z nich dolał wcześniej ukończoną truciznę. Nie był w stanie spojrzeć w oczy Danowi, gdy podawał mu napój. Kotka podbiegła do swojego opiekuna i syknęła drapiąc go za nogawki szaty.
- A tobie co? - spojrzał na kota rozbawiony. - Dziękuję. - powiedział Mistrz Eliksirów do Snape'a jak zwykle przyjaźnie się uśmiechając, wypił całość za jednym razem, Severus wrócił do kociołka, by na niego nie patrzeć.
- Ostatnie, cztery czy pięć łusek syreny? - wyraźnie dało się wyczuć, że był zdenerwowany, ale Dan nie dostrzegł tego, wziął do ręki trzy łuski, a Snape dwie, jednocześnie wrzucili je do kociołka. Wywar zaczął intensywnie bulgotać, a oni spojrzeli na siebie z niepokojem. Daniel pchnął Snape'a, upadli na podłogę, sekundę potem nastąpił wybuch, a eliksir rozprysnął się na całe pomieszczenie sprawiając że wszystko co miało z nim styczność zajęło się ogniem, w tym szata Severusa.
- Aquamenti! Nieźle byśmy oberwali. Wszystko w porządku ? - spytał ucznia ochryple i zaczął mocno kaszleć. Skóra Snape'a była nienaruszona, ale spalił się prawie cały lewy rękaw jego szaty. Dan poczuł jak serce szybciej mu zabiło gdy zauważył Mroczny Znak na przedramieniu Severusa.
- Chyba tak, ale pójdę się przebrać. - rzekł brunet szybko wybiegając z pokoju. Daniel westchnął, posprzątał resztki po nieudanym eliksirze i oparł się o ścianę. To co zobaczył zaskoczyło go. 'Nieważne, to jest nieważne, nie moja sprawa' próbował przekonać sam siebie. Bardzo lubił Snape'a i to nie minęło w momencie, gdy poznał prawdę, postanowił że w ogóle nie da mu odczuć że cokolwiek wie. Miał nadzieje, że zaprzyjaźnią się kiedyś na tyle, że chłopak sam mu opowie.
- Niedługo wrócę to zaczniemy od początku ! - krzyknął przechodząc przez pierwsze piętro.
'Raczej nie będziesz w stanie.' pomyślał Snape. Zszedł na dół, przez dwie godziny krzątał się po parterze nie mogąc się na niczym skoncentrować. W chwili gdy zdecydował się wyjść usłyszał drzwi wejściowe otwierające się z trzaskiem. Do środka wbiegł Isere trzymając na rękach Daniela, który ociekał krwią, wyglądał jak posiekany kawałek mięsa, położył go na dywanie.
-Dan wytrzymaj, zaraz dam ci wywar, który pomoże, chwilę - wydyszał rudy przecierając zapłakane oczy – Musisz mi pomóc...on...nie oddycha... - zwrócił się do Snape'a - on umiera...trzeba mu podać specjalny eliksir, nie jest trudny...Accio kociołek! - zaczął przywoływać ingrediencje i przygotowywać miksturę. Severus nic nie mówił, wpatrywał się jedynie w nieprzytomnego Sauvage'a, jego czerwoną od krwi twarz nie okazując żadnych emocji.
- Zapomniałem o najważniejszym...- powiedział Oliver i zaklął parę razy kryjąc twarz w dłoniach, podniósł wzrok na chłopaka. - Żeby zadziałał trzeba dodać cały litr krwi...krwi osoby, która nie ukończyła stu lat. - popatrzył z nadzieją na bruneta, ale ten nie reagował.
- SNAPE! - krzyknął do niego, ale on nawet nie drgnął. Irlandczyk zamrugał gwałtownie jakby coś do niego dotarło, wstał i wycelował różdżkę w Severusa. - A więc to tak ! To ty go otrułeś, dlatego nie chcesz pomóc! Ty...ty...- nie mógł znaleźć odpowiedniego określenia. - Ale nie uda ci się, ja nie pozwolę mu umrzeć. - rzucił pełne nienawiści spojrzenie i pobiegł do pracowni w poszukiwaniu brakującego składnika, miał nadzieje, że Dan trzymał go gdzieś na wszelki wypadek.
Severus patrzył wciąż przez kilka minut na Sauvage'a a w jego umyśle panował zamęt, potem coś w nim pękło, zrozumiał, że jeżeli czegoś nie zrobi będzie żałował do końca życia. Wziął kociołek i zapomniawszy o tym, że przecież ma różdżkę, pobiegł do kuchni, wyjął najostrzejszy nóż i nie wahając się przejechał nim mocno po lewym nadgarstku, z którego natychmiast trysnęła krew. Po chwili prawie nie czuł już ręki, eliksir zabulgotał i stał się malinowo-różowy. Sev przelał zawartość kociołka do czarki i wrócił z nią do Daniela. Podniósł jego głowę, otworzył mu usta i podał wywar. Dan otworzył oczy, ale sekundę potem zapadł w sen, oddychając już równomiernie.
- Ruszyło sumienie, tak? - spytał się Oliver, który właśnie zszedł z góry, patrzył na Snape'a wrogo ale też z zaskoczeniem. Wziął Daniela na ręce i zaniósł go do jego sypialni. Gdy wrócił rzucił zaklęcie na drzwi wejściowe. - Nawet nie próbuj uciekać – rzekł do Severusa – dopilnuję byś się przyznał do wszystkiego Danielowi gdy się obudzi. - spojrzał na niego z odrazą i deportował się. Sev nie miał jednak takiego zamiaru.
Następnego dnia. 8.00
Siedział na podłodze pod drzwiami od pracowni patrząc w jeden punkt, czuł się okropnie jak jeszcze nigdy, jak śmieć. Z zamyślenia wyrwał go donośny hałas dobiegający z pokoju Mistrza Eliksirów. Snape zerwał się i wbiegł tam. Daniel siedział na dywanie obok łóżka na zmianę chichocząc i kaszląc.
- Takie szerokie łoże a ja i tak z niego spadam. - zaśmiał się. Snape podszedł do niego pomagając mu wstać i ułożyć się z powrotem, nie mógł zdobyć się na to by spojrzeć mu w oczy, kiedy skierował się do wyjścia, Dan zawołał do niego.
- Severusie,zostań proszę , jeszcze ci nie podziękowałem za uratowanie mi życia.
- Ty chcesz mi dziękować?! - Snape odwrócił się do niego zszokowany. Spodziewał się że Sauvage w najlepszym wypadku każe mu się wynieść i nigdy nie wracać.
- No jasne. - odparł Dan jakby to było oczywiste wciąż wesoło się uśmiechając. - A komu innemu?
- Może mi? - wtrącił się Isere wchodząc do pokoju.
- Oliverze...- zaczął Daniel.
- Posłuchaj mnie teraz. - przerwał mu celując różdżką w Snape'a, który stal z zamkniętymi oczami i zaciśniętymi ustami. - Ten chłopak to śmierciożerca i morderca, wczoraj to on ciebie otruł a potem bez zmrużenia oka przyglądał się temu jak umierasz, może i dostał wyrzutów sumienia, bo w końcu podał ci ten eliksir, ale to nie zmienia faktu, że...
- OLIVERZE! - krzyknął Dan i znów zaczął kaszleć.
- Co? - spytał tępo rudowłosy.
- Wyjdź. - powiedział spokojnie Dan.
- A-ale... co nie przyznał ci się jeszcze? Dalej Snape, pochwal się! Jak długo obmyślałeś ten plan ? Jak długo pracowałeś nad tą trutką? - z różdżki Irlandczyka tryskały iskry.
- ZAMKNIJ SIĘ! - syknął Dan wstając z łóżka i kierując swoją różdżkę w Olivera. - Wynoś się z mojego domu i nie wracaj nieproszony! - Isere wytrzeszczył na niego oczy.
- Zwariowałeś ? - deportował się dopiero gdy Mordercze Zaklęcie Sauvage'a minęło go o cal. Daniel i Snape stali jeszcze przez moment w milczeniu.
- Severusie, proszę...- powiedział łagodnie starszy mężczyzna, gdy młodszy wybiegł z jego sypialni. Sev wiedział, że przez rzucone wcześniej zaklęcie Olivera nie zdoła się deportować ani wyjść z domu, także pobiegł do swojego pokoju, zamknął drzwi i usiadł na dywanie, oparł się o łóżko drżąc na całym ciele i nerwowo ściskając dłonie. Czuł pustkę, nie miał pojęcia co teraz robić. Drgnął gdy usłyszał pukanie do drzwi, które po chwili otworzyły się.
- Jeżeli tak chciałeś się wywinąć od nauki, to ja się tak łatwo nie poddam. - zażartował Dan opierając się o framugę drzwi.
- Dlaczego mnie stąd nie wyrzucisz?! - Snape nie mógł zdobyć się na to by spojrzeć na Sauvage'a. - Przecież to prawda! Wszystko! Każde zdanie! - wykrzyczał i zasłonił dłonią oczy.
- Wiem. - Daniel westchnął i usiadł na podłodze naprzeciwko Snape'a z łagodnym uśmiechem na ustach.
- W takim razie powinieneś mnie nienawidzić a nie chcieć ze mną rozmawiać. - szepnął Severus.
- Jak się ma ponad tysiąc lat to trochę inaczej patrzy się na świat i dostrzega się rzeczy, których inni nie zauważają. - rzekł cicho wciąż się lekko uśmiechając. Chłopak wciąż milczał. - Severusie...co się stało? - spytał z troską, Snape uniósł głowę i spojrzał na niego, był jeszcze bledszy niż zazwyczaj.
- Bawisz się w psychoterapeutę? - spytał gorzko śmierciożerca.
- Ha ha, po prostu...chce wiedzieć co takiego przydarzyło się młodemu, niesamowicie utalentowanemu młodemu mężczyźnie, którego miałem szczęście poznać że decyduje się na takie działania. Chce zrozumieć. - mówił spokojnie i życzliwie. Chłopak wciąż jednak milczał. - Voldemort chce się mnie pozbyć, tak? Idiota, wcale nie zamierzam z nim walczyć.
- On...on powiedział, że będę mógł zabić Jamesa Pottera, jeżeli ty zginiesz wcześniej. - wykrztusił.
- Kto to jest James Potter? - Dan uniósł lekko brwi, ale cieszył się że Sev w ogóle mu to mówi.
- Byliśmy razem w klasie, tylko że on w Gryffindorze. Przez prawie siedem lat jego ulubioną rozrywką było atakowanie, upokarzanie mnie, naśmiewanie się ze mnie każdego dnia. Gdy jechałem pierwszy raz do Hogwartu myślałem że chociaż tam nie będę musiał czegoś takiego przeżywać... - przerwał i ukrył twarz w dłoniach.
- Chociaż tam? - zapytał, choć przeczuwał co usłyszy.
- Mój ojciec...- powiedział krzywiąc się – nadużywał alkoholu, bił mnie i moją matkę. Potem postanowiłem że nikt więcej nie będzie mnie tak traktował bezkarnie.
- Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego oddałeś swoją krew i uratowałeś mi życie ? - mówił spokojnie, bardzo łagodnie, jak do zranionego dziecka, które chciał uspokoić.
- Bo..to było nie...ja... nie mogłem, dotarło do mnie, że nie...że to nie tak...ja...- nie był w stanie sklecić sensownego zdania.
- Zostań proszę, mamy mnóstwo eliksirów do uwarzenia. - powiedział ciepło
- Jak możesz chcieć żebym tu został, przecież prawie cie zabiłem?! - krzyknął patrząc na Sauvage'a z niedowierzaniem.
- Ale potem mnie odratowałeś. Bilans na zero! - zaśmiał się i wyszczerzył do niego zęby.
- To nie jest normalne...- szepnął Severus kręcąc głową.
- Cóż, nie jestem do końca normalny ale przyzwyczaiłem się. - odparł wesoło.
- I co? Zamierzasz tak po prostu ze mną pracować? Mieszkać? Rozmawiać? - Snape wytrzeszczał na niego oczy.
- A jak mam to robić? Na migi? Byłoby trochę ciężko. - zażartował.
- Jestem śmierciożerca, zabiłem tych ludzi, torturowałem...
- To nie zmienia mojego stosunku do ciebie. - przerwał mu Dan.
- A to, że chciałem zabić ciebie? - spytał wykrzywiając usta.
- A teraz chcesz? - Sauvage nie przestawał się uśmiechać.
- Nie. - odpowiedział po chwili milczenia podnosząc głowę i patrząc mu prosto w oczy.
- Wcześniej też nie chciałeś, gdyby było inaczej nie podałbyś mi uzdrawiającego wywaru, do zrobienia którego musiałeś się poświęcić. - Snape milczał nie opuszczając wzroku. - Severusie, nie pamiętam bym poznał bardziej utalentowanego człowieka i tak... - szukał właściwego określenia w myślach. Wartego poznania? Interesującego? Tajemniczego? Skrzywdzonego? - skrytego. W moim wieku i z moim doświadczeniem widzę w ludziach więcej niż współcześni. Potrafię więcej wywnioskować z samej tylko obserwacji. Wydaje mi się, że też rozumiem więcej i lepiej. - milczeli przez parę minut.- Jakkolwiek w tak niecodziennych okolicznościach to zabrzmi...ufam ci Severusie i bardzo chce ci pomóc...– 'we wszystkim' pomyślał – w zdobyciu wiedzy, tytułu. Dlatego, proszę, zostań. - powiedział, wręcz błagalnym tonem.
- Dziękuję. - wyszeptał Snape.
- No! - zawołał klaskając w dłonie zadowoleniem. - Ale może dzisiaj zrobimy sobie wolne, co? Trochę jeszcze słabo się czuje. - Severus skinął jedynie głową.
Miesiąc później
- Dan? - Snape był właśnie w pracowni szukając Mistrza Eliksirów
- Tu! - ' Gdzie „tu”?' pomyślał z irytacją brunet, ale po chwili udało mu się zlokalizować źródło głosu, w pracowni były ukryte drzwi do innego pomieszczenia, których wcześniej nie zauważył. Było dosyć duże, ale pełne pustych sztalug, niezamalowanych płócien i ukończonych obrazów. Przy jednej ze sztalug stał ubrany w jakieś białe prześcieradło Sauvage.
- Na dole przygotowałem obiad. Głodny? - powiedział Sev starając się nie okazywać, zakłopotania. Nigdy nie robił czegoś bezinteresownie dla innych, ale teraz nie mógł usiedzieć bezczynnie, zbyt duże czuł poczucie winy.
- Zawsze ! - oznajmił uśmiechając się. - To miło z twojej strony. No dobra, dosyć tego pacykowania, zjemy i wracamy do ukochanych eliksirów. Wczoraj w starym zeszycie znalazłem ciekawy przepis, a zapomniałem co to dokładnie było, chyba go kiedyś skądś przepisałem bez opisu.
- Sprawdzimy. To jakaś abstrakcja ? - spytał Snape przyglądając się płótnu nad którym pracował Dan.
- W zamierzeniach miał być pejzaż. Naprawdę jestem aż tak beznadziejny? - spojrzał na Severusa smutnymi oczami.
- Nie znam się. - odparł beznamiętnie chłopak wzruszając ramionami.
- Przynajmniej działa to relaksująco i...- przerwał bo zauważył, że Snape osunął się po ścianie na podłogę krzywiąc się z bólu i trzymając za lewe ramię. - Severusie? - w mgnieniu oka zrozumiał przyczynę takiego stanu rzeczy.
- Muszę wyjść.- rzekł słabym tonem
- Idź, tylko proszę uważaj. - szepnął z troską Daniel. Snape wstał i bez słowa deportował się. Doskonale wiedział, dlaczego został wezwany. A nie miał jeszcze przygotowanego dobrego usprawiedliwienia. Chociaż Riddle , jak zwykle, wydawał się spokojny, młody śmierciożerca znał go na tyle, by wiedzieć, że to mogą być tylko pozory.
- Crucio! - wysyczał Voldemort. Severus zgiął się w pół z bólu, zbyt zmęczony psychicznie by hamować krzyk. - Zajmijcie się nim. - powiedział do Yaxley'a i Dołohowa. Trwało to bardzo długo, Snape stracił poczucie czasu, nie był w stanie myśleć o niczym innym jak by to się wreszcie skończyło. Czuł jak krwawi z nowo powstałych ran, jak rozrywa się skóra. Po wielu godzinach Voldemort podszedł do niego. - Dlaczego Sauvage wciąż żyje? - spytał wściekle stając nad sługą i celując różdżką w jego twarz.
- Panie, ja nie...- wydyszał ostatkiem sił.
- Suffocat! - śmierciożerca zaczął się dusić, jakby ktoś zatkał mu usta i nos niewidzialną poduszką, a szyje ścisnął sznurem. Po minucie Voldemort cofnął zaklęcie i zaśmiał się szyderczo obserwując jak sługa zachłystuje się powietrzem. - Będziesz regularnie karany, jeżeli go nie zabijesz. - Snape nie miał sił by cokolwiek odpowiedzieć.
Daniel siedział w salonie rysując, z nerwów musiał zająć czymś dłonie. Czuł ogromny niepokój, był środek nocy, Snape'a nie było już od ponad dwunastu godzin, bardzo się o niego martwił. Komuś mogło wydać się dziwne, że właściwie od razu wybaczył uczniowi otrucie go, ale Daniel wiedział, że chłopak nie był zły, nie uratowałby go gdyby naprawdę chciał go zabić, on był po prostu zagubiony. Usłyszał głośne miauczenie i skrobanie drzwi.
- A tobie co? Wychodzić o tej porze? - zagadał do kotki, która siedziała przy drzwiach wejściowych patrząc na niego z nieodgadnionym wyrazem pyszczka. Gdy tylko uchylił drzwi, kot wybiegł. Dan z ciekawości wyjrzał dokąd było jej tak śpieszno i wtedy zobaczył.
- Severusie! - Snape leżał na ziemi parę metrów od domu. Sauvage podbiegł do niego, był cały poraniony, nawet z policzków sączyła się krew, poza tym rozczepił się przy teleportacji. - Vulnera sanantur , Vulnera sanantur – szeptał uleczając rany, które jednak słabo się goiły. 'Musieli użyć bardzo silnych czarnoksięskich zaklęć' pomyślał ze złością. Mist lizała dłoń chłopaka.
Parę godzin potem.
Obudził się. Czuł się słabo, był obolały. Uroki bycia sługą Czarnego Pana. Leżał w swoim łóżku, chociaż nie wiedział jak się tam znalazł, ostatnie co pamiętał to ból gdy się teleportował. Otworzył oczy i zauważył Daniela siedzącego obok na krześle i wpatrującego się w niego z niepokojem.
- Wypij to, poczujesz się lepiej. - powiedział z troską podając Snape'owi butelkę z jakąś niebieską substancją. Wiedział co się stało, więc chciał poznać przyczynę. - Dlaczego? - spytał z troską.
- Nieważne. - odpowiedział. Eliksir rzeczywiście pomógł, od razu poczuł ulgę.
- To jest ważne! - zawołał Daniel. Patrzył na Severusa z przerażeniem. - Gdybym cie znalazł parę minut później, mogłoby być za późno.
- Nieważne. - powtórzył Snape nieco ostrzejszym tonem, na co Dan tylko posmutniał.
- Nie chce żeby stała ci się krzywda. - oznajmił Daniel wstając. Snape milczał. - Zjedz i wypij tamten eliksir, nie będziesz miał po nim żadnych snów, a powinieneś jeszcze odpocząć. - dodał wskazując na tacę z posiłkiem, którą postawił na nocnej szafce, wyszedł zostawiając Snape'a samego. Severus zjadł kanapki i mleko z płatkami, wypił eliksir i ułożył się do snu. Mist wskoczyła na łóżko, położyła się na kołdrze. Chwilę później już spali.