kategoria : / /
Severus
a u t o r : severus
w s t ę p :
Rozdział trzeci - Prawdziwa przyjaźń dojrzewa powoli
u t w ó r :
„Niektórzy stają się naukowcami dlatego tylko, że nie nadają się do niczego innego”
„Cisza rozdziela bardziej niż przestrzeń, chociaż czasem przynosi ukojenie”
„Prawdziwa przyjaźń zaczyna się, ale nigdy nie kończy”
3. Prawdziwa przyjaźń dojrzewa powoli.
Następnego dnia. Godzina 17.30
Siedzieli w ciszy naprzeciwko siebie przy stole w jadalni. Obaj wpatrywali się w leżącą na stole pomiędzy nimi fiolkę Felix felicis. Dan podpierał głowę rękami, a Oliver przechylił swoją na bok, jakby zastanawiając się czy pod innym kątem zobaczy coś inaczej. Mist leżała na podłodze zupełnie nie zwracając na nich uwagi.
-Wypić czy nie wypić...? - zamyślił się na głos, krzywiąc się .
-Dlaczego właściwie uważasz że potrzebujesz szczęścia ? Boisz się? - pytał Isere mrużąc oczy.
-Tak. Boję się że mi odmówi. A bardzo mi zależy na tym by móc uczyć tego chłopaka, to jest chodzący skarb. - oświadczył ukrywając twarz w dłoniach.
-A jednak chcesz wpłynąć nieuczciwie na jego wolę. To chyba niegodne Mistrza Eliksirów? - Oliver wstał od stołu, skierował się do kuchni, by po chwili wrócić z filiżanką herbaty. Daniel wyprostował się i popatrzył na przyjaciela ze smutkiem. To prawda, nie powinien tego robić.
-A jeżeli nie będę przekonywający ? Jeśli uzna że nie jestem wart uczenia go? - Był wyraźnie zdenerwowany, pocierał nerwowo spocone dłonie.
-Bez przesady. Na litość, on ma osiemnaście lat i dopiero co skończył szkołę! - stwierdził Oliver rzucając gospodarzowi krytyczne spojrzenie. - A ty już masz go za jakiegoś geniusza który będzie gardził Mistrzem Eliksirów, chociaż sam nie ma tego tytułu.
-Bo prawdopodobnie nim jest. - odparł zrezygnowanym tonem.
-Może i tak, ale musi się jeszcze wiele nauczyć, a gdzie znajdzie lepszego mentora? - Westchnął i poklepał mocno Daniela po plecach. - No już, weź się w garść. To – wskazał na fiolkę – rekwiruję. Pojadę sobie teraz do centrum Paryża, szczęście się przyda. – uśmiechnął się lekko. - Także nie będę wam przeszkadzał.
Już chciał wyjść, ale Daniel złapał go za rękaw szaty.
-Dziękuję.- szepnął.
-Do usług. - odpowiedział wesoło Isere i już go nie było. Sauvage miał podejrzenie że jego przyjaciel zamierzał bardzo dogłębnie „skontrolować” paryskie restauracje i kluby noce. Na tę myśl wyszczerzył zęby. 'Dobrze, że niektórzy nigdy się nie zmienią.' pomyślał. Odwrócił się gwałtownie słysząc fortepian, ale to tylko kotka przechadzała się klawiaturze. Popatrzył na nią z czułością.
Przez pół godziny krzątał się po domu, szorując wszystko co wydało mu się nie dość czyste, a Mist obserwowała jego wysiłki wyśmiewając go w duchu. Przygotował po dwa kieliszki i filiżanki, postawił na ławie w salonie półmisek z owocami i drugi z upieczoną wczorajszego dnia szarlotką. (Musiał użyć specjalnego zaklęcia ochronnego, by nie zniknęła ona „tajemniczo” w nocy za sprawą Olivera.). Przebrał się w czarne spodnie od garnituru, białą koszulę i czarny krawat, potem siedział jak na szpilkach na sofie czekając. Gdy tylko na zegarze wybiła osiemnasta i usłyszał dzwonek , poderwał się jak oparzony. Podszedł do drzwi ,na chwilę zamknął oczy i wziął parę głębokich oddechów. 'Spokojnie, tylko spokojnie, będzie dobrze.' Przywdziewając jeden ze swoich najbardziej ujmujących uśmiechów odtworzył drzwi. Ale jak tylko to zrobił stanął jak wryty.
-Pan Sauvage jak mniemam ? - spytał przybysz wyjątkowo zimnym głosem, unosząc brwi na widok dziwnej miny Daniela.
-Tak, tak, bardzo proszę wejść.- odparł Dan próbując się uspokoić i zamykając za nim drzwi.
-Severus Snape. - przedstawił się tajemniczy gość podając mu rękę.
-Bardzo mi miło, proszę, przejdźmy do salonu. - uścisnął ją lekko i wskazał wspomniany pokój. Gdy szli korytarzem starał się zebrać myśli. Wstrząsnął nim wygląd Snape'a. Otwierając drzwi ujrzał młodego, wysokiego, bardzo przystojnego mężczyznę, który ubrany był w czarną szatę z długimi rękawami, podpiętą przy szyi, zapinaną na drobne, czarne guziki i czarną pelerynę. Był bardzo blady, miał dosyć duży, długi charakterystyczny nos, niezbyt pełne usta, czarne oczy i czarne, średniej długości włosy. Ale wyraz jego twarzy był taki...odpychający. Przez chwilę przyszło mu przez myśl że Severus ma takie same oczy jakie miała Alaya, za co skarcił sam siebie.' Co za głupota, ogarnij się Sauvage!'.
Severus parę dni wcześniej otrzymał wiele listów od nieznajomych, we wszystkich gratulowano mu świetnej pracy badawczej i życzono świetlanej kariery, jednak list Mistrza Eliksirów, o którym nigdy wcześniej nie słyszał, wyjątkowo go zaintrygował. Po co ten mężczyzna chciał się z nim widzieć? Tak naprawdę Snape nie chciał mu poświęcać zbyt wiele czasu. W nadchodzącym tygodniu miał oficjalnie dołączyć do Śmierciożerców i nie mógł się tego doczekać, nigdy więcej nie pozwoli się nikomu poniżyć , a już w szczególności takiej hołocie jaką przedstawiał James Potter. Zdecydował się przyjechać do Paryża z czystej ciekawości. Mimo iż przepiękny, dwór Sauvage'a nie imponował mu, chociaż ciężko mu było nie docenić wspaniałego wnętrza urządzonego z wyrafinowanym gustem. Usiadł na fotelu i z oczekiwaniem przypatrywał się nieznajomemu, który skierował się do barku. Mist wybrała sobie kawałek dywanu pod ławą na doskonałe miejsce do podsłuchania ich rozmowy.
-Mam nadzieję że lubi pan czerwone wytrawne? - spytał Severusa wskazując na butelkę wina którą wyjął.
-Poproszę. - rzekł Snape cicho i chłodno. Widział że oschły ton jego głosu zbił Sauvage'a z tropu. - Napisał pan, że ma do mnie pytania. Słucham. - powiedział wykrzywiając usta w kpiącym uśmiechu i wypijając łyk wina. 'Nadzwyczaj dobre.' , ale nie chciał dać Danielowi satysfakcji, więc nie powiedział tego na głos. Dan usadowił się na drugim fotelu i przez chwilę wpatrywał się w czerwień trunku.
-Ależ, proszę mówić mi po imieniu jeśli łaska. Przede wszystkim chciałem pogratulować tak wielkiego talentu, to niespotykane by osoba w tak młodym wieku mogła pochwalić się tak wielką wiedzą. - odezwał się przyjaźnie.
-To nic szczególnego. A teraz proszę mi powiedzieć... w jakim właściwie celu mnie pan tu zaprosił. - spytał cierpko Severus.
Daniel zamrugał i przełknął ślinę. Z natury był bardzo przyjazny, łagodny i otwarty, zignorowanie jego prośby przejścia na „ty” zraniło go. Wszystko szło nie tak jak tego chciał.
-Rozumiem...pewnie nigdy wcześniej pan o mnie nie słyszał? - starał się zachować spokój.
-Wybaczy pan, ale nie zaprzeczę. - Severusa śmieszyło, że gospodarzowi tak łatwo można wpłynąć na nastrój.
-Ale wie pan co to jest Kamień Filozoficzny? - spytał nalewając sobie drugi raz.
-Przed chwilą pochwalił pan moją wiedzę a teraz pyta o tak podstawową rzecz? - zakpił Snape.
-No tak. Widzi pan, staram się nie brać czynnego udziału w życiu społecznym, to przysporzyłoby mi tylko natrętów, a świat nie zyskałby wiele. Otóż urodziłem się ponad tysiąc lat temu, tu we Francji, trochę czasu mieszkałem też w Rzymie, gdy miałem trzydzieści pięć lat udało mi się odnaleźć wspomniany Kamień i uwarzyć Eliksir Życia...- przerwał i spojrzał na Snape'a.
-Gratuluję.- skomentował z kamiennym wyrazem twarzy. Nie chciał dać po sobie poznać, że zrobiło to na nim wielkie wrażenie. Oparł się swobodniej i założył nogę na nogę.
-Od ponad pięciuset lat nie przyjąłem nikogo na praktyki, jednak gdy przeczytałem pański artykuł , postanowiłem to zmienić i zaoferować panu siebie jako nauczyciela. - powiedział ,przygryzł wargę i popatrzył na młodego mężczyznę z cichą nadzieją.
-Praktyki? - Severus uniósł brwi.
-Każdy kto posiada...odpowiednie zdolności może ubiegać się o tytuł Mistrzowski, jednak musi wcześniej spędzić trzy lata z innym Mistrzem, który ma przynajmniej piętnastoletnie doświadczenie. Jak powiedziałem, moje jest o wiele większe. - Daniel przeszedł do sedna, wstrzymał oddech obserwując chłopaka, obawiając się jego reakcji. Severus zamyślił się. Nie rozważał wcześniej takiej ścieżki, był niesamowicie utalentowany ,ale tak ostatnio pochłonięty wizją siebie jako śmierciożercy u boku Czarnego Pana, że nawet nie przyszło mu do głowy że może robić coś innego.
-Miałbym przez trzy lata u pana mieszkać i uczyć się? - chciał się upewnić.
-Właśnie tak, byłbym zaszczycony mając takiego ucznia jak pan. - szepnął Dan.
-Nie mam pieniędzy. - odparł beznamiętnie Snape. Możliwość zdobywania wiedzy, u kogoś z tak ogromną praktyką była niesamowicie kusząca, jednak Sev nie chciał nad tym rozmyślać, nie stać go było na to, szkoda czasu na marzenia poza jego zasięgiem.
-Ale...przecież...- Sauvage roześmiał się serdecznie.-...wcale pan ich nie potrzebuje. Przynajmniej jeżeli chodzi o czas spędzony tutaj.
-Jak to? - Severus wyprostował się i spojrzał na Daniela z zaciekawieniem, pierwszy raz od czasu wejścia do jego domu bez oziębłej otoczki. Jeżeli naprawdę nie musiał za to płacić...
-Naturalnie. Nie oczekuję żadnego wynagrodzenia, byłoby to haniebne. - odezwał się Daniel i uśmiechnął ciepło do młodego chłopaka. Przeczuwał że jest on chętny, a to go uspokoiło. W tym momencie Mist wybiegła spod ławy i wskoczyła na ramię od fotela, na którym siedział Snape. - Oh, przepraszam, to tylko moja kotka, zaraz ją zabiorę.- oświadczył już chciał wstać i przegonić kota, ale chłopak go zatrzymał.
-Nie trzeba.- oświadczył i przez dłuższą chwilę wpatrywał się w widok ogrodu za oknem. Mist polizała go po policzku, zeskoczyła z fotela i wybiegła na dwór.
-To niesamowite, polubiła pana, a zwykle nie cierpi obcych. - skomentował Daniel. Uśmiechnął się na widok zdumionej miny Severusa i nalał im jeszcze wina.
-Czy, zakładając że się zgodzę, będę musiał być tutaj przez cały czas? - spytał ściągając brwi.
-Ależ skąd, to znaczy, ja nie jestem od kontrolowania, ale wolałbym wiedzieć, gdy będzie pan wychodził , tak jest wygodniej. - ukroił kawałek ciasta. - Proszę się poczęstować.
-Dziękuję. Jeżeli tak się to przedstawia...- odłożył kieliszek, złączył dłonie, a łokcie oparł na kolanach.- to chętnie przyjmę pańską propozycje, panie Sauvage.- Przysunął talerz z szarlotką do siebie i ugryzł kawałek.
-To wspaniale! - wykrzyknął starszy mężczyzna. Miał ochotę odtańczyć taniec zwycięstwa.
-Kiedy zaczniemy? - spytał młodszy.
-Najchętniej od razu. - Daniel aż promieniał z radości.- Chyba że...
-Nie, nie, odpowiada mi to, muszę jednak wcześniej udać się po moje rzeczy. - Severus dokończył szarlotkę i wstał.
-Oczywiście, będę czekać. - podał mu rękę.- Poza tym, mam na imię Daniel.
-Severus.- Snape ścisnął ją i uśmiechnął się delikatnie, naprawdę umiał uśmiechać się bez chłodu. Wyszedł na dwór i deportował się. Sauvage przybił sam sobie piątkę w geście radości. Ledwo zniknął Sev, wrócił Oliver.
-Już się wybawiłeś? - zagadał Dan.
-Tak, fajnie było, a jakie promocje! Kupiłem zapasy, bo ta twoja spiżarnia jest prawie pusta.- Przyniósł ze sobą około dwudziestu toreb wypełnionych owocami, pieczywem, ciastkami i innymi. Daniel wymownie spojrzał w sufit.
-W sumie to nawet dobrze, bo od dzisiaj będzie nas tu czwórka.- rzekł wesoło, pomagając przyjacielowi donieść zakupy do kuchni.
-Zgodził się, to fantastycznie! - Isere uściskał go mocno. - Widzisz! Mówiłem że będzie dobrze, Daniel kto by ciebie nie polubił?
-Wydaje mi się że on nikogo nie lubi.- stwierdził smutno chowając mleko do szafki. Oliver spojrzał na niego pytająco ale ten nic już nie powiedział.
Tymczasem Severus udał się na Spinner's End. Wszedłszy rozejrzał się, nie miał zbyt wiele: trochę ubrań, podręczniki szkolne, ingrediencje, wszystko to spakował do torby. Nie posiadał nawet książek ponadprogramowych, wszystkie dotyczące magii które należały do jego matki spalił jego ojciec wiele lat temu. Nienawidził tego domu, to, że nie będzie musiał tu mieszkać podczas nauki bardzo go cieszyło. Przed wyjściem omiótł jeszcze wzrokiem ciemne wnętrze, nie, nie będzie tęsknił.
Pojawiwszy się z powrotem na Mist Street nie musiał dzwonić do drzwi, bo te były uchylone. Gdy wszedł usłyszał śmiech dobiegający z oddali, chwilę nasłuchując zlokalizował jego źródło, ogród. Przy ogrodowym stole siedział Daniel i jakiś rudy mężczyzna, wyraźnie w dobrych humorach grali w karty.
-Severusie, pozwól – Sauvage odezwał się gdy spostrzegł przybysza. - to mój, tak zwany przyjaciel, Oliver Isere.- Oliver wstał i uścisnął rękę chłopakowi.
-Miło poznać. - powiedział najmłodszy mężczyzna, chociaż ton jego głosu wcale nie wskazywał na to, by było mu miło. Daniel wstał i poprowadził Severusa z powrotem do środka.
-Bardzo proszę, rozgość się, tutaj na parterze jest salon, jadalnia, kuchnia, łazienka – wyliczał ,za każdym razem wskazując Snape'owi dane pomieszczenie – a tam trzymam książki, na piętrze są wolne pokoje, chociaż zagracone – zaśmiał się – wiesz, ten dom jest niewiele młodszy ode mnie, wybierz dla siebie którykolwiek, nie będę tam potem wchodził Na drugim piętrze są tylko moja sypialnia, łazienka, prywatny gabinet i pracownia. Ah, w piwnicy jest spiżarnia i basen, korzystaj kiedy zechcesz, czuj się swobodnie. - zerknął na niego, Severus jedynie skinął głową. - Czy to wszystkie twoje rzeczy? - zapytał wskazując na niewielką torbę.
-Nie mam więcej.- odpowiedział oschle Sev.
-Rozumiem. Jeżeli masz ochotę coś zjeść, nie krępuj się. Oliver również uczęszczał do Hogwartu, co prawda wiele stuleci temu, ale to tam przyzwyczaił się że może jeść ile zapragnie, więc gdy mnie odwiedza przynosi ze sobą zapasy jak dla całego zamku.
-Czy mógłbym potem zobaczyć twój księgozbiór? - spytał beznamiętnym tonem.
-Naturalnie, weź ile chcesz do swojego pokoju. - starał się być tak pogodny by zachęcić tym jakoś młodego gościa do uśmiechu, ale było to chyba niewykonalne. Daniel jednak nie zamierzał się poddawać, ma całe trzy lata by zaprzyjaźnić się z tym nadzwyczaj utalentowanym osobnikiem.
Stali w milczeniu, Dan był zdezorientowany chłodem nowego ucznia, uśmiechnął się tylko i wrócił do ogrodu, nie chciał by młody mężczyzna czuł się obserwowany. Severus skierował się na pierwsze piętro, wybrał dla siebie pokój na końcu korytarza. Był on bardzo przestronny, ściany pomalowane były na granatowo, w oknach wisiały ciężkie, czarne zasłony, jedynie podłoga zrobiona z jasnego drewna rozjaśniała ciemne wnętrze. Szerokie łoże, szafka nocna, duże biurko, dwie szafy, pięć regałów na książki, trochę kociołków i ingrediencji, to wszystko w jakiś sposób sprawiało że czuł się dobrze, niebo lepiej niż w domu przy Spinner's End, lepiej też niż w Hogwarcie, tu również będzie się uczył, różnica polegała na tym, że w Paryżu nikt nie będzie go poniżał. Poukładał swoje książki na półce, włożył ubrania do szafy i usiadł na łóżku. Nadspodziewanie miękkim. Teraz pozostawała kwestia dogadania się jutro z Czarnym Panem. Snape przypuszczał, że wyżej wspomniany nie będzie miał obiekcji, w końcu to, czego Sev się tutaj nauczy może okazać się przydatne również jemu.
-Dziwny chłopak. - powiedział Oliver do Daniela. Gdy Severus poszedł na górę, oni długo jeszcze siedzieli w ogrodzie słuchając CRRF (Czarodziejska Rozgłośnia Radiowa Francja), rozmawiając i grając w karty.
-Może po prostu czuje się nieswojo. - Daniel dolewał im właśnie Ognistej Ogdena.
-Nie wydaje mi się, ludzie, którzy czują się nieswojo zachowują się inaczej. - zamyślił się rudowłosy tasując karty.
-Co konkretnie masz na myśli ? - spytał uważnie obserwując przyjaciela.
-Widziałeś jego torbę? To mają być niby wszystkie jego rzeczy? Już bo uwierzę. Ja większą zabieram na zakupy do sklepu spożywczego.
-No wiesz, pochłaniasz takie ilości jedzenia, że... - Daniel znacząco spojrzał w sufit.
-Dobrze wiesz że nie o to chodzi! - oburzył się Oliver. - Jego głos jest taki lodowaty...już chyba na biegunie jest więcej ciepła, w tych szatach wygląda jak przerośnięty nietoperz i...
-Przestań! Jak ty się zachowujesz? Nawet go nie znasz a już obrażasz. - Dan wstał i rzucił przyjacielowi krytyczne spojrzenie.
-Mówię ci. Z nim jest coś nie tak! - twardo obstawał przy swoim.
-To chyba z tobą jest coś nie w porządku! Człowieku, ogarnij się. To jest tylko młody, niezwykle utalentowany chłopak, a to jak się ubiera to jest jego prywatna sprawa, nic ci do tego! Poza tym może mieć swoje powody by zachowywać się tak, a nie inaczej. Nie rozumiem, obrażasz go, chociaż nie zrobił ci nic złego. - Sauvage był wyraźnie wytrącony z równowagi, co zdarzało się niezmiernie rzadko.
-Jeszcze. - szepnął Isere. Niestety, nie dość cicho.
-Dosyć! - Dan uderzył dłonią w stół, aż butelka i kieliszki podskoczyły, a karty spadły na ziemię. - Albo w tej chwili przestaniesz, albo wyniesiesz się z mojego domu!
-Danielu Sauvage, nie przeżywaj tak! Twoje starożytne serce może nie wytrzymać takich emocji. - zakpił Oliver.
-Wyjdź. - Patrzył na niego wściekle wskazując drzwi. Isere popatrzył na niego smutno i skierował się do środka.
-Idę spać.Wiem ,że ja sam chciałem cie namawiać na zaproszenie go tutaj, ale...proszę bądź ostrożny. - Musiał wybiec, bo Sauvage rzucił właśnie na niego jakąś klątwę, zaklęcie minęło go o parę centymetrów. - Dobranoc! - krzyknął jeszcze przechodząc przez salon.
Następnego dnia
Daniel i Oliver jedli śniadanie patrząc na siebie spode łba. Na stole stał wielki talerz pełen kanapek i tostów oraz trzy kubki z gorącą kawą. Mist spała na kolanach gospodarza.
-Dan, nie wściekaj się, ja się tylko o ciebie martwię. - zagadał młodszy.
-Znowu zaczynasz ? Masz go za jakiegoś mordercę? Na litość, on ma tylko osiemnaście lat! - Daniel zbyt bardzo polubił Severusa, by dopuścić do siebie taką myśl.
-A co to? Wprowadzili jakiś regulamin, że trzeba ukończyć trzydziestkę? - zakpił.
-Masz gorączkę ? Lepiej idź, zabaw się, bo chyba brakuje ci wrażeń, stąd takie niedorzeczne pomówienia.- stwierdził starszy, a Oliver tylko pokręcił głową.
-Czytałem dzisiaj do późna, słyszałem jak gdzieś wychodził w środku nocy. - powiedział Irlandczyk patrząc wymownie na przyjaciela.
-Oh, tak, na pewno polował na niewinne dziewice, by je torturować, pokroić i przerobić na ingrediencje do eliksirów. A jakbym teraz wszedł do jego pokoju, pewnie znalazłbym jeszcze resztki ich ciał! - zażartował Dan.
-Nie uważasz, że to dziwne? Prosiłeś go żeby mówił ci, gdy wychodzi.- Zignorowawszy dowcip Isere chciał jedynie sprawić, by jego przyjaciel nie był taki bezkrytyczny w stosunku do nowego ucznia.
-No i co z tego? Przecież nie budziłby mnie o takiej porze tylko po to, jesteś przewrażliwiony.
-A ty ślepy. Zakochałeś się ? Też jest tak chorobliwie blady...ma takie same włosy jak Alaya...te same oczy....ah, tu cie mam! - spojrzał na niego z satysfakcją. Daniel zastygł na chwilę wpatrując się w widok za oknem. Gdy się odezwał słuchać było że jest zdenerwowany, chociaż mówił spokojnie i stanowczo.
-Kocham tylko Alayę i nigdy nikogo więcej nie pokocham. - rzucił rudemu wściekłe spojrzenie. Mówił prawdę, rzeczywiście, polubił Snape'a, ale nie w taki sposób. - Chyba, że jak przyjaciela, więc nie insynuuj mi takich bzdur!
-Przepraszam. - Oliver zrozumiał, że posunął się za daleko, popatrzył na przyjaciela smutno, by wiedział że naprawdę jest mu przykro.
-Zamknij się. - skarcił go Daniel i jednym ruchem różdżki pogłośnił radio. (Czarodziejska Rozgłośnia Radiowa oddział we Francji)
Minęła dziewiąta! A my z przykrością informujemy o dwóch tajemniczych morderstwach. Briana Fudge'a znaleziono martwego przed wejściem do Ministerstwa w Londynie pół godziny temu. Angielski Minister całą sprawę komentuje: „ Jesteśmy oburzeni coraz większą zuchwałością, ludzi, którzy nazywają siebie Śmierciożercami, bo to najprawdopodobniej oni stoją za ostatnimi zniknięciami i zabójstwami. Nie znamy jeszcze ich motywów, wszystkie ofiary pozornie nic ze sobą nie łączy, podejmiemy wszystkie kroki, by tylko ich zatrzymać. Zapewniam, że wszyscy dostaną bilety w jedną stronę do Azkabanu. Brian Fudge był jednym z niewymownych, być może miał informacje, na których im zależało.” Dzisiaj w nocy martwa w swoim domu znaleziona przez męża wracającego z nocnej zmiany została również Weronica Wolf, zastępca angielskiego Ministra Magii. Nad jej domem widniał charakterystyczny znak, czaszka i wąż. Reakcja Ministra : „Jest mi niewymownie przykro, a teraz proszę dać mi spokój, muszę porozmawiać z rodzinami!”. Francuski Minister, Pierre Malade, zaleca wszystkim szczególną ostrożność, poza Wielką Brytanią też nie jest już bezpiecznie. Teraz przechodzimy do weselszych wieści, Upieczeni z Lyon zremisowali z Zającami z Grenoble, mimo to w tym sezonie Zające wysuwają się na pierwsze miejsce w tabeli francuskich drużyn quidditcha zawodowego...
-To przykre. - Daniel ukrył twarz w dłoniach.
-Te morderstwa? No tak...-zaczął Oliver.
-Miałem na myśli quidditch. Moje ulubione Białe Kruki nie mają już szans na pierwsze miejsce.- westchnął. W tej chwili do kuchni wszedł Severus, ubrany w swoje czarne szaty z kamienną twarzą pokerzysty.
-Jestem naprawdę ciekaw kto za tym wszystkim stoi tym razem - odezwał się nieśmiało rudy słodząc swoją kawę.
-Oh, dzień dobry Severusie, proszę usiądź, częstuj się. - odezwał się przyjaźnie Daniel. - Mam nadzieję, że jest ci tu wygodnie?
-Tak.- odpowiedział krótko i oschle.
-W radiu właśnie mówili o dwóch morderstwach, które miały miejsce ubiegłej nocy. Weronica Wolf i Brian Fudge. Jego znaleziono przed wejściem do Ministerstwa w Londynie, ją w nocy w jej domu. Co ciekawe, nad domem była czaszka i wąż, to pewnie jakiś znak rozpoznawczy, słyszałeś coś o nich? - zagadał Isere.
-Weronica Wolf była zastępcą Ministra, o nim nic nie wiem. - skomentował beznamiętnie brunet gryząc kanapkę.
- Robi się coraz mniej ciekawie. To ja lecę, do zobaczenia wieczorem.- pożegnał się Oliver wychodząc.
-Poszedł zaznawać życia towarzyskiego. - zażartował Dan.- Wiesz, smuci mnie to wszystko, ludzie giną, często zupełnie dla uciechy oprawców, nie powinno tak być. Chociaż tysiąc lat istnienia nauczyło mnie, że życie nie jest ani sprawiedliwe ani tak przyjemne jakbyśmy chcieli. - Snape milczał, więc Daniel kontynuował – Może na początek pokażę ci moją pracownię i...
-Właściwie to...teraz muszę wyjść...coś załatwić.- przerwał mu Severus. - Powinienem niedługo wrócić, myślę że to kwestia godziny maksymalnie.
-Oczywiście, rozumiem. - Daniel skinął tylko głową. Snape skończywszy jeść wstał i wyszedł bez słowa.
Deportował się do rezydencji Riddle'ów w Little Hangleton. W salonie był Thomas Riddle we własnej osobie, jak zwykle ubrany w czarny frak obok niego stało paru śmierciożerców. Gdy spostrzegł Snape'a kazał im wyjść.
-Severus Snape. - powiedział przyglądając się przybyszowi - Muszę przyznać, że zaskoczyłeś mnie, nie sądziłem że tak młoda osoba okazać się tak użyteczna. - mówił powoli, jakby przeciągając każdy wyraz – W końcu pokonać zastępczynię Ministra to nie taka łatwa sztuka, z rozkoszą witam cie w moich szeregach Severusie. Twoja ręka?
Snape w milczeniu podwinął lewy rękaw i podał ramię Voldemortowi, który przyłożył do niego różdżkę.
-Serpens edo mortem -wysyczał. Na lewym przedramieniu Severusa wypalił się znak, czaszka i jakby wychodzący z niej, wijący się wąż, skrzywił się z bólu, ale nie jęknął.
-I znów mnie zaskakujesz, wszyscy inni krzyczą.- Riddle spojrzał na niego z satysfakcją uśmiechając się kpiąco.
-Panie...- starał się mówić spokojnie, było to jednak trudne, w duchu rzeczywiście miał ochotę krzyknąć z bólu. - ...właśnie zaproponowano mi praktyki przygotowujące do zdobycia tytułu Mistrza Eliksirów, chciałem się skonsultować czy...
-Kto? - przerwał mu krótko Czarny Pan mierząc go spojrzeniem.
-Daniel Sauvage. - odpowiedział, spojrzał na swoją rękę i delikatnie zsunął rękaw starając się nie jęknąć.
-Dobrze, bardzo dobrze. - Tom zaczął przechadzać się po pokoju analizując w myślach nowe możliwości. - Zgódź się. Jakże byłoby wygodnie mieć Daniela Sauvage'a po swojej stronie...ale te jego moralne opory...nie będzie chciał do nas dołączyć więc liczę na to, że się go pozbędziesz , prawda drogi Severusie? - niby zadał pytanie, jednak był to bardziej rozkaz wypowiedziany tonem nieznoszącym sprzeciwu.
-Oczywiście, mój panie. - oświadczył jak zwykle, bez emocji.
-Do tego czasu, bacznie go obserwuj. Ważne figury Ministerstwa mają w zwyczaju prosić go o rady, chce wiedzieć z kim koresponduje, co pisze, co planuje, czy kontaktuje się z Dumbledore'm, także nie musisz się śpieszyć, ale też nie odwlekaj tego.
-Tak jest.- ton jego głosu był zupełnie pozbawiony wyrazu, a Czarny Pan jak zwykle był bardzo „konkretny”.
-Możesz odejść – powiedział wracając do fotela przy kominku na którym ułożył się teraz olbrzymi, ciemnozielony wąż.
-Panie...? - Severus już kierował się do wyjścia, ale przypomniała mu się pewna istotna sprawa. Voldemort uniósł brwi patrząc wyczekująco. - A Potter? Czy...?
-Nie zapominam o swoich obietnicach Severusie. Wiem jak bardzo pragniesz zemsty. Możesz zabić Pottera w każdej chwili, jeżeli tylko wcześniej zabijesz Sauvage'a. To jest mój warunek. - na widok nieco zdziwionej miny sługi zaśmiał się szyderczo.- Idź.
Gdy tylko znalazł się z powrotem na dworze, musiał wziąć parę głębokich oddechów. To będzie o wiele trudniejsze niż przypuszczał. Jak niby ma pokonać starożytnego maga? Może się okazać, że będzie łatwiej go namówić do poparcia Voldemorta. Snape był pewien że pod tą ciepłą, uprzejmą otoczką kryje się groźny czarodziej, który nie zawaha się użyć swojej mocy, gdy poczuje się zagrożony. Chociaż...jeżeli użyje całego swojego sprytu i przebiegłości...tak, to się mogło udać. Zadowolony wrócił do Paryża. Daniel właśnie stał na drabinie w bibliotece szukając co ciekawszych ksiąg.
-Już jesteś, świetnie, wyjąłem parę książek, które powinny ci się spodobać. - Uśmiechnął się, podniósł dziesięć ksiąg i podał je Severusowi.- W sumie, jeżeli będziesz miał ochotę, to możesz je zatrzymać, i tak znam je na pamięć. To co? - Sev wciąż milczał utkwiwszy wzrok w okładce jednego z woluminów. - Chodźmy na górę.
Gdy Severus odłożył księgi do swojego pokoju, udali się na drugie piętro. Mijając sypialnię Sauvage'a, weszli do gabinetu Mistrza Eliksirów. Było to ogromne pomieszczenie bez okien, ściany i sufit były czarne, jedynie podłoga ,jak w całym domu, zrobiona była z jasnego drewna. Stało tam ze sto kociołków, różnej pojemności. Tysiące fiolek, pełnych bądź pustych. Na półkach leżały setki przeróżnych słojów z ingrediencjami, Severus naliczył około pięćdziesięciu szafek, wiele było podpisanych, np. szafka z napisem: „TRUCIZNY” albo „NA KACA”. Pod jedną ze ścian znajdował się bardzo długi stół. Daniel stał na środku obserwując Snape'a.
-I co sądzisz o moim małym królestwie? - spytał z radosnym uśmiechem.
-Nieźle zaopatrzone. - Sev nie chciał ujawniać pod jak wielkim wrażeniem był, ale Sauvage uznał to za komplement.
-Lata chomikowania. - Podszedł do stołu, postawił na nim średniej wielkości kociołek.. - Proszę podejdź. Powiedz, słyszałeś może o czarodzieju imieniem Ferocit?
-Nie.- zaprzeczył zgodnie z prawdą. Severus przyjął pewną strategię, podczas nauki, nie będzie myślał ani o Voldemorcie ani o swoim zadaniu, będzie się koncentrował jedynie na tym, by nauczyć się jak najwięcej.
-Nie dziwi mnie to. Widzisz, Ferocit żył w piątym wieku „naszej ery”, napisał książkę, receptury na...eliksiry. Oto jedyny jej egzemplarz – pomachał mu grubą księgą. - Nie ma nawet kopii. Miałem niesamowite szczęście, że udało mi się go zdobyć. Ale o tym może kiedy indziej, czy mógłbyś uwarzyć to bez użycia różdżki?- spytał podając uczniowi pergamin z przepisem, nie było napisane co to będzie za eliksir.
-Spróbuję. - oznajmił nieco zdziwiony Snape biorąc od niego kartkę i kładąc ją na stole.
-Pozwolisz, że będę obserwował? Wszystkie składniki są w tamtej szafce. - powiedział wskazując mu konkretną szafkę w oddali pokoju, nie była podpisana.
Daniel usiadł na fotelu blisko stołu by mieć dobry widok. Severus przez chwilę wczytywał się w przepis, potem wyjął wszystkie niezbędne ingrediencje stawiając je na stole, były to między innymi : trzy szczurze wątroby, parę włókien ze smoczego serca, trochę smoczej krwi, dwa pazury wilkołaka, jakieś zielsko o dziwnej nazwie, o której Sev nigdy nie słyszał, korzenie mandragory, twarde nasiona czegoś podpisane „mattemort” i mnóstwo innych, jeszcze bardziej nietypowych. Miał problem gdy doszedł do podpunktu czterdziestego drugiego : wlej sok z mattemort do kociołka, następnie zamieszaj 5 razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara, potem pozostaw na ogniu na pięć minut i piętnaście sekund. 'Jak mam pokroić coś co jest twarde jak kamień?' Spojrzał na Daniela.
-Nie dasz rady dalej? - spytał z troską.
-Poradzę sobie.- powiedział stanowczo i chłodno. Wziął do ręki najostrzejszy nóż i trzymając nasiono w drugiej ręce zbliżył do niego ostrze, po chwili mocno naciskając.
-Cholera! - wyrwało mu się. Nasiono podskoczyło, uderzyło go w czoło i potoczyło się gdzieś po podłodze, a nożem przeciął sobie palec do kości. Rzucił krótkie, tęskne spojrzenie na różdżkę, ale oderwał tylko trochę materiału leżącego w kącie i obwiązał nim rękę. Po kilku „auć” i drugim zranionym palcu potem , wyjął mniejszy nóż, tym razem przycisnął poziomo ostrze próbując zgnieść nasiono. Bardzo się zdziwił, bo miażdżone w taki sposób mattemort okazało się miękkie i puściło mnóstwo soku. Eliksir zrobił się różowy. Następny podpunkt głosił : dodaj 100ml tego co najcenniejsze, a tak niedoceniane, tego co dobre, choć czasem zdradliwe i nieokiełznane.'Tylko zagadki tu brakowało.' pomyślał z irytacją. Nie, nie podda się teraz, gdy zostały mu tylko dwie instrukcje do wykonania. 'Najcenniejsze, co jest najcenniejsze?' zastanawiał się gorączkowo. Po paru minutach podszedł do umywalki, nalał sto mililitrów wody i przelał ją do kociołka. Eliksir zasyczał i zrobił się intensywnie czerwony. Ostatnia instrukcja : daj od siebie kroplę tego, co ci do życia potrzebne, chociaż to co robisz mędrcy uznają za haniebne. Po chwili zastanowienia, Severus ścisnął materiał którym owinął zakrwawioną rękę, tak że do kociołka spadła kropla jego krwi, eliksir ponownie zasyczał i stał się zupełnie przezroczysty. Przez chwilę wpatrywał się w ukończony eliksir, z satysfakcją wlał trochę do pustej folki i podał ją Danielowi.
-Co mi o tym powiesz? - spytał Sauvage starając się ukryć radość.
-To trucizna, bardzo silna i właściwie niewykrywalna. Nie wiem jak dokładnie działa, ale podejrzewam że zgon następuje bardzo szybko. - odpowiedział spokojnym głosem. Po kryjomu schował kartkę z instrukcjami do kieszeni szaty.
-Ah! - Daniel klasnął w dłonie. - Brawo! Jest doskonały – powiedział wpatrując się we fiolkę.- Wiedziałem, że jesteś świetny, ale nie spodziewałem się że uda ci się go utworzyć już za pierwszym podejściem. Gdy ja go robiłem pierwszy raz, wszystko wybuchło na dwudziestym trzecim podpunkcie, dodałem za dużo łusek trytona. - uśmiechnął się.- Oh, już trzecia po południu, musisz być wykończony, lepiej zejdźmy coś zjeść.
W milczeniu udali się do kuchni. Gdy zasiedli do stołu, Danielowi w oczy rzuciło się, że Sev nadal nie uzdrowił swojej dłoni.
-Spróbuj zaklęcia Efface-vulnus, od razu się zagoi. - powiedział Dan podając Severusowi miskę z zupą (cebulową – specjalność Francuzów).
-Powiedziałem że zrobię ten eliksir bez użycia różdżki, więc nie będę teraz nią naprawiał skutków tej pracy. - odparł oschle.
-Mówisz jak prawdziwy Mistrz Eliksirów! - oznajmił ze śmiechem Sauvage. Przez sekundę miał wrażenie że młodszy mężczyzna roześmieje się, jednak ten szybko zdusił w sobie tę ochotę.
-Wybacz mi to pytanie, ale po czym poznałeś że to trucizna? - spytał Daniel
-To co robisz mędrcy uznają za haniebne, poza tym własnej krwi używa się często, albo przy lekarstwach albo właśnie truciznach, ten tekst mnie przekonał że tu robiłem to drugie, chociaż nie byłem pewien całkowicie. - mówił beznamiętnie, jak zawsze.
-Świetnie! Będziesz lepszy ode mnie. - mag wyszczerzył zęby. - Ale to dobrze, co to za nauczyciel, którego uczeń nie przerasta?
-Jak działa ten eliksir? - spytał Sev starając się ukryć spore zaciekawienie.
-Cóż, to prawdziwe paskudztwo. – zachichotał. - Nazywa się Eliksir Kadereski . Osobie, która go wypije po około godzinie odpadają , urywają się od korpusu kości rąk i nóg, biedak kona godzinami zanim się w końcu wykrwawi.
-Podałeś go kiedyś komuś?
-Nie, nie. Nie mam wrogów. A nawet jeżeli byłby ktoś kogo chciałbym pozbawić życia to zabiłbym go zwykłą Avadą, są rzeczy o wiele gorsze niż śmierć, Severusie.
-Na przykład? - Severus czuł że to będzie dobry moment by zejść na temat czarnej magii.
-Pozbawiona sensu egzystencja w bólu.- Zapatrzył się w Mist która ułożyła się na innym krześle liżąc sobie futerko. 'Czyli właśnie taka jaką ja wiodę.' pomyślał. - Albo właśnie wielogodzinna agonia, tortury, ale przede wszystkim najbardziej boli ból psychiczny.
-Co sądzisz o czarnej magii? - zapytał Snape uważnie obserwując Daniela.
-Cóż. Uwielbiam przygotowywać trucizny, bo wymagają wielkiego skupienia i umiejętności, ale nigdy ich nikomu nie podaje. Uczę się zaklęć czarnoksięskich ale nikogo nie atakuje. Rozumiesz? Sama nauka jest wspaniała, nie można gardzić żadną wiedzą. Dlatego tak bardzo nie lubię Dumbledore'a. Okropny hipokryta. Nie mogę powiedzieć że znam w pełni czarną magię, wciąż się uczę, dla samej satysfakcji nauki. Coś nie tak? - spytał widząc że Severus wykrzywia wargi w czymś ,co pewnie miało być uśmiechem.
-Nie, po prostu...nie spodziewałem się. - powiedział nakładając sobie na talerz jeszcze ziemniaków.
-Pozory mylą.- powiedział z powagą Daniel. Nagle przez kuchenne okno wleciała sowa śnieżna zrzucając list na stół. - Widzisz? Znowu mi zawracają głowę. - otworzył kopertę, przeczytał i roześmiał się.- Posłuchaj tylko:
Drogi Danielu.
Zwracam się do Ciebie z ogromną prośbą. Doskonale wiem, kto stoi za tymi atakami. Thomas Riddle, najlepszy uczeń jakiego miał Hogwart, ukończył szkołę zaledwie parę lat temu. Martwi mnie to, że jego Śmierciożercy rekrutują się nawet wśród uczniów starszych klas, co do kilku tegorocznych absolwentów jestem pewien że się do niego dołączyli. Sam nie dam rady go pokonać.
Mam nadzieję, że list zastał cie w dobrym zdrowiu.
Albus Percival Wulfryk Brian Dumbledore
-On to ma dopiero tupet. - stwierdził Dan przypatrując się Severusowi, który zastygł nie okazując żadnych emocji.- Popatrz co mu odpiszę, mam nadzieję, że się w końcu odczepi.
Albusie
Doskonale wiesz w jak dalekim poważaniu mam wasze żałosne zmagania z jakimiś czarnoksiężnikiem. Nie będę z nim walczył, nie obchodzi mnie ile osób zabije on czy jego poplecznicy. Nie jestem chłopcem na posyłki, którego możesz sobie wezwać kiedy będziesz potrzebował. Napisz lepiej do swojego ukochanego Gellerta. I dobrze ci radzę, przestań inwigilować uczniów.
Daniel Sauvage
ps: przestań do mnie pisać!
Podał sowie odpowiedź i spojrzał wyczekująco na Severusa.
-Dumbledore uważa, że mógłbyś pokonać Riddle'a? - spytał ostrożnie dobierając słowa.
-Pewnie, że mógłbym, ale nie chce. Niech się męczą, jak tylko pojawia się jakaś wybitna jednostka to nic tylko chcę walczyć i zgładzić. A poznać? A zrozumieć? Może i morderca ale cóż, na pewno ma jakieś swoje powody, pobudki. Nie mówię, że zabijanie jest dobre, nie. Ale jak już wspomniałem, może człowiekowi zrobić znacznie gorsze rzeczy. Brzmię pewnie jak jakiś pomyleniec, co? - uśmiechnął się zachęcająco do Severusa.
-Nie, właściwie to nie.- powiedział popijając herbatę.
-To dlatego, że żyję tyle lat. Mój system wartości bardzo się różni od tego, który ma Dumbledore.
-Chciałeś kiedyś umrzeć? Znaczy, czy miałeś taki moment w swoim życiu, że chciałeś to skończyć? Zasnąć i już więcej się nie obudzić? - Snape szukał sobie innego materiału do owinięcia rannej ręki, bo wcześniejszy był już zbyt zakrwawiony.
-Nie zasługuję na śmierć. Należy mi się wieczna agonia. - Daniel momentalnie przestał się uśmiechać.
-Dlaczego? - Severus patrzył na niego pytająco.
-Ujmę to w ten sposób, zrobiłem coś tak okropnego, że śmierć byłaby dla mnie wspaniałą nagrodą. Wyszedł z kuchni do salonu by trochę pograć na fortepianie dla uspokojenia, zostawiając zdumionego Snape'a samego w kuchni.
Parę dni później. Ranek.
-Gdzie on jest?! - krzyknął do Sauvage'a. Daniel właśnie jadł śniadanie, gdy do jadalni wpadł wściekły Oliver.
-ON ma imię. - odpowiedział oschle rudowłosemu.
-Gdzie jest Severus Snape?! - twarz Isere przybrała barwę purpury, co w połączeniu z rudymi włosami dawało komiczny efekt.
-Wróci za chwilę, bo co ? - Dan starał się zachować spokój. Powoli jednak tracił cierpliwość. Na początku Isere wspierał go, namawiał do podjęcia współpracy ze Snape'm a gdy ten się pojawił, Oliver z jakichś przyczyn znienawidził go i obwiniał o całe zło tego świata, wychodził z pokoju gdy tylko Sev do niego wchodził, nie odzywał się do niego. A teraz jest ciekawy gdzie chłopak się znajduje?
-Patrz tylko! - wrzasnął i rzucił mu gazetę pod nos. Dan sceptycznie przeczytał krótką notkę.
Robert Turpin został znaleziony martwy w swoim biurze w Ministerstwie Magii w Londynie przez sprzątaczkę dzisiaj o piątej rano. Szef Departamentu Prawa Czarodziejów został poddany licznym torturom. Od jego tułowia odcięto ręce i nogi, analiza wykazała że głowa została odcięta już po zgonie. „ Musiał konać wiele godzin, nie jesteśmy w stanie podać jakiego zaklęcia użyto, nie znamy też trucizn które powodowałby takie obrażenia.” mówi magomedyk ze Szpitala Munga w Londynie. W jego biurze był również znak Śmierciożerców. Biuro Aurorów intensywnie pracuje nad wykryciem sprawcy.
-Taaa, intensywnie pracują. I tak nigdy nie dojdą do tego kto to zrobił. - westchnął Dan i już chciał wrócić do swoich płatków, ale Oliver odsunął od niego miskę. - Poza tym, co z tym niby ma wspólnego Severus?
-Ty mi powiedz. - rzekł Isere siadając na krześle obok Sauvage'a.
-Zwariowałeś! - wykrzyknął.
-TRUCIZNA, Dan, tru-ci-zna! Znasz taki eliksir który powoduje takie obrażenia, prawda? - pytał sugestywnie.
-Mówisz o Eliksirze Kadereskim? Nikt nie zna przepisu! - zaperzył się starszy mężczyzna.
-Ty znasz i...
-JA?! Oczywiście! Nie mam nic ciekawszego do roboty, to truje i torturuję pracowników angielskiego Ministerstwa! Lecz się człowieku! - przerwał mu Daniel. Wstał, teraz i on był wściekły.
-Nie ty, idioto! Oprócz Ciebie tylko jedna osoba zna przepis, czyż nie? - pytał ze złośliwym uśmieszkiem na ustach.
-Ty naprawdę oszalałeś. Przecież jest wyraźnie napisane, że to sprawka, tych tam, jak im tam, Śmierciożerców. - aż uderzył dłonią w stół ze złości.
-A skąd możesz być taki pewien że on nie jest jednym z nich? Słyszałem jak wychodził dzisiaj w środku nocy. Znowu! - Oliverowi wszystko wydawało się oczywiste.
-Dlaczego ty go tak nienawidzisz? - spytał ze smutkiem. Nie rozumiał, jak jego przyjaciel mógł znienawidzić młodego chłopaka, nawet go nie znając.
-Jak tylko go zobaczyłem, wiedziałem że coś tu nie gra! I proszę bardzo ! Oto dowód! - wskazał na gazetę. - Nauczyłeś go robić ten eliksir parę dni temu to go wykorzystał.
-Jak śmiesz?! Taki dowód to sobie możesz w...nos wsadzić! - w tym momencie do jadali wszedł Severus, nieco zdziwiony widząc dwójkę przyjaciół patrzących wrogo z różdżkami wycelowanymi w siebie.
-Oh, przepraszam, nie będę przeszkadzać...
-Ależ skąd. Witamy, witamy! - odezwał się Isere. - No dalej Daniel, skoro tak mu ufasz spytaj go! - powiedział mierząc chłopaka.
-A żebyś wiedział, że spytam! Severusie – zwrócił się do Snape'a. - w przyszłym tygodniu, w Grenoble odbędzie się zjazd Mistrzowski i chciałem cie spytać, poprosić czy...
-NIE! - przerwał mu Oliver. - Daniel, nie rób tego! - z jego różdżki wystrzeliło kilka iskier, tracił panowanie nad sobą.
-ZAMKNIJ SIĘ! Silencio! - krzyknął Sauvage do rudego, po czym znów zwrócił się znów do ucznia. - Przepraszam za to, chciałem cie poprosić, żebyś wybrał się tam z nami.
-Oh, dziękuję, z wielką chęcią. - opowiedział spokojnie Sev przyglądając się Oliverowi, który, uciszony zaklęciem, mógł jedynie energicznie kręcić głową, a po chwili wyszedł, to już było ponad jego nerwy.
-Jeszcze raz przepraszam za niego, dostał jakiegoś zaćmienia umysłu, ubzdurał sobie coś na twój temat, ale nie przejmuj się, trochę rozrywki i się ogarnie. - uśmiechnął się przepraszająco.
-Doprawdy? Cóż takiego? - spytał beznamiętnie, unosząc brwi w udawanym zaciekawieniu. Daniel podał mu gazetę.
-Uroiło mu się, że to twoja zasługa. Wyobrażasz sobie. Jeszcze raz przepraszam, on czasem zachowuje się jak człowiek niesprawny umysłowo.
-Ha ha. Pozwolisz, że nie skomentuje tego? - uniósł brwi. Nie czuł się zagrożony, przez to że Oliver domyślał się co robi, wiedział, że Daniel zbyt bardzo go polubił by traktować insynuacje przyjaciela poważnie.
Resztę tego dnia spędzili w pracowni Mistrza Eliksirów podążając za wskazówkami Ferocita. Mist leżała na stole, w pewnej odległości od kociołka, uważnie słuchając ich rozmowy i obserwując każdy ruch.