kategoria : / /
Severus
a u t o r : severus
w s t ę p :
Rozdział drugi - Cierpienie jest częścią życia
u t w ó r :
„W chwilach najgorszego cierpienia nie masz sił na łzy”
„Ból oznacza pękanie skorupy pod którą kryje się dusza”
2.Cierpienie jest częścią życia.
Po godzinie zawziętego rysowania, rozbolały go palce, odłożył niedokończony rysunek by wstać i przygotować sobie eliksir nawilżający, kolejny ze świetnych pomysłów Severusa. Ten chłopak zaskakiwał go od pierwszego dnia jego nauki. Daniel z tęsknotą wspominał ten czas, teraz też jego myśli pobłądziły do momentu, prawie 5 lat temu, w którym postanowił zrobić coś czego nigdy wcześniej nie zrobił, zaproponować komuś praktyki u siebie.
*Tego dnia Sauvage obudził się o szóstej nad ranem, co było anomalią gdyż zwykle sypiał do południa. Jęknął spojrzawszy na zegar. Przewrócił się na drugi bok oczekując ponownego zapadnięcia w sen, ale ten moment nie nadchodził. Mist, kotka o grafitowym futerku wskoczyła na pościel wyraźnie dopominając się pieszczot. Dan pogłaskał ją od niechcenia i zwlekł się z łóżka. 'Co się dzisiaj dzieje?' pomyślał. Wcale nie zamierzał się ubierać, jego piżama składała się z czarnej koszulki i zielonych bokserek w niebieskie misie. Podszedł do okien, odsuwając zasłony wyjrzał przez nie, ale na Mist Street nie działo się nic godnego uwagi. 'No tak, wszyscy zdrowi na umyśle śpią jeszcze o tej godzinie' stwierdził gorzko. Kotka miauczała coraz głośniej.
-A ty czego chcesz znowu? - Zwrócił się do niej z irytacją, nie wyobrażał sobie mieć dobrego humoru gdy został wyrwany ze snu o tak nieludzkiej porze. 'No tak, pewnie chce jeść, ten kot jest nienażarty.' Zupełnie jak jej opiekun.
Jego sypialnia był to bardzo duży, przestronny pokój, ściany były w kolorze mlecznej czekolady, na podłodze leżał ogromy jasnobeżowy antyczny dywan bez wzorów. Oprócz tego były tam trzy dębowe szafy, dziesięć regałów zawalonych książkami, na ścianach wisiało wiele obrazów w różnych stylach, niektóre jego autorstwa. Jego ,również dębowe, łoże miało pięć metrów długości a cztery szerokości, zdobiły je cztery wysokie kolumienki i ciemny baldachim. Na szafce nocnej stał niewielki obraz przedstawiający jakąś piękną, bardzo bladą, czarnowłosą kobietę o czarnych oczach. Była to jego żona. Żona która zmarła przed wiekami.
Gdy usiadł na łóżku, Mist w okamgnieniu położyła się mu na kolanach. Wziął do ręki malowidło i poczuł się jeszcze gorzej. Alaya. Zacisnął mocno oczy z bólu. 'Tylko nie płacz' pomyślał. Mimo to po jego policzku spływały powoli delikatne łzy. Poznał ją gdy miał dwadzieścia lat, wyjechał wtedy do Rzymu. Zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia, oboje pochodzili z rodzin patrycjuszy więc mogli pobrać się bez przeszkód.
Daniel już wtedy wykazywał niezwykłe umiejętności w dziedzinie Eliksirów. Jak wielu magów, poszukiwał Kamienia Filozoficznego, który dawał Eliksir Życia i przemieniał każdy metal w złoto. Alaya wspierała go w tej pasji, chociaż sama nie wykazywała zbyt wielkich zdolności w tym kierunku.
Piętnaście lat ciężkiej pracy, setki godzin spędzonych nad, czasami wybuchającymi,kociołkami w końcu zaowocowały i Danielowi udało się znaleźć Kamień Filozoficzny w wieku trzydziestu pięciu lat. Od tamtej pory regularnie pił Eliksir Życia , przyrządzał go również Alayi. Nie zdawał sobie jednak sprawy z pewnej podstawowej rzeczy, Kamień dawał nieśmiertelność tylko tej osobie która go utworzyła i tylko wtedy gdy robiła to samodzielnie, bez niczyjej pomocy. Co prawda Eliksir sprawiał że Alaya wyglądała młodo i nie cierpiała na żadne choroby, ale wciąż była śmiertelna.
Ten poranek kiedy obudził się o wschodzie słońca, odwrócił się na łóżku do swojej pięknej żony by wtulić się w nią i móc spać dalej, spostrzegł że jego miłość życia jest cała sina i sztywna, bo jej serce przestało bić gdy spali, śnił mu się wciąż od tysiąca lat. Był pewny że dawał jej bezpieczne, nieśmiertelne życie, że będą szczęśliwi do dnia w którym wtuleni w siebie zasną ostatni raz, decydując się już nigdy nie wypić Eliksiru Życia.
Ból rozrywał mu serce, czuł jakby każda komórka jego ciała rozpadała się w nicość. Nie można opisać słowami jak wielkie to było dla niego cierpienie, rozumieć to może jedynie osoba która utraciła kogoś kogo kochała bardziej niż siebie. Jakiekolwiek porównanie opisujące jego ból byłoby niedomówieniem.
Po pogrzebie wrócił do Paryża, który był wtedy średniej wielkości miastem, opierającym się zagrożeniu ze strony Hunów i plemion germańskich. Zbudował ten sam dom, wtedy ukryty w lesie, teraz była tam ulica na obrzeżach wielkiego miasta. Później otoczył go wszelkimi znanymi wtedy zaklęciami ochronnymi i antymugolskimi.
Przez sto pięćdziesiąt lat nie wychodził ze swojej twierdzy. Przez sto pięćdziesiąt lat nie wypowiedział na głos ani jednego słowa. Na półtora wieku utracił wszystkie swoje zdolności magiczne, całą moc. Gdyby nie ogromy, zrobiony wcześniej, zapas Eliksiru Życia umarłby. Przez piętnaście dekad siedział w pustym, ciemnym domu. Szukał wtedy zajęcia, nie wymagające użycia magii, a które pomogłoby mu żyć z cierpieniem, w taki sposób zaczął malować.
Skoro tak cierpiał, dlaczego nie zdecydował się po prostu umrzeć? Otóż, Daniel Sauvage tak bardzo obwiniał się o śmierć swojej żony, że wybrał dla siebie najbardziej bolesną, dotkliwą i straszną karę jaką tylko mógł: życie bez niej. W jego przekonaniu właśnie na to zasługiwał, na pozbawioną sensu i celu wegetację , pogrążone w ciemnościach i bólu puste życie
Przez całe swoje życie nigdy już nie był w stanie pokochać, pocałować czy choćby obcować z żadną kobietą. Zbyt bardzo kochał Alayę. Swoich męskich kochanków traktował jedynie jako rozrywkę i zaspokajanie potrzeb. Uważał, że już nigdy nikogo nie pokocha.
Dom wyglądał wtedy zupełnie inaczej. Nie miał okien ani mebli , ściany były czarne, wszechobecna pustka każdego kto by tam wszedł napawałaby ogromnym strachem i przytłaczałaby swym smutkiem.
W sto pięćdziesiątą rocznicę śmierci Alayi Daniel obudził się na twardej podłodze, panowała burza z mnóstwem piorunów, co minutę niebo jaśniało od błyskawic. Coś go wtedy tknęło, wstał i wyszedł na dwór. Stanął na środku polnej drogi, po chwili był całkiem mokry. Widział jak piorun uderza w ziemię parędziesiąt metrów od niego. 'Traf we mnie' pomyślał, ale po chwili skarcił sam siebie 'nie zasługujesz na na szybką śmierć, jesteś niczym, należy ci się wieczne konanie w boleści'. Upadł na kolana, coś w jego sercu wtedy pękło. Zaczął krzyczeć i płakać, po raz pierwszy od półtora wieku wydając z siebie dźwięk. Był to zatrważający odgłos, tak przesycony rozpaczą, że gdyby ktoś go wtedy usłyszał sam poczułby udrękę.
Nie wiedział ile godzin, dni czy tygodni trwała ta nawałnica, ile czasu klęczał na tej dróżce, w jego odczuciu mogły to być nawet lata. Czas przestał istnieć, był tylko przejmujący żal. Z tego transu wyrwało go ciche miauczenie i jakby skrobanie po drewnie. Odwrócił się, zobaczył małego kotka próbującego otworzyć drzwi do jego ciemnej fortecy. Dławiąc się wstał i skierował się w stronę niewielkiego futrzanego stworzonka. Poniósł maleństwo i spojrzał w jej oczy. Były całkiem czarne, zupełnie jak te które należały do jego ukochanej żony. Przytulił kociaka mocno. Wszedłszy do domu postawił przemoknięte zwierzątko na podłodze, przyniósł jedyne ubranie jakie miał (nie licząc tego które miał na sobie) i owinął w nie kotkę. 'Zadbam o ciebie. Obiecuję.' przyrzekł, bardziej sobie niż jej. Jego różdżka leżała gdzieś w kącie, nieużywana od tak długiego okresu, bez zbytnich nadziei wziął ją do ręki, wykonana z drzewa czereśniowego z włosem z ogona testrala w środku, jego czucie było zbyt stępione bólem by już wtedy poczuł powrót mocy. Skierował przedmiot na kotkę wypowiadając w myślach zaklęcie osuszające. Jakież było jego zdziwienie gdy zobaczył że futerko jego małej znajdy jest ciepłe i suche, a zainteresowana nie trzęsła się już z zimna, a wpatrywała swoje ciemne oczy prosto w niego.
Ta sama kotka lizała teraz jego rękę, próbując zwrócić jego uwagę na siebie. Daniel otworzył oczy wyrywając się z bolesnych wspomnień. Nigdy nie przestał odczuwać tego bólu, był on cały czas tak samo przejmujący. Pogłaskał czworonożną przyjaciółkę, bardzo cieszył się gdy odkrył iż Eliksir Życia działa na zwierzęta tak samo jak na człowieka który go wytwarza. Odłożył obraz na stolik przez chwilę wpatrując się jeszcze.
-Chodź mała Mgiełko, zjemy śniadanie na dole.- powiedział do niej łagodnym i pełnym ciepła głosem wstając.
Zeszli po wąskich, spiralnych schodach na pierwsze piętro, potem kolejnymi ,tym razem szerokimi i prostymi na parter Znajdowała się tam duża kuchnia, jadalnia, łazienka, salon na środku którego stał wielki,czarny fortepian i skrzypce.Było też parę pokoi zagraconych przeróżnymi rzeczami.
Ściany kuchni pomalowane były na intensywnie żółty kolor, a meble zrobione z jasnego drewna. Pod oknem znajdowało się specjalne miejsce gdzie sowy zostawiały listy zaadresowane do Mistrza Eliksirów i magazyny, które prenumerował. Tego dnia było aż pięć przesyłek.
-Zobacz, ludzie listy piszą! - rzekł nieco weselszym tonem.
Zanim skierował się po pocztę, włączył radio. Mówili właśnie o wczorajszym meczu quidditcha, Upieczeni z Lyon wygrali z Białymi Krukami z Paryża dwieście czterdzieści punktów do sześćdziesięciu. Dan jęknął, jego ulubiona drużyna niezbyt dobrze radziła sobie w tym sezonie, że nawet ci z Lyonu ich pokonali. Wyjął mleko z szafki i nalał go do miseczki, którą postawił na stole. Mist traktował jak członka rodziny, także nie widział powodu dlaczego nie miałaby jeść razem z nim. Kotka pijąc łapczywie spojrzała na niego jakby chciała powiedzieć 'No wreszcie!'. Uśmiechnął się lekko, mleko dla siebie podgrzał i dosypał płatków owsianych. Przygotował sobie również kawę i kanapki, w końcu miał nieograniczony apetyt. Mist po posiłku od razu zniknęła, pobiegła do ogrodu, w którym uwielbiała się wylegiwać w tak słoneczne dni. Dopiero zaspokoiwszy pierwszy głód Daniel sięgnął po listy. Pierwszy był od dobrego znajomego.
24 maja
Drogi Danielu!
Mam nadzieję, że Twój sędziwy kuper ma się dobrze. Pod koniec czerwca odbędzie się zjazd Mistrzowski w Grenoble,w zamku Archibalda, będzie nas może z dwudziestka, mile widziane by było twoje starożytne wino, chociaż Ty w sumie też. Wiesz, taka powtórka z zeszłego roku, obiecuję ,że tym razem nie ja wybiorę muzykę. Napisz szybko czy zechcesz z łaski swojej przybyć, to może zapamiętam żeby wysłać Ci dokładną datę i godzinę rozpoczęcia, gdy takowa będzie już ustalona. Jeżeli tak, to moglibyśmy się wybrać razem pociągiem, chyba że przeszła Ci niechęć do teleportacji? Ja nadal jej nie cierpię.
Trzymaj się.
Oliver Isere
Dan zaśmiał się i na małej kartce napisał :
25 maja
Oliverze!
Mój kuper ma się całkiem nieźle, dziękuje Ci i pozdrawia Twój. Zjazd? Chyba raczej popijawa. W każdym razie ja jestem zawsze chętny, ale nie wiem co na to moje starożytne wino. Przekaż Archibaldowi, jeżeli się z nim kontaktujesz, że każdy gospodarz ma OBOWIĄZEK zapewnić czystość w miejscu zjazdu. W zeszłym roku Edward Avant wyraźnie o tym zapomniał, wszędzie były pajęczyny. Z przyjemnością pojadę razem z Tobą pociągiem, tylko tym razem KUP bilety, nie chcę znowu konfundować kontrolera!
Ty też się trzymaj.
Daniel Sauvage
Kolejny list był od maklera Daniela, który nadzorował jego inwestowane pieniądze na Giełdzie Czarodziejskiej.
24 maja
Szanowny Panie Sauvage
Z przyjemnością donoszę iż w tym tygodniu nie mamy żadnych strat, a inwestycja w kociołki z potrójnym dnem to był strzał w dziesiątkę , ich akcje poszybowały teraz w górę i są warte majątek. Gratuluję również wycofania swoich udziałów w przedsiębiorstwie 'Urok na mrok', jego wartość teraz drastycznie spada. Ogólny zysk wynosi 10 tysięcy galeonów. Bardzo proszę o instrukcje na nadchodzący tydzień.
Z wyrazami szacunku,
Todd Westwind
Daniel otworzył weekendowe wydanie Proroka Codziennego na stronach poświęconych ekonomii, czarodziejskiemu życiu biznesowemu i ogólnym tendencjom rynkowym, po czym odpisał :
25 maja
Szanowny Panie Westwind
Bardzo jestem rad z tego zysku, a Pan znakomicie wywiązuje się ze swoich obowiązków, proszę doliczyć do swojej miesięcznej pensji dodatkowe 15 procent, bez pańskiej pomocy nie mógłbym liczyć na tak wysokie korzyści. Od poniedziałku proszę sprzedać 10 akcji z kociołków z potrójnym dnem i przełożyć ja na kociołki wzmacniane stopem z miedzi. Oprócz tego proszę kupić 15 akcji spółki 'Miotły dla każdego' niedługo wydają nowy model miotły, ich akcje powinny wzrosnąć. Jeżeli teraz o czym zapomniałem przyślę instrukcje na bieżąco.
Pozdrawiam
Daniel Sauvage
Kolejny list był od natręta, który regularnie zawracał Danielowi głowę, idiota był byłym uczniem Olivera i chciał wycisnąć z niego przepis na Eliksir Życia. Dodatkowo jego styl pisania bardzo drażnił Sauvage'a, będzie musiał jak na dobre pozbyć się jego listów.
Szanowny czarowniku, Mistrzu Eliksirów.
Zwracam się z ponowną prośbą, żeby pan dał mi swój przepis. Jest mi potrzebny. Bardzo.
Niczego tak nie potrzebuje, zwariuję jak nie dostanę.
Pozdrawiam.
Dwight Dwick
Daniel roześmiał się kpiąco. Co za głupi mężczyzna, powinien najpierw nauczyć się pisać listy, zanim zacznie szukać czegoś, czego znalezienie nigdy nie będzie mu dane.
Marzenia ściętej głowy, panie Dwick.
Proszę mnie więcej nie niepokoić albo przedsięwezmę odpowiednie przeciwdziałania.
Daniel Sauvage
W tym momencie wybiła siódma rano, speaker w radiu zaczął mówić o kolejnych niewyjaśnionych zaginięciach. Daniel przeczuwał co się działo, w Anglii już od dwóch czy trzech lat, teraz rozszerzało się poza Wyspy Brytyjskie. Pewnie pojawił się kolejny czarnoksiężnik chcący przejąc władzę nad światem, Sauvage przeżył już wielu takich i żadnemu się nie udało, poza tym wykorzystywali wciąż te same pomysły ,najpierw zaginięcia, potem ciche zabójstwa, bardziej otwarte morderstwa, wskrzeszanie paniki aż w końcu terror i nagle puuuf! Kończyło się, a za jakiś czas przychodził następny. 'Zero finezji , jakby nie stać ich było na coś ciekawszego' pomyślał z pogardą.
Ziewnął i przeciągnął się mocno. Zabrał pozostały list i pakunek po czym przeszedł do salonu. Mist właśnie leżała na fortepianie wpatrując się w niego wyczekująco, zawsze tak robiła gdy chciała żeby zagrał jakiś utwór. Dan spojrzał na nią ciepło, odrzucił przesyłki na fotel i poniósł skrzypce.
-Na co masz dziś ochotę Mgiełko? Może coś weselszego, na przykład Vivaldi wiosną?- pytał ,czuł się coraz lepiej, może to dzięki tak pięknej pogodzie, miłego listu od przyjaciela, albo po prostu taki dzień.
Kotka zamruczała z zadowoleniem. Gdy grał stawała na dwóch tylnych łapkach jakby próbując tańczyć, na swój własny, koci sposób.'Muzyka to magia' stwierdził w myślach, 'najpotężniejsza i najpiękniejsza magia jaka może istnieć'. Skończywszy grać włączył płytę z muzyką klasyczną w gramofonie. Usiadł w fotelu i zabrał się do czytania, a futrzana pieszczoszka ocierała się o jego nogi.
Ostatni list był od francuskiego Ministra Magii, który zwykł radzić się Daniela w wielu sprawach społecznych.
24 maja
Szanowny Panie Sauvage
Te zniknięcie są coraz bardziej podejrzane, z każdym dniem więcej ludzi ulega niecodziennym wypadkom, próbowałem kontaktować się już z angielskim Ministrem, ale ten gbur nie jest w stanie wyjaśnić mi co się dzieje, a jak wszyscy wiemy, to zaczęło się znowu właśnie w Wielkiej Brytanii. Bardzo proszę o radę,bo już nie wiem jak zapewnić czarodziejom i mugolom bezpieczeństwo.
Z wyrazami szacunku,
Pierre Malade
Dan westchnął, oni jeszcze się łudzili że można ustrzec się przed złem. Jeżeli ktoś chce kogoś dopaść, prędzej czy później dojdzie do konfrontacji. Zamoczył pióro w kałamarzu i napisał :
25 maja
Szanowny Ministrze Malade
W mojej nieskromnej opinii powinien pan przede wszystkim powiadomić Premiera mugoli o zagrożeniu, za którym prawdopodobnie znów stoi jakiś czarnoksiężnik z Anglii. Może warto się skontaktować z Albusem Dumbledore, on powinien mieć jakiś pomysł kto to może być, a jak wiadomo, żeby kogoś pokonać, trzeba go najpierw dobrze poznać. Co do bezpieczeństwa czarodziejów, nie można zrobić wiele, należy nakłonić ich jedynie do większej ostrożności.
Pozdrawiam
Daniel Sauvage
Dan przez dłuższą chwilę wpatrywał się w Mist, która teraz leżała na plecach na dywanie ziewając. Obserwowanie jej nie tylko sprawiało mu przyjemność ale i uspokajało, koiło jego nerwy. Podszedł do ogromnych okien i odsunął ciężkie zasłony, a w przestronnym salonie pojawiło się o wiele więcej światła. 'O wiele lepiej' pomyślał, a kotka zamiauczała z zadowoleniem, kładąc się na drewnianej podłodze w miejscu gdzie padało najwięcej promieni. Tyle czasu żył w całkowitym mroku, że teraz lubił cieszyć się ze słonecznych dni.
Wrócił na fotel i odpakował paczkę. Był w niej najnowszy numer „Eliksirów”, bardzo prestiżowego i fachowego magazynu, w którym ktoś kto nie miał pojęcia o tej dziedzinie magii, nie znajdzie nic ciekawego. W tym momencie przerwała mu płomykówka, która wleciała przez okno i zrzuciła nowe wydanie miesięcznika „Playwizard”. Daniel skrzywił się, wstał i jednym zaklęciem zniszczył czasopismo. Będzie musiał w końcu napisać do redakcji że nie życzy sobie otrzymywać, nawet darmowo, tej gazety. Nie chciał patrzeć na żadną nagą kobietę. Dla niego jedyną wartą jego uwagi była Alaya. Wrócił do lektury „Eliksirów”. Na stronie dwudziestej ósmej znajdował się artykuł, który bardzo go zaciekawił.
Jesteśmy zaszczyceni publikując w naszym najnowszym wydaniu pracę badawczą wybitnego ucznia 7 roku w Hogwarcie, Severusa Snape'a (Slytherin). Państwa zapraszamy do lektury, a Severusowi życzymy powodzenia na owutemach, które zdaje w nadchodzącym tygodniu, chociaż naszym daniem z Eliksirów ma „W” w kieszeni!. (…)
'Co to za chłopak?' zastanawiał się Daniel, ' „Eliksiry” nigdy jeszcze nie zamieściły pracy UCZNIA.' Albo poziom magazynu drastycznie spadł, albo ten młody mężczyzna miał niesamowity talent, w co Sauvage bardzo wątpił.
-Jak myślisz? - spytał kotki, która popatrzyła na niego z nieodgadnionym wyrazem pyszczka. - Może będę musiał odwołać prenumeratę, jeżeli będą publikować prace uczniów...
Kotka fuknęła i wybiegła z salonu, Daniel patrzył za nią przez moment po czym zdecydował się jednak przeczytać artykuł Severusa.
Gdy skończył zamknął i odłożył gazetę. Wstał, podszedł do barku, wybrał jedno z najlepszych win jakie miał i ignorując fakt , że nie było nawet ósmej rano, wypił dwa kieliszki naraz. Potem przez dłuższą chwilę wpatrywał się w widok za oknem, był tam jego ogród oraz , za płotem, ogród sąsiadów, mugoli, ale nawet jeszcze piękniejszy, pełen skalniaków, oczek wodnych i różnych kompozycji z kwiatów. Był w silnym szoku. Mist wróciła do salonu i popatrzyła na niego z miną którą można by podpisać 'A nie mówiłam?'.
-Tak. Tak, tak, a więc tak.- mówił ,jakby stracił wątek. 'Ten chłopak to skarb, nieoszlifowany,ale diament, takiego talentu nie wolno zmarnować' myślał, zastanawiając się gorączkowo co począć z tym faktem. Przez paręnaście minut chodził w kółko po pokoju, a kotka bacznie go obserwowała.
-A jeśli odmówi? - zwrócił się do niej, ale ona była zbyt zajęta myciem swoich przednich łap by zwrócić na niego swoją uwagę.- Trudno, nie wybaczę sobie jeżeli nie spróbuję, w końcu potem może się okazać że wybierze kogoś innego i będzie za późno.- Wyjął z szuflady w kredensie czysty, bardziej oficjalny od zwykłych, pergamin, wziął lepsze pióro i zasiadł przy stole. Pocierał przez chwilę ręce, jak robią to pianiści przed rozpoczęciem gry. 'Jak zaadresować list do ucznia?!' nie mógł się zdecydować,ale w końcu doszedł do wniosku, że jeżeli zależy mu na pozytywnej reakcji powinien napisać bardziej oficjalnie.
25 maja
Szanowny Panie Snape
Witam, nazywam się Daniel Sauvage i jestem Mistrzem Eliksirów z o wiele większym niż piętnaście lat doświadczeniem. Przeczytałem Pański artykuł, który ukazał się w „Eliksirach” i muszę przyznać że wywarł na mnie ogromne wrażenie. Mam wiele pytań i bardzo chciałbym się z Panem spotkać. Proponuję swój dom, chyba że wolałby Pan inne miejsce, wtedy postaram się dotrzeć.
Jeżeli wyraża Pan zgodę, to co do terminu dostosuję się do Pana.
Z wyrazami szacunku,
Daniel Sauvage
Daniel przeczytał co napisał parę razy, w sumie mógłby mu już w liście zaproponować praktyki, ale wolał porozmawiać z nim na ten temat osobiście. Włożył pergamin do koperty i wysłał. Mist patrzyła na niego z zadowoleniem.
Tydzień później.
Było południe, Dan siedział właśnie w pracowni przygotowując Felix felicis (miał swoje sztuczki by ten eliksir dojrzewał prędzej niż przez sześć miesięcy). Koniecznie chciał mieć Severusa Snape'a u siebie na praktykach, czuł tak wielką determinacje,że gotów był posłużyć się do tym niezbyt uczciwym zagraniem. Z krojenia korzonków wyrwał go dzwonek do drzwi.
-Kogo znowu niesie?- zapytał ze złością. Gdy otworzył drzwi ujrzał swojego przyjaciela, Olivera w podróżnym płaszczu i walizką.
-Witaj stary kawalerze! - przywitał go rudowłosy mężczyzna w wieku około czterdziestu kilku lat. Albo raczej, na tyle wyglądał, w rzeczywistości urodził się w szesnastym wieku w Irlandii.
-Miło cie widzieć,Oliverze. - podali sobie ręce i uścisnęli się mocno.- Myślałem że spotkamy się dopiero w pociągu?
-Rodzinka mojego prapraprapraprawnuka daje mi się już we znaki, ciągle mi tylko moralizują że za dużo palę, zastanawiałem się czy mógłbym pomieszkać trochę u ciebie i razem pojechalibyśmy na zjazd? - spytał wchodząc do środka i podając płaszcz Danielowi.
-Jesteś pewien że nie za mało tych „pra”? Oczywiście, nie mam nic przeciwko żebyś tu został, ale to prawda, za dużo palisz. - zaśmiał się Sauvage.
-Oh, chociaż ty mi oszczędź, umrę kiedy zechcę, mogę sobie zepsuć płuca. Masz coś do jedzenia? - Powiedział kierując się do kuchni.
-Właściwie to...- powiedział gospodarz, a słysząc odgłos otwieranej lodówki i wyjmowania jedzenia dodał zrezygnowany - ...możesz obsłużyć się sam.
-Dzięki, już to robię. - odparł wesoły głos.
-Słyszę. - dodał cierpko Dan szybko wchodząc do kuchni by uratować do jedzenia coś dla siebie, co było wyjątkowo trudne zawsze gdy Oliver go odwiedzał.
-Tegoroczny zjazd zapowiada się naprawdę ciekawie. Napisałem już Archibaldowi żeby posprzątał. Chociaż w zeszłym roku było dosyć ciekawie.- Zaśmiał się. Oliver był bardzo pogodnym człowiekiem, w życiu przede wszystkich szukał przyjemności. Zaprzyjaźnili się wiele lat temu, bo zawsze umiał Daniela wyciągnąć z psychicznego dołka w który ten bardzo często wpadał.
-Wolałbym nie przeżywać tego raz jeszcze.- powiedział Dan ratując miskę zupy, bo Isere wlewał sobie już piątą chochlę.
-Daj spokój. Wspomnienia są bezcenne, za wszystko inne zapłacisz galeonami! - rzekł uśmiechając się radośnie do przyjaciela.- a galeonów mości panie mamy pod dostatkiem.
-Smacznego. - ton głosu Sauvage'a był wyraźnie kwaśny.
-Dzięki, dzięki! Świetnie gotujesz, tylko strasznie mało.- odparł rozanielony.
-Wiesz...ja jem normalne porcje.- powiedział niewinnym tonem.
-To aluzja, że ja jem dużo? Oj tam, mam apetyt, to wszystko. - próbował się usprawiedliwiać, smarując dżemem czwartą kromkę chleba.
-Ależ skąd! Żadna aluzja! - odparł Dan jednocześnie myśląc że „apetyt” to bardzo łagodne określenie.
-Podobno w tym roku chłopaki mają opowiadać jakiś swoje życiowe tajemnice, rozumiesz, takie historyczne dramaty, ale już się mogę doczekać aż przyjdzie kolej na ciebie – puścił mu oko
-Na mnie?- zdziwił się Daniel.
-No a co! Każdy musi coś powiedzieć od siebie, a ty przecież masz co opowiadać.- Spojrzał ze smutkiem na kuchnię - Nie masz jakiegoś ciasta?
-Mogę ci upiec. - zaproponował Dan szukając książki kucharskiej na półce.- Szarlotkę, piernika, może kruche czy drożdżowe?
-Wszystkie! - odpowiedział gość z wesołym uśmiechem na twarzy gładząc się po brzuchu. Mimo że jadł tyle co dziesiątka normalnych mężczyzn , wciąż był szczupły.
-Jak sobie życzysz,jaśnie panie! - zakpił gospodarz zakładając fartuch kuchenny. Uśmiechał się jednak. Bardzo lubił swojego przyjaciela a jego żarłoczność rozczulała go.
-Coś ciekawego u ciebie? - spytał Isere rozglądając się, co by tu jeszcze mógł zjeść.
-A wiesz, że tak. Otóż wczoraj przeczytałem świetny artykuł w „Eliksirach”...
-O wywarze tojadowym? Tego młodego ucznia? Ja też. Chłopak ma świetny pomysł, mam nadzieje że mu się uda. Powinieneś go wziąć do siebie na praktyki.- przerwał Danielowi Oliver i popatrzył na niego znacząco.- Wiem, że masz swoją dumę i zawsze to ciebie prosili, ale taki talent zdarza się niezmiernie rzadko, a móc obserwować jego rozwój, za galeony tego nie kupisz.
-Zdaje sobie z tego sprawę, już zresztą napisałem do niego, poprosiłem o spotkanie, wolę rozmawiać w cztery oczy.
-To świetnie! Odpisał?
-Jeszcze nie...- Sauvage przerwał bo w tamtej chwili zauważył jak do okna zbliża się sowa trzymając list w dziobie.- Albo właśnie tak.
Otworzył kopertę. Rzeczywiście, był to list od Severusa Snape'a. Daniel przeczytał go raz, drugi, wydał z siebie lekki okrzyk radości i roześmiał się jeszcze serdeczniej widząc pytającą minę przyjaciela i kotki, która przybiegła do kuchni zwabiona zapachem jedzenia.
-Wnioskuję że się zgodził?
-Sam zobacz.- powiedział podając mu list, wracając do ugniatania ciasta. - Będzie szarlotka.- dodał chichocząc.
-Mniam! - ucieszył się Isere i zaczął czytać.
Szanowny Panie Sauvage
Bardzo mi miło, że artykuł się panu spodobał. Mogę się z Panem zobaczyć u Pana jutro około godziny osiemnastej. Jeżeli to Panu pasuję, bardzo proszę o adres.
Pozdrawiam
Severus Snape
Oliver nie wiedział czemu, ale wyczuwał w tym liście jakiś dziwny chłód, może to przez to drobne, ciasne pismo nadawcy? Ale nie chciał tym zamartwiać przyjaciela.
-Odpisz mu szybko, a ja dokończę – powiedział .
-Racja, powiedział Dan oblizując palce z surowego ciasta.
Szanowny Panie Snape
Ależ oczywiście. Adres to : Mist Street 7 w Paryżu, Francja
Pozdrawiam
DS
Wstał od stołu i szybko wysłał swoją sowę.
-Oliveeeer!- krzyknął, gdy zobaczył co w tej chwili kombinuje jego gość.- Nie jedz tyle surowego ciasta,dostaniesz niestrawności! - wyrwał mu miskę z rąk, przelał masę do formy i wstawił do piekarnika machając różdżką i mrucząc jakieś zaklęcia.
-Nie mogłem się powstrzymać. Pyszne! - stwierdził.
-Czy jest coś co tobie nie smakuje?- spytał retorycznie Daniel.
-Z wyjątkiem tych rzeczy których jeszcze nie jadłem...nie - opowiedział szczerze. Obaj roześmiali się serdecznie, a Mist spojrzała na nich z politowaniem jakby chciała wyśmiać całą sytuację. „Dwójka dorosłych mężczyzn piecze razem szarlotkę i uważają to za świetną zabawę, phi” prychnęła i wybiegła do ogrodu machając ogonem.