kategoria : / /
Severus
a u t o r : severus
w s t ę p :
Rozdział pierwszy - Szpieg przyczajony
u t w ó r :
„istota szpiegostwa polega na tym samym co handel lub seks; szpiegowanie musi być coraz lepsze lub nie prowadzi do niczego.”
1.Szpieg przyczajony
Był zmęczony. Dochodziła już 1 w nocy, a Dumbledore'a i Pottera nadal nie było. Cała ta sprawa zaczynała go irytować. Lawirowanie pomiędzy dwoma panami potrafi wykończyć nawet najlepszego podwójnego agenta. Na dodatek obaj byli autorytarni i wydawało im się że zawsze mają racje. Voldemort sądził że szpieguje Albusa z czystej lojalności. „Cóż za idiotyzm!” pomyślał. Za to Dumbledore uważał, że robi to po to by ofiara Lily Evans nie poszła na marne. Ofiara dziewczyny która wykorzystywała go w odrabianiu prac domowych udając przyjaźń! O nie, zdecydowanie nie robił tego dla niej. Teraz tylko on znał prawdę. Podszedł do kredensu, w ukrytym dnie szuflady leżał stary kawałek pergaminu, Snape wyjął go by przeczytać po raz kolejny słowa które zmieniły jego życie.
Londyn 25 lipca
Drogi Severusie
Wiem,że nasze relacje nigdy nie były najłatwiejsze, myślałam że może w końcu zaczniesz mnie inaczej traktować ..wybaczysz to co zrobiłam...to wszystko co powiedziałam...
Twoja reakcja na naszym spotkaniu 28 października bardzo mnie zraniła. Być może pomyślisz że znów chciałam Cie wykorzystać, uciec choć na chwilę od Jamesa który poświęca swojemu zniczowi więc uwagi niż mi. Nie mogę Cie jednak winić o takie przypuszczenie , to ja przez całe 7 lat pasożytowałam na Tobie w szkole, gdyby nie Ty nie dostałabym z Eliksirów nawet „Zadowalającego”.
Prawdopodobnie uważasz że to idiotyczne, że piszę o tym teraz, po tylu miesiącach, ale powinieneś wiedzieć. Nawet jeżeli to nic nie zmieni między nami. Musisz wiedzieć.
Jak może słyszałeś, jestem w ciąży, niedługo urodzę chłopca, poród przewidziany jest na ostatni dzień lipca. Wybraliśmy już imię, Harry. Założę się, że w tym momencie prychnąłeś, bo w końcu co Ciebie miałby obchodzić jakiś dzieciak, masz przecież tyle spraw na głowie i PANA do obsłużenia. Jednak pomyślałam sobie, że znienawidziłbyś mnie jeszcze bardziej, gdybym nie podała Ci chociaż imienia Twojego syna. Tak, to z Tobą Severusie jestem w ciąży, nie z Jamesem. Gdy zobaczyłam wynik testu na ojcostwo, nie ukrywam, ucieszyłam się, jesteś o wiele lepszym materiałem genetycznym, nawet z tym nosem. Oczywiście od razu zniszczyłam dowód. Ty i ja jesteśmy jednymi osobami które wiedzą czyje dziecko urodzę. I tak ma pozostać. Jeżeli tylko powiesz o tym Jamesowi czy komukolwiek innemu wszystkiego się wyprę. Jak myślisz, komu uwierzą? Mnie czy Śmierciożercy?
Powodzenia w dalszej, mrocznej jak Twoje włosy, „karierze”
Lily.
Severus nie potrafił zliczyć ile razy przeczytał ten list. Bynajmniej nie z sympatii do nadawcy. To był jedyny dowód który przypomniał mu wciąż że warto. Warto znosić kaprysy Czarnego Pana, humorki Dumbledore'a, by ochronić swoje dziecko. W tym momencie też potrzebował takiego przypomnienia po co właściwie to wszystko. To dla Harry'ego Pottera ,swojego syna narażał swoje życie i zdrowie, to z myślą o nim kłamał i grał w podwójną grę z potrójnym dnem z dwoma najpotężniejszymi czarownikami. Schował pergamin do szuflady i zamknął ją na klucz.
Przygnębiała go myśl, że jeżeli zechciałby powiedzieć Wybrańcowi czyim jest synem,ten oskarżyłby go o sfabrykowanie listu. Chłopak nie pałał do niego sympatią, co było częścią planu, trudno by było Snape'owi się wytłumaczyć przed Voldemortem z przyjaznych relacji z Chłopcem Który Przypadkiem Przeżył i na pewno to nadszarpnęłoby zaufanie Lorda do Mistrza Eliksirów, a na to nie mógł sobie pozwolić szpieg idealny. Westchnął i nalał sobie kolejny kieliszek Ognistej Ogdena.
Tylko spora dawka alkoholu mogła zdusić ten tępy ból, który Severus czuł za każdym razem gdy zbliżał się czas do spotkania z Czarnym Panem który znów będzie niezadowolony. Ból, że któregoś razu gdy będzie czołgał się pod bramy Hogwartu po jednym z takich „przyjęć” w końcu jego organizm się podda, a jego jedyny syn zapamięta go jako znienawidzonego i chamskiego nauczyciela eliksirów który czuł pociąg do czarnej magii. Ledwie wypił, usłyszał nieśmiałe pukanie do drzwi.
-Wejść- powiedział chłodno.
-Panie profesorze..ja...to znaczy...chyba już czas..
No tak. Malfoy. Chłopak który na co dzień puszył się jak paw, ale gdy wreszcie dostał to czego pragnął ,czyli Mroczny Znak, znacznie bardziej przypominał tchórzofretkę, w którą zamienił go Crouch w zeszłym roku.
-To na co czekasz? Idź do Pokoju Życzeń i wprowadź ich.
-Tak, tak, już...tylko...że...ja..on..ja. ..
-Co takiego?
-Ja nie dam rady go...no...zabić!
'Naprawdę myślisz że on tego od ciebie oczekuje durniu?' pomyślał Severus. Oczywiste było dla niego że Voldemort chce w ten sposób przede wszystkim zemścić się na Lucjuszu który tak go zawiódł .Głównym celem tego rozkazu było też przestraszenie chłopaka, który myślał że bycie Śmierciożercą to właściwie nic takiego. Tak, Riddle uwielbiał bawić się emocjami innych i obserwować jak się miotają. Nie żeby nie chciał się pozbyć dyrektora Hogwartu, poprosił swojego najlepszego sługę, właśnie jego, Severusa Snape'a o tę drobną przysługę -wyręczenie Dracona. Mistrz Eliksirów aż wzdrygnął się na myśl co go czeka później tego dnia. Bo właśnie ten najlepszy z najlepszych dzisiaj zawiedzie swojego pana. Wiedział że Voldemort go nie zabije, był dla niego zbyt cenny, ale doprowadzi jego ciało do stanu który ledwo będzie trzymał go przy życiu.
-Draco, nie zachowuj się jak Puchon. Idź i skoncentruj się na tym co masz robić.
-Tak jest.- rzekł Malfoy nieco bardziej pewnym głosem, chociaż w jego oczach błyszczało czyste przerażenie.
Gdy zamknęły się za nim drzwi, Severus zamyślił się jak to wszystko się zaczęło,kiedy pierwszy raz przeczytał list od Evans. Ten wyjątkowo chłodny,jak na lipiec, wieczór śnił mu się po nocach od 15 lat.
*Wtedy właśnie zaczął czytać książkę gdy w przez uchylone okno jego rodzinnego domu na Spinner's End wleciała płomykówka zrzucając mu przesyłkę na kolana. Lista rzeczy, których nie cierpiał mogłaby zająć wiele tomów, jednak przeszkadzanie mu w jego ulubionej czynności plasowało się wyjątkowo wysoko. Z irytacją otworzył kopertę. W pierwszej chwili czuł pustkę. 'Pięknie, po prostu pięknie'. Severus przyzwyczaił się już do bycia nieszczęśliwym, ale to było zbyt wiele. Podszedł do szafki i wyjął butlę 300letniego wina, które dostał po ukończeniu praktyk u innego Mistrza Eliksirów. Daniel Sauvage to czarownik który żył już od 1,2 tysiąca lat, był jednym z pierwszych któremu udało się utworzyć Kamień Filozoficzny, Severus na początku praktyk musiał złożyć przysięgę - nigdy nie ujawni że starożytny mag wciąż żyje. Był dziwny, sarkastyczny lubił samotność i wydawał się nie mieć problem z uczuciami, ale znał się na dobrych trunkach. No i bardzo lubił Severusa. Snape uważał że nawet za bardzo.
Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w piękną, ciemnozieloną butelkę. Czy upicie się może w jakikolwiek sposób mu pomóc? Gardził alkoholizmem, zbyt bolesne były wspomnienia o jego ojcu,który pił zbyt wiele, zbyt często i zbyt dobitnie dawał potem odczuć jemu i jego matce co o nich myśli. Sev skrzywił się i z odrazą odłożył trunek. Osunął się po ścianie na podłogę i ukrył twarz w dłoniach.'Co teraz? Co ja mam teraz zrobić..?' Niby Lily napisała że ma to utrzymać w tajemnicy i żyć tak jakby nie wiedział, ale gdyby naprawdę tego chciała nie powiadamiałaby go! Tu musiało o coś chodzić, ona oczekiwała jakiejś reakcji...Nagle poczuł okropny ból w lewym przedramieniu. Wezwanie.
Bezzwłocznie aportował się, by po chwili być w wielkim pięknym dworze zbudowanym w stylu klasycznym. Dwór Riddle'ów w Little Hangleton. Rozejrzał się po pomieszczeniu którego mrok rozświetlał jedynie ogień z kominka. Na fotelu siedział wysoki, przystojny brunet w wieku około 30 lat. Gdy zobaczył Severusa wstał i niespiesznie do niego podszedł. Miał na sobie, jak zwykle, czarną koszulę czarny krawat i frak. Cały Tom Riddle i jego zamiłowanie do elegancji. Był mordercą i czarnoksiężnikiem, ale zawsze idealnie ubranym.
-Wzywałeś mnie..? - powiedział Snape po kilku minutach niezręcznej ciszy.
-Tak – szepnął - bo widzisz Severusie...potrzebuje informacji. Dzisiaj dotarła do mnie bardzo niepokojąca wieść. Otóż wg przepowiedni w tym miesiącu urodzi się dziecko, które będzie miało zdolność pokonania mnie. Jakkolwiek by to nie brzmiało...
-Panie, chyba nie wierzysz w przepowiednie? Nikt nie może się tobie równać, a co dopiero małe dziecko.
-Nie ma znaczenia czy w to wierzę, uważam że najodpowiedniejsze będzie usunięcie potencjalnego problemu. Przepowiednia mówi o synu Potterów. Może masz mi coś do powiedzenia o tym chłopcu?
Severus drgnął. Czyżby wiedział? Nie, to przecież niemożliwe..
-Nic o nim nie wiem.
-Doprawdy...?
Riddle mówił spokojnie, jednak śmierciożerca znał ten ton specyficzny głosu,który nie zwiastował nic dobrego.
-Znasz Jamesa Pottera i jego żonę.
-Byliśmy w tej samej klasie w Hogwarcie.
-A właśnie...powiedz mi, co jeszcze cię łączy z tą szlamą?
'Tylko dziecko' pomyślał.
-Nic.
-Crucio!
Severus krzyknął i padł na kolana, czuł jakby każda kość jego ciała była łamana a każda tkanka smagana ogniem. Po chwili Voldemort cofnął zaklęcie.
-Nie okłamuj mnie.
Ciężko dysząc wstał i spojrzał w zimne, intensywnie niebieskie oczy Thomasa Riddle'a.
-Panie, przyjaźniliśmy się, to znaczy, myślałem że się przyjaźnimy, ona wykorzystywała mnie tylko jako pomoc do nauki.
Chwila ciszy.
-Mów dalej.
-My...przespałem się z nią parę razy, jeszcze w szkole, zanim odkryłem jak mnie okłamywała. Potem nie chciałem mieć z nią nic do czynienia, nigdy jej nie kochałem.- to akurat było prawdą, kiedyś sądził że mogą być sobie bliscy i ufał jej, seks jednak traktował jak czystą przyjemność,nie chciał się z nią wiązać, a bolesne doświadczenia całkowicie pozbawiły go zdolności ponownego zaufania komukolwiek .
-Kiedy ostatni raz...?
-Parę miesięcy temu, ale to był błąd.
-Cieszę się,że tak uważasz, niemniej jednak nie jest ładnie tak wyjść bez pożegnania, nawet w stosunku do szlamy..
-Ja..- Poczuł jak oblewa go zimny pot, oczywiście Voldemort wcale nie uważał żeby takie zachowanie było niewłaściwe, chciał jedynie przestraszyć swojego sługę tym,jak wiele ma o nim informacji. Skąd znał takie szczegóły?
-Cóż, rozumiem że musiałeś czuć odrazę do niej i do siebie po tym, stąd ten brak manier – powiedział i uśmiechnął się kpiąco, zaczął przechadzać się po dużym i pięknym choć zakurzonym pokoju, który musiał dawniej być salą balową.
-Chce żebyś dowiedział się wszystkiego na temat tego dziecka, czy wiedzą o zagrożeniu, jak chcą go chronić.
-Ale..
-Słyszałeś co powiedziałem. Za każdy brak efektów będziesz odpowiednio karany. Wyjdź.
Severus skłonił się lekko i deportował prosto do Doliny Godryka. Stanął przed domem Potterów i zastanawiał się czy powinien jej powiedzieć o wielkim niebezpieczeństwie. Ich dom nie był zbyt okazały, ot ceglana średniej wielkości piętrowa budowla jakich pełno, w ogrodzie widać jednak było kobiecą rękę, był pełen kwiatów.
Nie, nie może tego zrobić, nie uda mu się powstrzymać Voldemorta przed zabiciem Potterów a jeżeli wcześniej spenetruje jej umysł i dowie się że Severus ją ostrzegł, zginie tego samego dnia, a nie chciał ginąć bezsensownie. Doszedł do wniosku że może rozegrać to znacznie lepiej.
-Sev...? To chyba nie jest miejsce dla ciebie?
Odwrócił się i zobaczył Lily, musiała go zauważyć przez okno.
-Wnioskuję że otrzymałeś mój list..?
-Owszem.- spojrzał na nią z pogardą. Milczeli przez parę minut. Severus położył ręce na jej brzuchu, nie chciał jej już więcej dotykać, ale poczuł przemożną potrzebę dotknięcia swojego dziecka. Gdy pod palcami poczuł mocne kopnięcie maleńkich nóżek coś w nim pękło, coś się w nim wtedy zmieniło, coś co spowodowało że potem narażał swoje życie by ochronić jego maleństwo. Lily syknęła i strzepnęła jego ręce.
-Gardzę tobą.
-Severusie...
-Do 7 klasy myślałem że jesteśmy przyjaciółmi, że mogę ci zaufać, że znaczę coś dla ciebie, a ty przez ten cały czas trzymałaś się z Potterem i spółką wyjawiając im wszystko z czego się tobie zwierzałem. W październiku spotkałem się z tobą z litości, myślałem że jest ci przykro, że żałujesz traktowania mnie jak swoją zabawkę która odrobi ci prace domowe, z której możesz się potem naśmiewać. Czułaś się lepsza? Opowiadając Blackowi,Potterowi Lupinowi i temu niezdarze Peterowi jak to ojciec się nade mną znęcał, bił mnie i moją matkę? Jak nie mogłem sobie pozwolić na kupienie nowych ubrań i książek bo on przepijał wszystko? Jak moja matka była zbyt słaba i przestała czarować bo tak się go bała? Naprawdę bardzo śmieszne, ależ mieliście zabawę, nudzi nam się to pośmiejmy się z Severusa, tak? A ty znów mnie okłamałaś. Jesteś żałosna, naprawdę myślałaś że to że jesteś ze mną w ciąży zmieni mój stosunek do ciebie?
-Dlatego zostałeś śmierciożercą, tak? Znęcali się nad tobą to teraz ty możesz sobie odbić znęcając się nad innymi?
-To nie jest twoja sprawa!
-To – powiedziała wskazując na swój ciężarny brzuch- też nie jest twoja sprawa. Chciałam wykazać się dobrą wolą i zwyczajnie uświadomić cie, ale widzę że to chyba był błąd. Nikt nigdy nie dowie się że to ty jesteś ojcem, to James nim będzie dla Harry'ego. Naprawdę te parę miesięcy temu myślałam że puścimy w niepamięć tamte zdarzenia, że możemy normalnie ze sobą rozmawiać, ale ty zawsze byłeś taki sam, zimny, cyniczny i po prostu zły. A jeżeli kiedyś chociaż spróbujesz komukolwiek powiedzieć...
-Wierz mi, nie będę się chwalił tym że dotknąłem taką szlamę jak ty.
-I bardzo dobrze!- tupnęła nogą, chociaż Severus widział łzy w jej oczach, był niewzruszony.
Pobiegła z powrotem do domu, a on zapatrzył się w ciemne niebo. Zbierało się na burzę. Jedna właśnie trwała w jego umyśle. Nigdy wcześniej nie doświadczył czegoś takiego, w momencie kiedy poczuł swojego nienarodzonego syna pokochał go, tylko dlatego że był jego. Wiedział, że znajdzie sposób jak zapewnić mu bezpieczeństwo. Wszystko inne stało się mniej ważne . Zrozumiał też dlaczego Czarny Pan uważał tych którzy kochają za słabych. Miłość sprawiała że rzucali wszystko i byli gotowi na każde poświęcenie zapominając o wcześniejszych wartościach.
Gdy deportował się do domu, omiótł wzrokiem swój gabinet, który kiedyś służył jako salon jego rodzicom, to pomieszczenie zbyt wiele cierpienia widziało by dobrze się tam czuł, ale nie stać go było na przeprowadzkę. Wyszukał kopertę i zaadresował ją.
Daniel Sauvage
Mist Street 7
Paryż, Francja
Ze stosu książek i pergaminów wyszukał jeden pusty i napisał na nim jedno zdanie.
Muszę z tobą porozmawiać.
SS
Zapieczętował kopertę i przywołał swoją czarną sowę.
Teraz musi jedynie czekać.
Trzy tygodnie później
Wieczorny Prorok Codzienny pisał tego dnia o wciąż nie wyjaśnionej śmierci Emilii Valve, jednej z członków Wizengamotu. Została zamordowana miesiąc wcześniej, pisano o niej jako o wyjątkowo utalentowanej czarownicy ale Snape zdecydowanie się z tym nie zgadzał. Jakoś nie było widać tych zdolności, gdy dała się mu zabić po zaledwie minucie walki. Była niewygodna, zbyt wiele nazwisk śmierciożerców znała i była zbyt uparta, tacy giną najprędzej. Severus zaczynał się niecierpliwić, zdawał sobie sprawę że dla starożytnego Mistrza Eliksirów czas biegnie nieco inaczej, ale...Z zamyślenia wyrwał go powrót sowy.
-Nareszcie !
Kochany Severusie
Będę czekał o 20.20 16.07
DS
Jednym z dziwniejszych zwyczajów Daniela, było to że zawsze umawiał się na nietypową godzinę i czekał jedynie minutę. Zerknął na zegarek. 20.15.
W mgnieniu oka szedł już Mist Street ,była to szeroka ulica położona na obrzeżach Paryża, stały tu imponujące domy zamożniejszych, numer 7 nie odznaczał się niczym szczególnym, piękny i okazały jak wszystkie wokół. Severus podszedł do drzwi i zapukał. Po chwili otworzyły się a gdy tylko przekroczył próg trzasnęły z hukiem. Od razu skierował się do salonu. Znał ten dom idealnie bo spędził tu 3 lata tuż po zdaniu owutemów. Każdy kto chce otrzymać tytuł Mistrzowski musi spędzić trzy lata szkoląc się u innego Mistrza, który ma przynajmniej 15 letnie doświadczenie. Mało kto w ogóle wiedział że Daniel Sauvage wciąż żyje, on sam nie angażował się w życie współczesne, uważał że jego okazała wiedza wyrządziłaby więcej szkody niż pożytku i że byłoby to „niezdrowe”. Severus był pierwszym adeptem którego przyjął po 500 latach. Zrobił ten wyjątek bo wyczuł ,po przeczytaniu pracy badawczej Snape'a która pojawiła się w „Eliksirach” - renomowanym, fachowym czasopiśmie gdy ten był jeszcze w 7 klasie, w nim ogromny talent. I nie mylił się.
Teraz siedział po turecku na ogromnej brązowej sofie, ubrany w dwie inne skarpetki (lewa zielona, prawa pomarańczowa) czarne szorty i koszulkę z wizerunkiem Spells on rush (czarodziejski zespół metalowy). Jako człowiek antyku Daniel miał wiele pasji, między innymi uwielbiał malować. Obraz który tworzył teraz wg Severusa przypominał ciemne plamy, ale w założeniu miała to być burza nad miastem.
-Severusie mój kochany, jak to wspaniale cie widzieć! - Odłożył obraz i rzucił się Snape'owi na szyję w przypływie ciepłych uczuć.
-Mógłbyś się z łaski swojej ode mnie odkleić?
-Oh,no tak, przepraszam, wciąż zapominam że tego nie lubisz, ale stęskniłem się za tobą, bardzo się cieszę że chciałeś się ze mną zobaczyć, jesteś jedyną osobą która teraz coś dla mnie znaczy. Opowiadałem ci już kiedyś jak zabito mojego kochanka na igrzyskach w Rzymie?
-Tylko sto razy, wybacz, ale nie mam ochoty słuchać tych bzdur po raz kolejny.
-Może zostaniesz tutaj dłużej? Przez tyle lat uwielbiałem samotność, ale po tym jak odszedłeś czuje pustkę.
-Wzruszające. Dobrze wiesz, że nie chcę.
-Ranisz moje uczucia. Poczekaj, przyniosę nam coś do picia.
Severus usiadł na sofie i rozejrzał się. Nic się nie zmieniło, pokoje nadal zawalone były kociołkami ,skrzynkami pełnymi eliksirów, obrazami, rzeźbami , ingrediencjami i mnóstwem innych. Daniel wrócił po chwili niosąc dużą butlę czerwonego wina i dwa kieliszki.
-No więc – zaczął, nalewając im – cóż się takiego stało? Bo niewątpliwie coś się musiało stać skoro chciałeś się ze mną widzieć,a jestem świadom że raczej nie uważasz tego za najprzyjemniejszy sposób spędzania czasu. Voldemort ma kryzys osobowości?
-To ma od urodzenia, ale nie o tym chciałem...
-Więc? Wiesz, nie chce marnować na ciebie zbyt wiele czasu.
-O tak, bo czas to jest to, czego tak ci brakuje. Pamiętasz dziewczynę z którą 'przyjaźniłem' się w szkole? Lily Evans. Opowiadałem ci tym co...
-Ta szlama? Oczywiście że pamiętam. Od zawsze twierdziłem że to nic dobrego pozwalać na naukę magii urodzonym w mugolskich rodzinach, nie mają za grosz szacunku do podstawowych zasad interakcji społecznych, nie widzą, że czarodziejom czystej krwi należy się szacunek i...
-Urodziła dziecko.
-Naprawdę powinni niektórym zakazać rozmnażania się.
-Moje.
-Oh! Gratuluję ? - popatrzył na swojego ucznia z głębokim szokiem i smutkiem. – Myślałem że jej nienawidzisz?
-Tak, nienawidzę, ale wtedy wydawało mi się, że może żałuje tego wszystkiego, naturalnie to znów była tylko tania sztuczka. Ona nie chce żeby ktokolwiek wiedział o tym kto naprawdę jest ojcem chłopca i w sumie zgadzam się z tym.
-Jak to zgadzasz się ?! Przecież jeżeli jest to twój syn ma on pełne prawo by mieć ojca który jest najzdolniejszym człowiekiem jakiego spotkałem od paru setek lat!
-Dla jego bezpieczeństwa lepiej żeby zostało tak jak jest.
-Voldemort ma coś do tego żeby jego poplecznicy mieli dzieci?
-Generalnie nie, ale Czarny Pan dowiedział się o przepowiedni wg której Harry jest dla niego zagrożeniem, ponoć ma mieć jakąś moc którą go pokona. Planuje zabić jego i Potterów.
-Do czego to doszło, żeby w tych czasach ludzie wciąż wierzyli w przepowiednie, już nawet w średniowieczu mówiło się o tym, że nic się nie spełni dopóki my nie zaczniemy działać tak żeby się spełniło, tak potężny czarownik jak on powinien o tym wiedzieć.
-Wie, nie chce ryzykować, poza tym nie ceni sobie życia innych, a oni popierają Dumbledore'a, prędzej czy później i tak chciałby ich usunąć. Kazał mi dowiedzieć się jak będą się bronić.
-No to mamy problem.
-Może ponownie rozważyłbyś...?
-Nie kochany, nie będę ingerował w sprawy świata współczesnego, bo po prostu do niego nie należę, chociaż w nim żyje. Co z tego że bym go pokonał jak po 10 latach pojawiłby się następny, a ja nie jestem chłopcem na posyłki od załatwiania wszystkich czarnoksiężników którzy mają przerośnięte ego. Historia ma swoje prawa i trzeba je szanować.
-Ile razy mówiłem żebyś nie zwracał się do mnie w ten sposób?
-Mnóstwo, skarbie.
-PRZESTAŃ!
-No już, już! Może powinienem podać ci mięty zamiast wina? Po alkoholu robisz się drażliwy i agresywny. To pewnie cecha rodzinna,co?
-Dobrze wiesz, że nie chcę rozmawiać na ten temat.
-Za to ty wiesz, że ja najbardziej lubię rozmawiać na tematy których boją się rozmówcy, z przeszłością trzeba się rozliczyć, inaczej nigdy nie pójdziesz do przodu.
-Dan, chociaż raz nie baw się w psychoanalityka bo i tak nie wpuszczę cie do mojego umysłu, chcę rady jak mam ochronić moje dziecko jednocześnie pozostając w oczach Czarnego Pana wzorowym śmierciożercą. A nie sesji psychologicznej w stylu 'opowiedz mi jak to było jak ojciec cie bił' nie chcę i nie potrzebuje tego.
-Cóż, nie chcesz, ale wierz mi, że potrzebujesz, chociaż możesz nie zdawać sobie w pełni z tego sprawy. Chcesz mieć ten swój pancerz ale wyrzucenie z siebie wszystkiego naprawdę bardzo pomaga. A co do tej kwestii, uważam że powinieneś zwrócić się do drugiej strony.
-Mówisz o Dumbledorze?
-Skoro popierają go, będzie chciał zapewnić im bezpieczeństwo.
-Nie uwierzy mi, będzie uważał że to podstęp ze strony Czarnego Pana.
-To bardzo ufny chłopak.
-Będzie chciał czegoś w zamian!
-A co jesteś w stanie zrobić dla swojego syna?
Severus zamyślił się. Jeszcze niedawno nie sądził że będzie w stanie poświęcić się dla kogokolwiek nie oczekując niczego w odpowiedzi, ale teraz trochę się zmieniło.
-Wszystko.
-W takim razie masz już odpowiedź.- szepnął Daniel nalewając im kolejną dawkę. - Co o tym sądzisz? - spytał wskazując obraz oparty o regał z książkami.
-Bohomazy.
-Jak możesz mnie tak ranić? To jedno z dzieł z których jestem najbardziej zadowolony.
-Wolę sobie nie wyobrażać jak wyglądają te, z których nie jesteś zadowolony.
-Mogę dać ci w prezencie.
-A wiesz co? Daj.
-Naprawdę chcesz? - W oczach Daniela zabłysła nadzieja i radość, która chwilę potem została brutalnie zgaszona.
-Tak, przydadzą się na podpałkę do kominka.
-Przypomnij mi, dlaczego nie rzuciłem na ciebie jeszcze jakiejś ciężkiej klątwy?
-Bo nie umiesz? - powiedział Sev uśmiechając się szyderczo.
-O! Już wiem, kocham ten uśmiech.
-W takim razie nigdy więcej się tak nie uśmiechnę.
-Jak zwykle sympatyczny.
-Staram się.
Obaj milczeli przez dłużą chwilę, Severus zastanawiał się jak przeprowadzić rozmowę z Dumledorem a Daniel myślał jak pomóc przyjacielowi, który cały czas skrycie cierpi przez dawne krzywdy.
-Opowiedz mi.
-O czym znowu? - warknął chłodno Sev.
-O tym, co działo się u ciebie w domu, gdy byłeś dzieckiem.
-Już kiedyś ci mówiłem – westchnął i wypił cały kieliszek za jednym łykiem.
-Tak, całe jedno zdanie przez całe 3 lata. 'Ojciec dużo pił i znęcał się nade mną i matką'. To rzeczywiście daje niesamowitą gamę informacji.
-Co chcesz wiedzieć? - alkohol wyraźnie naruszał opory Severusa przed rozmową.
-Wszystko.
-Moja matka, Eileen Prince, była czarownicą czystej krwi, w Hogwarcie tak samo jak cała rodzina, była w Slytherinie. Może nie była najlepsza ze wszystkich przedmiotów, ale uczyła się bardzo dobrze. Po ukończeniu szkoły dostała pracę w Ministerstwie, w departamencie prawa czarodziejów. Parę lat później spotkała mojego ojca, Tobiasza Snape'a. Miał swoją kancelarię prawniczą na tej samej ulicy z której przechodzi się na Pokątną. Ponoć zakochała się bo był bardzo elegancki i przystojny, chociaż ja nie umiem tego ocenić.
-Jak to się stało że dobrze sytuowany i elegancki prawnik nadużywał alkoholu ?
-Może jakbyś mi nie przerywał to byś się dowiedział?!
-Przepraszam, przepraszam!
-W każdym razie on też się w niej zakochał, popełniła jednak znaczący błąd, nie powiedziała mu od razu że jest czarownicą. Po roku oświadczył się, wzięli ślub. Kupił dom przy Spinner's End i przez pierwsze dwa lata wszystko było między nimi w porządku. Potem jednak zaszła w ciążę i wyjawiła mu prawdę o sobie. Łagodnie mówiąc nie spodobało mu się to co usłyszał. Podejrzewam ze miał jakiś kompleks, nie mógł zaakceptować że żona może być od niego w czymkolwiek lepsza. Stwierdził że nic złego nie zrobi jeżeli dziecko nie będzie miało zdolności magicznych. Cóż, po porodzie szybko przekonał się że jego nadzieje były płonne. Matka powiedziała mi że wtedy nic mi nie robił, pewnie miał jednak jakieś moralne granice które hamowały go przed biciem niemowlęcia. Ona przestała chodzić do pracy by móc się mną zajmować przez cały czas. A on znalazł inny sposób, znikał na całe dnie z domu, a gdy wracał kazał jej mnie brać i wychodzić. Miało to swoją dobrą stronę, ponieważ cały czas poświęcał na pracę i mimo negatywnych stosunków nie musieli się martwić o pieniądze.
-Kiedy pierwszy raz cie uderzył?- spytał z troską.
-Gdy miałem 7 lat. Zobaczył jak używam czarów i rzucił we mnie świecznikiem, gorący wosk rozlał mi się na całe plecy.
-Bolało?
-Nie, łaskotało idioto! Do dzisiaj mam pełno blizn. Potem powoli zaczął się staczać, coraz bardziej zaniedbywał obowiązki prawnika, aż w końcu jego współpartnerzy rozwiązali z nim umowę. Wtedy zaczął pić. A matka tak bardzo się go bała że przestała zupełnie używać magii. On potrafił robić awantury o wszystko. O to ze za długo lub zbyt krótko spałem, że za wolno jadłem śniadanie. Za to że interesowałem się magią i całym naszym światem, za to że nie mogłem doczekać się Hogwartu. Chociaż matka prawie chciała zatrzymać mnie w domu, bo jemu by się tak podobało. Gdy po pierwszym roku wróciłem na wakacje i zacząłem opowiadać jej o tym, czego się nauczyłem tak go to rozjuszyło że bił mnie przez godzinę, obudziłem się po tygodniu, miałem złamany nos, dwa żebra i rękę. Podobnych sytuacji było mnóstwo.
-A ona nie reagowała? - spytał z troską.
-Nie.
-Przykro mi. - westchnął
-Niech ci nie będzie. Nienawidzę gdy się ktoś o mnie troszczy. Nie potrzebuje współczucia i zainteresowania. Kierowanie się uczuciami jest żałosne.
-Tak ci tylko przypominam że w przypływie uczuć to właśnie ty decydujesz się niejako zdradzić Voldemorta.
-To nie jest przypływ uczuć ale moje poczucie obowiązku. Byłbym ostatnim tchórzem i szumowiną gdybym teraz o nim zapomniał i patrzył z założonymi rękami jak go zabija! A nie jestem tchórzem! - Krzyknął i gwałtownie wstał przewracając ławę, pusta już butelka, kieliszki i kredy których Daniel używał do malowania spadły na podłogę brudząc dywan.
-Chłoczyść! Możesz się wściekać, ale nie wyżywaj się na moim dywanie z IX wieku!- mruknął Sauvage. Severus musiał oprzeć się ścianę żeby nie upaść, coraz bardziej bolała go głowa i ,czego się obawiał, pojawił się znajomy ból w lewym ramieniu. - Późno już, może zostaniesz na noc?
-Żebym znowu przyłapał cie na tym jak podglądasz mnie gdy śpię? Nie.
-Przyniosłem Ci wtedy śniadanie, bo byłeś chory! Wcale cie nie podglądałem, nie moja wina że akurat w tym momencie się obudziłeś.
-Chodzisz z taką 'gracją' że to właśnie twoja wina.- syknął.
-Oj już nie spinaj się tak bo ci żyłka pęknie, kotku.
-DAANIEEEL!
-Jesteś uroczy gdy się tak irytujesz.- musiał wykonać szybki unik,bo w jego kierunku już mknęło Mordercze Zaklęcie. - może jakbyś nie próbował zabić każdego, kto chce być po prostu dla ciebie miły miałbyś więcej przyjaciół.
- Z tobą mam wystarczająco dużo problemów, nie potrzebuje więcej. Poza tym nie ufam miłym osobom.
-Sev, ty nikomu nie ufasz i kropka. Ale ja jestem miły i mi ufasz, prawda? - spytał szczerząc zęby.
-Masz o sobie zbyt wysokie mniemanie, Sauvage.
-Mam powody, a ty czym się pochwalisz? Że zabijasz i torturujesz na zlecenie faceta, który musi sobie tym podbudowywać poczucie wartości? Na jego miejscu samo spojrzenie w lustro napawałoby mnie dumą. Ale i tak nie rozumiem co ty widzisz w tym całym śmierciożerstwie, to głupota jeżeli mnie spytasz, jesteś najinteligentniejszym człowiekiem jakiego spotkałem od wielu setek lat a robisz z siebie zwykłego wafla.
-To jest moje życie i będę sobie robił co mi się żywnie podoba. I żaden tysiącletni dziadek nie będzie mnie pouczał i mówił co jest dobre a co złe. Myślisz że jak masz pieniądze i eliksir życia to możesz wydawać innym polecenia ?
Nazywanie Daniela 'dziadkiem' mogło wydawać się właściwie ,jeżeli spojrzeć na datę jego narodzin. Patrząc na niego to było jednak ostatnie słowo jakie mogło komuś przyjść do głowy. Sauvage był wysoki, dosyć mocno zbudowany i nie wyglądał na więcej niż 35 lat. Severus rzucił mu krótkie, chłodne spojrzenie i wyszedł, a jego czarna szata powiewała za nim jak za przerośniętym nietoperzem. Gdy drzwi zatrzasnęły się za nim, Dan posmutniał. Za każdym razem gdy choć trochę udawało mu się przebić przez mur jego ucznia szczerze rozmawiając kończyło się to kłótnią a Severus wychodził bez słowa. Nie wiedział czemu,ale zawsze po rozmowach ze Snape'm czuł wzrost kreatywności, wyjął czyste płótno, usadowił się na dywanie i zaczął rysować. Uśmiechnął się lekko na myśl jak zareaguje młody Mistrz Eliksirów gdy na urodziny dostanie kolejne "bohomazy".