FanFiction.pl wiersze poezja serwis poetycko - literacki

u t w ó r


kategoria : / /



Kłamcy cz. 1

a u t o r :    Orchid


w s t ę p :   

Alternatywna historia. Co dzieje się z Sasuke po tym jak zabił brata. Nie jestem fanką Naruto, chociaż oglądam serie, to nie posiadam aż tak dużej wiedzy o tym anime. Za gafy znawców z góry przepraszam i życzę miłej lektury. Będą kolejne części, jeśli ta się spodoba. To właściwie jest wstęp.



u t w ó r :

Zużył całą czakrę i po prostu osunął się tuż obok martwego brata. Kilkunastoletni koszmar dobiegł końca. Nic więcej się już nie liczyło. Umierał. Spełnił swoje zadanie. Pomścił klan. A jednak to tak bolało. Ostatnie chwile były najbardziej bolesne w ciągu całego krótkiego życia. Zabił własnego brata, którego nigdy w głębi serca nie przestał kochać
- Wybacz mi Itachi... - szepnął i wreszcie ogarnęła go nieubłagana ciemność. Pustka przyjęła go oferując wieczny spokój. Nic więcej. Na nic więcej nie zasłużył.

- Obudziłeś się?
Nieopodal pod kamienną ścianą siedziała postać w masce. Nie potrzeba było sharingana by stwierdzić, że nie wzbudzała zaufania. Zignorował pytanie. Było mu doprawdy wszystko jedno. Poza tym wnętrze szarego pomieszczenia wciąż wyostrzało się i rozmywało. Tracił wizję i z trudem trzymał się na powierzchni.
- Sasuke? - usłyszał znów ten natrętny głos, wyraźnie zaniepokojony. Niech go szlag. Jak śmiał się wtrącać. Jak śmiał go ratować. Nie prosił o to.
- Wybacz, ale mogę pozwolić sobie na twoją stratę. Nie póki nie usłyszysz prawdy o swoich nieszczęsnym bracie.
- Nie chcę o nim słyszeć.
- I tego życzenia nie mogę spełnić. To zbyt ważne. Poza tym jesteś Uchiha tak jak ja i nie możesz pozostać w niewiedzy. To już zaszło za daleko.
- Jest tylko jeden Uchiha w tej jaskini. Nie myśl, że przywłaszczenie tego miana coś ci pomoże. Nie masz w sobie nic z Uchiha.
Usta mężczyzny ułożyły się w coś na kształt uśmiechu. - Tak sądzisz? - Odsłonił fragment twarzy, ukazując charakterystyczne czerwone oko. - Co to.... Aaaaaaaaaa!
Z oka Sasuke spłynęła krwawa strużka. A mężczyzna stanął w czarnych płomieniach. Amaterasu. Tego nie można było przeżyć, a on nie miał sił ani chęci by to powstrzymać.
- Mogłem się tego spodziewać. Ale Itachi jest naprawdę niesamowity. Zawsze krok przede mną. No może przynajmniej do tej pory.
- Kkim? - wykrztusił chłopak mimo bólu i braku sił, oparłszy się na rękach.
- Jestem Madara. Wreszcie się spotykamy.
- Madara... Uchiha... - Sasuke nie musiał długo szukać owego imienia w zaułkach pamięci. Sławny przywódca klanu. Niemożliwe. Nie wierzył mu, ale mimo to co zobaczył przed chwilą, to był sharingan. Co znaczyło, że tamten musiał mieć jakieś silne powiązania z Uchiha. Takiego daru nie dostaje się za byle przysługę. - Czego chcesz?
- Żebyś mnie wysłuchał.
Sasuke milczał. Oparł się o zimną ścianę z kamienia. Ten, który przypisywał sobie miano Madary, uznał to za przyzwolenie.
- Itachi był bohaterem, który nikomu nie dał się poznać od swej szlachetnej strony. Tylko starszyzna wioski wiedziała o jego poświęceniu.
- Phm, wybicie swoich nazywasz szlachetnością? - Chłopak starał się by jego głos brzmiał bezstroską obojętnością.
- Nikt o tej misji nie wiedział, więc nie winię cię za niedowiarstwo. A Uchiha planowali przewrót. Mogli rozpętać piekło przez własną ambicję. Z drugiej strony Konoha nakładająca na nich restrykcje i kontrolę na dumny klan nie mogła spodziewać się, że do tego nie dojdzie. Itachi uratował wioskę przed bratobójczym rozlewem krwi. Sam wziął na siebie krew swoich. Zdradził nas, to prawda. Ale dlatego, że nie mógł znieść myśli o kolejnej wojnie. Nie chciał tylko zabijać ciebie...
Sasuke milczał. Nic, żadne słowo nie przychodziło mu na myśl. Bzdury. Itachi miał go za głupiego smarkacza, mimo, że zawsze chciał zasłużyć na jego szacunek i zauważenie. Nigdy nie mógł dogonić starszego brata. Zabicie go, byłoby pestką, więc dlaczego?
Żyj, uczep się życia. Urośnij w siłę i gdy będziesz gotów staw mi czoło, mój mały głupiutki braciszku.
- Itachi wytargował cenę za twoje życie u starszych. Miał wyeliminować zagrożenie, ale tylko pod warunkiem, że ty pozostaniesz przy życiu. I niczego się nie dowiesz.
- Łżesz. - Sasuke nie chciał przyjąć do siebie tak strasznej prawdy. To zbyt bolało, szczególnie po tym co zrobił. - Nigdy nie słyszałem większych bredni. Gdzie jestem? Chcę odejść i byś dał mi spokój. - Podniósł się już całkiem i począł zakładać resztę złożonego w kostkę stroju, trochę się przy tym krzywiąc.
- Jesteś faktycznie głupcem. Przypomnij sobie ostatnie chwile Itachiego. Dlaczego, gdyby był mu obojętny twój los przekazałby ci Amaterasu?
Sasuke znieruchomiał. Ale tylko na moment. Podszedł do przeciwległej ściany, o którą oparty stał Kusanagi, schował miecz wprawnym ruchem.
Z jaskini było tylko jedno wyjście, ale na wszelki wypadek idąc korytarzem aktywował sharingan. Nie było jednak po drodze żadnych pułapek.
Nie usłyszał go. Dopiero, gdy znalazł się tuż za nim odskoczył przez mierzonym w plecy shurikenem. Nie tak by zabić, lecz by ranny chłopak musiał go sparować. Świeże rany się otworzyły, wszystko znów pociemniało. Wyjście znów miał za plecami. Przed nim zionęło pustką ciemne gardło wgłąb ziemi. I ledwie widoczny w tym świetle mężczyzna w masce.
- Jestem Uchiha. Mnie się nie przerywa. Nie odwraca ode mnie plecami i nie odchodzi. Nauczę cię szacunku, Sasuke. - Uderzył go w brzuch. Lekko, bo młody Uchiha i tak z trudem trzymał się na nogach. Nie chciał go zabić. Raczej uczynić swoją bezwzględnie posłuszną prawą ręką.

To był ostatni raz, kiedy pozwolił mu być sobą.

Przekonał go inaczej. Pozwolił pogrążyć się w rozpaczy z powodu popełnionego błędu. Pozwolenia przechytrzyć się do końca myślącemu o nim bracie. Miał też jego małą drużynę Suigetsu, Jugo i Karin. Pokazał mu do czego jest zdolny i czego w przeszłości dokonał. A potem Madara wykorzystał jego słabość i pokierował jego myślami tak, by usłyszeć oczekiwaną odpowiedź:
- Przestań. Zrób ze mną co zechcesz. Będę ci posłuszny. Ale nie chcę pamiętać.
Zakrwawieni rodzice, znajomi, rówieśnicy... pełne krzyków zaskoczenia i agonii piekło oddaliło się, wraz z bratem, którego kochał i który zrobił coś tak strasznego. Coś tak strasznego dla niego.
Pamiętał tylko imiona jak proste i przydatne informacje. Konoha. Naruto. Kakashi. Sakura... Karin, Jugo, Suigetsu. Nic już nie znaczyli.
Był nowym, odpornym na cierpienie i ból Sasuke. Idealnym shinobi bez uczuć.
- Sasuke! - Czerwonowłosa kobieta podbiegła do swego nieruchomo stojącego przywódcy i obiektu westchnień. - Jak dobrze, że nic ci nie jest. Madara nawet nie jest taki zły jak myślałam. Pozwolił nam zostać tutaj razem. - Nie zauważyła, że coś jest nie tak z jej ulubionym ciemnowłosym, zwykle przecież niewiele bardziej gadatliwym.
- Zostać? A po co? Nie jesteście mi już potrzebni. - Nie odwzajemnił jej uścisku.
- Jak możesz tak mówić po tym wszystkim! Suigetsu, Jugo przemówcie mu do rozumu. - Rzuciła do swoich kompanów, którzy w tej chwili pojawili się w kamiennej sali. Słyszeli jednak co mówił, a przynajmniej ostatnie zdanie.
- Chcecie zostańcie, jest mi to obojętne, póki nie będziecie wchodzić mi w drogę.
Jasnowłosy zacisnął rękę w pięści. - Jak chcesz Karin, to zostań z tym frajerem. Ja i Jugo zabieramy się stąd. - Madara stał oparty o ścianę i obserwował. Najwyraźniej nie miał planów wobec tej trójki. Wyglądał jakby jego myśli zajmowało zupełnie co innego. "Niesamowite. Ciągle jeszcze walczy o wspomnienia. Nawet teraz, póki jeszcze pamięta kim są dla niego, stara się ich odepchnąć. Z dala od siebie i ode mnie. Był ciekaw czy ta płomiennowłosa z nim zostanie. Sądząc po jej minie, nie było ku temu większych szans."
Zaskoczyła go.
- Madara, ja do was dołączę. Nie z powodu Sasuke. Mam w tym własny interes - zawsze trzymam z silniejszymi. - Uraczyła białowłosego tym swoim wrednym uśmieszkiem jakby chciała powiedzieć "Ja też zostawiam was na lodzie. Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi".
Sasuke odwrócił się na pięcie i odszedł. Zacisnął zęby ze złości i bezsilności dopiero gdy zniknął wszystkim z widoku. I to była jego ostatnia myśl nie zmanipulowanej marionetki.

Otchłań. Pustka. Z niebytu głos kobiecy się wydobywa. Przyjemny dla ucha, jakiś znajomy a zarazem całkiem obcy. Zapewne cała iluzja była sztuczką Madary.
"Dlaczego się złościsz?"
Przez niego...
"Nie winieneś mu posłuszeństwa?"
Tak, ale...
"Jego słowo nie jest wszystkim co się liczy? Jego plany twoimi?"
Chyba tak...
Ale oni...
"Jacy oni? Nikogo nie ma w twoim sercu. Nigdy na nikim ci nie zależało, tylko na Madarze. Zapomniałeś?!"
Nie. Nigdy bym go nie zdradził.
"To dobrze. A oni?"
Oni są niczym.
"A ty jesteś Uchiha. Pamiętaj o tym."






o c e ń     u t w ó r

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.

s t a t y s t y k a

śr. ocen : 0.00
il. ocen : 0
il. odsłon : 1415
il. komentarzy : 0
linii : 60
słów : 1579
znaków : 8222
data dodania : 2012-05-02

k o m e n t a r z e

Brak komentarzy.

d o d a j    k o m e n t a r z

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.



p o l e c a m y

o    s e r w i s i e