FanFiction.pl wiersze poezja serwis poetycko - literacki

u t w ó r


kategoria : / /



"Kankun" nie znaczy kompletnie nic (Naruto fanfic) -- Notka 30 - Z łezką w oku (2): Gotov

a u t o r :    Neonka


Wężowaty osłupiał. Poczuł mimowolny ucisk w gardle.

- Ty? Ty chciałeś popełnić samobójstwo? Najbardziej egoistyczny człowiek na całej planecie? Powód miałeś, nie powiem, ale... Szumowiny nie popełniają samobójstw... - wysyczał, gapiąc się to na blednącą, choć spokojną twarz 'kryminalisty', to na jego rękę.

Cięcia były nadal wyraźne, musiały więc zostać stworzone czymś mocniejszym niż zwykłe ostrze.

- Tak, użyłem własnej broni - Kusanagi - rzekł Koresaki. - Sprawiedliwość do tej pory mnie ściga. Tutaj. - Przyłożył dłoń do serca. Po czym przesuwał ją przez chwilę po przypadkowych miejscach na ciele. - Niesamowite, wyleczyłeś mi wszystkie rany. Niegorzej niż Saku...

Nie dokończył, bo z rykiem przypłaszczył się do ziemi.

Kankun natychmiast podbiegł, czyniąc to jednak bardziej odruchowo, niż z powodu faktycznej chęci pomocy.

Teraz stricte miał Sasuke tuż pod stopami. Poczuł nieosłoniętymi palcami u nóg wilgoć inną niż rosa pochodząca z topniejącego szronu. Bo ciepłą i parującą niczym świeżo zaparzona herbata nieopatrznie rozlana na podłogę.

- Chyba jednak nie wszystkie – szepnął Uchiha, z kącików ust popłynęła mu krew. Mimo niezbyt komfortowej sytuacji, zachował spokojny ton głosu, próbował się nawet uśmiechnąć.

„Niemożliwe, wydawało mi się, że nie ominąłem nawet zadrapania.”- pomyślał Kankun.

- Otwierają się na nowo – powiedział z trudem młody mężczyzna.

- Że co takiego?

- Aargh!

Sasuke przewalił się na bok, dysząc gorączkowo. Tył jego płaszcza był już mokry, a w powietrzu zaczął rozchodzić się charakterystyczny metaliczny zapach.

- Otwierają się... Ja... zaraz...

Wężowaty patrzył w bezruchu, jak 'kryminalista' się męczy, próbując dokończyć wypowiedź. O dziwo chłopak, mimo swej genetycznej konstrukcji, nie doszukał się żadnej przyjemności w obserwowaniu czyjegoś cierpienia, raczej czuł coś nieokreślonego, pomiędzy zażenowaniem, a zwykłym współczuciem.

- Nie martw się, nic się nie stało. Bywają gorsze rzeczy – mówił Uchiha, usiłując zachować obojętność wobec nadchodzącej fali bólu. - Otóż to, szumowiny nie popełniają samobójstw, bo nigdy nie czują się winne. Sam powinieneś wiedzieć, jak trudno pozostać dobrym, kiedy coś niszczy cię od środka, ba, wyczyn jest prawie niemożliwy. To… rozsadza, to dręczy, aż... pęka. - Wstrząsnął nim przeraźliwy kaszel, bryznęła różowa piana. Przez chwilę shinobi milczał, zmagając się z brakiem powietrza, w końcu wyszeptał, a raczej wydusił z siebie, razem z krwią: - Rażąc wszystko dookoła. Później albo ty albo otoczenie. - Po czym znieruchomiał.

Zupełnie opadł z sił.

„Ejże, on chyba...”

- Sasuke-san?

Brunet nie odpowiedział. Leżał na boku, oddychając charcząco, oczy miał przymknięte, głowa ciężko wgniotła się w trawę, włosy, dotąd proste i przylegające do czaszki, pod wpływem rosy zaczynały się mierzwić, formując się w charakterystyczny czub (lakier niewątpliwie obsysał!). Spod rzęs wyciekło kilka łez.

„...umiera. Może to i lepiej?”

„Ocipiałeś? Podoba ci się czyjaś śmierć?”

„To Uchiha... Jaki koń jest, każdy widzi. Psychopata, lubujący się w uszkadzaniu ludzi, których kocha... Niech ci nawet nie przychodzi do łba, by faceta ratować, jego życie powinno się zakończyć na tej bezimiennej polanie...”

„Stul pysk!”

- Sasuke-san?

Brak reakcji.

„Nawet się nie poruszył. Ignoruje cię. Widzisz, jaki jest Sasuke Uchiha?”

„Bzdura! Po prostu stracił przytomność.”

„Czyli i tak zaraz będzie martwy. Nie ma się co zastanawiać, problem rozwiązał się sam.”

„On... jeszcze żyje, nawet jest przytomny. Nic nie mówi, bo dławi się krwią.”

„Więc się udusi i będzie }}gotov*{{. Nie ma człowieka, nie ma problemu, jak mawiał towarzysz Stalin.”

- Sasuke-san? - Usta Kankuna poruszyły się prawie niezauważalnie.

„Po co go wołasz, skoro go nienawidzisz? Po co go trącasz podeszwą buta? Zresztą... Nie usłyszy cię już, niczego nie poczuje. Stracił za dużo chakry i krwi. Już po nim. Koniec. Drgawki oznaczają agonię.”

„Chwileczkę... to nie są zwykłe drgawki, to... Łzy, zmoczyły cały policzek, ciągle ich przybywa. On... płacze?”



------------



* gotov (serb.-chorw. albo ros. ГотоB ) - gotowy, zakończony. Czasem w Polsce spotyka się użycie słowa „gotowy” w znaczeniu „martwy”.






o c e ń     u t w ó r

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.

s t a t y s t y k a

śr. ocen : 0.00
il. ocen : 0
il. odsłon : 1268
il. komentarzy : 0
linii : 76
słów : 798
znaków : 4485
data dodania : 2011-03-09

k o m e n t a r z e

Brak komentarzy.

d o d a j    k o m e n t a r z

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.



p o l e c a m y

o    s e r w i s i e