FanFiction.pl wiersze poezja serwis poetycko - literacki

u t w ó r


kategoria : / /



Najlepsza 1

a u t o r :    Ancillea


w s t ę p :   

Pierwszy element do mojego opowiadania o dziewczynce porwanej, ze swojego prawdziwego świata.



u t w ó r :

Był późny wieczór. W szkole już tylko w niektórych pomieszczeniach paliło się światło. Był to ogromny budynek z czerwonej cegły. Wnętrze było bardzo eleganckie, zupełnie nie jak szkoła muzyczna. Kamienne posadzki, ciężkie zasłony... Wszystko wskazywało na to, że jest to szkoła tylko dla bogatych. Otóż nie- było to miejsce dla każdego, kto miał prawdziwy talent muzyczny bądź taneczny. A największym talentem w całej szkole ogłoszono szesnastoletnią Dikę. To znaczy, Dominikę Siewską. Właściwie mieli rację- mocny głos o skali obejmującej cztery oktawy i była niezaprzeczalnie świetna w grze na harfie. W ogóle miała jakoś świetnie ułożone życie. Miała wszystko, czego młodej dziewczynie do szczęścia potrzeba.
Była śliczna. Dość drobna dziewczyna o dużych oczach głębokiej szafirowej barwy, złociste włosy sięgające dość wąskiej talii. Do tego nie małe piersi i ładne łydki czyniły ją podobne wszystkim słodkim dziewczętom o jakich mówią legendy i romanse rycerskie.
Jej rodzina była bogata, właściwie wszystko czego chciała, miała na zawołanie. Miała też prawdziwych przyjaciół i chłopaka. Był tylko jeden problem, o którym ona nie miała najmniejszego pojęcia. Żyjąca w krainie wiecznej szczęśliwości nie widziała udręki swojego chłopca.
Michał- powiedzmy szczerze- nie był księciem z bajki i zdawał sobie z tego sprawę. Nie był zbyt wysoki, nie miał wysportowanej sylwetki. Jego oczy nie były jakiejś szczególnej barwy, tak samo jego włosy do ramion nie były wcale nadzwyczajne. Do jedynego swojego talentu wcale się nie przyznawał. Poezja. W tajnej skrytce w swoim pokoju trzymał grube i cienkie zeszyty zapisane tętniącymi życiem i tchnącymi prawdziwymi uczuciami strofy wierszy poświęconych najróżniejszym sprawom, od wielkich i wzniosłych do najprostszych. Dwudziestolatek wciąż też zapełniał najgrubszy z zeszytów. Cały poświęconej właśnie jego królewnie i bogini- Dice. Tej, której, jak zwierzał się w kolejnych wersach długiego wiersza, nie był wcale godzien.

Wróćmy jednak do tego wieczora.

Dika wyszła ze szkoły. Było jej zimno. Rozejrzała się wypatrując Michała. Nie było go. A obiecał być. Poczekała jeszcze chwilę, ale nikt nie przyszedł. Zirytowana wyszła i ruszyła na przystanek. Była obładowana różnymi rzeczami, które chłopak miał pomóc jej przenieść. Wiele książek, teczki z nutami, buty na zmianę... Trochę jednak to wszystko razem ważyło. Z trudem wgramoliła się do autobusu. Na szczęście jedno miejsce było wolne. Szybko je zajęła i odetchnęła z ulgą stawiając ciężkie torby obok siebie. Poczuła, że ktoś na nią patrzy. Rzuciła okiem w tamtą stronę i uchwyciła czyjeś spojrzenie. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Czuła się, jakby patrzyła w swoje oczy odbite w lustrze. Tak samo głębokie i szafirowe spojrzenie. Szybko omiotła spojrzeniem właściciela tych oczu. Wysoki chłopak o długich, w tym świetle dziwnie płowych, włosach związanych w kucyk. Ubrany był w czarny płaszcz o, tak jakby, wojskowym kroju. Odruchowo spojrzała na jego dłonie. Długie smukłe palce. Teraz zwróciła uwagę na kolor jego skóry. Niemal biała. Szybko odwróciła wzrok. Jego oczy wciąż ją intrygowały. Takie same. Identyczne. Absolutnie niesamowite. Jeszcze raz spojrzała tam i znów napotkała jego wzrok. Mimo ciężkiego bagażu, przez jakąś dziwną obawę, która się w niej narodziła, wysiadła z pojazdu na najbliższym przystanku. Gdy już była na zewnątrz, spojrzała na trzymane torby. Wtedy się zorientowała. Plecak. Został w autobusie. Wszystkie jej pieniądze i dokumenty były właśnie tam. Zaklęła. Wtedy usłyszała głęboki niski głos:
- Chyba nie wypada tak mówić księżniczce?
Dika odwróciła się szybko i zobaczyła chłopaka z autobusu. Cofnęła się o krok. Wypadła jej z rąk jedna z toreb. Nieznajomy westchnął i schylił się po nią. Wyciągnął rękę w której ją trzymał do Diki. Ta szybko wzięła swoją własność.
- Dziękuję.-powiedziała szybko i odwróciła się. Szybkim krokiem ruszyła.
- Chwila!- krzyknął za nią po chwili chłopak- A plecak?
Dziewczyna odwróciła się i tuż przed swoim nosem zobaczyła zapomniany element bagażu. Nie zastanawiała się jakim cudem on znalazł się tak blisko w tak krótkim czasie. Wzięła plecak i jeszcze raz mówiąc dziękuję ruszyła w swoją stronę. Usłyszała śmiech.
- Dominika Siewska!- rozbawiony głos nieznajomego wpadł jej w ucho- Też wymyślili!- nie odwróciła się. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz.
Niedługo śmiech umilkł. Dika zwiększyła tempo i już niedługo, ku swojemu zaskoczeniu, była w domu. Gdy tylko weszła, jej matka- elegancka kobieta w średnim wieku- podeszła do niej.
- Kochanie...?- zaczęła niepewnie.
- Tak, mamo? - Dika wyrzuciła z siebie te słowa niedbale ściągając buty z nóg. Myślała teraz tylko o tym, żeby zadzwonić do Michała i dowiedzieć się czemu po nią nie przyjechał.
- Hmm... Przyszła dziś do mnie mama Michała... Wiesz tego twojego znajomego...
Znajomego. Cóż... Dika nie wiedziała jak jej matka zareagowała na wieść o tym, że z nim chodzi. Niestety nie przepadała za Michałem. Uważała, że jest niedojrzały i nieodpowiedzialny. Cóż, nie skończył liceum i nie miał najmniejszego zamiaru, a to zrobiło na niej złe wrażenie.
- I co?- spytała dziewczyna tym razem już z większym zainteresowaniem.
- Tak jakby... No. Przykro mi.- Dika nagle zatrzymała się w pół drogi do szafy. Szalik wypadł jej z rąk.
- Miał wypadek?- spytała nie odwracając się.
- On... No...- dziewczyna odwróciła się. W oczach miała absolutne szaleństwo.
- Wyduś to z siebie!- jakiś zupełnie obcy ton wyrzucił te słowa z jej gardła.
- Nie żyje.
Nagle w uszach Dominiki jakby zaczął rozlegać się dźwięk dzwonów.
Nie-żyje.
Nie-żyje.
Mi-chał.
Mi-chał.
Dziewczyna oparła się plecami o ścianę.
Nie-żyje.
Osunęła się.
Mi-chał.
Czarne plamy wystąpiły jej przed oczami i zaraz nie było nic oprócz nich.
***
Gdy się obudziła była w swoim pokoju. Matka stała przy niej a pokojówka ją cuciła. Dzwony odezwały się ponownie, ale tym razem inne. Miały niższy ton. Niski i głęboki.
Nie-żyje.
Mi-chał.
Zobaczyła przed oczami spojrzenie nieznajomego.
Mi-chał.
Nie-żyje.
Przypomniała sobie jego słowa i nagle w jej pamięć wstąpiło kilka nowych obrazów. Chłód i czerwień krwi na trawie. Odbicie małej złotowłosej dziewczynki w lustrze.
- Czy ja... Jestem twoją córką?- spytała. Były to jej pierwsze słowa.
Matka zaskoczona uniosła głowę.
- Oczywiście, że tak.
Nagle jakaś dziwna świadomość wkradła się w jej myśli. Ona kłamie.
- Powiedz prawdę.- powiedziała Dika znów tym dziwnym tonem.
Matka przygryzła wargę.
- Nie.
- Kim są moi rodzice?
- To chyba nie ważne...
Szaleństwo w oczach Diki pogłębiło się. Nagle znikło, a zastąpiły je łzy i nagłe wtargnięcie do głowy kolejnej myśli. Dzwonów.
Mi-chał.
Nie-żyje.






o c e ń     u t w ó r

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.

s t a t y s t y k a

śr. ocen : 0.00
il. ocen : 0
il. odsłon : 1470
il. komentarzy : 0
linii : 57
słów : 1328
znaków : 6673
data dodania : 2011-01-04

k o m e n t a r z e

Brak komentarzy.

d o d a j    k o m e n t a r z

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.



p o l e c a m y

o    s e r w i s i e