kategoria : / /
Kapłanka 2
a u t o r : Ancillea
w s t ę p :
Kolejny wycinek mojego szkicu :)) Podkreślam słowo !!SZKIC!!
u t w ó r :
Przemykanie się nie miało już sensu. Porzuciła przecież w lesie swoje odzienie, tiarę i całe kapłaństwo. Każdy element pobożności, pokory i skromności został wgnieciony w ziemię, na której leżały trupy zabójców Ojca Świątyni. Teraz, kiedy szła wzdłuż drogi, trzymała dłoń na mostku w tym miejscu, w którym odczuwała chłód metalu z którego zrobiony był medalion. Nie płakała, bo teraz czuła, że to bez sensu. W myślach jednak wciąż karmiła się głupimi nadziejami, że zaraz trafi na leżącego zemdlonego człowieka, że to będzie on i że to właśnie ona go uratuje. Potem mieliby odgrodzić się od świata i umrzeć razem w wielkim szczęściu. Bardzo głęboko w sobie Raffia odczuwała ból, który dawał jej siłę na każdy kolejny krok.
Wieże wokół stolicy były coraz bliżej. Jeszcze kilka dni temu między nimi była magiczna bariera- dar wszystkich kapłanów dla kraju. Pobierała ona odrobinę mocy z każdego z kapłanów, teraz jednak ich nie było. Wieże pozostały gdyż były tylko i wyłącznie dziełem rąk ludzkich. Już zaczęto budowę nowych fortyfikacji. Już po kolejnej godzinie monotonnego marszu Raffia widziała rusztowania. Starała się iść cały czas jednym tempem, jednak cała siła jej mięśni osłabła, kiedy zaczęła prowadzić spokojny tryb życia w świątyni. Jej ciało było już nie tak giętkie i zwinne. Już nie mogła się szczycić tym, że nazywają ją najzwinniejszą morderczynią. Wszyscy mówili na nią Gijakalia co z starodawnej mowy oznaczało Zatruta Strzałka. W sumie posiadała wszystkie cechy potrzebne, by być dobrą zabójczynią. Była dość niska, ale miała ciało atlety. Mogła się wcisnąć w niemal każdy otwór, co ułatwiało sprawę. Na dodatek teraz, jeśli miała wrócić do fachu, miała kolejne ułatwienie-magia. W całym świecie niewiele było osób posługujących się magią oprócz kapłanów. Wiedziała o jednym czarowniku na dworze królewskim i kilku dzikich magach kryjących się na pustyni.
Gdy była już całkiem blisko, była już wyczerpana. Zeszła z drogi i ostatek sił wykorzystała na wspinaczkę na gałęzie jednego z wyższych, jak jej się zdawało, drzew. Tam odnalazła szerszą gałąź i ułożyła się na niej tak, by we śnie nie spaść. Już za dawnych czasów kilka razy spędzała w ten sposób kilka godzin. Teraz także zasnęła.
Gdy się obudziła było już całkiem jasno. Bolało ją całe ciało. Przeklęła, potem jednak zamilkła. Zjednoczyła się duchem ze światem i sprawdziła, czy nikogo nie ma w pobliżu. Miała szczęście. Ani żywej duszy. Błyskawicznie uśmierzyła ból magią. Teraz już całkiem szybko pomknęła w dół i ruszyła dalej. Niedługo usłyszała turkot kół na drodze. Obróciła się i zobaczyła skromny powóz ciągnięty przez dwa konie. Poczekała aż podjedzie bliżej i zawołała do woźnicy:
- Stój!
Mężczyzna odwrócił się i spytał o coś pasażera. Nie widziała jego twarzy, był zakapturzony, widać było tylko usta. Kiwnął głową.
- Gdzie jedziesz?- spytała bez ogródek podchodząc do wozu.
- Tam.-mężczyzna machnął głową w kierunku wyraźnej już stolicy.
- Mógłbyś mnie podwieźć?
- To zależy od pana.- skinął głową w kierunku pasażera. Ten tylko uśmiechnął się i skinął dłonią na znak przyzwolenia.
Raffia bezceremonialnie wskoczyła do wozu, który po chwili ruszył. Wszystko dalej przebiegało w absolutnym milczeniu. Słychać było tylko turkot kół. Raffia starała się obserwować otoczenie, jednak nie mogła wyzbyć się wrażenia, że pasażer ją obserwuje. Co chwila zerkała w jego stronę, jednak jego oczy nadal były pogrążone w mroku. Jakiś czas potem dojechali do bram miasta. Raffia stała się bardziej nerwowa. Nie wiedziała, czy wprowadzono jakieś kontrole czy coś. Nie była w stolicy od dwóch lat, nie wiedziała co się dzieje na świecie oprócz tego co mówili inni kapłani, którzy opuszczali mury świątyni.
Nikt ich nie zatrzymał. Strażnicy w ogóle zdawali się nie widzieć powozu. Dziewczynie wydało się to niepokojące. Zwróciła oczy na współpasażera i zamarła. W mroku wyraźnie świeciły miodowym blaskiem oczy mężczyzny. Jego wzrok skupiał się na strażniku. Przerażenie zajęło ciało dziewczyny. Odwróciła się szybko do powożącego i odezwała się:
- Już tutaj chyba wysiądę...
Milczenie. Powóz jechał dalej. Raffia chrząknęła.
- Chciałabym tutaj wysiąść.
Dalej nic. Korzystając tego, że powóz jechał powoli, chciała wyskoczyć, jednak natrafiła na niewidzialną barierę. Błyskawicznie zwróciła wzrok na maga. Teraz jego przerażające oczy zwrócone były prosto w jej kierunku. Prosto w jej oczy. Poczuła, że traci przytomność, że zapada się głęboką nieskończoną czerń, a w tej czerni odcinały się jedynie okropne, miodowe oczy...