kategoria : / /
Dom na wzgórzu
a u t o r : Agatha1234
Isabella pierwszy raz widziała pustynię. Dotychczas całe życie spędziła w New York, z nianiami. Ciągle się bawiła i kupowała z nianią nowe ubrania. Tak było do teraz. Kiedy dwa tygodnie temu jej mama umarła, tata popadł w jakiś amok. Całe dnie siedział w swoim gabinecie i nie odwiedzał Belli. Zawsze rzadko go widywała, ale wtedy kiedy najbardziej go potrzebowała, jego nie było. Jedenastoletnia dziewczynka zwłaszcza tak rozpieszczona nie rozumiała, że ojciec też mógł tęsknić za żoną.
Aż w końcu dwa cztery dni temu sprzedał dom w New York, zwolnił wszystkich pracowników, zostawiając tylko pannę Marię, hiszpańską nianię, która opiekowała się Isabellą. I właśnie tego dnia zabrał córkę, kupił bilety do Arizony i już nigdy nie wrócił do dawnego życia.
Teraz siedział naprzeciwko córki w przedziale pociągu. Patrzył na dziewczynkę, która było tak podobna do matki. Złote loki, które wolała rozpuszczać, wtedy okrywały jej plecy jak złoty płaszcz. Różane, pełne usta i zielone oczy. Kocie. Bella była jeszcze za młoda, żeby rozumieć co się dzieje. Nie wiedziała nawet, że już nie wróci do starego domu. Na resztę życia pozostał jej tylko tata, niania i... rzeczy. Przedmioty, którymi zawsze się otaczała i myślała, że one dają jej szczęście. Wtedy jeszcze nie myślała, że kiedyś straci prawdziwe szczęście.
Po godzinie pociąg zatrzymał się na małej stacji w jakimś miasteczku. Bella nie wiedziała jak to miasteczko się nazywa, nie znała się na geografii. I wcale nie chciała wiedzieć, w końcu nie zostanie tu na całe życie. Miała nadzieję, właściwie była pewna, że za jakiś czas wróci do swojego bogatego domu na Manhattanie.
Po kilku minutach spędzonych na peronie, trójka podróżników zobaczyła podjeżdżającą bryczkę. Nie był to Rolls- Royce Silver Ghost, którym jeździła Bella. Właściwie to była jedyna marka samochodu, jaką znała dziewczynka. I szczyciła się tym.
Thomas, ojciec Isabelli podszedł do bryczki i zaczął rozmawiać ze starszym mężczyzną siedzącym na niej. Byli tacy różni. Thomas Johnson, czterdziestoletni mężczyzna, który podobał się kobietom. Brązowe lekko potargane włosy, zielone oczy, które odziedziczyła po nim córka. Emanował ogromną siłą i inteligencją. A obok niego prosty człowiek z małego miasteczka w Arizonie. Brudne ubrania, nieostrzyżony. Thomas odwrócił się w stronę córki i Marii.
- Chodźcie! - krzyknął. Położył bagaże z tyłu dorożki i pomógł córce wsiąść. Sam usiadł obok niej. Kiedy odjechali już kawałek od peronu, spojrzał na córkę i uśmiechnął się. - Jak ci się podoba? - zapytał z błyskiem w oczach, jakiego nigdy u niego nie widziała. Bella wzruszyła obojętnie ramionami.
- Kiedy wrócimy do domu?
- Tu jest nasz dom. - Uśmiech powoli znikał z twarzy Thomasa. A Isabella odwróciła się do niego plecami i zapatrzyła się w horyzont. Powoli docierało do niej to co powiedział tata. Chciała płakać, ale nie chciała poniżyć się przed mężczyzną prowadzącym dorożkę.
Po piętnastu minutach dorożka zatrzymała się przed dużym, ale prostym budynkiem. Piętrowy, zbudowany z białej cegły. Skromny pałacyk. Był piękny i w innym przypadku zachwycił by dziewczynkę, ale nie teraz.