kategoria : / /
Wzgórze Żywiołów
a u t o r : Agatha1234
w s t ę p :
To moja druga powieść. Mam nadzieję, że będzie lepsza.
u t w ó r :
Nie ma w Amorlonie człowieka, który nie słyszałby o bardzo starej legendzie. Legendzie o uczniu czarnoksiężnika żywiołów. Kiedy przed czterdziestoma laty mag znalazł u bram swojej wieży małe zawiniątko. W gwiezdnym kocu leżał chłopiec. Chłopiec o oczach czarnych jak nocne niebo. Mężczyzna zlitował się nad dzieckiem i zabrał je do domu. Za pomocą magii mógł szybko dowiedzieć się kim jest Alan, bo tak go nazwał mag. Ale nie chciał poznać jego przeszłości, za bardzo go pokochał.
Alen dorastał na zamku czarnoksiężnika. Kiedy skończył cztery lata zaczął trenować sztuki walki, jako dziesięciolatek poznał tajniki magii.
Był pięknym chłopcem. Przystojnym i inteligentnym. Ale było coś co niepokoiło jego opiekuna. Krył w sobie jakiś mrok. Pragnął poznać tajemnice czarnej magii. Czarnoksiężnik starał się go nauczyć wszystkiego co dobre, ale bał się o swojego podopiecznego.
W końcu kiedy Alan skończył szesnaście lat poprosił czarnoksiężnika o zaklęcie nieśmiertelności. Porsił o wieczne życie i bogactwa. Ale on odmówił. I wtedy Alan wziął coś co było mu zakazane. Księga Zakazanej Magii. Znalazł w niej zaklęcie wiecznego życia i... wypowiedział je. Mag nie zdążył mu przeszkodzić. Walczyli. Alan rzucił się na starego opiekuna ale chociaż chciał nie potrafił go skrzywdzić. Wtedy jeszcze nie był wystarczająco mroczny. Wtedy...
Alicja siedziała pod rozłożystym drzewem. Trzymała w dłoni węgiel i rysowała. Kochała rysować. Tym razem to było wzgórze. Wzgórze na którym stała wieża, niebo było ciemne, pełne błyskawic. Alicja nie wiedziała co rysuje. Tak działo się od kilku dni. Była w transie.
Kiedy skończyła spojrzała swoimi szarymi oczami na rysunek. Nie wiedziała gdzie jest to miejsce, które narysowała. Czy wogóle jest. Położyła szkicownik na trawie i spojrzała w niebo. Był wschód słońca, Alicja uwielbiała tę porę dnia. Oparła się o pień drzewa, które stało na skraju lasu, więc doskonale widziała niebo.
Alicja miała niespełna czternaście lat i była córką farmera. Była śliczną dziewczyną o twarzy w kształcie serca i długich, złotych lokach. Oczy iskrzyły się srebnym blaskiem. Jaka była? Każdy kto ją znał powiedziałby, że jest wesołą i sympatyczną dziewczyną, tylko trochę nieśmiałą. A co ona powiedziałaby o sobie? Że kryje w sobie tajemnicę, która sama musi dopiero odkryć.
Susannah patrzyła jak córka otwiera furtkę bramy i wbiega na podwóże. Była dumna ze swojej córki. Piękna i miła dziewczyna była ulubienicą wszystkich. Ale nie była egoistyczna czy próżna. Nawet nie była świadoma swojej urody. Taka niewinna i delikatna. Ale to wkrótce się zmieni. Będzie musiała dorosnąć. Już niedługo dowie się o sobie czegoś bardzo ważnego. Ekscytującego i niebiezpiecznego.
Alicja weszła do kuchni. Było to małe pomieszczenie, bardzo skromnie urządzone. Rodzina Johnsonn'ów była biedna. Ojciec miał małą farmę, a matka była zielarką. Znała wszystkie zioła lecznicze i uzdrawiała ludzi z wioski, a czasem nawet z pobliskiego miasteczka.
- Jestem głodna - dziewczyna podeszła do mamy i uścisnęła ją.
- Jest jeszcze placek jagodowy z wczorajszej kolacji. - Susannah wskazała dłonią nablat szafki. Stał tam mały kawałek placka.
- A ty nie chcesz?
- Już jadłam. - Nie jadła. Ani kawałka. Rzadko zdarzało się, żeby można było upiec placek jagodowy, bo jagody były rzadkie w lasach, a na targach kosztowały bardzo dużo. Alicja uwielbiała jagody, więc matka skłamała. Wolała zostawić ostatni kawałek córce. Córce którą kochała jak nikogo na świecie. Oczywiście bardzo kochała resztę swoich dzieci. A oprócz Ali miała ich czworo. Trzech synów i córkę. Najstarszy syn Jack, mieszkał razem z nimi na farmie, Thomas był kowalem w pobliskich miasteczku, miał żonę i niedługo miał doczekać się syna. Susannah powiedziała, że to syn. To było przeczucie. Adam kilka lat temu wyjechał i już nigdy nie wrócił. Ludzie mówili, że nie żyje, inni, że stał się jednym z dzikich ludzi, mieszkających w lesie. Ale żadna z tych plotek nie była prawdą. Susannah wiedziała, że Adam jest bohaterem.
Pozostała jeszcze córka. Alexandra miała szesnaście lat i była przeciwieństwem swojej siostry. Równie ładna, ale chłodna. Wyrachowana i złośliwa. Ciągle czuła, że nie powinna należeć do tej rodziny. Pragnęła bogactwa, sławy i podziwu.
Ale Alicja była wyjątkowa.
Czarnoksiężnik spojrzał w lustro. Widział tam dziewczynę siedzącą na polanie, pod drzewem. Dziewczynę tak piękną i delikatną i tak podobną do kogoś kogo kochał. Dziewczyna musiała wypełnić swoje przeznaczenie. Czarnoksiężnik wiedział, że jej się to uda. Była gotowa. Będzie gotowa w swoje czternaste urodziny.
Już zapadał zmrok kiedy przez las przebiegła bardzo zwinna postać. Wilk. Stworzenie, którego bał sie każdy. A ten wilk bnależał do tych najgroźniejszych. Czarny, z oczami w odcieniu nocnego nieba. Ale nie było w nich gwiazd. Nie było piekna. Ciemna pustka, od czasu do czasu płonąca żywym ogniem. Zwierzę minęło stary dąb i pognało jeszcze szybciej między drzewami. Gdzieś w oddali zahukała sowa. Znak mądrości. Niewielu wiedziało jednak, że huk sowy to ostrzeżenie przed zagrożeniem. A tym razem było one ogromne.
Alicja zasypiała z myślą, że jutro skończy czternaście lat. Miała w sobie taki uczucie, że to będzie coś wyjątkowego. Nigdy nie czuła się tak przed żadnymi urodzinami. Jej podświadomość mówiła, że to będzie wyjątkowy dzień.