kategoria : / /
Oczy kota
a u t o r : Beattlejuice
w s t ę p :
Chłopak z pretensją spojrzał na nieznajomego. Przed nim stała niskiego wzrostu dziewczyna z czarnymi włosami i przenikliwym spojrzeniem. Cała byłą czarna. Czarne oczy, czarne brwi, czarna suknia, czarna szminka, czarne, koronkowe rękawiczki, czarne trzewiki i czarne kolczyki. W zasadzie były srebrne, ażurowe, ale z czarnymi klejnotami. Jedynie jej cera była blada. Emil zastanawiał się, czy klejnoty w kolczykach są prawdziwe, czy też to tania imitacja ze szkiełek. Zauważył, że taki sam klejnot widnieje w pierścionku i naszyjniku nieznajomej.
u t w ó r :
"Oczy kota"
Emil podniósł głowę znad atlasu. Lubił wodzić palcem po mapie, "odkrywać" niezwykłe kraje i robić notatki terenowe w swoim zeszycie z Presleyem na okładce. Był właśnie w Szanghaju i czytał o architekturze starochińskiej. Nagle ktoś złapał go za ramię i silnie odciągnął w kąt czytelni.
Chłopak z pretensją spojrzał na nieznajomego. Przed nim stała niskiego wzrostu dziewczyna z czarnymi włosami i przenikliwym spojrzeniem. Cała byłą czarna. Czarne oczy, czarne brwi, czarna suknia, czarna szminka, czarne, koronkowe rękawiczki, czarne trzewiki i czarne kolczyki. W zasadzie były srebrne, ażurowe, ale z czarnymi klejnotami. Jedynie jej cera była blada. Emil zastanawiał się, czy klejnoty w kolczykach są prawdziwe, czy też to tania imitacja ze szkiełek. Zauważył, że taki sam klejnot widnieje w pierścionku i naszyjniku nieznajomej.
-Kim jesteś?- spytał z pogardą, zły, że go oderwano od lektury.
-Emil, tak?
-Może.- filuternie zmrużył oczy.
-Emil?!
-Tak.-wywrócił oczami.
-Wybacz.-czarna zdjęła z półki "Wichrowe Wzgórza" i użyła ich do obezwładnienia Emila, to jest uderzenia go nimi w głowę. Zemdlał.-Przepadam za ciężką literaturą.-uśmiechnęła się do siebie.
***
Ciemność.
Emil obudził się leżąc na wilgotnej podłodze w pomieszczeniu zbitym z omszałych desek. Śmierdziało wilgotnym drewnem i stęchlizną. Powoli oczy chłopca przyzwyczajały się do ciemności. Zaczynał widzieć kształty. Siennik przykryty brudnym prześcieradłem, umywalkę z zardzewiałym kranem i toaletę.
Siennik.
Umywalka.
Toaleta.
Nic więcej. Jeśli nie liczyć dużych, pancernych drzwi, spod których sączyło się ciężkie powietrze.
-Gdzie jestem?- wyszeptał do ciemności. Podszedł do umywalki i obmył twarz. Skulił się na sienniku. Zasnął.
***
-Straszny słabiak, jak na Samuela.- zauważył przysadzisty mężczyzna z anielskimi lokami i purpurową szatą przepasaną złotym pasem.
-On tylko tak wygląda.- broniła Emila Czarna.
-Aneren... Ty go jeszcze nie znasz.
-Znam Samuela lepiej niż ty, idioto. Kto przeczytał wszystkie jego spisy, listy, dzienniki? Ty?! Błagam, nie rozśmieszaj mnie!
-Spokojnie.
-Nie masz nade mną władzy.- syknęła- Przeciwnie. Ja mam władzę nas wami wszystkimi!- podniosła się z tronu i zwróciła do zebranych siedzących na ławach jak w kościele. Tylko, że tu nie królowało dobro, miłość i szczerość.
Kłamstwo.
Ból.
Ona.
Nie "ona"- "Ona". Była tu królową, boginią, wszystkim naraz. Tylko Salomon mógł ją zastąpić. Tylko gdzie on był?! W głębi duszy (o ile ją miała) Aneren pragnęła być królową, ale tradycja była ważniejsza. Bez tradycji wszyscy by pomarli. Strach przed śmiercią i pragnienie istnienia, jestestwa były ważniejsze i silniejsze od chęci władzy.
-CISZA!- ryknęła wciąż stojąc. Jej głos ociekał wściekłością i nienawiścią, które skapywały na podłogę, a trujące opary wydobywające się z nich wdzierały się do nozdrzy zebranych.-Chcę zostać sama. Wyjdźcie. Wszyscy, bez wyjątku!
Kiedy ostatni podwładny wyszedł wyrecytowała dwa wersy:
"Eleonor amanor sutirun abada
Astada miliada odemor ilaida!"
Dookoła niej wzniósł się dym. Przeistaczała się w królową, w siebie. Z niewinnej dziewczynki stała się czterdziestoletnią kobietą w eleganckiej sukni, koronie wyrastającej z głowy, o srebrnej cerze i czarnych znakach na czole. Kurz opadł. Ona opadła na tron, a u jej stóp wyrosły na minutę czarne róże. Zawsze tak było gdy się poruszała.
Zawsze.
***
Emila rzucono na ziemię, do stóp Aneren. Strażnicy wyszli. Chłopak miał związane ręce i dużą ranę na głowie.
-Usiądź.- poleciła królowa wskazując jedną z ław.
-Wypuść mnie!- zapłakał desperacko Emil.- To pomyłka!
-Wiesz czemu cie więzimy Salomonie? Bo przez tych podłych ludzi nie pamiętasz kim jesteś i po co jesteś! Zniszczę tych, którzy porwali Cię jako niemowlę!- oderwała kawałek skały, która była jednocześnie ścianą.- Zmienię ich w kupkę prochu.- bez wysiłku skruszyła kamień, a pył zdmuchnęła w twarz Emila.
-Nie jestem tym, o kim mówisz!- wrzasnął i ku swojemu zdumieniu przerwał linę krępującą jego ręce. Z palców sączył mu się biały płyn. Zaatakował. Płyn palił skórę Aneren, a jej siła zniewalała Emial. Walczyli tak przez dobrą godzinę. Nagle Emil chwycił kobietę za gardło i... upadł. Przedeptał go skórzany trzewik. Pod nosem miał smolistą różę.
-jeszcze tu wrócisz.- wysyczała Aneren. Rzuciła na ziemię dwie szklane kulki.- To oczy kota. Dzięki nim poznasz swoją przeszłość i zrozumiesz błędy.
Emil po cichu urwał jedną z róż wyrastających spod stóp królowej. - Nieee!-ryknęła i bez życia opadła na ziemię.
***
Emil podniósł się z podłogi czytelni. W ręce trzymał szklane oczy i czarną różę. Jeszcze miał tam wrócić. Kiedyś.