kategoria : / /
Wczorajsza kawa
a u t o r : Beattlejuice
w s t ę p :
Mam na imię Julianna i jestem zdecydowanie za stara na pamiętniki. Ale gdzieś muszę swoje emocje przelewać, toteż z bloga i zeszytu wybieram zeszyt, bo nie chcę, żeby każdy mógł przeczytać sobie moje prywatne życie. Tak więc mam ten stukartkowy zeszyt w twardej okładce z Marlin Monroe.
u t w ó r :
"Wczorajsza kawa"
Sobota, 12 września 2009r.
Mam na imię Julianna i jestem zdecydowanie za stara na pamiętniki. Ale gdzieś muszę swoje emocje przelewać, toteż z bloga i zeszytu wybieram zeszyt, bo nie chcę, żeby każdy mógł przeczytać sobie moje prywatne życie. Tak więc mam ten stukartkowy zeszyt w twardej okładce z Marlin Monroe.
Siedzę przy sosnowym biurku, pachnącym jeszcze nowością. Piszę swoim ulubionym długopisem. Takim zwykłym, czarnym, z wymiennym wkładem. Bolą mnie plecy. To przez to, że mam takie krzywe, ale też przez to, że krzesło, na którym siedzę jest pięknie rzeźbionym, cholernie niewygodnym krzesłem po babci Gosi. Jest dwudziesta trzecia, a ja siedzę przy biurku od godziny popijając zimną herbatę o smaku dzikiej róży i agrestu. Nowa. Uwielbiam różne herbaty, o ciekawych smakach. Dzisiaj przeprowadziłam się do nowego mieszkania. mam dziewiętnaście lat i chciałam zasmakować wolności, wynosząc się z domu rodziców. Oni nawet się ucieszyli, bo faktycznie ciężko było cisnąć się w M2, w trzy osoby, z czego jedna jest krnąbrną nastolatką z mnóstwem znajomych. Na całe szczęście Anka, Sławek "i inni" pomogli mi się tu urządzić. Anka interesuje się sztuką, a w przyszłości chce być dekoratorką wnętrz, więc mogła się wprawić. Gdyby nie to, że od szesnastki, co wieczór zarabiałam jako kelnerka w pizzerii "Domino"- nie miałbym kasy na dom. Teraz muszę znaleźć nową pracę, bo tam moje zarobki są zastraszająco małe.
Niedziela, 13 września 2009r.
Mój Boże, dzisiaj, kiedy wróciłam z kościoła (poszłam do Dominikanów, mam ogromny sentyment do tamtego miejsca) odwiedził mnie Karol!!! TEN Karol. Karol, mój "chłopak", który wyjechał na całe wakacje do Azji. Kiedy zobaczyłam go przed drzwiami "zmysły eksplodowały", jak śpiewali Starsi Panowie w jednej z moich ulubionych piosenek "Moja dziewuszka nie ma serduszka". Kiedy zobaczyłam go jak czeka na klatce, pod moimi drzwiami rzuciłam mu się na szyję i pocałowałam. On mnie też. Zamiast tego pocałunku mogłam równie dobrze powiedzieć "Cześć, Kochanie, tak za tobą tęskniłam, tak cię kocham, tak się cieszę, że tu jesteś!!", ale pocałunek jest wymowniejszy.
- Juleczko.- przytulił mnie i wtulił twarz w moje włosy.- Skarbie najdroższy... Otwórz drzwi.- brutalnie przerwał romantyczną chwilę zmieniając ją w prozaiczną codzienność. wykonałam polecenie, zdjęłam wiatrówkę i buty, poczekałam aż on zrobi to samo i znowu zaczęłam go całować. Tak mi go brakowało, tak tęskniłam. Odsunął mnie od siebie, siadł na taborecie w kuchni i posadził mnie na jego kolanach. Spojrzał mi poważnie w oczy.
-Julianno.- nie znosiłam, kiedy tak do mnie mówił, ale był tu i to było najważniejsze.- Julianno, skarbeńku... Ja nie chcę tego robić, błagam cię, uwierz, ale muszę. Kochanie moje tak mi przykro, ale... Juleczko spróbuj mnie zrozumieć.
-Przejdź już do rzeczy, proszę.
-Tylko się nie złość, błagam. wiesz, ze tego nie chcę. Muszę wyjechać. Ojciec dostał propozycję pracy w Londynie, a ja mam tam iść do ekskluzywnej szkoły. Bardzo cię kocham i będę bardzo tęsknił, ale spróbuj zrozumieć- to propozycja nie do odrzucenia.
-Co?- nie mogłam nic więcej powiedzieć. Byłam rozbita. Czułam się jak wczorajsza kawa zostawiona na stole w eleganckiej, ale nadkruszonej filiżance.
Poniedziałek, 13 września 2009 r.
Wyjechał. Pojechałam z nim na lotnisko, długo, długo się całowaliśmy. W zasadzie do tego, aż kobieta z kontroli bagaży nie nawrzeszczała na nas, że mamy się pospieszyć. Chce mi się płakać. Ale, jak to ujęła Ania, moja przyjaciółka: "nie na Karolu życie się kończy. Jest mnóstwo innych facetów, a skoro powiedział ci o tym w ostatniej chwili to znaczy, że nie miał do ciebie na tyle szacunku". I dzięki niej idziemy dzisiaj do "Bagateli" na "Okno na parlament", a potem do Chimery, na kolację.