kategoria : / /
"Jabłonka"
a u t o r : Fish
w s t ę p :
List Jana Kochanowskiego do fikcyjnego przyjaciela. List o zmarłej córce, Urszuli.
u t w ó r :
Drogi Tymoteuszu!
Drogi memu sercu przyjacielu. Długo się my nie widzieli, tyle ja mam Ci do opowiadania, tyle do przekazania. Chętnie wysłuchałbym, także i twoich zwierzeń. Jestem święcie przekonany, że się nic nie zmieniłeś od naszego ostatniego spotkania, mimo swojego starszego już wieku, pewnie nadal masz w sobie tą młodzieńczą pasje, którą wszystkich zarażałeś. Mam nadzieje że żyjesz w szczęściu i spokoju o jakim zawsze marzyłeś. Niestety nie piszę do Ciebie by dowiedzieć jak się masz, wybacz przyjacielu... Moją głowę opanowała ciemność i rozpacz...Nie masz pojęcia, jak bardzo potrzebuje twego pocieszenia, twego dobrego słowa.
Otóż widzisz, w mojej rodzinie zdarzyła się wielka tragedia, moja najukochańsza najmłodsza córeczka Urszulka, zmarła śmiercią nagłą i niespodziewaną. Medycy mówili, że to było nieuniknione, że to tyfus ją zabił. Nie wierzę! Bóg odebrał mi to co na najbardziej kochałem, to na czym mi najbardziej zależało,to w co pokładałem moje największe nadzieje,moje małe dzieciątko. Była taka zdrowa, pogodna energiczna, zupełnie tak jak Ty... Dlatego właśnie, mój przyjacielu na razie nie dam rady Cię odwiedzić, za bardzo mi ją przypominasz, za dużo smutku by mnie kosztowało zobaczenie twojego pogodnego i pełnego ciepła uśmiechu. Pamiętasz może jak pewnego letniego dnia uciekliśmy z wykładu? Pojechaliśmy na wieś, cały dzień siedzieliśmy pod małą jabłonką, jedząc jabłka i rozmawiając. Pamiętam jak właśnie tam, z podniesionym i pełnym podniecenia głosem zdeklarowałeś mi, że dosięgniesz niebios, że dzięki swym umiejętnościom zmienisz Polskę i że sam Król uzna w tobie prawdziwego pisarza. Byłem trochę rozbawiony, widząc w twoich oczach ten ogień młodzieńczej determinacji, śmiałem się z tej ślepej wiary w samego siebie, ale tak naprawdę marzyłem o tym samym, lecz bałem się porażki, więc moje ambicje schowałem w głąb mojego serca, brak mi było odwagi, głośno i wyraźnie rzucić wyzwanie całemu światu, tak jak ty to zrobiłeś. Na pamiątkę tamtego dnia, zasadziłem koło mojego dworku jabłonkę. Urszulka uwielbiała to drzewko, codziennie się tam bawiła i układała swoje wierszyki. Raz podsłuchałem jak pod jabłonką, rozmawiała ze swoich pluszowym misiem. Mówiła że pomoże mi w pisaniu wierszy, że będzie ćwiczyć, póki nie stanie się tak wspaniałą pisarką jak tata, mówiąc to wyjęła swoje rączki, jak gdyby mogła tą malutką rączką od tak dosięgnąć nieba. Od tamtej pory postanowiłem, że nauczę ją wszystkiego co umiem, że dołożę wszelkich starań, żeby Urszulka spełniła swoje marzenia. Ja tylko pragnąłem spełnia się to o czym marzy, lecz niestety nie było mi to dane. A teraz siedzę sam w pokoju, pisząc list i płacząc, mój sens życia uciekł, jedyny powód dla którego znów mógłbym całe dnie i noce pracować,bez picia i jedzenia, a jedynym mym pożywieniem mógłby być widok uśmiechniętej Urszulki, zniknął. Tak o to bezsilny siedzę i wpatruje się w kolorowe sukieneczki, przesiąknięte moimi łzami.
Leżą kolorowe sukieneczki na krześle, a w nie zawinięte, piękne, małe, kwaśne, zielone jabłuszko, gdyby nie zostało za wcześnie zerwane, gdyby pozwolono mu dalej rosnąć...dojrzałoby, stało by się duże, czerwone, słodkie, najpiękniejsze ze wszystkich jabłek na jabłonce.
Tymoteuszu, jestem zmęczony, zrozpaczony, nie chciałbym żebyś widział mnie w takim stanie, nie chciałbym przyprawić Ci smutku moim marnym widokiem, lecz gdy Urszulka pozwoli mi pogodzić się z jej śmiercią, zobaczymy się, uściśniemy na przywitanie, będziemy prowadzić długie i przyjemne rozmowy, a ja wtedy będę mógł się w końcu szczerze uśmiechnąć. Mam nadzieje, że dane nam będzie się znowu spotkać. Twój przyjaciel
Jan Kochanowski