kategoria : / /
"Kankun" nie znaczy kompletnie nic (Naruto fanfic) -- Notka 17 - Wiem, co robię
a u t o r : Neonka
Dzień zapowiadał się pięknie. Hokage Naruto siedział przy swoim biureczku, zawalonym papierami, które dziobał bezmyślnie długopisem.
- Coś ty podpisał? Medal dla Jaruzelskiego? - odezwała się drwiąco jego sekretarka; o włosach koloru świńskiego różu, zielonych, melancholijnych oczach i zadziwiająco szczupłej sylwetce. Do zadań kobiety należało między innymi sprawdzanie, czy przełożony poprawnie wypełnił dokumenty. Szczerze mówiąc, zawsze miała ręce pełne roboty.
- Że co, że jak? - obudził się blondyn. - Kogo?
- Jaruzelskiego. Ty nawet nie czytasz tego, co podpisujesz.
- Kto to był, co to?
- Zwłaszcza, że żadnego Jaruzelskiego tutaj nie ma...
- Sakura, zrozum, każdy może się pomylić. Tak długo już dzisiaj pracuję...
- Długo? Zacząłeś od ósmej, a jest ósma trzydzieści - powiedziała z wyższością Sakura. Zanurzyła dwa palce w herbacie, usiłując wyłowić torebkę z mętnej, letniej brei. Rozejrzała się za łyżeczką, która zawsze ginęła w nieznanych okolicznościach.
- Przecież upał jest! Możesz dać sobie siana? Chociaż raz... Wyżywasz się na mnie, ale na moje oko... Tobie po prostu brak seksu - rzekł Uzumaki, leniwie kładąc ręce za głowę i rozciągając się w fotelu.
- Czego? Naruto, ja cię chyba zabiję! - zbulwersowała się Haruno.
- Jej, wiecznie siedzisz sama z tymi dzieciakami i masz minę jak Tsunade po zamknięciu kasyna. Znajdź sobie kogoś wreszcie. Wiem, bo też tak miałem....
- Nie jest mi brak seksu! - odparła Sakura. Nie tylko jej nobliwy strój był czerwony. Twarz kobiety również przyjęła barwę królewskiej purpury.
- Wiesz, ten Unmei nie spuszcza z ciebie oka. Myślę, że coś do ciebie ma... Widziałem, jak na twój widok uderzył się o półkę...
Uzumaki nie dokończył, bo zaraz znalazł się na przeciwległej ścianie*.
- Nikt mi nie będzie mówił, co mam robić - rzekła Haruno enigmatycznie, masując pięść. - Chcę być sama. SAMA! Mnie to odpowiada.
Blondyn odkleił się od tynku i z głośnym hukiem opadł na posadzkę.
- Czy ty nie umiesz rozmawiać normalnie? Kobiety są takie... skomplikowane - powiedział.
- Nie - rzekła krótko Sakura, odwracając się do okna. - Z tobą nie. Poruszasz... kłopotliwe tematy.
Przerwali swą zwyczajową rozmowę, bo za szybą pojawiła się postać, na pierwszy rzut oka sztywna i bezwyrazowa. Fiolet i czerń ubrań wyodrębniały się dysonansem z żółci piaszczystego gościńca; proste, czarne włosy osobnika, tak mocno kontrastujące z kredową cerą, raz po raz trącane były przez suchy, pylisty wiatr.
-To przecież ten krewniak Orochimaru. Ratowaliśmy go parę miesięcy temu - odezwała się Haruno.
-Trudno go nie rozpoznać. Ciekawe, jak sobie radzi - odparł Naruto.
- Dziwnie się porusza - powiedziała Sakura, która jako medyczny ninja potrafiła bezbłędnie odczytać pierwsze oznaki choroby. - Nie idzie płynnie, spójrz. Utyka na nogę.
- Teraz widzę. Typowe obrażenia dla shinobich, z tego, co wiem.
Chłopak miał przymknięte oczy, bo słońce go raziło, ale gdy wszedł w głębszy cień, otworzył je szerzej. Błysnęły przekrwione białka, znaczenia na powiekach stały się ciemne jak smoła, a w gadzich źrenicach odbiło się TO...
}} Krzyki torturowanych pośród oślizgłych ścian lochu. Rzężenie umierających. Opalizujące ręce pokryte krwią.
Nagły brak przyjaciela, z powodu czyjegoś kaprysu.
Jaszczurka pełzająca po opasce poległego shinobi, dokładnie po symbolu Konohy – liściu podobnym do lipowego.
Po ruinach. {{
Negatywna energia dotarła aż do nich, mimo, że Kankun gapił się tępo przed siebie, nie zwracając uwagi na otoczenie. Mimowolnie ogarnął ich niepokój, odczuli też ulgę, że „wężowiec" ich nie zauważył. Jedno drugiemu nie chciało się przyznać do tego wrażenia. Przecież to tylko dziecko, a Sakura Haruno i Naruto Uzumaki należą do najsilniejszych w całej Wiosce. Milczeli przez chwilę, szukając neutralnego pytania.
- Tokagebi. Nie wiesz, kto go trenuje? - powiedział Naruto, powstrzymując drżenie głosu.
- Zaraz sprawdzę - odparła Sakura. Z przejęciem zaczęła grzebać w dokumentach. - Został przydzielony do drużyny ósmej, której senseiem jest Tabu Mamatata.
- Kto? - Hokage natychmiast znalazł się tuż przy różowowłosej i papierku. Demon zabulgotał we wnętrzu blondyna, wyczuwając prawdziwą furię.
- Co w tym takiego dziwnego? - zdziwiła się Sakura, widząc złość malującą się na twarzy przyjaciela.
- Już wszystko rozumiem. Kto na to pozwolił? Czyj to pomysł? - w głosie Uzumakiego brzmiało również przejęcie.
- W sumie niczyj. Przydział to przydział - wzruszyła ramionami kobieta.
- Tego się obawiałem. Grozi nam co najmniej mała afera! - rzekł Hokage i z hukiem wybiegł z gabinetu.
+++
- Idź do niego. On jest wkurzony! Szuka cię po całej Wiosce! - nalegała Izori.
- Iść? – uśmiechnął się chytrze Kankun. Nie miał na sobie zwyczajowego czarno - fioletowego ubrania, tylko zielone w ciapki. Prawdopodobnie dla lepszego kamuflażu. Był też wysmarowany czymś ciemnym na twarzy, możliwe, że oliwkową gliną, której oślizgłe warstwy zalegały licznie na dnie okolicznych mokradeł.
- Nie możesz się tak bez przerwy ukrywać! - odparła kunoichi, prawie krzycząc.
- Widzę, że wy już byliście. Co tu masz, Erikku? - Brunet przesunął nonszalancko palcem po policzku kolegi. – Biała rysa. Ślad po medycznym jutsu Mamataty. U mnie niewidoczne, u ciebie zniknie dopiero po jednym dniu - dodał z teatralnym współczuciem. - Uważacie, że powinno się słuchać takiego senseia? Wypełniać jego rozkazy?
- To przecież nasz szef. W życiu zawsze trzeba będzie wykonywać czyjeś polecenia.
„Tego się właśnie obawiam" - pomyślał „wężowaty".
- Tabu za pół roku wyjeżdża do rodzinnego Kraju Światła. Po prostu trzeba przetrwać tą sytuację. Zacisnąć zęby, zdać, zapomnieć i iść dalej. Co i tobie radzę. Uśmiechaj się, przytakuj... - ciągnęła Izori Asase.
- ...i zarób kolejną ranę - mruknął Oroczi.
- Nikt nie mówił, że będzie łatwo - wzruszyła ramionami genninka.
- Ale nikt nie mówił, że... tak będzie bolało! - wybuchnął Tokagebi.
- Co cię nie zabije, to cię wzmocni. Tak między nami - powinieneś się trochę uodpornić na różne bodźce. Jesteś zbyt wrażliwy.
- Co? - syknął „wężowiec", dotknięty do żywego. - Myślisz, że jestem ciotą? Jakimś specjalnym przypadkiem? Erikku, nie mów, że ciebie nie boli, jak Mamatata ci przyłoży!
- Dopóki tego nie załato, to ja!
- A później?
- Ni, nie boli.
- Nie? - na bladej mordce Orocziego pojawiło się lekkie zdziwienie. - Och, nieważne! Zresztą nie mogę tam iść, bo nie dokończyłem jeszcze mojego nowego jutsu.
- Nieważne, że masz niedokończone... Lepsze takie niż żadne - poradziła Izori.- Idź do niego. Teraz. Ciągłym unikaniem tylko sobie pogorszysz. Wiesz, że ON patrzy również na obecność.
Do Kankuna zdawał się nie docierać żaden argument, zwłaszcza ten ostatni. Chłopak stał tylko jak słup, patrząc tępo przed siebie.
- Idź do niego, słyszysz? - powtórzyła brunetka, próbując wybudzić kolegę z transu. - Lepiej będzie, jeśli sam się do niego pofatygujesz. Nie zapominaj, że on cię szuka! A jak cię znajdzie pierwszy...
- Więc lepiej, żeby mnie nie znalazł - rzekł szybko „wężowiec". - Pod żadnym pozorem nie mówcie, że mnie w ogóle widzieliście.
- Czyli jak zwykle?
- Tak.
- Świetnie! Kolejna tchórzliwa decyzja!
- Nie jestem tchórzem. Po prostu mam pewien plan. Pokażę Mamatacie już ukończone jutsu. Jeśli mu się spodoba, może przestanie się denerwować - powiedział spokojnie „wężowaty".- Nie ujawniajcie, gdzie się ukrywam, dopóki tego nie skończę. Po prostu nie chcę, żeby Tabu zniszczył coś w zarodku. Proszę was, naprawdę wiem, co robię.
Kolega i koleżanka pokręcili z niedowierzaniem głowami.
- OK. Twoja wola - powiedziała Izori po chwili namysłu. - Ale uważam, że sam sobie kopiesz grób.
Tylko dlatego, że metal błysnął, odbijając słoneczne światło, dziewczyna dostrzegła na szyi „wężowca", zawieszony na długim łańcuszku, wisiorek, który posiadał kształt blaszki, jakby wojskowej. „"Więzień systemu"- odszyfrowała genninka zmrużonymi oczyma. Katagany na blaszce układały się właśnie w taki napis. Kunoichi otworzyła usta w niemym: „co?"
Kankun w odpowiedzi uśmiechnął się drwiąco i obrócił na pięcie. Za chwilę nie było rozróżnienia między nim a okolicznymi zaroślami.
+++
- Uważaj pan, co pan robisz!- powiedział Naruto.
Spowijała go energia, złowrogo czerwona, coraz wyraźniej kształtując się w kitę, jakoby lisią, o włosach z parzących płomieni. Jakby Uzumaki sam się otulał ogonem. „Dziś chcemy tego samego" - słyszał w swoim wnętrzu. - „Ten człowiek budzi niejasne uczucia, prawda? Jedno uczucie."
Pomieszczenie było brązowe i puste.
- Jak śmie pan wątpić w moje doświadczenie? - odparł z pogardą Mamatata. Wcale nie wyglądał bardziej przyjaźnie.
- Jak śmiem? Jestem Hokage - powiedział blondyn. Oczy, normalnie niebieskie, stały się karminowe jak kwiaty maku albo twarze Indian wyruszających na bój, kreski na policzkach pogłębiły się, zmieniając w czarne, wyraźne bruzdy, z czubków palców zaczęły kiełkować pazury; pojawiły się też kły, dłuższe niż u Kankuna.**
- Nie powinien się pan wtrącać w rzeczy, o których nie ma pan pojęcia - rzekł chłodno Tabu. Co za czasy, kiedy porządni, doświadczeni ludzie muszą słuchać jakichś... podlotków. „Następne pokolenie będzie zawsze lepsze od poprzedniego"- dobre sobie! Naruto... Taki gówniarz, taki szczyl, nie wysilając się zbytnio, otrzymał stanowisko Kage – namiestnika całej Wioski i władzę sprawuje, bezkarnie wszystko partacząc. A On, Mamatata, ciężko zapieprza przez całe życie, a efektów nie widać. Kto się lepiej nadaje do rządzenia? On, wielki Tabu, czy jakiś trzydziestolatek?
- Proszę się liczyć ze słowami - mówił „gówniarz". Nagle... zdał sobie sprawę, że jego Kyuubi - irytacja bardzo Mamatatę bawi. Teoretycznie nie powinna, ale sprawa nie była taka prosta... Naruto zmuszony był więc powstrzymać demona dokazującego w swoim wnętrzu; przyjął też ton bardziej oficjalny. - Może nie mam pojęcia, bo pan to tak skrzętnie ukrywa... Zabronione u nas metody z Osady Koloru. Po prostu proszę przestać je stosować na uczniach, a zwłaszcza na Kankunie Tokagebi. - Wyprostował się, jak na Hokage przystało. Czerwona aura zrzedła.
- Co mu niby robię? - zbulwersował się Tabu.
- No... Nie wiem do końca... To musi być coś... - zawahał się Siódmy.
- Czyli co, Hokage - sama? Konkretne przykłady.
- Dowiedziałem się o pańskich praktykach w Kraju Światła. Nawet jak na tamto miejsce były zbyt brutalne. Dlatego został pan wysłany na delegację...
- Jesteśmy w Konoha - przerwał jounin, prawie krzycząc. - Poza tym... Przecież ja nic zabronionego nie robię. Po czym pan wnioskuje, że kontynuuję to, za co zostałem czasowo wydalony z Osady Koloru?
- No, tego... Szczerze mówiąc nie wiem, ale...
- "Ale..."? Powtarzam - po czym pan wnioskuje?
Hokage milczał, jakby nad czymś się zastanawiając.
- Widziałem zło w jego oczach - rzekł w końcu, ze śmiertelną powagą.
Jego rozmówca parsknął śmiechem. Prawda - widok Naruto, wznoszącego ręce ku niebu, mógł być równie przekonujący jak wywód obłąkanej Matki Joanny od Aniołów.
- A jakieś racjonalne argumenty? Czy pan rozumie słowo „argumenty" i wie o nim więcej ponadto, że się zaczyna na „a"? - zadrwił Tabu. - „Zło w oczach." Dobre sobie. Przecież to krewny Orochimaru. Oni wszyscy tak patrzą.
„Nie mam pojęcia, jak ci to wyjaśnić. Po prostu to czuję."
- Może posiada pan jakiś namacalny dowód, że uczyniłem cokolwiek zabronionego? No, najmniejszy... Może chłopak był ranny? Miał gdziekolwiek zadrapania? Skarżył się na coś? Rozmawiał pan z nim ostatnio przecież - kontynuował jounin obrażonym tonem.
- Nie... Nic nie mówił.
- To o co chodzi? Dlaczego mnie pan oczernia? Dodatkowo bez żadnych przesłanek. Nie ma pan o niczym pojęcia. Jeszcze jedna rzecz mnie zastanawia - dlaczego pan skupia się akurat na Kankunie? Przecież mam wielu innych uczniów. Czyżby jakaś yaoistyczna nostalgia?
- Nie jestem pańskim uczniem (dzięki Bogu), tylko przełożonym, więc proszę się nie odzywać w ten sposób. Wystarczy, że znam pańskie metody, które są bardzo destruktywne dla pewnego rodzaju osób. Po prostu Tokagebi jest podatny na negatywne bodźce, bardziej niż inni. A ja nie pozwolę skrzywdzić żadnego z moich obywateli. To jest moja droga ninja.
- Czy pańską drogą ninja jest również seks w Zakazanej Zwojowni***? Jeszcze ktoś się może dowiedzieć... - zbił go z tropu Mamatata.
- Co? Jak pan śmie? - Energia demona zgęstniała na nowo.
- Co by ludzie powiedzieli... Gdyby przez przypadek taka informacja ujrzała światło dzienne. - zaśmiał się posiadacz afra, wyciągając z kieszeni plik fotografii.
- Ty draniu! Oddaj to! Dlaczego to robisz? - ryknął Hokage nie swoim głosem. Ogon z płynnej chakry oderwał się od jego ciała jak obierzyna z ziemniaka, sięgając w stronę rozmówcy.
- Dlatego. Proszę bardzo... który to Ogon? Siódmy, Ósmy, a może... DZIEWIĄTY? - powiedział Tabu, uchylając się przed ciosem Lisa. W ścianie powstała podłużna dziura, przy akompaniamencie obrzydliwego chrzęstu. Z sufitu posypał się ciemnobrązowy tynk. - Cóż to, zabije mnie pan? Wspaniale, drogi Hokage. Morderstwo przedstawiciela mniejszości narodowej. Tego jeszcze brakuje do kompletu przy skakaniu po stołach na oficjalnym spotkaniu, obrażaniu ważnych osobistości, przechadzaniu się wężykiem i śpiewaniu w centrum Konohy po suto zakrapianej imprezie czy wstawianiu się za byłym kryminalistą Sasuke Uchihą...
- To było raz! Piąta częściej imprezowała, a Sasuke poniósł już swoją karę!
- ...STOSUNKÓW w uświęconych miejscach...
- Przynajmniej robię to z żoną!
- Która jest nieco wstydliwa, prawda?
- Skoro czyta pan brukowce...
- A jakby zareagowała, gdyby jej nagie zdjęcie znalazło się w takim...
Naruto ryknął, znowu zamachnął się kitą. Tabu czmychnął przed nim na sufit. Przyczepiwszy się chakrą, wisiał głową w dół, jak złośliwy nietoperz; w bezpiecznej odległości od agresora.
- Ależ proszę się uspokoić. Szkodzi pan stosunkom dyplomatycznym. Z takich powodów wybuchają czasem wojny... Pomyślał pan, jak mieszkańcy MOJEJ wioski mogą zareagować na moją śmierć? - kontynuował.
Hokage wyglądał coraz gorzej, widać było, że targają nim sprzeczne emocje. Pocił się od żaru własnej chakry, która usiłowała nie mieszać się z chakrą lisa. Mało tego, bruzdy na policzkach pękły, zaczęła ciec z nich krew, ciemna i gęsta.
W umyśle Mamataty pojawił się głos.
- }} Siejesz pan chaos, nie gorzej niż ja... Ale ja jestem tylko ślepą siłą, która równoważona czymś przeciwnym, nic nikomu nie robi. Pan jesteś obdarzony rozumem. Ja mam tylko emocje. Jestem elementem przyrody, który nie jest ani dobry ani zły. Mogę być tylko nieadekwatny do sytuacji. Ze mną wystarczy umieć postępować. Pan wymykasz się wszelkim normom. Jak ludzki demon. Pan zaburzasz harmonię. Osłabiłeś pan Naruto, co wzmocniło mnie. Czyli budzisz pan zło. {{
}} Dziewięć. Tylko Osiem jesteś wstanie pojąć, dzięki Dziewiątemu jesz, pijesz i się rozmnażasz, dzięki Dziewiątemu możesz przetrwać ekstremalne warunki, chociaż wydaje się to niemożliwością. {{ - Dźwięk zamienił się w obraz: głowę zwierzęcia o spiczastym pysku i nieproporcjonalnie długich uszach. Zając nie Lis. „Pokraka" - pomyślał Tabu. Kyuubi usłyszał; zaczął się miotać we wnętrzu Naruto, u samego jinchuuriki wywołując drgawki i potęgując krwotok.
- Proszę go bardziej nie denerwować, bo on pana zabije! Nie będę w stanie już dłużej go powstrzymywać.
- Hamuj go, hamuj, Naruto - sama, wiesz doskonale, jak się to zakończy, jeśli ci się nie uda. Dużo nie trzeba, już go słyszę - zaśmiał się Tabu. Zgrabnie zeskoczył z sufitu i wylądował tuż obok Uzumakiego, jakby pragnął jeszcze bardziej rozdrażnić demona.
- Jak pan się do mnie odzywa! - Hokage syczał jak Lis. Posoka spływała mu za kołnierz. - Właśnie ratuję panu życie!
- Ja też pana w pewnym sensie ratuję... Nie mówiąc o tym, co się tutaj wyprawia. Co dzieje się z panem i pańskim bijuu. Zastanówmy się, za co Hokage może polecieć ze stanowiska? Jeśli nie za zabójstwo obcokrajowca czy za wywołanie wojny, to za TAJEMNICĘ na pewno... Kilka lat temu, podczas mianowania na Kage, zadeklarował pan publicznie, że kontroluje pan Kyuubiego całkowicie. Jedną sprawę pan zataił... Opanował pan tylko osiem ogonów, dziewiąty czasem pana nie słucha.**** Ba, praktycznie nigdy, zwłaszcza jak się pan mocno zirytuje. Dziewiąty Ogon... Wystarczy jedna rysa na moim ciele, a ekspertyza wykaże, który to, a wtedy... Polecisz pan, polecisz szybciej niż Deidara na swoim kwiczole w stronę kłębiastych cumulusów. Nie ma to jak POSIADAĆ DOWODY. Tak łatwo się zdenerwować, prawda?
- Ty podły rudy dwupłciowcu!
- Przysłowiową wisienką na torcie byłaby wiadomość o nietolerancji wobec podwładnych. Homofobii wręcz.
- Ja ci dam homofobię! - warknął, nie wiadomo kto, czy demon czy nosiciel; obaj byli teraz jednością.
- ...ale to nic przy fakcie, że Dziewięcioogoniasty nadal wymyka się spod kontroli. Mnie takie rzeczy są obojętne, ale co powiedzą mieszkańcy Wioski? Mogłoby się to skończyć paniką. Przed nimi zarzekał się pan przecież, iż całkowicie panuje pan nad Lisem. Dodatkowo... cechuje pana pewien relatywizm... Prawi pan o braku brutalności, ale widzę, że to pan jest tym brutalnym z naszej dwójki. Czy tak postępuje Hokage?
Naruto zreflektował się. Usiłował upchnąć energię Lisa na nowo do swego wnętrza. Nie bardzo się udawało. W końcu rzekł cicho:
- Nikt nie jest idealny. Nawet Dendrofil i Eskimos...
- Nie ma to jak wyrażanie się z szacunkiem o swoich poprzednikach, I-szym i II-gim.
- Szlag! - Naruto zatkał usta dłonią.
- Czy taki Hokage ma prawo w ogóle wątpić w moje kompetencje?
Uzumaki posmutniał. Pochylił głowę, pogrzebał w kieszeni swojego pomarańczowego płaszcza, wyjął kawałek szmatki i zaczął ocierać nią twarz. Chusteczka posiadała napis „Naruto – kun", haftowana była w zezowate liski. Mamatata nie skomentował.
- Czy pan tego nie rozumie, Tabu – san? - powiedział blondyn. - Tu nie chodzi o mnie. Komu pan napsuje, co ujawni, jak zaszkodzi mojemu stanowisku – to nie ma większego znaczenia. Wiem nie od dziś, że współpracuje pan ze Starszyzną, by mnie obalić, lub ograniczyć moją władzę. Tu nie chodzi o to, kto komu. Tu chodzi o czyjeś zdrowie i życie. Niech Starszyzna nie stawia na szali czyjegoś istnienia, żeby powiększyć sobie wpływy.
- Z nikim nie współpracuję! Pan znowu swoje, że nie wiadomo, jakich strasznych rzeczy dokonuję! Skąd pan bierze te wszystkie brednie? – zaprzeczał Tabu. - Ja tylko próbuję zrobić z Kankuna dobrego shinobi. Wykorzystać jego potencjał w stu procentach.
- Jeśli nawet... Naraża go pan na niepotrzebne cierpienie. To nie jest konieczne. On ma się tylko umieć obronić.
- Czyżby został shinobim, by się móc bronić?
- Logiczne chyba. Były cztery próby porwania i dwie zabicia... - odparł niepewnie blondyn.
- A może dlatego, by Konoha mogła bronić się przed nim? - zarechotał Tabu tryumfująco.
+++
Coś, co nigdy nie powinno ujawnić się na twarzy Hokage, właśnie uczyniło to. Było to osłupienie. A potem strach...
- Zrobić z Kankuna posłusznego wojownika – najlepsza metoda, by mieć go pod kontrolą. Czy czasem Kankun Tokagebi nie figuruje na pierwszym miejscu listy pana największych obaw? Czy to nie pan osobiście złożył podpis, kwalifikując go jako zagrożenie Konohy I stopnia?
- Jak pan... Grzebanie w państwowych dokumentach i ujawnianie ich grozi...
- „Cierpienie" - dobre sobie. Od kiedy pan ma takie dobre serduszko? Pańska gadka już się wszystkim przejadła. Chwileczkę... Cóż ja widzę na pańskiej bliznowatej buzi? To niechęć, pojawia się za każdym razem, gdy mówię „Tokagebi". Nie mylę się, prawda? Pan go wcale nie lubi. Pan go nienawidzi.
- Nieprawda!
- I cóż ja jeszcze obserwuję... Przerażenie? Pan się go boi.
- Wierutna bzdura - przeczył Uzumaki łamiącym się głosem. W czerwonych oczach czaił się obłęd.
- Co mam mu powiedzieć o pańskiej osobie, jak go znów spotkam? „Kankunie, nawet Hokage, nosiciel Lisiego Demona cię nie lubi? Nie obchodzisz go tak naprawdę. Wtedy przyszedł do ciebie tylko po to, żeby zobaczyć twoje ręce, dowiedzieć się, dlaczego przywołałeś węża bez kontaktu krwi z ziemią".
- Nie... - mówił Kage, jakby ostatkiem sił się przed czymś broniąc. W końcu skapitulował. -Tak, to prawda - rzekł, opuszczając głowę.
- Dziwne, że ktoś, kto był w identycznej sytuacji, pozwala sobie na takie myśli.
Pierwszy wyrzut sumienia ukąsił duszę Naruto, zwykle osłoniętą. Przybyły też wspomnienia z dzieciństwa, wdzierające się gwałtem do jego umysłu. }} „Nie chcę się z nim, bawić, to demon." „Mały, śmierdzący lisek. Po co go tu trzymać, nie dałoby się zastosować eutanazji?" „On tylko tak miło wygląda, ale to zabójca."***** {{
- Wyszydzany, znienawidzony Lis, teraz sam nienawidzi i nie potrafi zaakceptować - wtórował im Mamatata.
- Przestań! - wrzasnął blondyn, przykładając rękę do czoła, które nagle go rozbolało. - Słuchaj pan... - rzekł półprzytomnie. - Pańskie praktyki wobec tej osoby są bardzo niebezpieczne. Nie dla mnie, lecz dla całej Wioski. Mojej i pańskiej. Wszystkich. Igrasz pan z ogniem! Proszę być ostrożnym.
- A pan, drogi Hokage, powinien być bardziej ostrożny w urządzaniu własnej siedziby. Przy wejściu do gabinetu jest deska, o którą się pan ciągle potyka.
I rusz tu takie g...
- Ja tylko pana ostrzegam. Zrobi pan, co zechce. Jeśli pan dalej będzie stosował swoje niezwykłe metody treningu, gorzko pan pożałuje. Nie Tokagebi jest zagrożony, lecz pan. Wadliwy zestaw genów tego dziecka ma niewielką tolerancję. Może uważa pan duszę za bzdurę, a charakter za rzecz ZMIENNĄ, lecz mówię panu...
- Że co niby? Cóż za intelektualny wysiłek, Naruto - sama - zarechotał posiadacz afra.
- Tokagebi ucieknie z Wioski jak niegdyś Uchiha, a jak urośnie, wróci i zacznie ZABIJAĆ. Wszystkich po kolei. Najpierw pana. Nieważne, że pana już tu nie będzie. Odnajdzie pana i zamorduje - odparł Hokage jednym tchem, puszczając zniewagę mimo uszu.
Teraz powinna nastać efektowna cisza. Tabu powinien się przerazić, albo zdziwić. Tak się nie stało.
- Wręcz przeciwnie - powiedział pewnie jounin - Jako jedyny mam pojęcie, co zrobić, by drugi Orochimaru nie powstał. Lata praktyki pedagogicznej na coś się zdały. Nawet Afrykanie wiedzą, że jedyną metodą ujarzmienia słonia jest złamanie mu psychiki oraz utrzymywanie w bezwzględnym posłuszeństwie.
- To nie jest słoń! - wybuchnął Uzumaki, nie wiadomo który już raz w ciągu tego nieszczęsnego dnia.
- Czy pan rozumie słowo „metafora" i wie o nim więcej ponadto, że zaczyna się na „m"? - rzekł ironicznie Mamatata, na wskroś kobieco. - Tylko surowa dyscyplina może zrobić z Tokagebiego praworządnego obywatela, przykro mi. O to nam wszystkim chodzi, prawda? Żeby uczynić chłopaka integralną, niekłopotliwą częścią społeczeństwa. Wiele lat pracowałem z tego typu ludźmi. Proszę nie zapominać, że mam sukcesy nawet w wyprowadzaniu kryminalistów na prostą.
- To nie jest kryminalista!
- A kto, skoro pan mówi, że zagraża całej Konoha - Gakure? - odparł Tabu.
Hokage nie odpowiedział. Przeklinał te chwile, kiedy brakowało mu słów, a mózg działał zbyt wolno, by odpowiednio zareagować.
- Spokojnie. Wiem co robię - powiedział Mamatata, obracając się na pięcie i zostawiając Naruto, pełnego wzburzenia, samego.
---------------
*Sakura zawsze zdzielała Naruto po głowie, kiedy on powiedział coś głupiego. Widocznie zostało jej do dziś.
**Naruto zawsze tak wygląda, gdy traci panowanie nad demonem zaklętym w swym wnętrzu.
*** Jest takie miejsce. Tam. Tu też. Trzymają tam zwoje z jutsu z różnych powodów niedostępnymi dla ogółu.
**** Trochę przeinaczone, trochę nie. Nie wierzę, że Naruto, kiedy zostanie tym swoim Hokage ( co stanie się na 90%), nie będzie w stanie całkowicie panować nad swoim Lisem. Tutaj się zdarzyło. Cóż. Towarzyszą temu specyficzne objawy, nie zawsze podobne do tych w oryginale.
***** Element wspomnień z dzieciństwa, chociaż wspaniały, nieraz bywa w "Naruto" nadużywany.