FanFiction.pl wiersze poezja serwis poetycko - literacki

u t w ó r


kategoria : / /



"Kankun" nie znaczy kompletnie nic (Naruto fanfic) -- Notka 14 - Wymyśl nowe jutsu

a u t o r :    Neonka


- Czy zadanie zostało wykonane? - pytał Tabu swoją drużynę, numer osiem. Jego niezbyt długie nogi tonęły po kolana w turzycy, światło przedpołudnia ślizgało się rudawo po jego lokach.

Kolorystyka w „Naruto" zwykle jest dość jasna i pogodna; tak było i tym razem.

Cały tydzień przebiegł w miarę spokojnie. Były biegi na wytrzymałość ( pamiętajcie o rękach przekręconych do tyłu na podobieństwo lecącego żurawia, sama sprawdziłam na plaży w Juracie, sposób nie najgorszy, ale kończący się rychłym zmoczeniem spodni w morzu przez niemożność wyhamowania tudzież grożący padnięciem na pysk ), skoki z gałęzi na gałąź, jak to w tym szacownym anime zwykle się dzieje, rzucanie do celu drobnym żelastwem czy bezkrwawe pojedynki „jeden na jeden", Zdarzała się też krytyka typu „za wolno", podzielona jednak równo na wszystkich członków formacji. Sensei często zostawiał uczniów samych, mówiąc im wcześniej, co mają do zrobienia, przez co doskonale się integrowali, a Izori odnalazła odpowiedzi na wiele nurtujących pytań. Tylko jedno było niepokojące… Zawsze w oku Mamataty Tabu było coś nieprzyjemnego, kiedy ten patrzał na usiłowania Kankuna.

Chłopak spekulował, że jounin planuje po prostu dobrać mu się do skóry. „Wężowiec" przyjął taktykę „ginięcia w tłumie"; starał się za wszelką cenę pozostawać blisko grupy nowych znajomych. Mógł tylko się łudzić, że nauczyciel skupił się na nim z powodu pewnej osobliwej powolności. („Przyjaciele", mimo, że o rok młodsi, prześcigali gadokształtnego we wszelkich zajęciach fizycznych. Nawet z wywieszonym ozorem nie był w stanie dotrzymać im kroku.) Może Tabu wcale nie wiedział, po co Kankunowi był potrzebny dzieciak z Byakuganem? Może chwilowe wybuchy senseia typu: „wy tacy owacy"należy traktować z przymrużeniem oka, kładąc wyłącznie na karb zmiany płci? Czy jest się czego obawiać?

Pozostaje nam tylko czekać na rozwój wydarzeń, które rozegrają się na tym skrawku ziemi na obrzeżach ogromnego lasu.

Na poprzednich zajęciach sensei zażądał od swej drużyny kreatywności. Zadanie brzmiało następująco : "Wymyśl nowe jutsu*". W celu wyegzekwowania wyników Tabu wpierw zajął się „korygowaniem" Izori. Tak to mniej więcej wyglądało:

- Panno Asase, co panna dziś nam przedstawi?

Czarnowłosa odezwała się, jak zwykle, oficjalnym tonem.

- Myślałam, tak bardzo długo myślałam... - zaczęła, robiąc zakłopotaną minę. - I niewiele, przyznam się szczerze, wymyśliłam.

- Yhm. - kiwał głową Mamatata, udając jak największe zainteresowanie.

- Tak mi przyszło do głowy, że w chwilę po rzuceniu, no...

- Czym?

- ... na przykład shurikenem, można wywołać wiatr, który zaniesie go dalej.**

- Hmm... - zastanawiał się sensei, kładąc palec z obżartym paznokciem na niezarośniętym policzku.

- To samo można zrobić z inną bronią miotaną - dodała kunoichi, zdezorientowana milczeniem Tabu.

- Nie zdążysz - powiedział krótko posiadacz afro. - Zanim zrobisz pieczęć potrzebną do wytworzenia wiatru, broń doleci już na miejsce. Chcę, żebyś sobie uświadomiła, że nie jesteśmy w jakieś tam japońskiej kreskówce, gdzie kunai lecą w zwolnionym tempie! To jest beznadziejne, panno Asase, proszę wymyślić coś innego!

- W sumie ma pan trochę racji - odparła dziewczyna, opuszczając służalczo głowę. - Dziękuję, że pan po mnie jedzie, to zawsze mnie motywuje.

„Czy ją prąd potrzepał? - myślał Kankun, siedzący na trawie obok Erikku. - „Jak można się tak płaszczyć przed drugą osobą? Albo przyznawać się do błędu? To grozi tragedią! Hańbą! Czy ona nie ma godności? Dobra, nieważne, może w jej przypadku to jedyne wyjście? MNIE tam nic nie grozi."

„Wężowiec",o ile konflikty z rówieśnikami były dlań chlebem poprzednim, rzadko miewał kłopoty z nauczycielami, choćby najostrzejszymi. Nic dziwnego - zwykle rozumiał pytanie i udzielał na nie sensownej odpowiedzi, a jeżeli nie, przynajmniej nie przeszkadzał w prowadzeniu zajęć. Jeśli coś się nie porusza i nie odzywa, trudno, żeby było uciążliwe.

Drugi w kolejce był Keijigoku. Poderwał się z ziemi, pragnąc jak najszybciej zaprezentować nowe jutsu.

- Bo jo żech wykombinowoł, że moga wyciągnąć spod ziemi skamieniałą paprotkę zamiast wyngla.

Smętny, piórokształtny szkielecik, o zapierającym dech rozmiarze – dłoni, przebił wierzchnią warstwę gruntu.

- I co to ma robić? - zapytał zasadniczo sensei.

- Jo jeszcze nie wia, ale pomysł jest.

- Bzdura! Próbuj dalej. To ma przydać się w walce, niszczyć, miażdżyć...

Sczerniała roślinka zwinęła się i wstydliwie ukryła się pod ściółką, skąd wcześniej raczyła się wyłonić.

„Nie najgorsze, ale MOJE jest lepsze" - pomyślał Oroczi i pewnie wyszedł na środek. - „Jeśli zobaczy, jaki jestem bystry, może przestanie się złościć i zapomni o tym incydencie? Może... nawet wcale nie wiedział? Może poznam go lepiej i przestanie się liczyć, że tak bardzo się… zmienił. Może pokaże jakieś interesujące jutsu i zrobi ze mnie dobrego wojownika? Może nawet się zwierzy i będziemy wiedzieli, jak to jest zmienić płeć?"

- Proszę bardzo, Tokagebi. Co na dziś przygotowałeś?

Bladoskóry spojrzał na senseia poważnie i ze spokojem.

- Co potrafię najlepiej to przywoływanie węży. Pan mówił o łączeniu wszystkich posiadanych umiejętności, by stworzyć coś nowego.

„Spójrz,Tabu, co potrafię, ty hermafro... Jak bardzo trzeba się powstrzymywać, by nie myśleć o pewnej rzeczy, patrząc na NIEGO. Nawet zapach Mamataty jest Jin i Jang, pewnie przez używanie damskich i męskich perfum jednocześnie."

- Yhm - odparł Tabu, czyniąc swój odruch zastanawiający.

- Każdy gatunek węża może służyć do czegoś innego. Przykładowo zatrudnię boa dusiciela do unieruchomienia wroga, a później, wypuściwszy afrykańskie nocne żmije, zakończę sprawę, nakazując im pokąsać ofiarę, by ją sparaliżować. Jeszcze przywołam innego summona, żeby walczył z przeciwnikiem, jeśli nie dopadnie go boa...***

- Chwileczkę. Afrykańskie gady? To dlaczego nie na przykład mamby czarne? - przerwał Mamatata.

- Przecież... One zabijają - odparł Oroczi, zbity z tropu.

- I co z tego? Chyba o to chodzi, nie?

- Ja... - zmieszał się Kankun, patrząc w ziemię.

- Dobrze, Tokagebi, spróbuj mnie tym pokonać.

„Nawet, jak się pomylę, nie powinien mi nic zrobić, w końcu to JA, a nie jakaś tam Asase. Po MNIE widać wielką inteligencję."

Izori i Erikku poproszeni zostali przez Mamatatę o oddalenie się na bezpieczną odległość. Polana została oczyszczona do pojedynku. Drzew było niewiele, więc musiało się toto odbyć głównie na ziemi. Tym lepiej dla Kankuna.

Bez wykonania żadnych pieczęci i uszkadzania skóry "wężowiec" przyłożył do gruntu rozcapierzoną dłoń.

Pod stopami chłopaka pojawił się łeb gada, potem walcowaty tułów; w miarę wyłaniania się summona z niebytu Kankun był coraz wyżej, przypominał pomnik na rosnącym cokole.

W końcu Maguda pokazała się w całej okazałości. Cętkowane, fioletowe ciało, krótki pysk, jadowicie pomarańczowe oczy. Gadzina zatrzepotała w powietrzu rozdwojonym ozorem, tuż przy twarzy Mamataty.

- Och, witaj, kogo dziś załatwiamy naprawie - śmierć? A cóż to za wspaniały zapach? Czuję Bonda i Masumi – równocześnie - syknęła cicho, zwracając się do Tokagebiego. Zachichotała.

Kankun uśmiechnął się mimowolnie,trącając ją żartobliwie podeszwą. Zeskoczył z głowy gada.

- Ach, to ON - czarno nakrapiane zwierzę zwinęło się w gotowości do gryzienia. Albo pełznięcia. Do czegokolwiek.

Pojawiły się też inne węże – jeden wielki i gruby, w sześciokątne plamy, nie tak duży jednak jak Maguda, inne maleńkie i zwinne, znaczone zygzakowatym deseniem.

Oroczi nakazał Magudzie zostać przy sobie. Reszta zróżnicowanej rozmiarowo menażerii, poruszająca się w myśl wykrzykiwanych przez przywołującego poleceń, uderzyła na Mamatatę.

- "Łap go!"- krzyczał Tokagebi do boa, który się nazywał Chiba.

- "Gryź go!" - to było skierowane do stada małych „Caususów", które, tworzące z początku zbitą grupę, rozpełzły się na boki, by trudniej je było unieszkodliwić.

Sensei nawet nie próbował zmierzyć się z nadciągającą falą zwierząt. Po prostu skoczył. Pięknym łukiem poszybował ponad boa dusicielem, ponad nocnymi żmijami,które to gady bezskutecznie próbowały go pochwycić pyszczkami, stając na ogonie...

Kankun był zmuszony się cofnąć. W jego duszy zagościł niepokój. Nie wiadomo było, dlaczego. „Przecież to tylko ćwiczenia."

Nie zdążył zadecydować, co należy zrobić, kiedy Mamatata jednym susem znalazł się tuż przy nim.

Maguda, widząc osłupienie przywołującego, sama rzuciła się na jounina, który wyszarpnął broń. Człowieczek z afro wykonał cztery salta z półobrotem, uchylając się przed ciosami ogona.

- Niezła popisówka. Nie gorsza niż w cyrku - pomyślała Maguda. - Ależ on majta tymi nóżkami w powietrzu. Do tego ma białe spodnie - zaczęła się dławić w zduszonym rechocie. Nagle... zaczęła kręcić łbem. Wyraźnie straciła straciła przeciwnika z oczu.

- Summonowi - wężowi nie wolno atakować bez polecenia. Wiesz, że to jest zabronione? - warknął Tabu, zachodząc ją od tyłu. - Takie jest prawo! Prawo Węża****. Chyba kojarzysz, prawda?Może przestałabyś się... głupkowato uśmiechać? - Podciął jej gardło. Zamiast krwi z rany wysączył się dym. Zaczęła znikać, jakby była z proszku, który właśnie się rozsypywał. - Jeszcze raz taki numer i powiem Mandzie, co wyprawiasz.

Zanim rozpłynęła się w powietrzu, wyglądała na bardzo zestresowaną. Kankun byłby głośno zaprotestował w związku z takim traktowaniem swoich zwierząt, ale wiedział, że Magudzie nic nie będzie. "Skupię się raczej na ponowieniu ataku."

Tabu, kiedy skończył z Magudą, zaczął psychodelicznie iść***** w stronę Kankuna. W pewnej chwili znów zniknął. Tokagebi z niepokojem rozejrzał się, straciwszy przeciwnika z oczu.

„Muszę zawołać inne węże."

Nagle, cóż to? Nie mógł ruszyć językiem. Słowa, powstałe w mózgu, nie przedostawały się na zewnątrz.

Co się dzieje? Świat zawirował. Oroczi leżał na brzuchu przydepnięty ciężkim butem, pod podeszwą którego tworzył się właśnie wielki siniak. Nad uchem chłopak usłyszał jadowity syk. Nieswojego pochodzenia.

- Głośniej się nie dało rozprawiać o swoich planach pokonania mnie? Masz problem, Tokagebi. Kierujesz swoimi zwierzakami za pomocą mowy. A teraz, dzięki najprostszemu genjutsu - Jutsu Wygłuszenia******, zwanym pospolicie Mordokleją, nie zrobisz już nic. Nie wszystkie summony są skłonne łamać Prawo Węża, wiesz co się z nimi dzieje, jak się je na tym złapie? Powinieneś lepiej pilnować tej swojej Magudy. Chwileczkę... są takie rzeczy, które mógłbyś teraz zrobić. Uskoczyć na bok, umknąć przed moim atakiem, sparować mój cios, albo wydostać się spod mojej stopy.

Kankun napiął się z całej siły, by uczynić chociaż to ostatnie, ale nie był w stanie.

- Proste, prawda? Mógłbyś wyszarpnąć kunai, obrzucić mnie shurikenami... Mógłbyś, ale to tylko hipotetyczne.

„Co znaczy hipotetyczne?"

- Jesteś za słaby. Za powolny. Zupełnie nie zwracasz uwagi na taijutsu. Wężami się wszystkiego nie załatwi. I co, nadal jesteś taki cwany? Myślisz, że jesteś nie wiadomo kim, że masz świetne pomysły, a tak naprawdę jesteś... najgorszy ze wszystkich. Twoje ciosy są słabe, podczas porannych biegów pierwszy się męczysz, do celu docierasz zawsze ostatni. Nawet zdychający winniczek się tak niemrawo nie porusza.

Chłopiec wytrzeszczył oczy.

- Dalej się będziesz zajmował tajemnicami innych, zamiast swoim własnym życiem, dość nieudolnym zresztą? Twoje ciało jest chude i zaniedbane, nie może sobie poradzić z tą techniką, mimo wszystko nie najgorszą. Nie szkodzi, że nie byłeś w Akademii. Większość zwykłych obywateli, przy obowiązkowych szkoleniach******* opanowuje bez problemu szybkie poruszanie się - ciągnął Tabu - sensei. - Słyszysz? Jesteś NAJGORSZYM PRZYPADKIEM, z jakim się spotkałem.

Zapiekło, tym razem mocniej.

– Jakieś uwagi? Aha... Byłbym zapomniał - muszę najpierw uwolnić cię z genjutsu. - Mamatata prawą ręką, lekceważąco i w pełni pogardy, dotknął twarzy ucznia; lewą sformował w pieczęć.

Tokagebi poczuł jak język mu się rozwiązuje. Dziwna sprawa, bo fizycznie nic tam splątane nie było. "Muszę coś powiedzieć, dlaczego nic nie mówię?" - pomyślał. W gardle, pod białą skórą, gromadziły się hektolitry łez. - „Nie będę się rozklejał przy tej... hermafrodycie." Powstrzymał się, z całej siły.

- Nie ma zastrzeżeń? W takim razie dziękuję za uwagę - rzekł sensei.

But ustąpił.

Kankun otrzepał się jak kura uwolniona spod łaski koguta. Zacisnął kły, czego nie było widać, bo zacisnął także usta. Klarowność postrzegania zaślepiła wizja wielkiej kostuchy ucinającej senseiowi łeb.

- Wymyśl coś, co będziesz w stanie wykonać. Szczerze mówiąc, z tak marnymi warunkami fizycznymi masz niewielkie pole manewru – powiedział jeszcze Tabu, po czym odstąpił od leżącego Tokagebiego, nie zwracając już nań żadnej uwagi. Wydał polecenie, żeby znaleźć inne rozwiązania i zniknął w obłoku dymu.

„Wężowiec", podnosząc się, czuł wyraźny ból, w każdym miejscu uderzenia. Jeszcze nie mógł otrząsnąć się z szoku. Co temu człowiekowi do łba strzeliło? W zwykłej szkole przecież... nie wolno...

W pewnej chwili poczuł szturchnięcie w ramię. Usłyszał współczujące:

- Ale cię zjechał.

- Nic ci się nie stało? To podchodziło pod molestowanie.

Erikku i Izori. Nic dziwnego, że nie zauważył wcześniej ich nadejścia, pod wpływem osłupienia przestał zwracać uwagę na otoczenie.

„Oni także padli ofiarą krytyki. Dlaczego wydają się być niewzruszeni? Po Bólu przecież przychodzi Nienawiść i Niechęć, a nie Radość i Determinacja."

Mimo ponurych myśli poczuł przemożną chęć pokazania, iż wszystko jest w porządku.

- Mnie nic nie jest - powiedział bezbarwnie, usiłując brzmieć jak najbardziej wiarygodnie.

- Nie mam pojęcia, co teraz zrobimy. Nie mam żadnego pomysłu - zaczęła lament Izori.

- Jo też ni. Paprotka się nie spodobała - dodał jej towarzysz.

- Spokojnie. Obserwowałem wasze umiejętności i mogę wam pomóc - odezwał się Oroczi, w jednej chwili dumnie się prostując. Spojrzeli na niego jak na bóstwo. Widocznie mu się podobało, bo nie oponował.


-------------


*W oryginale takie zadania raczej nie występują. Kopiuje się to, co powie belfer. Więc w relacji do dotychczasowych rozwiązań to wydaje się innowacyjne.

**Można w mandze i anime natknąć się na coś podobnego. Oczywiście dowiedziałam się po fakcie. Jednak zarówno pomysły Izori jak i Erikku, zostały ukształtowane przeze mnie ( tak, by pasowały do reszty)

*** Czy Orochimaru zrobił kiedyś coś podobnego? Możliwe, nie wiem, kogo to obchodzi. :P No bo co można zrobić z wężami?

**** O, ciekawa rzecz. O summonach - wężach nie wiemy nic, co daje nam duże pole do interpretacji.

***** Znane głównie z filmów grozy. Prześladowca idzie wolno i nieubłaganie w stronę ofiary, w tle przerażająca muzyka.

****** Nie ma tego w oryginale, chociaż nie zdziwiłabym się, gdyby się pojawiło, a ja nic bym o tym nie wiedziała.

******* Logiczne, żeby były. Więc u mnie są. Tam - wątpię.






o c e ń     u t w ó r

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.

s t a t y s t y k a

śr. ocen : 0.00
il. ocen : 0
il. odsłon : 1059
il. komentarzy : 0
linii : 189
słów : 2820
znaków : 15108
data dodania : 2010-03-02

k o m e n t a r z e

Brak komentarzy.

d o d a j    k o m e n t a r z

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.



p o l e c a m y

o    s e r w i s i e