FanFiction.pl wiersze poezja serwis poetycko - literacki

u t w ó r


kategoria : / /



"Kankun" nie znaczy kompletnie nic (Naruto fanfic) -- Notka 9 - Na nowej drodze życia

a u t o r :    Neonka


Późnym rankiem Kankun szedł niemrawo przez spalone słońcem ulice Konohy, marząc, by jak najszybciej znaleźć się gdzie indziej, najlepiej w chłodnych, wilgotnych zaroślach.

Na domiar złego...

- Więcej ich, kurwa, mama nie miała? – pomyślał, niemalże dziurawiąc paznokciami wnętrza dłoni.

Droga pełna była LUDZI, którzy, zachęceni piękną pogodą, wylegli tłumnie na dwór. Śmiali się, poruszali zbyt szybko jak na te porę dnia (nocy?), dodatkowo hałasowali, co świdrowało w niewyspanym łebku Orocziego. Przekupki zachwalały swój towar, robotnicy drążyli w poprzek jezdni jakiś rów za pomocą wodnych technik, matki opowiadały głośno o postępach swoich pociech, które z piskiem bawiły się w ganianego. Samotny hydraulik, wielki jak wół, walił kluczem francuskim w pordzewiałą rurę, jakich tysiące wlokły się po ulicach Konohy. Osobnik po pięćdziesiątce, łysiejący i w okularkach, szeleścił półmetrowym zwojem, usiłując go rozwinąć. Inny czytał książkę; nie czyniłby hałasu, gdyby nie czytał jej na głos, prawie wywrzaskując każde słowo. Ci, co bacznie go słuchali, oddawali się żywej dyskusji po każdym akapicie.

„Wężowiec" poczuł niepokój i ściskanie w gardle. LUDZIE znajdowali się dosłownie wszędzie. Nie było szans ich uniknąć.

Przy budzie z żarciem stała grupka dowcipkujących w najlepsze młodych shinobich. Byłby ich wyminął jak najszerszym łukiem, gdyby nie to, że spostrzegł wśród nich swojego kuzyna. Ten już machał doń ręką, szczerząc analogiczne do Kankunowych kły.

- Kankun, bój ty się bogów, co tam u ciebie?

- Cześć – uśmiechnął się blado Oroczi.

Ronin Tzuchinoko* zupełnie nie przypominał swego brata ciotecznego, bardziej Katane Tokagebi – miał również ciemną skórę i spłowiałe rudobrązowe włosy, co nadawało wrażenia lekkiego brudu i zamiłowania do przygód.

- Widzę, że ty... Masz opaskę Wioski Ukrytej w Liściach! Jak to się stało? – Podszedł, dźgając go szczupłym palcem w czoło. Blacha zadźwięczała.

- Długo by opowiadać – odparł „wężowiec" wymijająco.

- Co się porobiło... Kankun shinobim... Świat staje na głowie! Nieważne. Co najpierw chciałem... Chciałem ci pokazać nowe jutsu!

Ronin odszedł kilka kroków od krewnego, pochylił głowę, jak artysta kiedy się kłania. W tej pozycji też rozpłynął się w powietrzu. Powstała mgła. Kankun widział wcześniej coś podobnego. Utsusemi no Jutsu**, polegające na emisji swego głosu z kilku stron naraz. Służy dezorientacji przeciwnika i, jak większośc tego typu praktyk, najszybszemu go uśmierceniu. Nie wiadomo było, z którego miejsca mógł nastąpić cios.

W powietrzu brzmiał tylko dźwięk mowy Ronina:

- Utsusemi no Jutsu. Widzisz? Niby zwykłe, a zobacz, do czego może się przydać.

– Można na przykład... wykonać kawałek „}}Bohemian Rhapsody{{" ze wszystkimi chórkami*** – odezwał się głos z lewej strony.

- Słuchaj - dodał inny, niosący się z prawej.

- "}}Is this a real life? Is this a fantasy?{{" – zabrzmiały razem w charakterystycznej melodii, podobnej do ruchu rozwijającej się rośliny. – „}}Caught in a landslide. No escape from reality. Open your eyes. Look up to the skies and see{{"...

- "}}I'm just a poor boy, I need no sympathy{{" - wtrącił się trzeci, bardziej wyrazisty. Nadal był to głos krewnego, ale inaczej modelowany.

Kankun parsknął śmiechem.

- A zabiłeś tym kogoś? - zapytał żartobliwie.

- Ba! - odparł Ronin którymś ze swoich głosów. Inne nadal wypełniały tło muzyką. - Kilku przeciwników stratowało się nawzajem, bo próbowało dopchać się po autograf. Myśleli, że mają do czynienia z samym Fredim Mercurym - zaśmiał sie tubalnie. - Słuchaj... „}}Mama, just killed a man, * put a gun against his head * Pulled my trigger, now hes dead (...){{" - wykonanie zaczęło wyślizgiwać się kanonowi, stawało się powoli własną parodią, skowytem potępionej duszy.

- To ja już wiem, jak tym mordujesz! Umieram... - dławił się w rechocie słuchacz. Trzymał się za brzuch, ze śmiechu upadł na kolana i zaczął wić się jak wąż.

- "}}Oh mama mia, mama mia, mama mia let me go...{{"– to już nie były dwa ani trzy głosy! Pośród delikatnej mgiełki Utsusemi no Jutsu płynęło ich ze dwadzieścia; do tego jeden, spiczasty, naśladował gitarę, a drugi, perlisty - pianino.

- No to Fredi ci zazdrości – wydusił Oroczi, ledwo stając na nogach. Na dobre pozbył się ponurego, gotyckiego nastroju. - A umiałbyś chór gregoriański... To znaczy może być inny, byle tylko wszystkie głosy śpiewały tę samą linię...

- Proszę bardzo. Nic prostszego.

- „}}Gaudeamus igitur{{"...

- „}}Iuvenes dum sumus{{"...

- Niesamowite....Dwanaście ścieżek naraz. Pomyśleć, że większość shinobich używa jutsu tylko do trzaskania się po mordach – uśmiechnął się Tokagebi.

- Kankun, zawsze byłeś pragmatyczny.

- Słuchaj, Ronin, a gdybyś zaśpiewał teraz kawałek „}}Waiting for the worms{{" Floydów? Wodzącym robisz główny wokal, ten od Watersa, a resztą jedziesz z chórkami...

- Jakim wodzącym? - Ton głosu Ronina nagle się zmienił. Na mocno zdziwiony.

- Przecież jeden zawsze się różni. Ten, co słyszę za mną.

- TY TO SŁYSZYSZ?

- No, tak. Co w tym dziwnego?

- Słyszysz, gdzie ja jestem?

- A jesteś tam?

- Chyba faktycznie twoim przeznaczeniem było zostać shinobim. A tak się wzbraniałeś...– powiedział szatyn, ukazując się na nowo.

- Nie chcem ale muszem, jak powiedział Wałęsa – odparł brunet.

- Kto jest twoim sensei?

- Nie pamiętam dokładnie. Jakiś Babu Staraszmata... - zastanowił się „wężowiec".

- Chyba Tabu Mamatata****! Jeny, naprawdę?

-Tak.

Ronin przyjął wyraz twarzy bardziej złośliwy i tajemniczy. Możliwe, że nawet drapieżny.

- Wiesz, że ten człowiek...- zaczął.

- Coś z nim nie tak? Ostry jest? – zaniepokoił się Oroczi.

-To też, ale... Nie o to chodzi... On... Zdradzę ci pewną tajemnicę.

- Mam się zacząć obawiać? – zapytał poważnie Kankun.

- Nie... Niekoniecznie. ON ZMIENIŁ PŁEĆ – szepnął kuzyn.

- Co? - usta Tokagebiego ukazały całą swą szerokość - widać było wszystkie zęby; a gadzie oczy zrobiły się okrągłe jak talary.

- Tak, tak – ciągnął Tzuchinoko. – ON był NIĄ dwa lata temu,a teraz...

- Jest NIM?

- Zgadza się – zaśmiał się kasztanowowłosy.

Zaaferowany Kankun zaczął nerwowo skubać brzeg kieszeni, z której wystawał kunai.

- Widziałeś GO jako JĄ? - pytał tonem, jakby właśnie odkrył grobowiec chińskiego cesarza pełen skarbów, jak klejnoty czy gliniane wojsko; i próbował dostać się do środka.

-Tak.

- Jak wyglądała?

- Prawie tak samo - wzruszył ramionami szatyn.

- Jeej - fascynował się „wężowiec". W sumie był tolerancyjny dla wszystkich odszczepieńców, w końcu sam się do nich zaliczał; starał się więc nie parsknąć śmiechem na widok jakiegoś dziwactwa... Starał się.

- Co on TAM ma? - sondował najostrożniej, jak tylko potrafił.

Mina kuzyna stała się jeszcze bardziej uroczysta.

- Tego nikt nie wie - powiedział Ronin Tzuchinoko. – A teraz sorki, idę na trening. Ekipa, widzę, już się zmyła. Ty też idź, bo się spóźnisz, a ON tego nie lubi.

- "ON? To była ironia?" - pomyślał Kankun. Nie miał interesu w nieprzychodzeniu na czas ( ciekawe, kto jeszcze NIE MIAŁ INTERESU?). Zwłaszcza, że pragnął jak najszybciej dojrzeć to cudo. Ruszył, teraz osamotniony, próbując nucić coś pod nosem. „}}Mama mia, mama mia...{{" Czy może Mamatata?



----------------------------



*Oczywistym jest, iż ta postać jest moim własnym wymysłem.

**Technika ta występuje w oryginale, posługują się nią ninja Wioski Dźwięku (czyli tej ZUEJ, bo to poplecznicy Orochimaru). Opisałam już, na czym polega, drugi raz tego nie zrobię.

*** Nie mam pojęcia, czego słuchają bohaterowie "Naruto". Dopilnowałam, żeby repertuar im się trochę poszerzył.

**** Takich cudów też w m&a nie uświadczysz. Podobne, może trochę... ale takich nie.






o c e ń     u t w ó r

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.

s t a t y s t y k a

śr. ocen : 0.00
il. ocen : 0
il. odsłon : 1257
il. komentarzy : 0
linii : 140
słów : 1491
znaków : 7951
data dodania : 2010-02-25

k o m e n t a r z e

Brak komentarzy.

d o d a j    k o m e n t a r z

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.



p o l e c a m y

o    s e r w i s i e