FanFiction.pl wiersze poezja serwis poetycko - literacki

u t w ó r


kategoria : / /



"Kankun" nie znaczy kompletnie nic (Naruto fanfic) -- Notka 7 - Pięć na cztery, trzy na trzy

a u t o r :    Neonka


w s t ę p :   

Ten rozdział został w połowie napisany przez drogą Kimi. Dzięki Ci, Kimi, masz talent, pisz!



u t w ó r :

...nagle zniknęły sploty, tak samo jak uciążliwe widmo Sannina. Plop! Kankun pozbawiony oparcia ze strony zielska, rozpłaszczył się na ziemi jak żaba. Szatynka I, ta, która dotychczas wspomagała chakrą duszę Orochimaru, leżała nieprzytomna, reszta dziewczyn stanęła w szyku bojowym. Naprzeciw nim...

- Proszę bardzo. Ichizori, Juuso, Oni i Abuni – powiedziała Sakura Haruno*, zerkając spode łba. - A to, co leży, to chyba Kia. Nie podam waszych nazwisk, bo ich kurwa nie wymówię.

- Co wy tu robicie? – zapytała Hinata miłym i cienkim głosikiem, w którym gościł wyrzut. Rozdęte żyły na skroniach wskazywały, iż aktywowała swą mityczną broń – Byakugana.

- Do tego już doszło! Wstydźcie się! Byłyście najlepszymi uczennicami w Akademii - moralizował Siódmy Hokage Naruto Uzumaki. - Co wam do głów strzeliło? Myślicie, że wszystko wam wolno?

„Najlepsze uczennice Akademii? Od razu widać było, że fizyczne" – pomyślał Kankun.

Gondaime Tsunade nie powiedziała nic. Zirytowana chakra wewnątrz już płonęła. Szafirowe kryształki sypały się ze ścian, wzburzone zagniewaną pięścią kobiety.

Kondukt odsieczy zamykał Konohamaru, najmłodszy z całej piątki, ale to nie znaczy, że „smarkaty". Wyrósł na młodzieńca na tyle przystojnego, aby posiadać własną grupę Piszczących Fanek, z czego się w duchu nawet cieszył, oczywiście nie przyznając się nikomu do tej radości.

- Wiecie, co próbowałyście zrobić. I wiecie, co to oznacza - rzekł. Jak zawsze był pełen determinacji.

- Akuratnie wiemy. :D - odparła Brunetka. Maska opadła, odsłaniając całkiem ładną, okrągłą twarz.

- Teraz wy spróbujcie... :} - wtórowała jej Szara (jak Kakashi)

- ...cokolwiek zrobić. :P – Szatynka II wywaliła język na całą długość, by jak najlepiej podkreślić fascynację swym idolem.

- WY spróbujcie - rzekła Sakura, uginając kolana, szykując się do ataku.

I zaczął się ciąg ciosów.

Uników.

Świszczały kunai i shurikeny.

I nie tylko. Pofrunęła także siekiera.

I sztuczna szczęka.

Dwie grupy - zielona i kolorowa zderzyły się się z głośnym szczękiem, tworząc jedno zbiorowisko, momentalnie tonąc w oparach bomb dymnych ciskanych przez Grubą i w prochu tłuczonych krysztalików.

Kankun jeszcze poniewierał się na ziemi. Raz po raz wytrząsał z kołnierza odłamki szafirów i obserwował, jak dużo ma zadrapań. Mimo, iż róże okazały tylko iluzją, rany były jak najbardziej prawdziwe. Jednak obrażenia okazały się powierzchowne; wyglądały na znacznie poważniejsze, niż faktycznie były.

Walka zaś trwała w najlepsze. Co można było wnioskować już tylko po dźwiękach, bo widoczność została ograniczona przez chmurę kurzu, rozrastającą się z każdą sekundą.


+++


Sakura zorientowała się, że jest sama, oddzielona od reszty. W tle, gdzieś daleko brzmiały odgłosy walki, a ona – tradycyjnie rzuciła się w pogoń za najbardziej ruchliwym i złośliwym wrogiem. Unikanie konfrontacji ze strony przeciwnika jeszcze bardziej działało jej na nerwy. „Kiedyś była fujarą, teraz nie popuści". Kręciła głową na wszystkie strony, by ujrzeć w zawiesinie mieniącego się pyłu choć zarys zielonej sylwetki.

Nagle... co to za technika? Mgła rozrzedziła się, ustępując miejsca odmiennej rzeczywistości; przybrała też inną barwę. Sakura została otoczona przez rząd luster ( obrzeżonych ramami w pentagramiki i w jakieś gotyckie koronki ), które odbijały w całości jej postać. Tylko, czy to była ona...? Różowowłosa dostrzegła, iż każde z jej odbić ma za wysokie czoło, nos krzywy jak klamka od zakrystii, oczy duże i wyłupiaste jak u żaby. Coś tu nie pasowało. Widziała siebie nie taką jaką była, tylko taką, jak wydawało się jej być, dawno temu, kiedy była jeszcze nastolatką. Nie tak dawno...

- Większość Konoszan to chamy i pieniacze. Zacietrzewione, czerwone ze złości, wciskające nos w nie swoje sprawy kreatury. I TY do nich należysz moja droga – rozległ się damski głos. Sakura rozpoznała jedną z Szatynek, tą, co jeszcze nie leżała powalona na parkiecie. Czyli Juuso. - Zaślepieni Wolą Ognia, nie uznają żadnej innej religii. Chodzą do świątyni, a później grzeszą, jak wszyscy inni... W Kraju Żelaza** nikt nikomu nic nie KAŻE. Jak się umawiasz, nie musisz przychodzić , jak nie masz ochoty, nie odpowiadasz dzień dobry, jak jesteś smutna, nikt nie drąży tematu, każdy każdego toleruje, jesz, co chcesz, robisz, co chcesz... Tam właśnie odchodzę, tu mi się nie podobało, nigdy. :/

Sakura faktycznie się zirytowała. Już wyciągnęła pięść, gotowa, posiłkując się chakrą zgromadzoną w mięśniach, zakończyć pojedynek poprzez wbicie przeciwniczki w ścianę, kiedy... Była zmuszona się powstrzymać. Po pierwsze, nie widziała, gdzie tamta się znajduje. Po drugie...

- Już się złościsz. Już chcesz mnie uderzyć. Tylko dlatego, że nie uznaję tego kraju i religii. Widzisz, jaka jesteś nietolerancyjna? :} - Głos stał się bardziej wyniosły.

Panna Haruno, mimo dwudziestu siedmiu lat na karku poczuła się jak nieposłuszne dziecko karcone przez ciotkę.

- Nie możesz mieć pretensji, że zmieniam sobie kraj na inny. Skoro ten jest takim gównem? Kłócący się rząd, nieudolny Hokage kłócący się z rządem. Skorumpowani mnisi mieszający się w sprawy rządu. :]

- "Jak śmiesz?" - pomyślała Sakura. Nie wiedziała, co powiedzieć.

- Sakura, to złudzenie! Jutsu Krzywego Zwierciadła! Jak coś jest średnie, ono zamienia to na chujowe - czyjeś wołanie przedarło się przez iluzję. Był to sam Hokage – Naruto.

- „Wiem" - odpowiedziała w myśli.

- Czytałem o tym. Nie słuchaj, po prostu wal!

- Nie takie cuda już oglądałam - odparła. - Jeśli chodzi o zarządzanie Wioską, to naprawdę robimy, co możemy. A ty... jesteś dość typowym przypadkiem - zwróciła się do Szatynki. - Któremu niewiele się podoba, na tym łez padole, choćbyś jenami obsypał.

- Nie, ona z nią dyskutuje... - przez genjutsu przedostał się drugi głos, cichszy. Sakura rozpoznała swą koleżankę – granatowowłosą, o oczach białych jak mgła, zdolnych przeniknąć nie tylko dymy, ale również ściany i spore odległości - Hinatę Hyuugę.

Kunoichi odruchowo obróciła się, spodziewając się dostrzec przyjaciół; wzrok jej napotykał jednak tylko ciemnoniebieską mgłę, lustra i groteskowo wykrzywioną siebie. Schwytana w genjutsu nie mogła widzieć tego, co jest poza nią.

- Jeśli nawet nie jestem ideałem. Nie widzę sensu zmieniać się dla ciebie, skoro TY nim nie jesteś - rzekła spokojnie Haruno, zwracając się do Juuso.

Jedno z luster zafalowało. Tafla przez moment drgała jak galareta, po czym uspokoiła się na nowo.

- Ja nie muszę nim być, bo jestem poza prawem i poza religią. Nie muszę sobie stawiać żadnych wymagań. Za to TY tak - zaśmiała się Szatynka. - Widzisz, że twoja religia jest głupia, skoro nie jesteś w stanie spełnić jej wymagań... A Kraj Ognia... Co za idiotyzm. :/

Sakura zwiesiła głowę, a rozpuszczone, świńskoróżowe włosy zasłoniły jej twarz. Wyglądała, jakby płakała, bo jej boki zaczęły drgać jak przy szlochu. Kiedy znów podniosła twarz, okazało się coś zgoła innego. Sakura dławiła się w zduszonym rechocie. - Wygadałaś się, czy masz jeszcze jakieś pomysły? Ten idiotyzm wykształcił cię i dawał ci jedzenie, ten idiotyzm dał ci przyjaciół. Ale teraz to pryśnie! - wrzasnęła Sakura, w jednym momencie łącząc chakrę ciała i umysłu, tłukąc pięścią jedno z luster. Wraz z nim rozpadły się inne. - A teraz ponieś konsekwencje swojej Decyzji. - Granatowa mgła zmieniła się w proszek, który sypnął się, ujawniając sklepienie i ściany szmaragdowej jaskini. Sakura z radością zauważyła, że w powietrzu nie ma żadnej zawiesiny. Że widzi Fankę Orochimaru w całej swej posępnej okazałości. - Powinnaś sobie postawić choć jedno wymaganie. Zacząć wreszcie myśleć i przestać pogrążać się we własnej iluzji. - Chwyciwszy ostatnie z ocalałych luster, przeciągnęła palcem po tafli, która wyprostowała się. Młoda kobieta rzuciła się do biegu, w jednej ręce dzierżyła zwierciadło, niby tarczę, drugą sformowała w gest typu: „Z Wegetą smakuje lepiej" czyli kciuk i palec wskazujący tworzący koło. - Nie musisz mi odpowiadać „do widzenia". W lustrzanym odbiciu ukrycie! - rzekła, podtykając Szatynce lustro pod sam nos. Tamta krzyknęła, wydawało się, że zwariowała, bo zaczęła trząść się jak w febrze, potem upadła, nie podnosząc się więcej.

Po prostu różowowłosa odwróciła technikę, ukazując Juuso jej prawdziwą postać, bez żadnych wykrzywień. Odbicie musiało być gorsze niż zdeformowana Sakura.

- Już? - zapytał Uzumaki. Szatynka leżała obok, nie poruszała się. (Sakura wiedziała, że z jego punktu widzenia starcie nie stanowiło żadnego widowiska. Tylko dwie osoby stojące nieruchomo naprzeciw siebie i obrzucające się obelgami. Królestwem, w którym rozegrała się walka, był umysł.)

- Tak - odparła. Zastanawiała się, jakim cudem ją, zwaną Różowym Potworem, mogła zatrzymać tak marna iluzja.

- Co tak długo? Czemu z nią gadałaś?

- Musiałam... trochę ją zmęczyć. Wiesz, że każde utrzymywanie genjutsu żre chakrę? Dziewczyna wytworzyła za dużo tych swoich widmowych szkiełek. Nikt nie jest w stanie dłużej tego wytrzymać.

- Racja. W takim razie pospieszmy się, bo zostały nam jeszcze TRZY.

- Kto z nimi walczy?

- Hinata – właśnie dołączyła, do tego Tsunade i Konohamaru.

- A gdzie jest Kankun?

- Kankun, ten dzieciak? Gdzieś się pałęta, po drugiej strony tej kurzawy – Hokage wskazał na kłębowisko, które ich nie obejmowało, lecz skutecznie uniemożliwiało obserwację.

- Pamiętaj, nie możemy stracić go z oczu.

Ruszyli w stronę miejsca, gdzie pył się jeszcze unosił. Nim wmieszali się weń na nowo, dostrzegli dwie postacie, w małej odległości od siebie nawzajem, pojedynkujące się na granicy widzialności.


+++


„Wyeliminuję ten pierdolony Byakugan, bo laska widzi nas mimo zasłony dymnej" :( – krzyczała piskliwie jedna z osób. Druga tylko westchnęła i popędziła w stronę rywalki, usiłując wymierzyć jej cios. Nagle zatrzymała się i zaczęła oglądać swoje ciało, jak osoba, która uwalała się farbą lub innym świństwem i chciała stwierdzić, jak bardzo jest brudna. Po czym Hyuuga, bo to była ona, zastygła, jedną rękę trzymając na kroczu, a drugą na piersi, niczym Wenus z obrazu Boticellego.

Z tła wyodrębniały się sylwetki kolejnych walczących, widocznie kurz powoli opadał. Naruto skupił się jednak tylko na Hinacie - dostrzegł, że dzieje się z nią coś niedobrego. Fanka Orochimaru, stojąca naprzeciw Hyuugi, trzymała dłonie ułożone do jakiejś techniki, ale nic się nie działo. Jednak te łzy na twarzy jego lubej, jej drżące ciało, oczy zastygłe nieruchowo w jakimś odległym, niewidocznym dla nikogo innego punkcie - jasne, to następne genjutsu! Co te wszystkie szalone pannice sobie wyobrażają? Szczególnie co ta jedna sobie wyobraża... Hinata nie mogła nawet ruszyć się z miejsca, ta iluzja skutecznie ją zatrzymała, z wolna (a może wręcz przeciwnie - w zastraszającym tempie!)piorąc jej mózg. Naruto doskonale pamiętał jak wyglądali ludzie po nieudanej konfrontacji z genjutsu... szczególnie takim dobitnie okrutnym.

- Hinata, nie patrz na to, to tylko iluzja! - ryknął w stronę ciemnowłosej, jednak na niewiele się to zdało. Za żadne skarby nie potrafiła wyrwać się spod katujących jej umysł obrazów.

Wszystkie ograniczenia pękły, a jasność umysłu zastąpiła czarna chmura, wijąca się i zagęszczająca coraz bardziej - „Zabić, zabić Brunetkę! Nie będzie sobie kpić z mojej kobiety!"

Blondyn złożył dłonie, rozrzucając swoją chakrę naokoło pod postacią dziesiątek klonów. Teraz słowo 'panować nad sobą' wymazało się z jego słownika - moc wyciekała na zewnątrz, materializując się na wszelkie możliwe sposoby - czerwona aura połyskiwała na jego ciele, z zadu wystrzelił bulgoczący ogon, a nad głową wyrosło coś na kształt wydłużonego, lisiego pyska. W dłoni już obracał się jasny wir, szeroki i rozłożysty – kształtując się wrasen shuriken. Drąc się wniebogłosy, warcząc wręcz, Uzumaki rzucił się biegiem na niczego nieświadomą Brunetkę. Dziewczyna odwróciła ku niemu spojrzenie, a jej oczy przybrały rozmiar dość pokaźnych spodeczków od filiżanek na tej widok całej chmury energii, jaka zaraz w nią uderzy. Jaskinia zdawała się drżeć pod naporem tylu ciężkich, naładowanych lisią chakrą stóp. Fanka zrobiła jedyną rzecz, jaką nasunął jej na myśl zastygły już niemal z przerażenia rozum - ponownie wykonała technikę, choć nie obyło się bez trzęsących się dłoni. To już tylko ułamki sekund, on zaraz zmiecie ją z powierzchni ziemi. Jutsu nie działa, nie skupiła się odpowiednio... chyba...

Lisie szczęki zamknęły się z głośnym kłapnięciem tuż przed jej osłupiałą twarzą. Rasen shurikeny rozmyły się w powietrzu, a wszystkie klony pękły uwalniając w eter kłęby szarego dymu. Wszystko to w jednej tylko chwili... myślała, że jej ostatniej.

Jej oczy zabłyszczały fanatycznie,gdy wielki Hokage padł u jej stóp, tryskając z nosa i ust obfitą fontanną krwi. W przypływie podniecenia szturchnęła go czubkiem buta. Nic. Jest do niczego.

- Co... co mu zrobiłaś?! - jęknęła przerażona nie na żarty Hinata. Brunetka wróciła do niej wzrokiem, rozciągając usta w wyjątkowo podłym, szerokim uśmiechu:

- To samo co tobie, kochanieńka. :}


+++


Hinata zastygła w bezruchu zaraz po tym, jak Naruto zwalił się na ziemię doświadczając tej samej iluzji co ona. Genjutsu było tak wyraziste... i te piersi! Rozbroiłyby każdego mężczyznę.

Odruchowo skrzyżowała dłonie na piersiach, złączając też jak najciaśniej uda, byleby tylko nikt nie dostrzegł jej nagości. Zgarbiła się, drżała; mina jej przeciwniczki mówiła wszystko, zupełnie jakby ten podstępny, szyderczy uśmiech wykrzykiwał naokoło: "Patrzcie ludzie, to jedyna okazja, kiedy wasza baloniasta Hinatka pokazuje się cała golutka publicznie! Patrzcie i podziwiajcie!"

Mimo iż wszyscy byli zajęci walką, Hinata wręcz czuła ich spojrzenia - ktoś dłużej zatrzymał wzrok na jej pośladkach, Sakura szydzi z jej dużych piersi, ten białoskóry chłopak wędruje spojrzeniem na jej krocze... nie, nikt przecież nie patrzy! Oni są zajęci,oni muszą się bronić przed tymi szalonymi, podobnie ubranymi pannicami. Ale wstyd nie mijał.

Brunetka oparła dłoń na biodrze,rechocząc triumfalnie. Nie przypuszczała nawet, że tak łatwo jej pójdzie z tą panienką. Co oni sobie wyobrażali przysyłając ją tutaj? Że osobniczka, znana z tego, że jest najsłabsza z klanu Hyuuga, zdoła choćby zadrasnąć skórę wiernej Fanki wielkiego Orochimaru? Żałosne. Przy sile miłości truchleje nawet to ich wspaniałe kekkei genkai, a szacunek, którym się cieszą, chowa się kąt.

- Ja... ja... - mamrotała Hinata, próbując przebić odgłos potężnego szumu, jaki zasiał śmiech Brunetki pod jej czaszką. Kompletnie straciła jasność rozumowania, był tylko dziki ryk, wołający o jej nagości i tak uparcie wywlekający na wierzch wszystkie słabości. Było zdecydowanie za jasno, wszystkie oczy zwrócone na nią płonęły chęcią pomacania choćby kawałeczka tego jędrnego ciałka. Nie, ona nie chce go pokazywać, to ktoś inny zrobił. To nie jej wina, poza tym kto na to patrzy?

- Nawet słowa nie możesz powiedzieć!I ty chciałaś zostać ninja, dziewczyno? Zlituj się i uciekaj do domu, oczy mnie bolą od gapienia się na ten czerwony ryj. A te cyce.... fuj! :} - Brunetka wgryzała się coraz głębiej, kąsając każdy kawałeczek dumy Hinaty. W dodatku ani na chwilę nie odrywała od rywalki wzroku, chcąc jeszcze bardziej ją pogrążyć. Niech ofiara wreszcie padnie...

Hyuuga zrobiła jeden, niepewny krok naprzód. „Nie jesteś naga, nie jesteś naga" - powtarzała uparcie w myślach, chcąc przekonać samą siebie. - „To tylko iluzja, wcale nie jesteś naga, tylko ci się tak wydaje. Musisz iść..." Bo przecież wokoło wcale nie jest jasno, to tylko ciemna jaskinia głęboko pod ziemią, a widoczność ogranicza pył. Poza tym ktoś czeka na pomoc Hinaty... Nie można pozwolić, by ta okropna dziewczyna drwiła z niej dalej, a szczególnie wolno darować tej brutalnej napaści na Naruto.

Z twarzy Brunetki momentalnie spełzł uśmiech, kiedy dziewczyna zobaczyła, jak jej zwierzyna z wolna wymyka się z pułapki ludzkich obaw. Bo przecież Hinata nie ma bosych stóp, może twardo stąpać po chłodnym podłożu. Może czuć się swobodnie, kiedy jej ciało okrywa miękki materiał spodni i dość szeroka kurtka. Przyjaciele Hyuugi nie widzą nic... Ba, sama Fanka nic nie widzi, chce tylko wmówić przeciwniczce to żałosne kłamstwo.

Brunetka zrozumiała, że jej ofiara nie jest już taka bezbronna. Hinata podniosła oczy, aktywując na nowo swój Byakugan. Nawet bez jego pomocy przebiła się przez cienką, acz sprytnie ukrytą granicę między jawą a iluzją. Nie było innego wyjścia - Fanka obróciła się na pięcie, czmychając w głąb jaskini, między innych walczących, czując na plecach oddech przeciwniczki, która za nic nie daruje jej takiego upokorzenia.

Hinata biegła teraz na oślep, zdenerwowana jak nigdy. Tupot jej kroków niósł się głucho przez kolejne odsłony kurzawy, kontur Fanki Orochimaru był coraz bardziej widoczny, sieć chakry ofiary, widzialna dzięki Byakuganowi, pulsowała, zachęcając Hyuugę do wymierzenia ciosu, nawet takiego śmiertelnego. Powstrzymała się. Zwolniła, doświadczając lekkiego zmęczenia. Nagle poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciła się, dostrzegając swą koleżankę – Sakurę, której różowe włosy sterczały na wszystkie strony, a na policzku kwitł olbrzymi siniak.

- W porządku? Odpocznij, ja się nią zajmę – rzekła tamta, po czym sama w podskokach popędziła za Brunetką, nawołując: „Oni, Oni, masz w zanadrzu jeszcze jakieś genjutsu?" i uchylając się od wyrastających znienacka z ziemi i ze ścian różanych pnączy.

Hinata westchnęła. Faktycznie była zmęczona. Zwłaszcza psychicznie. Rozejrzała się w poszukiwaniu innego wroga.


+++


Oroczi z poziomu parkietu widział tylko połyskujący kłąb kurzu. Kłąb kurzu, który raz po raz kichał i pokasływał. Albo mówił. Popiskiwał jak dziedziczka rodu Hyuuga. Odzywał się poważnie męskim, dojrzałym głosem: „Hinata! Opanuj się. Przecież tak naprawdę nie jesteś goła... To tylko technika iluzji". Lamentował jak pewna granatowowłosa posiadaczka Byakugana: „Co za wstyyd!" Czy pocieszał: „Nie martw się, zapłacą za to. Zobacz." W pewnej chwili zaryczał jak słynny Rasengan; powietrze drgnęło, wzniecając kolejne tumany mieniącej się kurzawy.

Niespodziewanie z zasłony dymnej wyleciał VII Hokage. Nieprzytomne ciało Lisiego Ninja upadło tuż obok Kankuna.

- Hahaha! Sprzedałam mu iluzję nagiej ciebie! – chwaliła się któraś z Piszczących Fanek Orochimaru, zwracając się z pewnością do Hyuugi. - Spójrz, jaka jestem silna. ]:-}

- Bzdura. Po prostu Naruto nigdy nie był odporny na genjutsu. Ups! Po co ja wam to mówię – odparła jej rozmówczyni.

- Nie szkodzi, że Uzumakiemu to się przydarzyło – Kankun rozpoznał głos Tsunade, coraz słabiej brzmiący pośród pyłu, który całkowicie ukrywał kontury bitwy. - Dlatego właśnie jest nas WIĘCEJ! MY jesteśmy.

Kankun podniósł się wolno. Z prawej „zwłoki", z lewej „zwłoki".

- Heej, panie Uzumaki - zawołał niepewnie.

Blondyn nie reagował. Leżał na wznak, w swoim pomarańczowym płaszczyku z motywami ognia (oczywistym, że na misje nie ubierał się na biało), z błogością wypisaną na bliznowatej twarzy, jakby śnił właśnie najpiękniejszy sen.

W tle dominowały odgłosy walki: brzęk stali; świst powietrza; głuche uderzenia ciała o ciało, kości o kość. Tłuczone szafiry podzwaniały pod naciskiem wielu stóp.

- Chodźcie tu, stare krowy! :( - wrzeszczała jedna z Fanek.

- Byakugan!

- Ała, moja ręka! :/ - to był głos Brunetki, charakterystyczny, przesycony fanatyzmem jak gąbka nasączona wodą.

- A masz, za Naruto! - ostry, przenikliwy krzyk Sakury rozdarł powietrze.

- I za stare krowy! - dołączył się drugi głos, bardziej wiekowy.

W naszym świecie zawsze, gdy kobiety się biją, budzi to śmiech. Ale tam na pewno nie było to zabawne. Rozległ się szum, poprzedzony okrzykiem „Fuuton...". To szelest miliardów drobinek pyłu pędzących w jednym kierunku, w niebyt. Dość, że siła podmuchu całkowicie rozproszyła mgłę. Pod nogami Kankuna zawitały płatki róż.
„Żeby chociaż gerbery... Co za kicz"- wzdrygnął się.

Widoczność poprawiła się na dobre.


+++


W tym samym czasie, zaledwie parę metrów od Hinaty, swój bój toczyła Tsunade. Udało się jej zlikwidować zasłonę kurzu, przez co mogła wykonywać sprecyzowane manewry. Na Gondaime natarła wyjątkowo tłusta, ale nie aż tak paskudna przeciwniczka. Właściwie to pierwszy ruch należał tu do Tsunade - widząc, że ma wyraźną przewagę jeśli chodzi o szybkość, wyskoczyła w powietrze przygotowując się do potężnego ciosu. Dziki okrzyknie schodził z jej ust, kiedy miała już zdzielić stopą Grubą rywalkę,stojącą jak kołek pośród innych walczących. Dziewczyna w porę oprzytomniała, uskakując niezdarnie w bok, czując pod nogami wyraźne drgania, kiedy zaledwie dwa metry dalej Tsunade zmiażdżyła stopą fragment dna jaskini. Od powstałego otworu rozeszły się pokaźne rysy, pękając z niemiłym dla uszu kamiennym trzaskiem. Gruba zachwiała się, gdy grunt pod nią nieco się osunął.

- No nieźle, taka stara, a umie jeszcze skumulować chakrę! :] - ryknęła otyła Fanka, nie tracąc ani chwili. Zerwała się do biegu, uderzając całą prawą stroną ciała w przeciwniczkę,dopiero co otrząsającą się po ostatnim ataku. Nie pchnęła jej jednak daleko - Sanninka nie straciła równowagi pod naporem tak wielkiego cielska, tylko obróciła się w locie, szukając zaczepu na ramieniu Fanki. Gruba zamrugała niespokojnie,kiedy celny lewy sierpowy gruchnął jej o policzek. Teraz to nastolatka znalazła się w niezłych opałach. A więc ma do czynienia z wyjątkowo silną, znającą się na taijutsu kobietą. Potarła płonący żywym bólem policzek, rzucając wyzywające spojrzenie rywalce. Czas zabawić się inaczej...

Ułożyła dłonie przed sobą, wsysając chakrę z całego ciała do tylko tych dwóch punktów w dłoniach - kilka wprawnych, przeplatanych ruchów, a technika była niemal gotowa.

- Rozproszenie! :D - ryknęła na całe gardło, wywołując dość komiczny grymas na twarzy Tsunade. Co ona u licha...

Była Hokage utkwiła spojrzenie w prawej dłoni Grubej: dwa złączone palce górujące nad resztą pozaginanych. A potem chwila zrozumienia... Coś wyraźnie obłaziło płatami z jej twarzy, chakra uciekała z wnętrza organizmu, właściwie znikała bezpowrotnie, rozpraszając się w powietrzu.

Tsunade przyłożyła dłonie do policzków. Poruszyła ustami jak wyrzucona na brzeg ryba, próbująca zaczerpnąć tchu. Nie, to nie może być prawda, Fanka nie mogła tego zrobić! Te szorstkie, głębokie bruzdy przecinające twarz Gondaime; skóra naciągnięta siłą na ciało, wystające żyły... Dłonie błądziły po głowie, macały po drodze włosy nad czołem. Kilka siwych pod wpływem dotyku niemal natychmiast opadło na ziemię. A oni wszyscy widzą ją w tym stanie, widzą ją prawdziwą, bez sprytnego makijażu pięknej, młodej kobiety, który zakładała już od tylu lat. Ciągłe manipulowanie wyglądem postarzyło ją w rzeczywistości jeszcze bardziej; mimo przeszło sześćdziesiątki na karku, bez osobliwego makijażu przypominała nawet nie sędziwą babuleńkę, której kilka zmarszczek dodaje uroku; lecz stuletnie próchno. Koniec, prysnął czar wiecznie młodej Tsunade, oni tego nie zapomną, na zawsze zostanie w ich pamięci ta pomarszczona, zgrzybiała twarz.

Ktoś krzyczał coś do niej, ale słowa nie mogły przebić się przez gruby mur wstydu, jaki już plotła niewidzialnymi rękoma wokół swojej osoby. Gruba Fanka natomiast, rada, że mogła zemścić się za ten cios w twarz, oparła dłonie na biodrach i chichotała swoim niskim, chrzęszczącym głosem:

- Widzisz babuniu, tym właśnie jesteś! Myślałaś, że się nie zorientuję? Dobre sobie. Czyli na to zużywasz większość swojej chakry. Biedulka... - przechyliła głowę na ramię, udając pobłażliwą przyjaciółkę. - Wszystko wklepałaś sobie w tę spróchniałą mordę. Zobacz, już nie masz takiej jedwabistej skóry. Ty stara, egoistyczna wiedźmo! :}

Tsunade nie reagowała. Kompletnie pogrążyła się w swoim bólu, wystawiona na pośmiewisko tej tłustej, krwiożerczej okrutnicy. Nie tylko Fanka napawa się dziś triumfem nad pokonaną Gondaime - inni patrzą i widzą dokładnie, brzydzą się nią i w końcu odwracają wzrok, zostawiając samotną, bezsilną kobietę na pastwę losu.

A Gruba śmiała się do rozpuku. Przecież to jedna z nielicznych okazji, kiedy może ujrzeć kogoś brzydszego od siebie. Na zgliszczach urody Tsunade świętowała wschód poczucia własnej wartości, które jednak nigdy nie trwało za długo.


+++


Po mgle nie został nawet ślad, „wężowiec"mógł teraz spokojnie śledzić cały przebieg bitwy. Nie mógł się skoncentrować na wszystkich naraz, wybrał więc obserwację osób znajdujących się najbliżej. Była Hokage właśnie wymierzała cios najbardziej pulchnej z Fanek Orochimaru. Wlepił zafascynowany wzrok w wielki biust, który falował przy każdym ruchu, i w morderczą pięść. Manifestacja kobiety – ucieleśnienie Matki Ziemi, w której można się zatopić i schować, a która na pewno otoczy cię opieką. Jej rywalka to inna planeta, daleka, nieznana i niezrozumiała, niby pełna bogactw, które mogą, a prawdopodobieństwo jest ogromne, okazać się tylko jałową mrzonką. Tak Kankun patrzał na walkę tytanek.

- Wiem, co zrobię... :} - Gruba ( czy Ichizori - Oroczi usłyszał jej imię wykrzyczane przez kogoś w ferworze walki ) w pewnej chwili otrzepała się z prochu i warknęła niczym prawdziwy pies.

Miała poszarpane ubrania oraz „pandę" pod okiem. Doskoczyła do Tsunade i wykonała coś... Widocznym skutkiem było...

- Mój image! Jak śmiesz! - oburzyła się Gondaime.

- Zdjęłam ci ten piękny make-up! Teraz widzimy, ile naprawdę masz lat :} - zarechotała złowieszczo Fanka.

Była Hokage stała się trochę bardziej pomarszczona i znacznie mniej pewna siebie. Zdawała się mówić: „Och, nie, zakryjcie mnie", usiłując zasłonić się rękoma i garbiąc się, co tylko dodawało jej starczego wyglądu.

- Ciociu! Proszę teraz o tym nie myśleć – nawoływał ktoś z odległej części jaskini. Nie poskutkowało; dodatkowo głos wkrótce umilkł, zastąpiony przez świst jakiejś broni miotanej.

Kankun postanowił działać. Na czworakach podkradł się do Tsunade, wykorzystując fakt, że Fanka, zajęta wydawaniem z siebie dzikiego rechotu i wyładowywaniem własnych frustracji, nie zwracała uwagi na otoczenie.

- A ja nie widzę żadnej różnicy. Zawsze pięknie, zawsze ładnie... - rzekł czarująco, szykując się do długiej przemowy. Staruszka utkwiła w nim obłąkane spojrzenie piwnych oczu; kiedy na placu boju niepostrzeżenie znalazła się Oni, ciskająca na oślep cierniami czy całymi kwiatami o zaostrzonych na końcach łodygach. Zaraz po niej na scenę wkroczyła Sakura, z dzikim tupotem buciorów ścigająca rywalkę.

- Co tu robisz dzieciaku! Suń się - krzyknęła ta druga. W tej samej chwili trzy shurikeny przeleciały mu przed nosem i utkwiły w ścianach groty, gdzieś między minerałami.
Chłopiec wzruszył ramionami i się wycofał.

- Ok. Zrobię to na boku – mruknął.


+++


Konohamaru widział wyraźnie, co się dzieje z jego ciocią. Ta brzydka grubaska kpiła z niej, jej tłusty brzuch falował z każdym głośniejszym rechotem jaki z siebie wydawała. Tsunade była w kropce, a chłopak nie wiedział jak jej pomóc.

- Babciu Tsunade, nie słuchaj jej! - zawołał formując z dłoni tubkę, by jego głos miał większą siłę przebicia przez zbiorowisko walczących. Musiał jednak w duchu przyznać, że prawdziwe oblicze pięknej jak dotąd blondynki i jemu zachwiało pewność siebie. - Babciu, my ciebie kochamy! Olej ją, poradzisz sobie! Jesteś silna! - rzucał pierwsze hasła, jakie przyszły mu na myśl. Dość naiwne, ale niosące wielki ładunek emocjonalny. Ludzie w Konoha byli bardzo uczuciowi, dbali o swoich kompanów - nieważne więc jak wyglądasz czy jaki jesteś - jeśli mieszkasz w Wiosce Ukrytego Liścia i dobrze dogadujesz się z pozostałymi, zawsze możesz liczyć na ich miłość i pomoc. Tak też było w przypadku ogołoconej z iluzji Tsunade. Konohamaru już miał na nowo rozpocząć pokrzepiające krzyki widząc że te dotychczasowe jakoś nie przynoszą rezultatów, kiedy coś znienacka cięło jego ramię. Młodzieniec syknął z bólu, machinalnie zaciskając palce na powstałej ranie.

Podniósł wzrok w obawie, z kim przyjdzie toczyć mu bój. Napotkał spojrzenie ładnej, szarowłosej dziewczyny. Nie mógł jednak dać zwieść się pozorom - przecież to jedna z Piszczących Fanek Orochimaru!

- Od teraz ja jestem twoim przeciwnikiem :| - powiedziała na głos Szara (jak Kakashi, względnie Kimimaro), sięgając dłonią do pasa oplatającego ją na biodrach: zdobił go szereg poupychanych przy sobie jak najciaśniej kunai. Zapobiegliwa. Wsunęła palce w otwory przy uchwytach - odpowiednio po jednym do każdego, a już po dosłownie ułamku sekundy pięć ostrzy mknęło na przygarbionego z bólu chłopaka. W ostatniej chwili padł na ziemię, obijając sobie przy tym plecy. Żaden z kunai nie dosięgnął go.

- I co, ty też będziesz się ze mnie śmiać?! - wykrzyczał przerażony jej nieludzką wręcz szybkością. Nie doczekał się żadnej odpowiedzi, ale w zamian musiał przeturlać się parę metrów, umykając przed spotkaniem z kolejnymi salwami ostrzy. Nagle ucichły. Konohamaru podniósł się do siadu. Z ulgą zrozumiał, że przeciwniczce skończyła się broń miotana.

Ładne wcięcie w talii zafalowało, kiedy dziewczyna ugięła nogi przygotowując się do skoku. Shinobi z Konohy jak najszybciej przeciągnął palcem po zranionym ramieniu, potem kilka wprawnych ruchów dłońmi i już przymierzał się do techniki przywołania. W czasie gdy Szara wyskoczyła w powietrze lecąc prosto na niego, również szykując jakieś jutsu (jej zwinne rączki przeplatały się z zawrotną szybkością), Konohamaru skinął głową na przyzwaną białą małpę, która w mig zmieniła się w wielki drąg. Ledwie zdążył ująć go w obie dłonie, by sparować nadciągający atak. Rozległ się gryzący w uszy stalowy brzęk, gdy bronie zahaczyły o siebie. Młodzik dopiero teraz zauważył, z czym ma do czynienia - z miejsca tuż nad prawym nadgarstkiem przeciwniczki wyrastały cztery długie, czarne szpony, z materiału przywodzącego na myśl jakiś metal. Jej damska, niezbyt umięśniona ręka, skutecznie napierała na gruby kij, którym Konohamaru się zasłaniał. Chłopak zacisnął zęby.

- Dobra jesteś - wycedził, ale nie miał czasu na więcej gadania - lewa dłoń rywalki, również uzbrojona w szpony, cięła powietrze z zamiarem sięgnięcia jego twarzy. Trzymał drąg obiema dłońmi, więc tylko nieco zmienił jego położenie, przekręcając jeden z końców na wysokość swojej głowy. Kolejny brzęk, kiedy pazury zderzyły się z twardą, czarną powierzchnią drągu. Młodzikowi nie było dane cieszyć się ani sekundą spokoju - Szara sprytnie wywinęła nogę, podcinając jego stopy. Jak długi zwalił się na twardą powierzchnię dna jaskini,niemal natychmiast przetaczając w bok, kiedy wydłużone na metr metalowe szpony zaorały grunt tuż w miejscu niedawnego spoczynku jego głowy. Przełknął panicznie ślinę - ma do czynienia z wyjątkowo wprawną kunoichi. Ale przynajmniej dziewczyna trzyma klasę - nie sili się na marne komentarze mające na celu wytrącić przeciwnika z równowagi.

Nie miał wyjścia - jeśli chce wyjść z tej potyczki cało, musi jak najszybciej wyeliminować wroga. Dziewczyna na nieszczęście nie dawała mu zbyt wiele czasu na snucie planów - właściwie nie było go wcale. Jej przygarbiona postać, ubrana w bojowo zielone barwy, sunęła niczym wygłodniały, prehistoryczny drapieżnik prosto na ogłupiałą ofiarę. W biegu skrzyżowała ręce, rozprostowując je dopiero w chwili, kiedy Konohamaru podniósł się do pionu. Już miała ciąć, z obu stron, jego zaskoczoną twarz, kiedy otrzymała potężny cios zatępionym czubkiem drąga. Siła uderzenia, skumulowana w miejscu nad mostkiem, pchnęła drżącą z bólu i szoku dziewczynę prosto na zbutwiałe liście. Opadła z pozoru bezradna, leżąc na jednym boku - w tej chwili przypominała słodką księżniczkę z bajki, włosy niemal kompletnie zasłoniły jej oblicze, a groźne pazury same ukryły się pod skórą. Konohamaru nie tracąc czasu zamachnął się kijem,pragnąc na dobre wykończyć rywalkę, zmiażdżyć ją. Pokaźna broń już opadała zgodnie z siłą ciążenia, by zgnieść zgrabne, opatulone w krótką sukienkę dziewczęce ciało, kiedy Szara jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki rozwarła szeroko powieki i podrywając się na nogi, wskoczyła z gracją na drąg, przywierając stopami do jego czarnej, śliskiej powierzchni. Przerzuciła cały swój ciężar na dłonie, kładąc je płasko na czubku głowy przeciwnika, i tak oto przekręcając się w powietrzu, wylądowała tuż za nim. Wyczyn przypominał skok przez kozła. Na zakończenie pchnęła chłopaka łokciem, wytrącając mu broń z ręki. Opadł bezwładnie u jej stóp. Teraz go miała.

- Dobrze walczyłeś :) - oznajmiła, unosząc zadziornie kącik ust. Konohamaru niemal maksymalnie wytrzeszczył oczy, zanim noga zakończona butem o dość masywnej podeszwie oparła się chrupiącym łoskotem na jego kolanie. Tak, to kości gruchnęły, a czerwony, żarzący się ból wgryzł się z psychopatyczną pasją w każdą komórkę ciała. Chłopak nie mógł powstrzymać krzyku, kiedy rywalka kolejnym tupnięciem uszkodziła w ten sam sposób drugą jego nogę. I ręce. Z połamanymi w środkowych stawach kończynami, z dzikim bólem szalejącym już po całym organizmie, płonącym i drącym na strzępy - Konohamaru został bez precedensu rzucony w kąt – przy czym nie zostało mu oszczędzone spotkanie z twardą powierzchnią szmaragdów na ścianach i podłożu groty.


+++


Do „zwłok" Naruto dołączyło cielsko Konohamaru. Wpierw niezidentyfikowany zlepek zbroi, siatki, brązowych włosów; ni to toczący się z chrzęstem po ziemi, ni to przecinający powietrze; potem mocne gruchnięcie o ścianę jaskini, sypiące się minerały; a to wszytko okraszone nieludzkim wrzaskiem. Dość, że młody shinobi w ten sposób rozpoczął proces bezużytecznego poniewierania się na ściółce, między ogłuszonym Siódmym Hokage, a całkowicie przytomnym Kankunem Tokagebi, w którym to odezwała się matka Teresa z Kalkuty, bo zaczął powoli zbliżać się do szatyna, chociaż nie miał pojęcia, co procedura przewiduje dalej. Nikt nie uczył Orocziego, jak postępować z rannymi ninja.

- Ani mi się waż – odezwał się Konohamaru. Usiłował się podnieść, ale zorientował się, iż to niemożliwe. Począł więc, jedyną zdolną do ruchu ręką, masować poobijaną żuchwę, po czym, krzywiąc się z bólu, chwycił się za podkurczoną nogę. – Nawet mnie nie dotykaj.

- Na pewno?

- Zostań tam, gdzie jesteś. Jeszcze ciebie coś trafi. Te dziewczyny są niesamowicie zawzięte.

- Może mi pan wierzyć, albo nie, ale to miiiłość - odparł ironicznie wężokształtny.

- Za naszego słodkiego Orosia! :D - piszczały wniebogłosy Fanki, jakby na potwierdzenie tych słów.

- Niedobrze, naprawdę niedobrze... - rzekł Szanowny Wnuk Trzeciego Hokage. - Spójrz.

„Wężowiec" spojrzał.

Dostrzegł Sakurę i Brunetkę, kłócące się, przy okazji wymiany potężnych ciosów, kto jest śliczniejszy – Sasuke czy Orochimaru; Grubą, która znalazła sobie kolejny obiekt drwin w postaci Hinaty Hyuugi i załamaną białooką, która na nieszczęście była bardzo podatna na obelgi; oraz Szarą (jak Kakashi) i Tsunade czyniące prawdziwy popis taijutsu.

- ...trzy na trzy. Gondaime ledwo zipie, a żona Naruto znowu się zamyśliła - komentował młody shinobi. - Ciężko też użyć silniejszego Jutsu, bo jesteśmy w jaskini, pod ziemią. Może nas zasypać. Nie denerwuj się. I tak nic nie poradzisz.

Kankun w odpowiedzi warknął, ukazując wampirowate, spiczaste kły. Nie dość, że sytuacja była kiepska, to jeszcze Tokagebi nieopatrznie przypomniał sobie facjatę swego kłopotliwego przodka. Zanurzył więc dłoń w miałkim gruncie.



---------------------



* Zarówno Sakura, jak i Hinata, Tsunade czy Konohamaru występują w oryginale. Ich techniki również (przy czym sposób walki Konohamaru bardzo przypomina ten swojego dziadka). Charaktery raczej niezmienione, a jeśli - jest to podkreślone. Za to techniki Piszczących Fanek Orochimaru zostały wymyślone przeze mnie i przez Kimi.

** Następujące cechy zostały nadane Krajowi Żelaza przeze mnie.






o c e ń     u t w ó r

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.

s t a t y s t y k a

śr. ocen : 0.00
il. ocen : 0
il. odsłon : 1256
il. komentarzy : 0
linii : 299
słów : 6880
znaków : 36035
data dodania : 2010-02-25

k o m e n t a r z e

Brak komentarzy.

d o d a j    k o m e n t a r z

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.



p o l e c a m y

o    s e r w i s i e