|
|
|
|
|
kategoria : / /
Yasmine i Cassie
a u t o r : XMenEvoFan
w s t ę p :
Yasmine i Cassie decydują się na zamieszkanie w Instytucie. Cassie nie zbyt podoba się to, że ma moce. Właściwie, jest jej to obojętne. Yasmine na początku jest tym zachwycona, ale niedługo obie zmieniają zdanie na ten temat. Aastrid od dawna mieszka ze swoimi rodzicami, a gdy dowiaduje się, że jest adoptowana stwia sobie za cel odnalezienie prawdziwej matki. Okazuje się, że jest to nijaka Emma Frost, która pół roku wcześniej dołącza do grupy X-Men. Dziewczyna zamieszkuje z matką w instytucie i stara się uporządkować swoje sprawy. Isis zostaje zwerbowana przez Magneta do Brotherhood, ale po starciu z X-Men'ami zaczyna wątpić gdzie jest jej miejsce.
u t w ó r :
Rozdział I Wprowadzenie
Cassie stała przed bramą Instytutu kurczowo zaciskając dłonie na walizce... Retrospekcja... - Mamo! Dzieje się coś dziwnego... - krzyknęła dziewczyna widząc unoszący się w powietrzu podręcznik. Po chwili do pokoju zamiast mamy wpadła jej siostra, Yasmine z pytaniem co się stało, lecz przerwała w pół słowa widząc tą "magiczną" sztuczkę. Cassie delikatnym ruchem ręki kazała książce wylądować na biórku. - Jak Ty to zrobiłaś? - zapytała siostrę Yas. Uśmiechała się, najwyraźniej jej się to podobało. Cass wcale. - A czy ja wiem? Tak jakoś wyszło. Co się ze mną dzieje? - zapytała patrząc błagalnie na siostrę. - Zdaje się, że uaktywnił się u Ciebie gen X. - powiedziała, jakby to było coś oczywistego. - Co się zrobiło? - zapytała z najmniej idiotyczną miną. - Uh... Nie mówiłam Ci wcześniej, ale u mnie też się uaktywnił w zeszłym tygodniu. Patrz - powiedziała wyciągając przed siebie dłoń wskazując na szklankę z wodą. Woda uniosła się w powietrze. - Potrafię panować i wytwarzać wodę, ale tego lepiej w domu nie pokazywać. - Wow... Ale co to niby jest gen X? - Nie za dużo o tym wiem. Kolerzanka mi kiedyś mówiła coś na ten temat. Skoro już nie jestem w tym sama, to możemy pójść do Instytutu Xavira. - Gdzie? - To też powiedziała mi kolerzanka. Tam są tacy jak my... - Czyli jacy? - przerwała jej Cassie. - ... Mutanci. - powiedziała jakby zdziwiona pytaniem. - Bądź, co bądź uczą się tam kontroli nad swoimi mocami. Chciałam tam iść sama, ale pomyślałam, że skoro jesteśmy bliźniaczkami, to i u Ciebie się powinien uaktywnić gen X. - Ale... ja tego nie chcę... tej mocy... - powiedziała załamanym głosem Cassie. - A mi to się podoba. Poza tym nie da się tego pozbyć, to ma się raz na zawsze. - Z kąd tak wiele wiesz na ten temat? - Od kolerzanki, już mówiłam. - wzruszyła ramionami Yas. - No dobra, mogę się tam przejść. Gdzie to? - zapytała z niechęcią. - Na obrzeżach miasta. Podobno. Ale teraz jest późno, idź spać. Rano tam pujdziedmy - Eh... dobra. Yasmine wyszła z pokoju ciesząc się w duchu, że obie mają moce. Cassie jeszcze długo nie mogła zasnąć. Następnego dnia, tak jak zaplanowały poszły do Instytutu. Był to wielki budynek otoczony wypielęgnowanym ogrodem, na którego środku stała fontanna przedstawiające anielicę. Jakiś chłopak zaprowadził je do gabinetu profesora. Rozmawiały z nim, ale nie była to zbyt interesują rozmowa. Jednak dowiedziały się z niej jednej ważnej rzeczy: w instytucie jest dla nich miejsce. Koniec retrospekcji... Cassie poważną miną spojrzała na stojącą obok Yasmine. Różniły się tylko kolorem włosów. Cassiede była brunetką, a Yasmine miała rude włosy. - To co? Wchodzimy? - zapytała. Yas kiwnęła głową twierdząco. Zadzwoniły domofonem, a po chwili usłyszały głos: - Tak? - My do profesora Xaviera. - Wejdźcie. Dziewczyny pomknęły ścieżką ciągnąc za sobą walizki. W holu czekał na nie wysoki mężczyzna przeglądając się w swoich pazurach wystający z pomiędzy kostem na dłoniach. Gdy zobaczył je pazury schowały się do ręki, a on gestem kazał im iść za sobą. Posłusznie ruszyły wymieniając spojrzenia. - To tu - powiedział szorstkim głosem wskazując na drzwi i odszedł. Siostry zostały same przed sporych gabarytów drzwiami. Yas nacisnęła klamkę. - Proszę, wejdźcie i usiądźcie. - powiedział spokojny głos ze środka. Dziewczyny wsunęły się do pomieszczenia. Profesor przywitał je i mówił, żeby czuły się w Instytucie jak w domu. Po chwili przyszedł ten sam mężczyzna co wcześniej i zaprowadził je pod pokuj nr. 15. - To wasz nowy pokuj. Rozpakujcie się, a przed kolacją ktoś po Was przyjdzie. Zostały same na środku wielkeigo pokoju. Poprzednio też miały duże pokoje, ale mieszkały oddzielnie. Cassie z westchnieniem zaczęła wypakowywać rzeczy, Yas po chwili namysłu zajęła się tym samym. - I co teraz? Sądzisz, że dobrze zrobiłyśmy? - Sądzę, że tak. Tu jest nasze miejsce. - odpowiedziała Yasmine. Gdy o swoich mocach opowiedziały rodzicom nie zdenerwowali się, ale dali im wybór czy chcą z nimi zostać czy pojechać do Instytutu. Po długiej rozmowie wybrały tę drugą opcję. Pół godziny później do ich pokoju ktoś zapukał. Yas otworzyła drzwi, a za nimi stała wesoła dziewczyna. - Hej, jestem Kitty Pryde. Zaraz kolacja. - Cześć. Jestem Yasmine Fitz, a to moja siostra... - Cassiede, ale mów mi Cassie - uśmiechnęła się wstając z łóżka. - Miło Was poznać. Idziemy do, ten, kuchni? - zapytała podając dłoń dziewczynom. Zeszył za nią na dół. Po drodze dowiedziały się nawzajem jakie mają moce. Kitty umiała się fazować, czyli przenikać przez ciała stałe. W kuchni była połowa Instytutu, i przychodziło coraz więcej osób. Dziewczyny usiadły przy stole i zaczęły szykować sobie kanapki dyskutując na temat uczniów znajdujących się w pomiejszczeniu. Starały się odgadnąć jaką kto ma moc. Podszedł do nich młody chłopaczek, na oko 14-letni i z uśmiechem na ustach odezwał się. - Cześć. Wy pewnie jesteście te nowe? Bliźniaczki, co? Jakie macie moce? Co wasi rodzice na to? - czy on ma wyłącznik? Gada jak najęty. - Zwolnij trochę mały. Może najpierw się przedstaw. - powiedziała Cassie. - Jestem Jamie Maddox i nie chcę być nazywany "małym". - powiedział urażony, - No dobra, duży. Ja jestem Yasmine Fitz, a to Cassie. - Miło poznać. - Nawzajem. - To jakie... - chciał coś zapytać, ale przerwała mu dziewczyna siedząca za nimi na parapecie dziewczyna. - Multiple, daj im spokuj. - powiedziała z nad książki. Miała białą grzywkę i była dość dziwnie ubrana. Chłopak zawiedziony i trochę wystraszony odszedł. - On tak zawsze. Jestem Rogue. I po raz kolejny tego dnia musiały się przedstawić. Dziewczyna, może trochę ponura, ale wydawała się miła. Zaproponowała im spacer dookoła Instytutu, na który oczywiście zgodziły się. Był przyjemny, ciepły wieczór. Fontanna wyglądała pięknie w świetle zachodzącego słońca. Rogue pokazała im boisko, altankę, chuśtawkę i resztę terenu. Był on jeszcze większy niż im się na początku wydawało. - Pokażę wam coś jeszcze, co powinno wam się spodobać. Chodźcie do środka. Dziewczyny czuły się już w miarę swobodnie. Prowadząc ożywioną rozmowę szły korytarzm w stronę windy. Wyszła z niej właśnie jakaś rudowłosa dziewczyna. - No super! Miss Pervect nadciąga! - stwierdziła z ironią Rogue. Dziewczyna wydawała się tego nie słyszeć i z dobijającym uśmiechem na ustach podeszła do nas. - Cześć. Witajcie w Instytucie. Jestem Jean Grey, telepa... - Odpuść sobie. One są ze mną. - powiedziała spokojnie, a jednocześnie stanowczo Rogue. - Ja tylko chciałam się przywitać. - stwierdziła nadal z uśmiechem. Ona jest strasznie sztuczna! Bliźniaczki odniosły wrażenie, że się z nią nie polubią. - Super. Idziemy? - poszłyśmy za Rogue odwracając się co chwilę w stronę już nie tak wesołej dziewczyny. Weszłyśmy do windy - To tutejszy lizus. Panna idealna, której nie wolno popełnić żadnego błędu, bo od razu świat się rozpada. - powiedziała. Najwyraźniej ta gotchic dziewczyna też nie lubi sweet barbie. - To widać na pierwszy rzut oka. - stwiedziła Yasmine. - Jest taka... idealna. - stwierdziła z przekąsem Cassie. - To wręcz straszne. - Witam w moim świecie - powiedziała Ruda. W tym momęcie winda dojechała na miejsce i dziewczyny znalazły się w metalowym korytarzu. Rogue zaczęła wskazywać po kolei każde drzwi mówiąc co jest za nimi. Było tam m.in. ambulatorium czyli rodziaj szpitalika. Weszłyśmy do jednego z pomieszczeń, a naszym oczą ukazała się potężna maszyna. - To BlackBird. Nasz odrzutowiec. - powiedziała Rogue. Cass i Yas przyglądały mu się w niemym zachwycie. - Jak podpadniecie Loganowi będziecie go czyścić przez miesiąc. - dziewczyny skrzywiły się. Porozmawiały parę minut na temat "zwykłego" dnia w instytucie. Polubiły tę starszą kolerzankę. Okazało się, że jest tu na prawdę ciekawie, choć czasami nie da się wytrzymać. Poszły na górę i rozstały się z nią na korytarzu, po czym dziewczyny zdecydowały dalej pozwiedzać same. Przeszły się korytarzem z pokojami mieszkalnymi. Po drodze spotkały dwie dziewczyny. - O, Jubies, patrz. To chyba te nowe. Hej. Jestem Rahne Sinclair. - A ja Jubilee. Wy pewnie jesteście Yasmine i Casside? - zapytała wesoło Chinka. - Tak. Widzę, że plotki się tu szybko roznoszą. - uśmiechnęła się Cassie. - I to jeszcze jak! - stwierdziła Rahne. - Jakie macie moce? - Ja panuję i tworzę wodę. - odparła Yas. - A ja jestem telekinetyczką. - powiedziała Cas. - Ooo... konkurencja dla Jean. - "Jean to ta idealna? Pasuje jej to imię... Sama nie wiem czemu" pomyślała Casside. Po krótkiej wymianie zdań pożegnały się i poszły dalej. Weszły do kuchni. Jakiś chłopak grzebał akórat w lodówce. Gdy usłyszał kroki podniósł się niefortunnie uderzając głową o lodówkę. Przełkną kawałek jedzonej kanapki i przedstawiłą się. - Cześć, dziewczyny. Jestem Bobby Drake. Nowe? - zapytał odstawiając składniki na blat. - Hej. Owszem, nowe. - powiedziała Yasmine. - I jak pierwszy dzień w Piekle Logana? - Dobrze. Ale jeszcze nie miałyśmy treningu. - powiedziała Cassie wyjmując z lodównki jabłko. - No to by tłumaczyło dobre samopoczucie. - zaśmiał się. Od rana wszyscy mówią, że te treningi to horror. Może mają rację? A ich pierwszy trening już niedługo. Dziewczyny pogadały jeszcze trochę z Icemanem, a potem poszły do pokoju.
Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.
śr. ocen : 4.00
il. ocen : 2
il. odsłon : 1414
il. komentarzy : 1
|
linii : 80
słów : 1893
znaków : 9375
data dodania : 2009-11-12
|
a u t o r : Ancillea
d a t a : 2010-01-01
Nie da się ukryć
Niestety, nie da się ukryć, że opowiadanie nie jest na zbyt wysokim poziomie. Akcja rozwija się bardzo szybko, niektóre sytuacje pachną banałem zaś cała sytuacja z Jane Gray, jeśli to jest to prawdziwy fanfick, nie powinna tak wyglądać, gdyż w istocie Jane nie jest w serialu sweet barbie ani nikim tego typu.
Przykro mi. 2.
strona 1 z 1
strona :
1
Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Wszelkie utwory zamieszczone w serwisie należą do ich autorów i są zastrzeżone prawami autorskimi. Zespół fanfiction.pl nie odpowiada za treść utworów i komentarzy. © 2005 - 2020 fanfiction.pl
|
|