kategoria : / /
Strata
a u t o r : exi494
w s t ę p :
Fandom: Dark Angel
Po wydarzeniach II sezonu.
u t w ó r :
To był 23 dzień oblężenia Terminal City przez Gwardię Narodową. Pierwszy słoneczny dzień od chwili, kiedy na tle Space Needle zatrzepotała trójkolorowa flaga. Przejrzyste, błękitne niebo z maleńkimi, puszystymi obłoczkami, stanowiło niezwykle rzadki widok w Seattle. Tak piękny dzień sprawiał, że nawet Sektor Dziwaków - mimo szarych, brudnych ulic i odpadających z budynków tynków - wydawał się ładniejszy. W Centrum Dowodzenia też było spokojnie, wręcz sielankowo. Alec i Mole zdołali namówić nawet Dixa i Luke'a na partyjkę pokera. Siedzieli w czwórkę przy stojącym w centralnym miejscu stole, na który rzucali zniszczone karty. Sączyli cienkie piwo, narzekając na jego smak i opowiadali sobie sprośne dowcipy, w których celował Mole, z nieodłącznym cygarem w ustach. Grze, z uśmiechem na twarzy i z wyraźnym zaciekawieniem, przyglądał się Joshua. Tylko Logan nie uczestniczył w rozrywce. Jak zwykle siedział na antresoli, wpatrując się zmęczonym wzrokiem w monitory. Nie zwracał uwagi na roześmianych transgeników. Nie zauważył nawet wchodzącej Max, która też była w doskonałym humorze, o czym świadczył fakt, że nie zrugała grających. Podeszła do stołu.
- Kto wygrywa? - zapytała wesoło, zmierzwiając jednocześnie ręką włosy Aleca, który krzywiąc się, natychmiast starał się im przywrócić pierwotny wygląd.
- Alec – z dumą odpowiedział Joshua.
- Mogłam się domyślić – uśmiechnęła się do X-5.
- Cóż, nie ulega wątpliwości, że jestem tu najlepszy – odpowiedział Alec uśmiechając się z wyższością.
- Najlepszy w oszukiwaniu – prychnęła.
- Ranisz moje uczucia, Max – powiedział z tragiczną miną chwytając się za serce. – To boli.
- Logan! - zawołała ignorując przyjaciela – Przestań psuć oczy przed monitorami i chodź na spacer. Nie wiem czy zauważyłeś, ale na zewnątrz jest piękny, słoneczny dzień.
- Daj mi pół godziny – odkrzyknął. – Muszę coś jeszcze poprawić.
- W porządku, – odpowiedziała – ale tylko pół godziny i ani minuty dłużej.
- Zagrasz? - zaproponował jej Mole.
- Nie ma mowy - pokręciła przecząco głową, siadając obok Joshua'y.
W tym momencie potężna eksplozja wstrząsnęła budynkiem. Z sufitu posypał się tynk, a wraz za nim runęła część stropu. Elementy starej konstrukcji zaczęły pękać i rozpadać się na kawałki. W jednej chwili szary pył i kurz wypełniły wnętrze. Zrobiło się ciemno, jakby ogromne, burzowe chmury przesłoniły słońce. Antresola, na której siedział Logan, w jednej sekundzie załamała się, przywalona ciężkimi, stalowymi belkami. Powoli spod gruzów wydostawali się zszokowani i poranieni transgenicy. Joshua i Mole uwolnili się pierwsi. Olbrzym krwawił z rozciętego łuku brwiowego i przerażony rozglądał się po zrujnowanym pomieszczeniu. Mole, przeklinając, przetarł dłonią zakrwawione usta i drżącą ręką wetknął w nie nowe cygaro. Dopiero kiedy je podpalił, ruszył na pomoc innym. Dix i Luke poradzili sobie sami. Joshua wyciągnął Max spod kupy złomu, a Mole pomógł wydostać się Alec'owi.
- Wszyscy cali? – zapytał Alec kaszląc i otrzepując się z szarego pyłu. Potężny siniak widniał na jego czole.
- Logan! O Boże, Logan! – rozdzierająco krzyknęła Max.
Podbiegła do miejsca, w którym wcześniej była antresola. Teraz piętrzyła się tam kupa gruzu, złomu i sprzętu. Zaczęła odwalać gruz. Pozostali błyskawicznie rzucili jej się na pomoc. Pracowali szybko, odrzucając na bok belki, kawałki cegieł, resztki monitorów i mebli. W końcu znaleźli Logana. Max zbliżyła się do niego. W ostatniej chwili zatrzymał ją Alec.
- Max, nie możesz.
- Muszę wiedzieć, Alec. Muszę! – krzyczała rozpaczliwie, próbując się uwolnić z jego objęć.
- Max! Wirus! Możesz zarazić go wirusem – powiedział stanowczo.
Zrozumiała i przestała się szarpać. Zrezygnowana odeszła na bok. Z niepokojem, malującym się na pokrytej pyłem twarzy, obserwowała pracujących. Wkrótce odsunęli resztki gruzu przykrywające dziennikarza. Joshua wziął Logana na ręce i delikatnie położył go na jedynym, wolnym od gruzu, skrawku podłogi. Alec pochylił się nad leżącym, nasłuchując czy oddycha. Jednocześnie przyłożył palce do jego szyi w poszukiwaniu tętna. Spojrzał na Mole'a i pokiwał przecząco głową.
- Musimy go reanimować – powiedział cicho.
Mole uklęknął przy Loganie, wcześniej wypluwając cygaro z ust. Oparł dłonie na jego mostku i skinął głową. Alec zaczął robić sztuczne oddychanie. Dwa wdechy. Mole szybko naciska mostek - raz, dwa, trzy.... czternaście, piętnaście. Alec ponownie wdmuchuje powietrze do płuc Logana. Raz ... dwa..... Znów Mole miarowo uciska klatkę, raz, dwa.... piętnaście.... Max patrzy na nich jak zahipnotyzowana. Jej szeroko otwarte oczy, wpatrują się w jedno miejsce, na rytmicznie naciskany przez Człowieka-Jaszczurkę mostek. „Oddychaj, Logan, oddychaj” - powtarza w myślach jak mantrę. Podchodzi do niej Joshua i obejmuje ją. Jest nie mniej przerażony niż ona. Alec i Mole wciąż próbują przywrócić oddech i krążenie Loganowi. Nie poddają się. Na zewnątrz słychać strzały, eksplozje i krzyki.
- Dawaj Logan, no dawaj, stary! – krzyczy Alec.
Znów dwa wdechy i po nich miarowe uciskanie Mole'a. I znów dwa wdechy, piętnaście uciśnięć....., dwa wdechy, piętnaście uciśnięć ...
- Alec, to nie ma sensu – Mole przerywa reanimację – Atakują nas. Musimy się bronić.
Na twarzy chłopaka maluje się bezsilność, rozczarowanie i wściekłość. Nie ma odwagi odwrócić się i spojrzeć w oczy Max. Mole wstaje i odchodzi na bok wyciągając z kieszeni cygaro, ale zamiast włożyć je do ust, miętoli je w dłoniach. Alec nadal klęczy przy Loganie. Nagle czuje na swoim ramieniu delikatny dotyk. Nie musi się odwracać. Wie, że to ona.
- Pozwól mi się z nim pożegnać – głos Max jest bezbarwny i martwy, jak ciało jej chłopaka leżące wśród resztek budynku.
- Tak mi przykro, Maxie – szepce ledwie słyszalnie i odchodzi na bok, wbijając ręce w kieszenie kurtki.
Dziewczyna klęka przy ciele mężczyzny. Po jej policzku powoli spływa samotna łza, pozostawiając ślad na pokrytej szarym pyłem twarzy. Delikatnie poprawia mu przekrzywione okulary, które jak na ironię, wciąż są całe. Pieszczotliwie przeczesuje jego włosy, starając się oczyścić je z kurzu. Opuszkami palców ściera kropelki krwi z pobladłych ust, wygładza ubranie na martwym ciele. W końcu pochyla się i składa na jego, jeszcze ciepłych, ustach ostatni pocałunek. Jej serce przeszywa paraliżujący ból. „To nie tak miało być” - myśli.
Miało być idealnie. Świece, muzyka i czerwone wino. Zamiast blasku świec - łuna palących się budynków. Zamiast muzyki - głuche grzmoty wybuchających granatów i strzały z automatów. A zamiast wina, rozlewana jest krew. Jej oczy, pełne bólu i cierpienia, nie są już oczami młodej dziewczyny. To oczy zmęczonej życiem staruszki. Są suche. Nie ma w nich już łez. Tylko ten cienki ślad po jednej, samotnej łzie na jej policzku. Jej pełne usta, zaciśnięte teraz aż do bólu, tworzą prawie wąską linię. Twarz nie wyraża żadnych emocji. Jest blada, co widać nawet poprzez pokrywający ją kurz. Max wolno podnosi się i prostuje. Spogląda na pozostałych pustym wzrokiem. Rękoma otrzepuje kurz z ubrania, odgarnia z twarzy na plecy brudne, oblepione krwią, potargane włosy.
- Mole! – jej mocny, stanowczy i beznamiętny głos nagle przecina powietrze. – Dowodzisz obroną. Ruszaj! - rozkazuje i Mole wychodzi szybko, wkładając w końcu do ust zmiętolone cygaro - Joshua! Zbierz razem z Gem wszystkie dzieci poniżej 16 lat i zaprowadź je do schronu w laboratorium. Niech Gem z nimi zostanie, a ty wracaj do magazynu. Tam się spotkamy. Dix i Luke! - mimowolnie dwóch mutantów staje na baczność. - Spróbujcie odzyskać łączność. Alec, czy mamy M16 z wyrzutnikiem granatów? - chłopak kiwa głową potakująco – To dobrze. Jeden odłóż dla mnie. Zbierz swoje grupy dywersyjne. Spróbujemy zaatakować gwardię od tyłu. Joshua przeprowadzi nas przez kanały. Za 2 minuty widzę was w magazynie.
Alec wychodzi. Przed wyjściem zatrzymuje się jeszcze na chwilę i spogląda na stającą wśród zgliszczy dziewczynę. Nagle dociera do niego, że to nie jest już Max. Przed nim stoi genetycznie ulepszony żołnierz. Max odeszła. Umarła wraz z Loganem. Została tylko X5-452.