kategoria : Poezja / Poezja wierszowana / Inna
Drogi tęsknoty
a u t o r : nuadu
w s t ę p :
to kilkanaście wierszy w zbiorczym tomiku.
u t w ó r :
To kilkanaście wierszy Mariusza „Orła” Wojteczka, po raz pierwszy w zwartej formie tomiku, nie zaś na luźnych, pomiętych kartkach, rozdawanych na wieczorkach, nie na wpisach w zeszyty Dekadencji, jak to się działo na początku, nie na rozsyłanych, rozdawanych kserokopiach. Po raz drugi tomik. Pierwszy był kiedyś, w małym nakładzie, dla kilku znajomych, kilku przyjaciół. Teraz czas dla szerszego grona.
Zobaczymy, czy ktoś to w ogóle przeczyta.
Redagował, wybierał i składał w całość sam autor, więc wszelkie pretensje i zażalenia do niego. Tylko i wyłącznie. Pochwały też, jeśli będą.
Czas pokaże.
OW Literat
Sen o Chrystusie
śnił mi się wczoraj Chrystus
słaniał się na nogach
a na oczy ciekła mu krew
chciałem pomóc
ale nie miałem sił
wystąpić z tłumu
a on upadł, przygnieciony krzyżem
złamał go ciężar jego własnej wiary
kiedy złożyliśmy na krzyż
naszą własną
teraz idziemy wolni i swobodni na nasze prywatne Golgoty
gdy on upada co krok
na swej ścieżce do odkupienia
11.10.2004
Malmo, Szwecja
Ofiara
oni zawsze tacy będą
mówisz
a ja odwracam się i patrzę
z ust kapie im krew
i pali skórę tego, który leży u ich stóp
przygnieciony krzyżem
surowe drzewo wbija się w plecy
a on zaciska zęby, aby nie krzyczeć
bo wierzy, że tak ma być
oni zawsze tacy będą
powtarzasz
a ja milcząc kiwam głową
i biorę jego krzyż
na swe ramiona
11.10.200
Malmo, Szwecja
***
zakląć w słowa
chwilę
zamknąć w obraz
zdarzenie
uchwycić
nieuchwytne
zatrzymać na kartce papieru
wiatr, słońce
łzy i twój uśmiech
pisać
09.10.2000
Malmo, Szwecja
***
Żyję, jak motyl
tylko chwilę
potem umieram, by narodzić się znowu
dla nowej chwili
Życie
jest jak machnięcia motylich skrzydeł
trzask migawki aparatu
mrugnięcie oka
Wszystko
by uchwycić chwilę
Cała reszta jest martwym oczekiwaniem
09.10.2004
Malmo, Szwecja
Takie sobie nic
takie sobie nic
zwykłe
jak zwykle zwykłe jest nic
nic ma dwie rączki
dwie nóżki
główkę
i całą resztę, którą zwykle ma nic
takie sobie nic
które czasem śpi
czasem płacze
a czasem gaworzy
takie sobie nic
poczęło się samo
przypadkiem
06.10.2004 Malmo, Szwecja
***
ja nie żyję
tkwię zawieszony gdzieś w ciemności
jak lalka w szafie starego teatru
żyją moje sobowtóry
każdy spotyka kogoś z nich
który jest dla niego najlepszy
który odda się ze wszystkim, co ma
ja nie żyję
wiszę w ciemnościach
na drewnianym kołku
i tylko czasem ktoś sobie o mnie przypomni
wyjmie z szafy na chwilę
by się mną pobawić
18.09.2004
Malmo, Szwecja
Poeci nie uczą się swych wierszy
Poeci nie uczą się swych wierszy
na pamięć
Wszak nie wypada cytować
własnych słów
A w świetle lamp na Biesiadzie
z węzłem tremy w gardle
i węzłem krawata pod szyją
można całe drżenie rąk
oddać kartce
Poeci nie uczą się swych wierszy
na pamięć
Wszak czas nauki muszą oddać
pisaniu
a czasem nawet niektórzy
muszą prozaicznie zarobić
na chleb
02 10 2005
Orle Gniazdo
Stare fotografie
stare fotografie
przypominają mi tych,
którym otworzono drogi
do innych światów
są nieskrępowani
są swobodni
są wolni
tylko ten ból
po ich stracie
pozostaje
27 03 2004
Dekadencja, wieczór
Stworzenie boga
To nie bóg stworzył nas
To my stworzyliśmy boga
Wypłakaliśmy go
Wymodliliśmy, odgniatając na klęczkach kolana
Wlaliśmy własną krew w jego boskie żyły
Daliśmy mu nasze języki
By mówił
I nasze oczy
By widział
To nie bóg stworzył nas
To my stworzyliśmy boga
Na swoje podobieństwo
A teraz krzyżujemy samych siebie
Naszą codziennością
Na podobieństwo jego.
30 04 2004 - 01 05 2004
Dekadencja - Orle Gniazdo
Droga krzyżowa
naszą prywatną
drogę krzyżową
odmierzamy co dzień
krokami słów.
23 05 2004
Dekadencja - Orle Gniazdo
Przemijanie
Byle tylko nie zapomnieć
Tych kilku rozmów
Gestów rąk
Spojrzeń
30 05 2004
Zły dotyk
to będzie nasza słodka tajemnica
mówi
pchając ręce w niewinność
jego palce jak serdelki
rozrywają delikatną pajęczynę marzeń
i plotą nową z koszmarów i niemych krzyków nocą
jego wzrok obłapia lepkimi spojrzeniami
małe ego
pozostawiając pusty wzrok
i lalki okręcone szalami
tylko nic nikomu nie powiemy
mówi kryjąc narzędzie zbrodni
jednym pociągnięciem suwaka
i odchodzi spokojny
o spoconych dłoniach i ogorzałej twarzy
pozostawiając po sobie zawsze ten sam
zły dotyk lśniący na skórze
20 05 - 29 06 2004
Erotyk
noc znów
pulsuje Tobą
rytm serca
mieszany z oddechem
potem sen
18 06 2004
Pokalane poczęcie
To było pokalane poczęcie
kolejna Maria Już Nie Dziewica
wypychała na świat swe dziecię
w przytulnym zakamarku miejskiego szaletu
albo w nocy, w łazience
z brudną ścierką w zębach
„żeby mama nie słyszała”
to było pokalane poczęcie
kolejny Chrystus w żłobku z reklamówki
wylądował w zacisznej kapliczce kontenera
i tam dogasa jego gwiazda
umiera
Dobroć
to było pokalane poczęcie
jutro staną w progu
Trzej Królowie z prokuratury
by spytać: „czy to pani?…sąsiadka nam wskazała”
to było pokalane poczęcie
Orle Gniazdo
wieczór 09 03 2004
Stan posiadania
Kiedyś
poeci mieli zaledwie
platoniczną miłość
samotność
chroniczny smutek
Dzisiaj
poeta ma pylicę płuc
wyniesioną potajemnie z pracy
ma odciski na rękach
i bóle w krzyżu po dziadku
Na skłonności samobójcze
nie zostaje mu już czasu
Czasem tylko ma chwilę
na przedwczesną śmierć
29 09 2005
Orle Gniazdo
Łowcy
Poczuł w ich dotyku zapach śmierci
kiedy szorstkie dłonie
wskazały go
Poczuł w ich spojrzeniu żądzę śmierci
kiedy zimne oczy
dosięgły go
Ostatnim zrywem sił
rzucił się na wiatr
by mogła dosięgnąć go kula
Szarość jego piór
zabarwił szkarłat krwi
zaklęty
w ich uśmiechu
27 11 2005
Ballada o magurskim schronisku
Marznie przy ustach herbata
i stawy w kolanach trzaskają
bo mróz złapał w nocy siarczysty
tylko noc i twe ciepło zostaje
Budzimy się w nadobnej ciszy
i swych ust szukamy palcami
Po co szeptać nam, kiedy serca
co pragnęły – już wyszeptały
Dziś już tylko zostaje herbata
co tak szybko zdążyła wystygnąć
chatkowego uścisk serdeczny
i śnieg skrzący w magurskim raju
A my wielką zaspą przysypani
i ukryci pod schroniska dachem
uczymy się naszych uczuć
i zimą cieszyć, jak latem
I cóż z tego, że mróz w nogi szczypie
gdy się o północy zasypia?
Zawsze ktoś drugim kocem nakryje
i czajnik nastawi, niech na ogniu pyka
A my znów uciekamy w marzenia
zapadamy się w sny, jak w zaspę
kiedy dłoń ukochana twoich ust dotyka
i gdy gwiazda ostatnia sennie gaśnie
Dla mojej słodkiej Eriu
21 10 2005
Byle tak chociaż raz
Byle tak chociaż raz
dotknąć wiatru
poczuć szept rosy
odlecieć
obłokiem
Byle tak chociaż raz
zasnąć pod gwiazdami
i obudzić pod niebem
Byle tak chociaż raz
nie bać się burzy
i marzyć
tylko o jodłach na magurskim zboczu
Byle tak chociaż raz
poczuć się wędrowcem
naprawdę
02 09 2005
I twoje piersi
i twoje piersi
łaskotane źdźbłem trawy
zerkające ponętnie z zieleni
kuszące
i jeszcze kawałek chleba
znaczącego swój ślad wianuszkiem okruszyn
ze spieczonej skórki
i koc, zawsze za mały
by starczyć dla dwojga
tak, że trzeba bliżej siebie leżeć
i słońce zachodzące
z ostatnim dnia tchnieniem
i tyle
02 09 2005
Jesień w Beskidzie Niskim
Jesień
Zsypuje się liśćmi do mych stóp
Akcentuje swą obecność delikatnie
Chłodną nocą
Szybszą ucieczką słońca za linię lasu
Suchością traw na łąkach
Jesień
Zaskakuje mnie swym nadejściem
Jak co roku za szybkim
Jak zawsze wśród łąk na wędrówce
Gdy twoja dłoń szybciej ziębnie
W mojej dłoni
Jesień
Zapowiada kolejne przyjście zimy
Echo szczypiącego mrozu w jej oddechu
Jest jak ostrzeżenie
Że trzeba wziąć jeden koc więcej
Do magurskiego schroniska
Jesień
Znów obiecuje, że pewnego ranka na magurskim wzgórzu
Zobaczymy rano po przebudzeniu
Białe gałęzie drzew
I będziemy śmiać się jak dzieci
Z własnego szczęścia
04 09 2005
dla Mojej Słodkiej Eriu
Muzyka na magurskim wzgórzu
Znasz muzykę ciszy
Grającą czasami na magurskim wzgórzu
Zwykle zaraz po przebudzeniu
Rano
Nabrzmiałą spokojem
Kiedy jej oddech obok ciebie
I jej włosy rozsypane
Znasz muzykę wiatru
Grającą czasem na magurskim wzgórzu
Zwykle pod wieczór
Kiedy słońce zapada powoli
W sen
Znasz muzykę ludzi
Grającą czasem na magurskim wzgórzu
Zwykle tuż przed nocą
Przy ognisku
Kiedy i ona jest obok, by słuchać
Tego właśnie magurskiego bluesa
Nabrzmiałego tęsknotą
Za czymś, czego nie ma i nie wróci
Znasz tę wszystkie dźwięki
Grające czasem na magurskim wzgórzu
Zwykle cały rok
Niezależnie od wiosny, czy też jesieni
Bo jak raz zapomnisz zabrać stąd serca
Ono już tu wiecznie
Pozostanie
09 05 2005
Dla mojej słodkiej Eriu
Ballada dla małej
Będzie, mała, jeszcze czas
by tulić nasze ciepło w ramionach
by nie umknęło od nas w świat
by w zimną noc z nami zostało
Będzie, mała, jeszcze czas
by z nerwów zęby zaciskać
kiedy dziecko będzie pchać się na świat
i wrzeszczeć – jak to dziecko – bez przerwy
Będzie, mała, jeszcze czas
by paść na kolana przed bogiem
i dziękować mu, że dał nam nas
na radość i na życia trwogę
Będzie, mała, jeszcze czas
by iść jasnym szlakiem jesieni
by pukać do domu pośród wzgórz
gdzie się las cały rok zieleni
Będzie, mała, jeszcze czas
by w zaspach szlaki przecierać
i by aniołom białe pióra kraść
i pod głowy na szlaku nocą ścielać
Będzie, mała, jeszcze czas
by piwo pić i wariować
i z radości do łez się śmiać
i ze szczęścia czasem zaszlochać
Będzie, mała, jeszcze czas
by iść przez życie za ręce
by z anielskich pastwisk konie kraść
i by po łąkach na nich galopować w pędzie
Będzie, mała, jeszcze czas
na wszystko, o czym zamarzysz
będzie czas na miłość i na wiatr
targający czupryny trawie
Będzie, mała, jeszcze czas
ale trzeba trochę poczekać
trzeba trochę się czasem bać
wiedząc, że i tak się doczeka
Dla mojej słodkiej Eriu
21 10 2005
Drogi tęsknoty
Kroczyłem drogami tęsknoty
Kroczyłem wąską ścieżką traw
Gdzie jest ten dom
Co tulił ciepłem swym do serca
Gdzie jest ten próg wezbrany
Który się przekraczało tyle lat
Znam wiele miejsc, wiele widziałem
I było tak, że już łyżkami jadłem żal
Czasem lał deszcz, czasem mróz szczypał
A dom wciąż stoi tak, jak stał
Kroczyłem drogami tęsknoty
Kroczyłem wąską ścieżką traw
Jestem wędrowcem zapomnianym
Znam wiatru szept i ciszy smak
Czasem mnie głód za gardło łapał
I trzymał tak, że aż spłynęła łza
Jestem wędrowcem zapomnianym
Znam sen pod baldachimem z gwiazd
A próg wciąż czeka, próg drewniany
Aż wrócę tam, gdzie zawsze chciałbym trwać
Kroczyłem drogami tęsknoty
Kroczyłem wąską ścieżką traw
I będę kroczył jeszcze raz
I będę kroczył jeszcze raz
01 05 2005
Orle Gniazdo, noc
Dedykowane Staremu Dobremu Małżeństwu
Twoje dwa światy
Świt znów cię budzi codziennością
Krzyki zza ściany, tłuczonych szklanek trzask
Sąsiad znów wścieka się na żonę
Że kawa znów ma nie ten smak
A ona biedna składa ręce
Patrzy na niego, mówi tak:
Jak masz dać w mordę, to daj, stary
Jeśli masz tylko za co dać!
Dzieci znów płaczą, ale wtedy
Kiedy z sąsiadów nie widzi nikt
Bo one boją się, lecz myślą:
Skoro tak jest, to musi być
A ty się kulisz w ciepłej ciszy
Bo się tak bardzo nie chce wstać
Lepiej pozostać w małym raju
Niż, tak jak co dzień, wkraczać w świat
Jej włosy ciemne, rozsypane na poduszce
Miłości mają zapach, smak
A tam za ścianą sąsiad leje żonę
Bo powiedziała coś nie tak
A ty się znów zamykasz w sobie
Dotykasz dłonią jej miedzianych warg
Jej piersi szepczą: weź nas w dłonie
Nie myśl, że pora, aby wstać
To są dwa światy, obok siebie
Ten, który kochasz i ten, który znasz
W jednym zamykasz się z nią każdej nocy
W drugi twa prozaiczność życia wciąż cię pcha
01 05 2005
Orle Gniazdo, noc
Dedykowane K. Myszkowskiemu (SDM)
Kim jesteś, Panie?
Kim ty jesteś, Panie
Który stoisz na wzgórzu za mym domem
I co rano obserwujesz mnie?
Kim ty jesteś, odziany w płaszcz
Czerniejący nocą
Niosący zapach wiatru
I tchnący wędrowaniem?
Kim jesteś, Panie?
Kim ty jesteś, że w cieniu zawsze kryjesz swą twarz
A tylko patrzysz, nigdy nie rzuciwszy słowa
Na wiatr
By na jego skrzydłach do mnie dotarło?
Kim jesteś?
Nie wiem, czyś posłańcem, co niesie złe wieści
Czy czekasz na mnie, bym z tobą ruszył na wędrówkę
Czy też jesteś tylko obcym
Który ma lęk w sobie
By zejść do mej doliny
I ze mną zjeść świeżego chleba
Kim jesteś, Panie?
Co dzień rano
Widzę cię na wzgórzu
Jak dosiadasz białego rumaka
A kosa błyszczy w słońcu
I nie zamierzasz ruszyć się
Ani w jedną, ani w drugą stronę
I ten twój bezruch
I trwanie
To właśnie napawa mnie największym lękiem
10 05 2005
A co pan robił w ugruntowanym kapitalizmie?
[odpowiedź na wiersz p. Jerzego Gizelli „A co pan robił w czasach legalnej Solidarności”]
Ja nie miałem idei
jak byłem mały
I jak podrosłem – też
Nie śpiewałem antypaństwowych piosenek
na szynach
ale czytałem poezję
w szkolnej szatni
schowany za kurtkami
I kiedy spotkałem się po paru latach
z kolegami w kawiarni
okazało się
że oni też czytali
tylko każdy bał się przyznać
13 01 2005
p. Jerzemu Gizeli dedykowane
Trzecia zmiana
[„Drażnienie Stachury”]
Był czas
Stachura narzekał na trzecią zmianę
Dziś ta trzecia zmiana
daje chleb
pięciorgu dzieciom
Jeśli jest
A jak nie ma?
Kolejka w pośredniaku
po kwitek „niezdolny do zasiłku”
„ofert pracy brak”
i opieka społeczna
da buty na zimę
Jedną parę na pięcioro
funduszy brak
Aniele pracy, stróżu mój
ciężki bezrobotnego znój
13 01 2005
dla E. Stachury
Telefon do boga
Dzwoniłem wczoraj
do boga
nie odebrał
Święty Piotr powiedział
że bóg nie przyjmuje
ma depresję
Trybunał w Hadze oskarżył go niedawno
o zbrodnie przeciw ludzkości
Okazało się, że danie ludziom wolnej woli
nie było takim dobrym pomysłem
15 01 2005
Dekadencja, wieczór
Miejsce zbrodni
Powalone ciała
Rany krwawiące
Bursztynem
Gnijące wśród mchu
I traw
Cisza
Nawet szelest wiatru
Nie brzmi
Nie ma gdzie szumieć
Powalone ciała
Rany broczące
Bursztynem
Cisza bezwietrzna
Smutek
I ból
28 02 2005
Zdarzenie miejskie
Czułaś
dotknięcie uczuć
Zobaczyłaś
Ich ból
gdy otwarły się rany
i pociekła krew
A potem…
Zamknięte oczy
i chwiejny krok
… wyrównać…
i dalej iść chodnikiem
komórka dzwoni, to pewnie szef
albo z domu…
nieważne, to co widziałaś
to przecież bezdomne psy
28 02 2005
Transport śmierci
Równy krok podkutych obcasów
Równy krok czwórek
Choć czasem chwiejny na śliskiej rampie
Potem ostatni błysk słońca
Ostatni powiew wiatru
Ostatnia łza
Już tylko czasem ciche rżenie
Dobiega z wagonów
Transport śmierci
08 03 2005
Bieda
Bo to powinno być przecież tak
żeby nie było
tego lęku wiecznego
za co jutro kupimy chleb
mówi do mnie matka
o swoim największym marzeniu
Ta bieda
tak się z nami zaprzyjaźniła
że za nic nie chce iść gdzie indziej
tylko wpycha się na stary materac
pomiędzy moje młodsze rodzeństwo
Bieda jest mała
zgarbiona
o pomarszczonej twarzy
i nigdy nic nie mówi
tylko słucha
jak ktoś się na nią skarży
Będzie kiedyś tak
że nie będzie
tego lęku wiecznego
za co jutro kupimy chleb
mówię do matki
choć samemu mnie trudno sobie to wyobrazić
11 05 2005