kategoria : Fanfiction / Seriale / Tajemnice Smallville
Wesołe miasteczko cz.I
a u t o r : WARNINgirl
w s t ę p :
To jest mój pierwszy fanfik, więc bądzcie wyromumiali:) Tylko dla fanów pary Clark & Louis:)
u t w ó r :
Minął już miesiąc, odkąd Louis wprowadziła się na farmę Kentów. Clark zdążył się już przyzwyczajić do jej źłośliwych docinków, braku ciepłej wody rano i spania na kanapie. Wszyscy wiedzieli, że wystarczy zostawić Clarka i Louis samych na 10 sekund, a awantura gotowa. Jednak wystarczyło spojrzeć na nich, aby stwierdzić, że idealnie pasują do siebie. Problem w tym, że oni nigdy do tego się nie przyznają. Narazie.
Było kolejne, ciepłe, nudne popołudnie. Clark siedział na poddaszu i rozmyślał. Było stanowczo za spokojnie. Od rana nie było jeszcze żadnej kłótni z Louis. Clark spodziewał się, że szykuje ona coś wyjątkowo wrednego. Bał się tego. Zaledwie o tym pomyślał, a Louis wkroczyła raźnie na poddasze i oznajmiła:
- Zbieraj manatki farmerze, jedziemy na przejażdżkę.
- Eee.. to jest pytanie czy stwierdzenie? - zapytał, choć już znał odpowiedź.
- Nie marudź, tylko zabierz swoje zabawki. Jedziemy do piaskownicy, skaucie. Chcę sie trochę rozerwać - oznajmiła zadowolona Louis.
- Ale... - zaczął zrezygnowany.
- I nie zapomnij śliniaczka i grzechotki - powiedziała Louis idąc w stronę schodów.
Clark nie miał wyboru, jak Louis coś postanowiła, to nie było sposobu jej przegadać. Zresztą i tak miał ochotę troszkę poszaleć, ale oczywiście nigdy nie przyznałby się do tego przed Louis. dla niej pojęcia "Clark" i "szalone", to dwie kompletnie różne rzeczy. Gdyby wiedziała o tym skąd pochodzi... Wielokrotnie Clark zastanawiał się nad tym, jaka byłaby reakcja Louis, gdyby się dowiedziała, że on jest z innej planety. Trudno mu było to przewidzieć, wielokrotnie Louis zadziwiała go i nigdy do końca nie mógł jej rozszyfrować. Była wciąż dla niego zagadką...
- Co ty tam tak długo się grzebiesz?! Zmieniasz pieluszkę?! - zażartowała gotowa już do wyjścia Louis.
- Szkukam cumelka dla ciebie, żebyś się wreszcie zamknęła! - odgryzł jej się Clark.
Zapowiadał się długi dzień.
***
(Wesołe miasteczko, godzina ok. 14.00)
- Ciesze się, że was spotkałam Chloe, bo z tym tutaj - Louis wskazała głową na Clarka, który stał odwrócony do niej plecami i rozmawiał z Lexem - wogóle nie da się zabawić, czy w waszej okolicy wszyscy farmerzy są tacy sztywni?
- To zależy od TOWARZYSTWA - odpowiedział jej Clark, który słyszał wszystko bardzo dobrze, dzięki swojemu super-słuchowi.
- Widze, że manier też cię muszę nauczyć, smallville, nie słyszałeś nigdy, że się nie podsłuchuje? - zapytała zaczepnie Louis.
Lex i Chloe, równocześnie przewrócili oczami.
- Cóż, mówiłaś to tak głośno, że słychać cię było na drugim końcu miasta, nie dziwię się, że pół miasta wie o twoim...
- Dzieci, dość! - przerwała im Chloe, która już wyczówała awanture w powietrzu - my idziemy z Lexem na diabelskie koło, a wy tu posiedzicie razem dopóki nie przestaniecie sie zachowywać jak stare małżeństwo! I nie udawajcie obrzydzonych i zdziwionych! Każdy już to zauważył.- Chloe odwróciła się na pięcie i pomaszerowała w kierunku kolejki do diabelskiego koła. Lex tylko wzruszył ramionami i podążył za nią.
- Wow! To musi być niezłe! - oznajmiła nagle Louis, wskazując na "dom strachów" - Idziemy Smallville!
Clark już się przyzwyczaił do tego jak Louis potrafiła szybko zmieniać nastroje. W jednej chwili była w połowie awantury, a już za chwilę smiała się. To chyba najbardziej go zadziwiało.
"Dom strachów" faktycznie był straszny. Pełno tu było szkieletów ludzkich, krwi i pajęczyn. A wszystko wydawało się takie realne... Clark przystanął na chwilę przy gablotce z ludzkimi gałkami ocznymi i przez chwilę wydawało mu się że jedna z nich się poruszyła...
- Co jest Clarkie, boisz się paru oczek? buuuu!! - zażartowała Louis.
- Przez chwilę wydawało mi się że jedna z nich się poruszyła...
- Taaa jasne... a kosmici są wśród nas - stwierdziła Louis.
Clark uśmiechnął się sam do siebie. Gdyby wiedziała...
Minęło już dobre pół godziny, a oni wciąż krązyli po domu.
- Clark? Czy my już tędy nie przechodziliśmy? - zapytała Louis, starając się, aby zabrzmiało to zdawkowo, mimo że głos jej się trząsł. Byli w małym, ciemnym korytarzyku, a ona nie lubiła małych, ciemnych pomieszczeń.
Clark użył swojego super-wzroku, aby odnaleźć drogę powrotną, gdy nagle ujrzał postać po drugiej stronie korytarza... Skradała się.. Sledziła ich...
- Louis zaczekaj tu na mnie, słyszysz? Nie wolno ci się z tąd ruszyć! - Clark spojrzał na nią uważnie.
- Ale... co jest... - Louis zaczęła, ale Clarka już nie było - Clark?
On ją ciągle zadziwiał. Pojawiał się zawsze wtedy gdy tego potrzebowała, a w razie niebezpieczeństwa znikał, aby zaraz wrócić jak gdyby nigdy nic... Często wmawiała sobie, że nie obchodzi ją, co on w tym czasie robi. Okłamywała samą siebie... Obchodził ją każdy jego krok...
Nagle poczuła uderzenie z tyłu głowy. 'Taak.. zawsze wtedy gdy go potrzebuje' pomyślała Louis i osunęła się na ziemie. Zemdlała. (C.D.N.)