FanFiction.pl wiersze poezja serwis poetycko - literacki

u t w ó r


kategoria : / /



Pierwszy tom z cyklu Sztylety Grozy Rozdział 3

a u t o r :    werka_morelka


w s t ę p :   

Cześć! Zapomniałam wcześniej dodać, że to opowiadanie piszę własnoręcznie i bez pomocy programów sprawdzających. Jestem dyslektyczką więc z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy które mogą występować w tym tekście. Jeżeli toś ma pomysł jak dalej potoczą się losy bohaterów to miałabym prośbę żeby pomysły zostały zapisane w komentarzach. Już nie przedłużam, miłego czytania. :)



u t w ó r :

Trening

Następnego dnia rano Ethana obudziło przeszywające skrzeczenie feniksa i głos w jego głowie:
-Czemu ty tak długo śpisz? Pobudka, wstawaj! Zaraz będziesz musiał przechodzić ćwiczenia mocy i siły, więc nie możesz być zaspany. Ubieraj się, myj i leć na trening. A tak, przecież ty nie masz skrzydeł, więc biegnij!
-Czemu tak wcześnie? Która jest godzina?- Ethan spojrzał na skórzany zegarek, który dostał od ojca.
-Jest szósta rano, a ćwiczenia zaczynają się o szóstej czterdzieści pięć. Nie możesz się spóźnić - ponagliła go Enix i podała mu dziobem bluzkę i jeansy.
-Dobrze, już się ubieram, ale czy mogłabyś mnie na chwilę zostawić samego? Powinienem mieć też trochę prywatności.
Enix wysłuchała jego prośbę i… wyparowała. Po prostu zniknęła. Ethan starał się jak najszybciej wyszykować żeby zdążyć przed czasem. W jednym momencie, gdy był już gotowy, na jego ramieniu pojawił się feniks. Dziobnął go lekko w ucho, co oznaczało, że chłopak powinien już iść.

Sala przeznaczona do treningów znajdowała się w prawej części budynku. Była duża, wyłożona białymi kafelkami zamiast podłogi. W sali na Ethana czekał John z piątką towarzyszy w jego wieku. Byli ustawieni w szeregu przy lewej ścianie.
-To moi współpracownicy: Conor, Ivo, Jordan, Gabe i Luck. Będą cię szkolić pod okiem Enix- powiedział John. Ja jednak muszę teraz pójść załatwić kilka spraw. Potem do was dołączę.
Enix spojrzała porozumiewawczo na Ethana i podleciała trochę wyżej, żeby widzieć wszystko co się dzieje w sali.
-Zaczynamy trzecią część treningu o nazwie ,,Pomoc”. Żeby wygrać walkę trzeba działać razem i sobie pomagać. Bardzo często nasi sprzymierzeńcy mogą dostać poważnych obrażeń. Teraz wyobraź sobie, że jestem ranny i że musisz mi pomóc. Conor i Luck będą udawali twoich wrogów i spróbują cię powalić na ziemię. W Tym czasie musisz bezpiecznie przeprowadzić mnie na drugą stronę sali. Przed wrogami możesz się bronić w dowolny sposób: kopiąc, uderzając pięściami, czerpiąc moc od feniksa albo po prostu uciekając, co nie jest najlepszym wyjściem z sytuacji. Rób co chcesz i postaraj się nie upaść - poinstruował Ivo. Jordan, Gabe! Stańcie przy drzwiach wejściowych. Narazie nie będziecie nam potrzebni.
Nikt nie chciał mu się sprzeciwić. Jego głos był tak spokojny i cierpliwy jakby jego struny głosowe były zrobione z waty cukrowej. Wszyscyjednak ustawili się tak jak kazał mężczyzna. Na znak, że trening się rozpoczął, Enix wydała tak przerażający skrzek, że wszystkich przeszły ciarki. Ethan próbował się skupić na odparowywaniu ataków przeciwników. W jednej wolnej chwili pomyślał o jakimś mieczu i spróbował go sobie wyobrazić w dłoni. Przecież można się było bronić w dowolny sposób. Luck chciał powalić chłopaka prawym sierpowym, aż tu nagle w ręce nastolatka pojawił się długi miecz i przeciął skórę przeciwnika. Luck jęknął cicho z bólu i próbował zatamować dłonią sączącą się z rany czerwoną krew. Ethanowi przypomniało się jak bardzo był głodny. Oblizał wargi i patrzył się jak osłupiały na strumień krwi. Ivo podbiegł do towarzysza, nachylił się nad nim i wypowiedział serię niezrozumiałych słów. Brzmiały one mniej więcej tak: ,,Onulis rumpis kezem nainal”. Rana na barku mężczyzny momentalnie się zasklepiła i przestała z niej lecieć krew.
-Przepraszam, nie chciałem. To był wypadek. Przecież mówiłeś, że mogę walczyć w dowolny sposób prawda?- powiedział zaniepokojony chłopak.
-Tak, to prawda. Powiedziałem tak, ale nie myślałem że dasz już radę wyczarować jakąś broń. Jak na początkującego poradziłeś sobie nieźle z magią. Niestety Luck trochę na tym ucierpiał, ale na szczęście znam kilka zaklęć leczniczych i nie stało się nic poważniejszego - stwierdził Ivo.
Spojrzał na Enix takim wzrokiem, jakby to była jej wina i krzyknął do niej:
-Dlaczego go nie powstrzymałaś? Przecież wiesz co on myśli i co chce zrobić. Nawet nas nie ostrzegłaś!
Wszyscy stali w milczeniu i nikt nie odważył się nawet odetchnąć. Słychać było tylko trzepot skrzydeł feniksa unoszącego się pod sufitem.
Nagle w sali rozległ się głośny dźwięk otwierania drzwi. W pewnym momencie wszedł przez nie John a za nim piękna dziewczyna średniego wzrostu. Wyglądała jakby była w wieku Ethana. Miała na sobie czarne trampki, czarne rurki, białą obcisłą bluzkę i za dużą o jakieś dwa rozmiary bluzę koloru khaki. Miała ciemnobrązowe, falowane włosy upięte w niedbały kok ,a jej zielone oczy… były tak piękne, że gdy się w nie spojrzało zapominało się o całym świecie i tym że groziło im niebezpieczeństwo. Wyglądałaby na normalną nastolatkę, gdyby nad jej dłonią nie unosił się płomyk ognia. Posiadała też srebrną bransoletę na lewej ręce w kształcie węża która dziwnie emanowała światłem, jakby coś było w jej środku i ch ciało się wydostać. Ethan nawet nie zauważył, że dziewczyna do niego podeszła i zaczęła pstrykać mu plcami przed twarzą. Po jakimś czasie chłopak oderwał od niej wzrok, po czym wydukał:
-Yyyy… cz…cześć.
-Czemu wszyscy chłopacy tak reagują widząc mnie? To zaczyna powoli denerwować. – powiedziała ze zirytowaniem nieznajoma – Jestem Alice i niestety będę musiała Cię uczyć przez najbliższe kilka dni.
Ogień na jej dłoni zaczął niebezpiecznie się iskrzyć i dziewczyna zacisnęła pięść, a płomyk zniknął.
-Z wyglądu nie wydajesz się czarodziejką ale mogę się założyć, że dodajesz trochę magii do swojego wyglądu, bo to chyba…- zaczął mówić Ethan ale Alice mu przerwała i powiedziała:
-Zamknij się wampirze. To, że jesteś nieśmiertelny to nie znaczy, że możesz sobie pozwalać na takie komentarze. I nie, nic nie dodaję do swojego wyglądu. Jeżeli jeszcze raz coś takiego do mnie powiesz to przysięgam, że zaczniesz odczuwać tak straszliwy ból…
Nagle podszedł do nich John i położył jej rękę na ramieniu mówiąc:
-Al, czy mogłabyś jakoś łagodniej zwracać się do naszego gościa? Jest nowy i zdezoriętowany, więc przestań się tak zachowywać.
Potem zwrócił się do chłopaka:
-Przepraszam za moją córkę. Ostatnio jest w złym humorze bo przechodzi stratę matki… A wracając do tematu, jak słyszałeś, Alice będzie uczyła Cię podstaw magii, i tego jak czerpać moc od sprzymierzeńców.
-Okej. Postaram się z nią wytrzymać. A tak w ogóle, czy Enix jest moja?- zapytał chłopak
-Wybrała Cię na swojego właściciela. Niektórzy z nas, ludzi znajdujących się w tym budynku, posiadają zwierzęta, które dają im siłę i są wspaniałymi kompanami. Moja córka posiada węża pustynnego o imieniu Tyfon. Niestety nie potrafią komunikować się w dwie strony. Wąż doskonale rozumie co ona mówi, myśli i czuje, ale nie umie porozumiewać się telepatycznie ani w żaden inny sposób. Nie masz jednak władzy nad Enix. To też jest istota żyjąca, która myśli i może robić co chce więc lepiej będzie jak jej nie zdenerwujesz.- powiedział John
Gdy Ethan spojrzał na feniksa szybującego przy jednym z okien, wydawało mu się, że ptak lekko kiwnął głową, jakby potwierdzając to co powiedział mężczyzna. Potem chłopak spojrzał na Alice, która nagle miała węża owiniętego wokół lewego nadgarstka i gładziła go lekko po głowie.
-Masz fajnego węża- powiedział chłopak.
Zwierzę nagle zasyczało groźnie.
-Nie lubi jak ktoś kłamie więc uważaj jak mówisz nieprawdę w jego towarzystwie.- powiedziała ze spokojem Alice- Czasem potrafi mocno ugryźć.






o c e ń     u t w ó r

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.

s t a t y s t y k a

śr. ocen : 0.00
il. ocen : 0
il. odsłon : 1670
il. komentarzy : 0
linii : 36
słów : 1388
znaków : 7287
data dodania : 2018-03-30

k o m e n t a r z e

Brak komentarzy.

d o d a j    k o m e n t a r z

Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.



p o l e c a m y

o    s e r w i s i e