|
|
|
|
|
kategoria : / /
Crowley i Corvo
a u t o r : Crowley
w s t ę p :
Historia dwóch towarzyszy broni i ich gonitwy usłanej zemstą, dobiega ku końcowi.
u t w ó r :
Crowley i Corvo
Obudził się, niechętnie podniósł głowę i przetarł dłońmi oczy jakby licząc na odegnanie w ten sposób wszelkiego zmęczenia. Nie złożył rąk, trzymał w nich twarz tak przez dłuższą chwilę uspokajając swoje myśli i spowalniając nerwowy oddech. - Ze snem nie jest mi ostatnio po drodze. - Jego własne słowa, do których już przywykł być może bardziej niż powinien, skwitowały jego samopoczucie odbijając się echem w głowie. Żar z ogniska jeszcze dostarczał znikomego ciepła. Rozejrzał się, zgodnie z założeniem jego miecz - którego rozmiary mogłyby zniechęcić prawdopodobnie każdego potencjalnego złodzieja - spoczywał oparty o drzewo. Przewiesił przez plecy swoją broń, po czym założył na siebie złożony wcześniej na wzór poduszki skórzany płaszcz. Sięgnął po swój czarny jak smoła bukłak z bimbrem, wziął głęboki łyk i wylał nieco na twarz śpiącego Corvo. - Co j....kur...kurwa mać ! Na prawdę, Crowley ? - jak rażony piorunem Corvo podniósł się na równe nogi, niekoniecznie chętnie ugryzł się w język hamując falę bluźnierstw, wyrwał alkohol z rąk towarzysza i pociągnął łyk godny tej dwuosobowej kompanii – Jak na wojownika o Twoich umiejętnościach, wyjątkowo słabo celujesz, chociaż mogłeś do gęby lać. Absolutnie nie przejmuj się tym marnotrawstwem wyjątkowo zacnego trunku. - Szybko się zerwałeś - powiedział obojętnie Crowley. - Twoja relacja z posłaniem również się nie układa ? Poza tym i tak nie wierzę że zdołałem Cię zaskoczyć. - Zaskoczyć ? Nie. Zawieźć ? Prędzej. Zwyczajnie nie wierzyłem że to zrobisz. Zazwyczaj śpię jak małe dziecko, ostatnio jednak...trochę gorzej. - Corvo z zamysłem uciął temat i wziął się za zbieranie swoich rzeczy. Łuk wraz z płaszczem znalazły swoje miejsce na jego plecach i barkach. Crowley spojrzał w górę na koronę drzew przez których liście intensywnie przebijały się promienie słońca. - Cholera...- zaklął, a na jego twarzy zdominował smutek. - Całkiem ładny dzień się zapowiada, niemal żałuję że zrujnujemy go kilku niewinnym osobom. Corvo zarzucił kaptur na głowę, osłaniając twarz przed niepotrzebnym wzrokiem postronnych i dając tym samym sygnał gotowości do drogi. - Ruszajmy – Stwierdził Crowley, sięgając po bimber. Niedługi czas później maszerując w ciszy, która odpowiadała obojgu wojownikom wyłonili się spośród drzew, zostawiając las za sobą i kierując się w stronę miasta gdzie miał dokonać się finał ich krucjaty.
Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą oceniać utwory.
śr. ocen : 0.00
il. ocen : 0
il. odsłon : 1767
il. komentarzy : 0
|
linii : 12
słów : 467
znaków : 2426
data dodania : 2018-03-02
|
Brak komentarzy.
Niestety, tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Wszelkie utwory zamieszczone w serwisie należą do ich autorów i są zastrzeżone prawami autorskimi. Zespół fanfiction.pl nie odpowiada za treść utworów i komentarzy. © 2005 - 2020 fanfiction.pl
|
|