kategoria : Proza / Fikcja / Fantastyka
Historia Ingrid Inger Bergmann cz.1
a u t o r : Sarafina
w s t ę p :
Pierwszy odcinek bardzo dłuuuuuugiej powieści opowiadającej historię mojej postaci - Ingrid Inger Bergmann.
u t w ó r :
Na początku początka wszystkich początków wszystkiego nie było nic poza chaosem, nicością i Starą Erą, która istniała mimo iż nie istniał czas. Nicość była tak idealna, że nie było nawet samego Boga. Trudno to pojąć, przecież niby jest wiadomo, iż Bóg istniał zawsze. Ale jeśli wyobrazimy sobie, że nie było też czasu, a gdy nie ma czasu, nie ma ani nigdy, ani zawsze, możemy to sobie wyobrazić. Zawsze i nigdy powstały z powstaniem czasu, a więc możemy powiedzieć, że Bóg istnieje dłużej niż od zawsze.
I narodził się Bóg. Zrodził się Sam z Siebie, z nicości, z dogłębnego chaosu. Chaos nie był Mu ojcem, On Sam Sobie był ojcem, matką, siostrą, bratem, przyjacielem i wrogiem.
Rzucił chaosowi wyzwanie. Zerwał się jego potężny głos, przerywając ciszę i starł się z nią. Była to tytaniczna walka.
- Niech stanie się światłość! Niech wynijdzie z ciemności!
Chaos, mroczny i ponury, nie chciał słuchać Boga, lecz wyzwanie wibrowało w nim aż uderzyło w jego pozbawioną ładu środkową część. Głos odbił się od chaosu i zaczął uderzać uwielokrotniony nim we wszystkie części chaosu, który był dotąd niczym i wszystkim. Coś w nim pękło, rozpadło się na części. Chaos stracił wolę. Wibrując od wysiłku, wydobył z siebie światłość. Bóg i dźwięk zwyciężyli walkę, ale nie wojnę.
Niemal natychmiast Stwórca rzucił w otchłań kolejne wezwanie:
- Niech stanie się pieśń i będzie dźwiękiem najczystszym, uwielbionym!
Chaos miał wciąż swoje opory, ale wtedy przyszła Bogu na pomoc jego służebnica - światłość. Uderzyła w chaos, tak że rozpękł się i poległ ze zdwojoną mocą, dwa razy szybciej niż za poprzednim wezwaniem.
- Niech stanie się czas! Niech odmierza sekundy, minuty, godziny, dni, tygodnie, miesiące, lata, wieki i tysiąclecia! Od tego momentu jest początek, wieczność, było, jest, będzie, koniec, zawsze i nigdy!
Czas stał się. światłość, dźwięk, pieśń, Bóg Sam czuli jego upływ. Chaos czuł jego upływ.
Stara Era rozpękła się i zaczęła się Nowa Era Starego Świata.
Bóg rzucił chaosowi ostatnie, najgorsze dla niego wyzwanie:
- Niech stanie się prawda! Niech potwierdza światło, ciemność, dźwięk, ciszę, pieśń, mowę i czas! Niech nie potwierdza chaosu! Niech go nie pamięta!
Chaos przestał istnieć.
Bóg po raz ostatni powiedział głębokim, czystym i pełnym prawdy głosem:
- Niech stanie się miłosierdzie. Najczystszy z owoców chaosu, jego pogrobowiec. Dobro samo wzięte z mieszaniny wszystkiego.
Stało się miłosierdzie, wszystkie stworzenia Boże wykąpały się w nim, a On Sam był go pełny dla wszystkiego, co do tej pory stworzył i co stworzyć jeszcze zamierzał.
Bóg stworzył tedy duchy wolne; aniołów, Jutrzenkę, Solarisa i Artemisa. Jutrzence oddał gwiazdę zaranną, Solarisowi słońce, zaś Artemisowi księżyc. Błogosławił duchom wolnym słowami:
- Żyjcie. Daję wam i wszystkim waszym potomkom wieczystą i niezłamaną niczym wolność. Niechaj nawet Moja wola w nią nie ingeruje!
Stworzenia skłoniły się Mu i obiecały nie wykorzystywać swojej wolności przeciw Bogu.
Stwórca uśmiechnął się, widząc, że wszystko co stworzył, jest dobre. Jął wypytywać stworzenia, co myślą o światłości, dźwięku, czasie i innych stworzeniach. Co myślą o sobie samych. Duchy wolne rozpływały się w pochwałach i widziały tylko nieskalane dobro. A Bóg widział, że mówiły szczerze, lecz nie dostrzegały w rzeczach wad, które On Sam dostrzegał.
Wziął więc iskrę światła i zmieszał z ciemnością. Uczynił kolejnego ducha wolnego i nazwał go Belzebem. Chciał krytyki. Wiedział, że to co powstało wyłącznie z światłości widzi tylko światłość i nie miał pretensji do innych wolnych duchów. Belzeb przedstawił mu szczerą krytykę, ale złamał przysięgę nie wykorzystywania wolności przeciwko Bogu. Namówił aniołów, by obrócili się przeciw Stwórcy. Bóg nie mógł go zniszczyć, gdyż przysiągł mu wieczystą i nieskalaną wolność słowa, czynu i mowy. Wygnał Belzeba razem z upadłymi aniołami w chaos. Długo nie chciał Bóg stwarzać nic nowego, bo w Starym świecie istniało już zło. Zło, którego Bóg się brzydził i nieco bał.
Długo namawiali go Artemis, Jutrznia i Solaris wraz z resztą aniołów. Bóg nie chciał nic stwarzać przez wiele milionów lat. Uczynił w końcu niebo, raj, piekło i czyściec. Pokazał je duchom wolnym i pozwolił w nich bywać. Do piekieł strącił Belzeba z kamratami, który odtąd zwany jest Belzebubem.
I ostatnie stało się Ono.
Wyszło Samo z Siebie, tak jak Bóg. Było Nim. Mimo iż cząstka Boga była w każdym Jego stworzeniu, w Nim był On sam. Był Nim. Trwał Nim. Nad Starym światem uniósł się najgłębszy i najczystszy głos, który powiedział pełen miłosierdzia:
- Na początku było Słowo, a Słowo było od Boga, i Bogiem było słowo.
- Aslan... - nazwała delikatnym głosem Pana Jutrzenka.
- Selidu! - krzyknął Artemis.
- Mesjasz... - powiedział z głęboką czcią Solaris.
Słowo uśmiechnęło się słysząc Swoje pierwsze imiona, których miało Mu jeszcze przez lata przybyć.
Wszystkie duchy wolne padły na kolana.