kategoria : / /
Kilka dni naszego życia cz.1
a u t o r : michaeljohnson
Jak szybko to zleciało.. Za miesiąc koniec. Matura i to by było na tyle. Rozpoczniemy dorosłe życie. Nowe życie. Czekałem na to, od kiedy pamiętam, ale dziś...dziś boję się przyszłości. Boję się tego jakie błędy jeszcze mogę popełnić. Jestem Michael Johnson. Ta historia wcale nie jest oparta na faktach.
Stoję tu...znowu. Przede mną weszła Eva – ta dziewczyna, której nie cierpię. A kto lubi..Jakby kogoś interesowało, to Eva wcale nie jest brzydka. Brązowooka brunetka, nie za chuda, nie za gruba. Zastanawiałem się właściwie kiedyś czemu nie mogę jej znieść. To te odzywki, które puszcza w stronę innych czy może głupi uśmiech który pojawia się na jej twarzy gdy ktoś próbuje jej wmówić swoją rację..nawet jeśli jej zdanie jest błędne. Nieważne. Stoję tu. Tak czy siak, znowu nie ma odwrotu. Szkoła i ta klasa..przeklęta 113. Przysięgam, że jakby nagrać horror o szkole, to najstraszniejszym pomieszczeniem powinno być 113. Wchodzę.
- Dzień dobry. - mówię wychowawcy już siedzącemu w klasie. Muszę, nie mam możliwości go ominąć.
- Dzień dobry, dzień dobry. - odburknął, jakby od niechcenia.
To zabawny facet, wprawdzie czasem irytujący, ale umie rozśmieszyć swoją bezradnością w stosunku do nas.
- Kolejny dzień w tej szkole, kolejny dzień depresji. - powiedziałem siadając obok mojej przyjaciółki Caroline.
- Nie przesadzaj...jeszcze zatęsknimy.
- Za czym ? - zapytałem z ironią.
- Myślisz, że po tym będzie lepiej ? Zawsze mogło być gorzej.
Caroline Cavel. Głos rozsądku...niby. Kocham Ją, zawsze mogę się Jej zwierzyć i pośmiać. Caroline jest kimś, kogo ciężko opisać. Potrafi być śmiertelnie poważna, a czasem nie do zniesienia zabawna. Człowiek żywioł. To co Ją wyróżnia to prawdopodobnie to, że unika konfliktów i umie robić dobrą minę do złej gry. Ale o tym później. Przecież nie jestem w stanie wszystkiego opowiedzieć od razu.
- Gorzej już być nie może. - powiedziałem, chociaż wiedziałem, że może...że będzie.
Po 45 minutach bezsensownego pierdolenia tego barana na języku polskim nareszcie wyszliśmy z klasy. Jak zawsze mam wrażenie, że jestem bardziej śpiący, niż wtedy zaraz po obudzeniu czy wejściu do szkoły. To talent. Trzeba przyznać.
- Monka skarbie, wszystko ok ? - zapytałem Monique Spavel. Inną przyjaciółkę z klasy.
- Jest ok, a czemu pytasz ?
- Tak po prostu. Jakaś smutna się wydajesz.
- Nieee, jest ok, zmęczona jestem.
Wiedziałem, że to nieprawda. Monique to cicha osoba, ale myśli o wiele więcej niż mówi. Znam jej chłopaka – Darecka. Jest w porządku, ale do czasu. Jak się zdenerwuje, zdaje się nieobliczalny. Może kiedyś zdobędę się na odwagę i zapytam czy o niego chodzi. Mon to człowiek zabawa..zwodzi ludzi tym, że mało się odzywa, ale to pozory. Ona po prostu potrzebuje czasu, żeby się otworzyć.
I tak właśnie lecą moje dni. Gadanina o niczym i o wszystkim. Pogadać na ciekawsze tematy wychodzę na W7. Zazwyczaj z moją trzecią przyjaciółką. Tu pojawia się Marthina. Prawdopodobnie jeden z najciekawszych ludzi jakich znam. Wydaje się słodka, niewinna.. pozory. A właściwie pozory pozorów. Bo ona taka jest, ale ''przykrywa się'' czymś co nazywam zawsze ' suką'. Stara się nie okazywać swoich uczuć zbyt emocjonalnie. Jakiś czas temu zmarła jej mama. W takich momentach, człowiek traci część siebie. Pojawia się nowa...kawał nowej osobowości którą trzeba poznać..zrozumieć.
Żyłem w ten sposób za długo. Dzień Wiosny, moja alergia na pyłki mnie wykończy mimo że cholernie kocham tą porę roku. Tej nocy leżałem i błagałem wszechświat, by wyrwał mnie z rutyny. By wyrwał mnie z tego co nazywam życiem, bo tak naprawdę wcale nie czuję tego, że żyję.
Uważaj czego sobie życzysz późną nocą, gdy nawet Bóg śpi, a Twoją głowę przepełnia tyle rzeczy, których powstydziłby się nawet Szatan...
Ten ranek był inny od wszystkich. Ciężko mi to wytłumaczyć. Po prostu zdawał się lepszy. Wtedy jeszcze nie przywiązywałem do tego większej wagi. Może powinienem..ale po co cenić każdy dzisiejszy dzień, skoro jutro i tak będzie drugi ?
Jadąc autobusem się uczyłem, jak zwykle. Na wszelki wypadek. Nie lubię gdy coś mnie zaskakuje. Wszystko wydawało się takie samo. Czytałem notatki, gdy moja koleżanka pierdoliła o tych beznadziejnych grach i bajkach, które mnie nie interesują. Autobus nagle stanął. Kierowca wybiegł, nie wiedziałem co się dzieje. To się stało wtedy. Huk, uderzenie, krzyk ludzi...na ulicy leżeli ludzie. Byłem przerażony. Co się stało ?
- Boże ! Ludzie uciekajcie !
- Zaraz wybuchnie.
Wszędzie leżały ciała. Wybiegłem z autobusu z innymi ludźmi. Biegłem ile sił w nogach. Dobiegłem kilka ulic dalej. Nic się nie działo. Jakby nic się nie stało. Cisza, spokój. Zobaczyłem nadjeżdżający autobus. Wskoczyłem jak tylko się zatrzymał. Nie miałem biletu. Ten jechał inną drogą – spokojną. Co tam się stało ? Przed czym uciekłem ? Skąd tyle krwi wszędzie ? Dojechałem do szkoły. Nikomu nie powiedziałem co się stało. Nie chciałem, żeby w razie czego policja mnie o coś wypytywała. Te obrazy w mojej głowie ciągle się przewijały. Wnętrzności ludzi były dosłownie wszędzie. Jak zwykle na długiej przerwie wyszedłem z Marthiną na papierosa. Opowiedziałem Jej o wszystkim. Wiedziałem, że tylko Jej moge.
- Ale nie wiesz co tam się stało ?
- Nie mam pojęcia, po prostu uciekłem. Ludzie rozchodzili się w różne kierunki. Bałem się zostać. Słyszałem jak ktoś krzyczał, żeby uciekać, bo zaraz wybuchnie.
- Ale co wybuchnie ?
- Skąd mam wiedzieć. Ludzie leżeli wszędzie. Byłem w amoku.
- Ja pierdole. Ja nie wiem co bym zrobiła.
- Co mam teraz zrobić ? Nie mogę przestać o tym myśleć. - pytałem, jakbym oczekiwał, że nie da mi innej rady niż dobrej.
- Jedź do domu. Połóż się. Jutro pewnie będzie wiadomo co się stało.
Miałem inny wybór ? Spaliłem papierosa do końca, czując jak dym wypełnia dokładnie całą przestrzeń moich płuc.
W domu nie mogłem zasnąć, jeść...nawet rozmawiać.
- Wiesz co dzisiaj się stało ? - moja mama zapytała wchodząc do pokoju.
- Co ? - zapytałem bez emocji, całkiem skupiony na sytuacji sprzed kilku godzin.
- W tir z jakimiś paliwami wjechało kilka samochodów. Prawdopodobnie masowe samobójstwo. Pożar jak cholera.
- O kurwa. - zdołałem ledwo wypowiedzieć.
- Dobrze, że jechałeś wcześniejszym autobusem. - mama powiedziała, jakby z ulgą.
- Dzięki Bogu. - powiedziałem jakbym wcale się nie przejął tym co się stało.
Ta noc była okropna. Tam byli moi znajomi...ludzie których znałem. Nie mogłem dodzwonić się do koleżanki, która opowiadała mi o bajkach i grach.
Następnego dnia dowiedziałem się czemu. Nie zdążyła uciec. Zablokowała się w autobusie gdy ludzie z niego wybiegali.
- Nie żyje. 12 lat wspólnego dorastania. Kiedyś byliśmy przyjaciółmi, potem wszystko się zmieniło, ale to bez znaczenia. Ona nie żyje. Wybiegłem i zostawiłem Ją tam. Samą.
Nie poszedłem do szkoły. Bałem się, że hisotria z autobusem może się powtórzyć.
3 dni później po pogrzebie Claudii w końcu musiałem wyjść z domu. Ten weekend był taki zimny..mimo, że na termometrze było +15 stopni. Przyjechała Dominique. Przyjaciółka Kelly. Obie chodzą ze mną do klasy. Chciałem być sam, ale ona nigdy nie pozwoli mi na to wiedząc, że cos jest nie tak. Nie powiedziałem Jej co się stało. Nie mogłem.
Dominique Jewells to prawdopodobnie ta, którą znam najdłużej z klasy. Czasem wydaje się bezmyślna, ale tak naprawdę zdaje mi się, że jest zagubiona. Kiedyś chciałaby być sławna. Wszyscy mamy marzenia, ale ona naprawdę do nich dąży..zaciekle.
Kolejny papieros. To już chyba trzeci. Siedziałem z Dominiką, ale prawie nie rozmawialiśmy. Ciężko było mi wykrztusić z siebie słowo. Przyjechała z Tomem. Thomas Beck to najbardziej napakowany chłopak w naszej klasie. Dobrze wyrzeźbione ciało, przystojna twarz i inteligencja. Gdyby był wyższy, pewnie miałby o wiele większe powodzenie. Z Dominique przyjaźnili się bardzo długo, potem się pokłócili, ale wygląda na to, że znowu jest ok. Obydwoje noszą okulary. Właściwie kiedyś pomyślałem, że byłaby z nich ładna para.
Tomasz ciągle coś mówił. Chciał rozluźnić atmosferę. To był genialny dzień – wiatr wiał tak mocno, że blond, falowane włosy Dominique rozchodziły się jak gałęzie drzewa. Jednocześnie było jednak ciepło.
- Słyszeliście o tym co się stało ? O wypadku ? - Zapytał Tom.
- Nooo, masakra. 12-stu ludzi nie żyje. Podobno kilku jest w szpitalu.- powiedziała Domi, jakby nie sprawiało na niej to wrażenia. - Misiek, znałeś kogoś z tych co nie żyją ?
- Mówiłem, żebyś nie mówiła tak do mnie do kurwy nędzy. - odpowiedziałem podirytowany.
- O Jezu...no znałeś ?
- Większość. - odpowiedziałem bez emocji, z lekkim wyrzutem, że o to pyta. - Jedna była kiedyś moją przyjaciółką.
- Przykro mi..- powiedziała i czułem, że to było szczere.
- To dlatego jesteś taki przybity. - domyślił się Thomas.
- Nieważne. Ogarnę się. Po weekendzie będę jak nowy. - kłamałem.
Weekend zleciał szybciej niż myślałem. To było piekło. Koszmary ciągle do mnie wracają. Ale muszę się skupić na sobie. Zawsze byłem egoistą. Lubię to w sobie..pomaga mi nie zwariować od słuchania ciągłych problemów jak nie przyjaciółek to kolegów.
Ale kurwa jaja ! Eva jest z Aidenem ! - powiedziała Nicole, dziewczyna z mojej klasy podchodząc do mnie, Caro i Mon.
Nicole Grape to chyba najzabawniejsza osoba w mojej klasie i jako nieliczna optymistycznie do życia nastawiona. To mała, pulchna przekochana osóbka z krótko ściętymi włosami i wiecznym bananem na twarzy. Od dłuższego czasu podejrzewam ją o homoseksualizm i nie mówię tego w złej wierze. Toleruję to, a nawet fascynują mnie tacy ludzie.
Wiadomość o związku naszej nielubianej koleżanki z największym kujonem w klasie niezbyt nas zdziwiła. Widać było od dłuższego czasu, że mają się ku sobie.
- Mało tego ! Nie uwierzycie, ale Kelly podobno kocha się w Aaronie ! - to też mnie nie zdziwiło.
Kelly Grades to przewodnicząca naszej klasy. Lubi ustawiać ludzi, a oni udają, że ją lubią. Pochodzi z bogatego domu. Pomimo tego, że nie jest w moim typie, to ma powodzenie u chłopaków. Ciekawa sprawa, bo Aaron nie wydaje się być nią zainteresowany. Aaron Bugedt był kiedyś przewodniczącym, ale zrezygnował. To jeden najlepiej zorganizowanych ludzi jakich znam. Ron- bo tak nie niego mówimy- uwielbia pieniądze i od młodych lat sam je zarabia. Swojego czasu myślałem, że kręci z Caroline, ale teraz sam już nie wiem.
- Nie masz własnego życia Nic ? - zapytałem Nicole, jakby nie obchodziły mnie newsy, które przyniosła. W rzeczywistości było inaczej. Lubiłem słuchać o innych bo moje życie nie obfitowało w przygody miłosne, ani żadne inne. Wtedy jednak nie miałem do tego głowy, byłem rozdrażniony. Wypadek cały czas zawracał mi w głowie.
- A Ty co taki jakby Cię krowa kopnęła ? - zapytała Nic, myśląc chyba że żartuje.
- Nieważne. - uciąłem. Nie chciałem po sobie nic pokazywać.
Zadzwonił dzwonek na lekcje. Cały angielski byłem nieprzytomny.
- Co się dzieje ? - Caro domyśliła się, że coś jest nie tak.
Opowiedziałem Jej dokładnie co się stało. Jest wrażliwa. Widziałem łzy w jej oczach.
- Musisz się pogodzić z tym co się stało. Myślałeś, żeby iść z tym na policje ?
- Nie. Nie zamierzam. Nie mogę pozwolić sobie na ledwie 2 miesiące przed maturą na to żeby coś mnie rozproszyło...było minęło. Trzeba iść dalej. Ludzie umierają.
- Wiesz, że tak to nie działa ? To, że sobie coś wmówisz nie wymaże tego co się stało.
- Sam sobie z tym poradzę. - odpowiedziałem lekko poirytowany. Przytaknąłem i przytuliłem Ją.
Po szkole spotkałem się z Marthiną. Wiedziała o wszystkim, ale nie pytała o nic.
Nie obchodzi Cię jak się czuję ? - zapytałem
Jakbyś chciał coś powiedzieć, to sam byś zaczął. Wiem jak to jest kiedy wszyscy wokół zawracają głowę swoim zrozumieniem. - powiedziała ' zrozumieniem' z ironią.
Wykańczające- powiedziałem.
Spędziliśmy miłe popołudnie i wieczór. Zapomniałem na chwilę o wydarzeniach, które miały miejsce. Spacer z nią dobrze mi zrobił. Marthina ma długie ciemne włosy z fioletowymi końcówkami, jasną cerę i ubiera się cała na czarno, od kiedy pamiętam. To nas łączy. Uwielbiamy ciemne kolory i skórzane kurtki.
Następne kilka dni okazały się być powrotem do rutyny. Nie przeszkadzało mi to. Chciałem tego. Nie wiedziałem jeszcze co się szykuje.